Benjamin Verbić

Benjamin Verbić: W lipcu wrócę do Kijowa, ale może w Legii mi się spodoba?

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Maciej Ziółkowski

Marcin Szymczyk, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

17.03.2022 08:40

(akt. 18.03.2022 15:59)

– Legia zawsze powinna zdobywać krajowe puchary, mistrzostwa. Chcę też jej pomóc w lidze, aby na koniec sezonu zajęła jak najwyższe miejsce. A potem zobaczymy co się wydarzy. Cały czas mam ważny kontrakt z Dynamem Kijów, umowa została jedynie zamrożona przez władze piłkarskie. Pierwszego lipca wrócę na Ukrainę. Zobaczymy jaka będzie sytuacja – mówi Benjamin Verbić w rozmowie z polskimi dziennikarzami na spotkaniu zorganizowanym przez klub.

To nie jest proste, by myśleć o futbolu, gdy na Ukrainie toczy się wojna. Postanowiłeś zresztą wesprzeć tamtejszą armię.

– Kiedy przeżyłem to, czego doświadczyłem przez trzy dni wojny, chciałem pomóc temu państwu. Moja dziewczyna jest Ukrainką, jej rodzice, najbliżsi nadal tam są. Wysłałem drona i trochę sprzętu medycznego, kamizelki kuloodporne – paczka dotarła w środę, dzięki Bogu. To dobrze, że Legia również bardzo pomaga. Byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem, że poza stadionem działa jej fundacja, gdzie zawodnicy – i nie tylko – mogą przynosić różne potrzebne rzeczy. To naprawdę budujące.

Jak byś opisał swoje trzy ostatnie dni na Ukrainie?

– Nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś takiego. Bałem się, ale jednocześnie wiedziałem, że muszę opiekować się synem, dziewczyną, zająć się nimi i zabrać w bezpieczne miejsce. A emocji było dużo, szczególnie pierwszego dnia, kiedy nie wiedzieliśmy, co robić. Spakowaliśmy się, schowaliśmy rzeczy do auta i czekaliśmy na odpowiednią chwilę, ponieważ nie wiedzieliśmy, co może się wydarzyć na drodze. Nie miałem pełnego baku, tylko pół, a połowa stacji benzynowych na Ukrainie okazała się zamknięta. Jednorazowo można było tankować zaledwie 20 litrów, ale czasami rozmowy przynosiły efekt i udawało się nieco więcej.

Pierwszy z trzech dni spędziłem w mieszkaniu. Potem ja, Tomasz Kędziora i Denys Harmasz, wraz z rodzinami, wybraliśmy się do bazy Dynama. Później dołączyło do nas wielu innych piłkarzy, po 10 dniach byli już wszyscy. Przez większość czasu siedzieliśmy tam w podziemiach. Trzeciego dnia, o 12., „Kendi” otrzymał telefon od ludzi z otoczenia premiera, którzy powiedzieli, że to jedna z ostatnich szans na opuszczenie Kijowa. Przyjechał po nas człowiek z innego miasta, ruszyliśmy za nim. Musieliśmy wyłączyć lokalizację w telefonie. Jechałem własnym samochodem, razem z dziewczyną i dzieckiem.

Opowiedz trochę o tej podróży z Kijowa do Polski.

– Bardzo długa, trudna, szalona, ​​wiodła przez boczne drogi. Pojawiło się kilka nieoczekiwanych spraw, jak barykady, które miały miejsce co dwa, trzy, cztery kilometry. Ludzie stali z bronią, sprawdzali paszporty. Wszystko się dłużyło, zwłaszcza dla mojej dziewczyny, która musiała trzymać dziecko na przednim siedzeniu, ponieważ samochód był pełny. Mieliśmy jeden przystanek, we Lwowie, kiedy czekaliśmy na polskiego ambasadora. Do granicy dojechaliśmy po 24 godzinach. Ale udało się, dzięki Bogu. Jesteśmy cali i zdrowi.

Wyobrażasz sobie powrót do Dynama w lecie?

– Mam nadzieję, że będę mógł wrócić i ponownie zagrać w klubie z Kijowa. Jest mi ogromnie żal ludzi, którzy dalej tam są. Cały czas rozmawiam przez telefon z moimi kolegami z drużyny, znajdują się w zachodniej części kraju. Wierzę, że obecna sytuacja, która ma miejsce, skończy się jak najszybciej, bo to też nie jest dobre dla Europy i innych krajów, zwłaszcza Polski, która jest bardzo blisko od tych wydarzeń.

Kiedy miałeś pierwszy kontakt z Legią?

– Trzy dni przed startem wojny, chodziło wówczas o wypożyczenie. Rozmawiałem z trenerem Lucescu, który powiedział, że chce, abym został. Ale wiadomo, co wydarzyło się później…

Otrzymałem sporo telefonów z różnych klubów – z Europy, trochę z Ameryki, ale ta zmiana w regulaminie, którą wprowadziła FIFA, pozwala jedynie na trzymiesięczne przenosiny. Kilka drużyn chciało mnie pozyskać, proponowało dłuższy kontrakt, lecz ja tego nie chciałem – myślę, że to nawet nie jest dozwolone.

Wybrałem Legię, bo była najbardziej zainteresowana, konkretna, mój agent miał z nią bezpośredni kontakt. Co ciekawe, w przeszłości (w 2020 i 2021 roku – red.) dwa razy graliśmy z Legią na zimowych zgrupowaniach – w Turcji i Dubaju. Najpierw był remis 1:1, a później przegraliśmy 0:2. Pierwsze wrażenie dotyczące kraju, ludzi, miasta jest naprawdę pozytywne. Zespół przyjął mnie bardzo fajnie, mam za sobą dwa treningi (rozmawialiśmy w środę – red.), szkoleniowiec jest dobry. Infrastruktura robi niesamowite wrażenie – znajduje się tutaj wszystko, czego potrzebujesz jako piłkarz.

Benjamin Verbić

Decyzja o przejściu na Łazienkowską była czysto sportowa czy patrzyłeś na nią też przez pryzmat tego, że Polacy pomogli ci w opuszczeniu Kijowa? To miało na ciebie wpływ?

– Nie aż tak duży. Byłem w wielkim szoku, emocjach, przez pewien czas nie chciałem rozmawiać w domu o futbolu. Wiedziałem jednak, że nie mogę po prostu siedzieć i nic nie robić. Zacząłem trenować i więcej rozmawiać z moim agentem. Przejście do Legii to w 90 proc. decyzja sportowa, a pozostałe 10, to – można powiedzieć – podziękowania za to, co dla mnie zrobiono. Ale, reasumując – zadecydowały względy piłkarskie.

Zanim tutaj trafiłeś, to wykonałeś kilka telefonów np. do byłych piłkarzy Legii albo innych drużyn z ekstraklasy?

– Niezbyt, bardziej po transferze. Domagoj Antolić do mnie napisał, rozmawiałem też w hotelu z Ivicą Vrdoljakiem. Opowiadali mi same dobre rzeczy o klubie, mieście. To miłe uczucie być tutaj. Legia jest bardzo szanowana w Słowenii, mojej ojczyźnie – każdy wie, że jest najlepsza w Polsce i ma wspaniałą historię. Mój agent od razu mi powiedział, że to duży zespół i będzie szczęśliwy, jeśli do niego dołączę.

Co sobie pomyślałeś, gdy zobaczyłeś, że Legii nie ma w czołówce tabeli ekstraklasy?

– To było dla mnie bardzo dziwne, bo ta drużyna wygrała pięć mistrzostw w ciągu sześciu ostatnich sezonów. Pierwszy raz, gdy spoglądałem na klasyfikację, była siedemnasta. Na 18 ekip.

Jesteś tu, by pomóc jej w sięgnięciu po Puchar Polski, który jest furtką do gry w Europie.

– Jak najbardziej. Legia zawsze powinna zdobywać krajowe puchary, mistrzostwa. Chcę też jej pomóc w lidze, aby na koniec sezonu zajęła jak najwyższe miejsce.

Przed tobą obóz kadry Słowenii. Gdy z niego wrócisz, to na początku kwietnia warszawiaków czeka mecz z Lechią Gdańsk. Będziesz gotowy?

– Myślę, że tak, ale to nie ja podejmuję decyzje odnośnie gry, tylko trener. Jestem zdrowy, nie mam żadnych problemów, rozpocząłem zajęcia we wtorek. Oczywiście, po przerwie trudno z marszu wrócić do rytmu, lecz sądzę, że pomogą mi w tym mecze reprezentacji. Ostatnie spotkanie zagrałem w połowie lutego – był to sparing. Potem się nieco rozchorowałem, później wróciliśmy do Kijowa. I zaczęła się wojna. Teraz polecę na zgrupowanie reprezentacji Słowenii, zagramy dwa mecze w Katarze – 26 i 29 marca. Dzień po drugim spotkaniu będę już w Warszawie i będę przygotowywał się z drużyną do meczu z Lechią Gdańsk.

Legia to dla ciebie po prostu klub tymczasowy?

– Zobaczymy, nie mogę teraz nic powiedzieć. Może tak mi się tu spodoba, że będę chciał zostać dziesięć lat? Nie wiem, co będzie.

W karierze seniorskiej występowałeś w NK Celje, FC Kopenhaga i Dynamie Kijów...

– Nie lubię zbytnio zmieniać zespołów. Ale zadomowiłem się na Ukrainie – moja dziewczyna stamtąd pochodzi, moje dziecko jest pół Ukraińcem. W futbolu nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, mam kontrakt z Dynamem do zimy. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Masz w rodzinie mistrzynię olimpijską…

– Tak, w judo (chodzi o Tinę Trstenjak – red.). Nie jest to jednak bliska rodzina. Poza tym, mój tata grał w piłkę, ale nie na poziomie profesjonalnym.

Byłeś wcześniej w Polsce?

– Tak, w Poznaniu, bodajże trzy lata temu. Spędziłem tam pięć dni, miałem problemy z kostką. Tomasz Kędziora wysłał mnie do jednego ze specjalistów, fizjoterapeutów.

Z Kędziorą znacie się od kilku lat. To dla ciebie przyjaciel, brat?

– Teraz – po tym, co dla mnie zrobił – mogę go nazwać swoim bratem. Powiedział, że nie zostawi mnie na Ukrainie, że pojadę z nim. Bardzo mi pomógł, tak jak polski minister. Mogę być mu tylko za to wdzięczny do końca życia.

Nie był szczęśliwy, że podpisałem kontrakt z Legią, ale życzył mi powodzenia. Nie próbował mnie przekonywać do tego, abym przeszedł do Lecha. Rozmawialiśmy o Legii, powiedział, że nie mogę tam iść – oczywiście żartował. Wie, że to bardzo dobra drużyna, nieźle zorganizowana, ale dodał, że w tym sezonie nie idzie jej tak dobrze. Sprawdzałem tabelę i okazało się, że mówił prawdę. Ale ogólnie, wspominał, że to solidny klub.

Czekasz na możliwość, aby zmierzyć się z Kędziorą w ekstraklasie?

– Jeśli trafi do Lecha Poznań? Haha, to byłoby bardzo śmieszne. W przeszłości graliśmy przeciwko sobie w spotkaniu Słowenii z Polską. To był dla mnie specjalny moment.

Mecz Legii z Lechem już 9 kwietnia…

– Nie ma co o tym rozmawiać, bo może być tak, że „Kendi” dołączy do innego klubu, nie wiadomo. Ale jeśli chodzi o Tomka, to jest to człowiek, który najmocniej wsparł mnie w Kijowie. Jest moim bardzo dobrym przyjacielem. Spotykaliśmy się też poza boiskiem. Niezwykle mi pomógł w kwestii nauki języka rosyjskiego i ukraińskiego – w tym pierwszym mówię, a drugi rozumiem. Gdy przyjechałem do Dynama, to na początku każdy miał tłumacza, lecz potem trzeba było się nauczyć rosyjskiego lub ukraińskiego. Nie licząc słoweńskiego, to porozumiewam się także po angielsku, serbsku, znam polskie słowa, ale tylko wulgaryzmy, plus parę innych, jak „co ty robisz”, „cześć”, „siema”.

Oglądałeś z trybun wtorkowe spotkanie z Termaliką. Jakie wrażenie zrobiła na tobie atmosfera, kibice?

– Wiem, że Legia ma świetnych, szalonych fanów, którzy cały czas dopingują, nie są cicho nawet przez sekundę. Cieszę się, że trafiłem do klubu z tak dobrą atmosferą na stadionie. Mimo że w tym sezonie nie wszystko idzie po myśli, to kibice cały czas pojawiają się na meczach, wspierają drużynę. To ważne.

Masz jakieś spostrzeżenia, jeśli chodzi o grę zespołu? Pewnie zwróciłeś uwagę na Josue.

– Tak, ma świetną technikę, to niesamowity gracz. Poza tym, obrońcy pokazali się z dobrej strony, napastnik (Pekhart – red.) – z bardzo dobrej, strzelił dwa gole. Patrząc całościowo, to dominowaliśmy na murawie przez cały czas. Tak powinien grać największy klub w kraju. W każdym meczu.

Które ustawienie preferujesz?

– Lubię system 4-2-3-1. Jeśli chodzi o pozycję, to najbardziej odpowiada mi lewe skrzydło. W Kijowie występowałem też często na „dziewiątce”, ale tam aż tak mi się nie podoba.

Mógłbyś porównać oba kluby, Legię i Dynamo, jeśli chodzi o infrastrukturę?

– Nie miałem jeszcze okazji, aby pojawić się w ośrodku treningowym w Książenicach. W Kijowie jest wszystko, czego chce piłkarz, ale byłem na stadionie przy Łazienkowskiej i mogę powiedzieć to też o Legii. Oba kluby są na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Byłem zaskoczony, że pracuje tu tak wiele ludzi, że np. za media odpowiada 15 osób.

Czy fani na Ukrainie bardzo różnią się od kibiców w Polsce?

– Mieliśmy taki problem, że stadion Dynama jest duży. I na takich meczach jak z Szachtarem atmosfera była super, trybuny się wypełniały, ludzie byli głośni. Natomiast na pozostałych spotkaniach mogłoby być trochę lepiej. Na Legii z tego co widziałem jest nieco inaczej. Wprawdzie na meczu z Bruk-Betem było sporo wolnych miejsc, ale było głośno, doping był całkiem fajny.

Jaka jest twoja opinia na temat trenera Lucescu?

– Mam o nim bardzo dobrą opinię. To trener z dużą wizją, ciekawym spojrzeniem. To szkoleniowiec, który chce zdobywać tytuły, kolejne trofea. Wystarczy z nim chwilę porozmawiać by zobaczyć, że jest na to mocno nastawiony. Miał duży wpływ na zespół. Po dużych zmianach przyszedł i zdobył mistrzostwo, graliśmy w Lidze Mistrzów. Natomiast ja byłem często kontuzjowany gdy przyszedł do klubu. Gdy byłem zdrowy wiedziałem, że muszę ciężko pracować, nie musiał tego nawet mówić. Nie byłem szczęśliwy po kontuzji, siedziałem na ławce, wiele z trenerem o tym rozmawiałem, on szanował moje zdanie, a ja szanowałem jego poglądy. Mieliśmy dobre relacje, ale gdy drużynie idzie, sięga po mistrzostwo, to nie ma powodu by w niej wiele zmieniać, by szukać nowych rozwiązań. Grałem w meczach, ale nie w takim wymierzę, w jakim chciałem.

Rozmawiałem z nim o możliwości przyjścia do Legii, że byłbym szczęśliwy gdybym mógł tutaj kontynuować karierę. Trener się cieszył, że mam taką możliwość i ma nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. W Kijowie wiele osób myślało, że konflikt zbrojny zakończy się na Ługańsku i Doniecku, a tymczasem obudziliśmy się pewnego dnia ostrzeliwani przez rosyjskiego najeźdźcę.

Nie chcę i nie lubię rozmawiać o polityce. Kiedy słoweńscy czy ukraińscy dziennikarze zadają mi polityczne pytania, nigdy nie odpowiadam. Ale uważam, że to co dzieje się na Ukrainie jest winą Rosji, 90 procent ludzi na świecie pewnie uważa podobnie. Kiedy rozpoczynasz bombardowanie zwykłych ludzi, normalnych obywateli, szpitali z chorymi, to przekraczasz linię i nie ma odwrotu. To twoja wina i twoja wojna.

Co myślisz o decyzji Polski, by bez względu na decyzję piłkarskich władz nie rozgrywać spotkania z Rosją w barażach do mistrzostw świata?

– To decyzja polskich piłkarzy, PZPN-u. Myślę, że zrobiłbym tak samo i sądzę, że Słowenia jako związek też by podjęła taką decyzję. Kibice w moim kraju protestują przeciwko wojnie, ostatnio w Ljubljanie.

Twoja rodzina jest z tobą w Polsce?

– Najpierw uciekliśmy do Słowenii, a teraz jesteśmy już razem w Polsce, w Warszawie.

Miałeś spotkanie z polskim ambasadorem w Kijowie? Jest kibicem Legii, nie krył się z tym udzielając ostatnio wywiadu radiowego?

– Rozmawiałem z dwoma osoba z polskiej ambasady, ale we Lwowie. Natomiast tego człowieka z Kijowa nie miałem okazji poznać.

Kibice spoglądając na twoje CV mają nadzieję, że zostaniesz w Warszawie dłużej niż dwa miesiące. Czy bierzesz to pod uwagę? Czy jeśli Legia zakwalifikuje się do europejskich pucharów będziesz rozważał, by tutaj zostać?

– To bardzo trudne pytanie. To już nie jest tylko futbol, zobaczymy co się wydarzy. Ale cały czas mam ważny kontrakt z Dynamem Kijów, umowa została jedynie zamrożona przez władze piłkarskie. Pierwszego lipca wrócę na Ukrainę. Zobaczymy jaka będzie sytuacja i co się w związku z tym wydarzy. Cały czas jestem w kontakcie z klubem, rozmawiałem ostatnio z prezesem trzy czy cztery razy. Interesuje mnie co się dzieje z moją drużyną, ale na razie trudno o jakieś konkrety. Wielu zawodników stara się pomóc, wysyła pieniądze. Ja przekazałem drona, nie są to tanie rzeczy – kosztował osiem tysięcy euro. Zawodnicy z Ukrainy, którzy zostali w Dynamie trenują codziennie, są razem, biegają, dbają o kondycję. Nie mają żadnych rozgrywek, w kraju nie ma ich żon i dzieci, ale są razem i to jest dla nich ważne, starają się przetrwać ten czas.

Wolisz grać jako lewoskrzydłowy gdzie częściej występowałeś w przeszłości czy może jako napastnik?

– Zawsze grałem na lewym skrzydle i zdecydowanie lepiej się czuję w tym miejscu. Mogę skorzystać ze swojego dryblingu, strzału. Mogę grać, jako napastnik, ale średnio to lubię. Uważam, że skrzydło jest dla mnie lepszym rozwiązaniem. Tomek Kędziora porównał mnie do Arjena Robbena? To jest dopiero trudne pytanie (śmiech). Nie mogę się do niego porównywać, to jeden z najlepszych skrzydłowych świata.

A twój ulubiony skrzydłowy?

– Moim idolem jest Leo Messi. Szanuję bardzo za całokształt Cristiano Ronaldo, ale zdecydowanie bardziej lubię grę Argentyńczyka. Zdarzało mi się wystąpić przeciwko Barcelonie. To świetne przeżycie, zagrać z takim zespołem w Lidze Mistrzów. Barcelona wygrała dwa mecze po 1:0, ma ogromne doświadczenie i nawet jeśli gra gorzej, to wygrywa. A zawodnicy… Messi może wejść na boisko na 4-5 minut, a i tak zrobi na murawie więcej niż postali piłkarze.

Polecamy

Komentarze (87)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.