Sytuacja przed sobotnim meczem Legii z Wisłą przypomina tą jaka miała miejsce w 2008 roku. Wtedy także do Warszawy przyjechała "Biała Gwiazda" już w roli nowego mistrza Polski, zaś legioności chcieli udowodnić, że mogą wygrać z Wisłą i wskoczyć na pozycję wicelidera. Popopieczni Jana Urbana byli dodatkowo podbudowani, gdyż kilka dni wcześniej w mocno rezerwowym składzie uporali się z krakowianami na ich terenie w Pucharze Ekstraklasy.
I ta 27.kolejka Orange Ekstraklasy była dla Legii szczęśliwa. Na trybunach zasiadło sporo oobserwatorów, pojawili się managerowie z zagranicy – tak zza tej zachodniej, jak i zza wschodniej. Wszyscy przyjechali obserwować napastnika gości Pawła Brożka. Tymczasem ich uwagę tylko raz zwróciła gwiazda „Białej Gwiazdy” i to wcale nie w momencie gdy uzyskiwał dla gości kontaktowego gola. Było to nieco wcześniej – gdy podczas wykonywania karnego pozbawiał Macieja Skorżę ostatnich złudzeń, że ten ma w składzie zawodnika przypominającego Antonina Panenkę. Atakujący krakowian uderzył w środek bramki, ale ku jego zaskoczeniu w tym miejscu został Jan Mucha i bez problemu złapał futbolówkę.
Wybrańcy Jana Urbana grali jak z nut, choć tylko przez jedną godzinę, bo potem fałszowali okropnie. Gdy na boisku – przed wyrzuceniem z murawy Dariusza Dudki – siły były wyrównane, „Wojskowi” narzucili przeciwnikowi własny styl, ale już gdy posiadali dwubramkową przewagę, inicjatywę dla odmiany przejęli osłabieni goście. Paradoks? Niekoniecznie, wszak to Legia jako jedyna potrafiła pokonać w tamtym sezonie Wisłę, a jednocześnie w dojmujący sposób ulec Zagłębiu Sosnowiec.
Dwie bramki dla Legii zdobył Maciej Rybus. - Pierwszy raz dostałem owację na stojąco przy zejściu z boiska i jest to dla mnie wielkie przeżycie. Powoli wchodzimy do tej pierwszej jedenastki. Ja, Ariel Borysiuk i Kamil Majkowski dobrze się prezentujemy i trener daje nam coraz więcej szans. Bramki? To było instynktowne - podsumował młody wtedy piłkarz Legii.
Po meczu zastanawiano się na co tak naprawdę Legię stać. Media podkreślały, że na grę i rezultaty Legii nie ma żadnej reguły – mogą zdobyć wicemistrzostwo oraz dwa krajowe puchary, jak też obejść się smakiem i nie ugrać literalnie nic. Nikt nie był w stanie przewidzić co legioniści ugrają na finiszu rozgrywek.
W Legii zbyt wiele spraw przypominało wirtualną rzeczywistość – niby w przerwie zimowej były jakieś wzmocnienia, ale jakby ich nie było; niby klub miał duży budżet, ale pieniędzy na transfery ciężko było się doszukać; niby Szałachowski był od dawna zdrowy, ale ciągle pauzował przez kontuzje; niby na mecze przychodzili kibice, ale trudno było zauważyć ich obecność; niby drużyna była najsłabsza od lat, ale ciągle znajdowała się w ścisłej czołówce ekstraklasy…
Wygrana z Wisłą tylko komplikowała ocenę sytuacji przy Łazienkowskiej, gdzie nic nie było jednoznaczne.
Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:1 (1:0)
29' (1:0) Maciej Rybus
47' (2:0) Maciej Rybus
60' (2:1) Paweł Brożek
Legia: Mucha - Szala, Choto, Astiz, Wawrzyniak - Radović, Borysiuk (77' Ekwueme), Vuković, Roger, Rybus (64' Kiełbowicz) - Grzelak (68' Majkowski)
Wisła: Pawełek - Baszczyński, Kokoszka, Dudka, Piotr Brożek - Łobodziński (46' Diaz), Cantoro, Jirsak, Zieńczuk - Niedzielan (46' Paweł Brożek), Paulista (68' Baguski)
Żółte kartki: Astiz, Vuković i Choto (Legia) oraz Dudka, Piotr Brożek i Diaz (Wisła)
Czerwona kartka: Dudka (41. min. - za drugą żółtą)
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.