Domyślne zdjęcie Legia.Net

Chcą być jak Messi i Henry

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

15.07.2009 11:24

(akt. 17.12.2018 11:55)

Od początku okresu przygotowawczego <b>Jan Urban</b> stawia na parę napastników. Nie inaczej powinno być jutro w inauguracyjnym starciu z gruzińskim Olimpi Rustavi. <b>Adrian Paluchowski</b> na razie zbiera doświadczenie. <b>Sebastian Szałachowski</b> wybiegnie na boisko w oficjalnym meczu po raz pierwszy od września poprzedniego roku. Ta dwójka ma za zadanie wypracować jak największą zaliczkę przed spotkaniem rewanżowym.
- W Lidze Europejskiej każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony i zajść jak najdalej. I my i zespół z Gruzji. Także na pewno nie będzie odpuszczania, trzeba zagrać na maksimum możliwości i z odpowiednią zaliczką pojechać na spotkanie rewanżowe. Musimy uważać, bo niespodzianki się zdarzają. Choćby ostatnio Polonia Warszawa, która przegrała na własnym boisku - mówi Paluchowski. Choć rywal, przynajmniej w teorii, nie powinien być zbyt wymagający, dla 22-letniego napastnika czwartkowe spotkanie będzie sporym wydarzeniem. - Jeśli trener na mnie postawi to zadebiutuję w europejskich pucharach - dodaje. Urban chcąc zdjąć presję ze swojego zawodnika na każdym kroku podkreśla, że brakuje mu jeszcze doświadczenia aby regularnie zdobywać bramki. - Ma rację, bo przecież ja dopiero rozegrałem siedem meczów w ekstraklasie. To nie jest wielki wynik. A gra się zupełnie inaczej niż w pierwszej lidze, gdzie strzelałem sporo bramek. Dlatego wciąż zbieram doświadczenie - opisuje Paluchowski. Ci którzy są przewidziani do gry przeciw Olimpi po zakończeniu zgrupowania w Austrii otrzymali dwa dni wolnego i trenują z mniejszymi obciążeniami. - Posiedziałem nad morzem, trochę odpocząłem. Zostały dwa dni do meczu, powinno być dobrze - dodaje zawodnik, który w czterech meczach kontrolnych zdobył sześć goli. Powrót do gry Szałachowskiego to w zgodnej opinii trenerów największe wzmocnienie drużyny Urbana. W sparingach zdobył tylko jedną bramkę mniej od Paluchowskiego. - Nasza współpraca układała się bardzo dobrze i to procentowało golami. Teraz musimy tylko powtórzyć to w oficjalnych spotkaniach. Chociaż nie ma co zapeszać. Trzeba zagrać swoje, a kto będzie strzelał bramki nie ma już takiego znaczenia - mówi "Messi". - Koledzy tak zaczęli mnie nazywać i zostało. Nie mam nic przeciwko temu abym w czwartek grał jak Argentyńczyk, a Adrian strzelał jak Thierry Henry - śmieje się Szałachowski. Humor mu dopisuje, bo po dwóch latach walki z kontuzjami w końcu nic mu nie dolega. Rywale w każdym spotkaniu starają się sprawdzić wytrzymałość kości często traktując bardzo brutalnie. Jak w ostatnim meczu sparingowym z Zalaegerszeg. Istniało nawet podejrzenie urazu kolana. - Ale nic mi nie jest. Dostałem w piszczel w momencie dośrodkowania i kolano trochę uciekło. Lekko naciągnąłem więzadła, ale jak widać trenuję normalnie. W każdym meczu mnie kopią i będą kopać w następnych. Wiem, że kość odbudowała się w stu procentach, więc jestem spokojny - wyjaśnia. Szałachowski nie ma wątpliwości, że Gruzini jutro zastosują defensywną taktykę. - Przyjadą się bronić - mówi. - Wprawdzie wygrali dwa spotkania po 2:0, ale ich przeciwnik z Wysp Owczych nie był zbyt wymagający. Nie oznacza to, że ich zlekceważymy - dodaje. Nikt sobie nie wyobraża aby w tym roku Legia zakończyła swoją przygodę z europejskimi pucharami już w drugiej rundzie. Jeśli uda się przejść Olimpi, w kolejnych nie będzie rozstawiona. A więc szczęście w losowaniu jak najbardziej wskazane. - Dlaczego? - pyta Szałachowski. - Nie ważne na kogo trafimy. Z każdym można powalczyć - deklaruje.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.