Domyślne zdjęcie Legia.Net

Byłem na Reymonta?

Mirosław Drożdż

Źródło:

28.02.2006 23:04

(akt. 26.12.2018 11:55)

Wtorek, 28 lutego, tuż przed 19.00. Stęskniony po ponad trzymiesięcznej przerwie wszystkiego, co związane z moją ukochaną drużyną, zasiadam na Torwarze w oczekiwaniu na namiastkę tego, co rozpocznie się już za dwa dni. Atmosferka super, dodatkowo potęguje ją doza niepewności i tajemnicy - co przygotował na dziś dla swoich wyznawców klub? Wreszcie kurtyna się odsłania i, jak to zwykle bywa na imprezach legijnych, wodzirej Hadaj zaczyna swój show. Oj brakowało mi tego przez długie zimowe tygodnie. Ale teraz, przez najbliższe 3 miesiące będę się z lubością wsłuchiwał w melodię stadionu przy Łazienkowskiej. Znów będę mógł upajać się widowiskiem, którego dostarczają piłkarze najlepszego klubu na świecie.
Ale póki to nie nastąpi, z uwagą obserwuję wydarzenia rozgrywające się po środku hali Torwaru. Najpierw piękne dziewczyny z grupy Hasao umilają czas, poźniej produkują się dwaj kolesie w rytmie hiphopu i wreszcie... pojawia się w najnowszym cacku firmy Seat gospodarz ostatnich sukcesów Legii - trener Wdowczyk. Zapowiada go dziennikarz TVN-u Grzegorz Kalinowski, który nie spotkał się z ciepłym przywitaniem ze strony kibiców. No cóż, jestem w stanie to zrozumieć - nie każdy musi lubić wszystkich redaktorów stacji telewizyjnej TVN. Następne chwile upływają na rozmowie z trenerem Wdowczykiem i powtórce z historii Legii pokazanej na telebimie. I wtedy pojawiają się na parkiecie nasi najwięksi ulubieńcy, ludzie tworzący naszą drużynę, ludzie, którym hołdujemy za to, że dają nam to czego pragniemy - wspaniałe emocje sportowe i wielkie widowiska, ludzie, dla których przychodzimy kilka razy w miesiącu na Łazienkowską. Pierwszy wychodzi kapitan naszego zespołu Łukasz Surma. Już widzę oczami wyobraźni ten wielki aplauz i okrzyki z setek gardeł wiwatujących na cześć naszego kapitana... i... nie wierzę własnym uszom! Z sali dochodzą mnie gwizdy i buczenia! Zatkało mnie... w jednej chwili cały czar prysł a ja poczułem się jakbym był w Krakowie, na Reymonta (choć nigdy tam nie byłem). Słucham i nie wierzę własnym uszom... spora część osób na trybunach (na szczęście nie wszyscy) gwiżdżą. Ludzie!!! I wy się nazywacie kibicami Legii?! I wy krzyczycie LEGIA TO MY i jesteście z tą drużyną na dobre i złe?! To chyba jakiś czeski film (nie urągając czeskiemu filmowi) - przyjść na prezentację ukochanej drużyny i gwizdać na jej kapitana?! Cokolwiek by on nie zrobił, cokolwiek nie powiedział jest częścią naszej ukochanej drużyny i dziś było jego święto i święto nas wszystkich "skazanych na Legię", a wy gwiżdżecie?! W tamtej chwili cisnęły mi się słowa: Legia to on, a nie Wy! Podobna sytuacja ma miejsce gdy wychodzi Aco Vukovic. Totalna porażka. Wydaje mi się, że niedługo to na co drugiego gracza będzie się gwizdać w naszym klubie. No niech tylko któryś krzywo się spojrzy - wygwizdać. Byłem w stanie zrozumieć (do pewnego momentu) gwizdy na Kaczora. Było - minęło, ale to, co dziś zobaczyłem na własne oczy wprawiło mnie w osłupienie, a nawet złość, że muszę się identyfikować z tymi gwiżdżącymi (tu kilka epitetów). Chociaż właściwie - pomyślałem - oni nie są kibicami, a przynajmniej nie mają w sercu Legii. Ktoś kto kocha swoją drużynę tak by się nie zachował. Swoją dezaprobatę wyraził również trener, słusznie mówiąc, że przecież jesteśmy wszyscy jedną legijną rodziną. Czarę mojej goryczy przepełniła modna znów ostatnio piosenka wśród "kibiców" Legii, że: Legia to złodziejsko-przemytniczy klub. Gratuluję twórcom słów i śpiewającym - pół Polski na pewno ma ubaw. A może ja rzeczywiście byłem dziś na Reymonta?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.