Boruc: Czy jestem smutny? Nie, w końcu wygrał lepszy
05.07.2006 01:25
Miał Pan zagrać połowę meczu, a ostatecznie spędził Pan na boisku 10 min. Dlaczego tak mało? - Tak uzgodniliśmy z trenerem Strachanem. Dzięki uprzejmości trenera Wdowczyka miałem okazję dzień przed meczem trenować z legionistami. Myślałem, że mimo wakacji dam radę. Wiele osób śmiało się, że nie jestem gotowy do gry. I fakt – w tym, co robiłem, było mnóstwo przypadku. - powiedział Życiu Warszawy <b>Artur Boruc</b>.
Więcej czasu niż na boisku spędził Pan rozdając autografy.
- Robiłem to z prawdziwą przyjemnością. Nie mogłem odmówić moim kibicom.
Wyszedł Pan w koszulce bez numeru. Legia może domagać się walkowera.
- Chyba sobie odpuszczą. W końcu wygrali (śmiech).
Po raz pierwszy podczas meczu Legii usiadł Pan na ławce rezerwowych drużyny przeciwnej. Jakie to uczucie?
- Dziwne. Gdy Legia grała przy Łazienkowskiej, siedziałem na ławce rezerwowych, albo nawet na trybunach, ale nigdy wśród gości.
Przez cały mecz skandowano Pana nazwisko.
- To bardzo miłe. Każdy występując na stadionie przy Łazienkowskiej czuje się dobrze, bez względu na to, czy skandują jego nazwisko czy nie. Ważne, żeby grać dla Legii lub przynajmniej być legionistą.
Nie jest Pan smutny z powodu porażki Celticu.
- Takie jest życie. Wygrał lepszy (śmiech).
Jak Pan ocenia swojego następcę Łukasza Fabiańskiego?
- To bardzo dobry bramkarz. W meczu z Celtikiem tylko to potwierdził.
Zostanie Pan do końca urlopu w Warszawie?
- Nie, tylko jeden dzień. Wracam na wakacje.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.