Domyślne zdjęcie Legia.Net

Chłopcy Jerzego Engela w Barsinghausen.

Mariusz Ostrowski

Źródło: Przegląd Sportowy

13.05.2002 20:05

(akt. 16.01.2019 19:45)

BARSINGHAUSEN, 12.5. Punktualnie o godzinie 12.00 autobus biura podróży Sindbad przywiózł reprezentację Polski do ośrodka "Gilde Sporthotel", którego właścicielem jest dolnosaksońska federacja piłkarska. Choć działacze PZPN i selekcjoner Jerzy Engel chcieli jak najdłużej utrzymać w tajemnicy miejsce zgrupowania naszej kadry, miejscowi - nastoletni - fani futbolu doskonale wiedzieli o przyjeździe biało-czerwonych. I zgotowali Orłom powitanie godne finalistów mistrzostw świata.
Najwięcej autografów rozdał przed recepcją Piotr Świerczewski. Nie usatysfakcjonował jednak w pełni chłopców ćwiczących w szkółce piłkarskiej w Barsinghausen. - Jestem ojcem Juergena, o tego drobnego blondyna - przedstawił się jedyny dorosły Niemiec oczekujący na przyjazd podopiecznych Engela. - Dlatego wiem z jakiego powodu chłopcy czują się rozczarowani. Oni najbardziej czekali na przyjazd Jerzego Dudka. To jeden z ich największych idoli, którego jeszcze wczoraj podziwiali w telewizji. Mieli nadzieję, że po kilkunastu godzinach będą mogli uścisnąć dłoń wielkiego bramkarza Liverpoolu i wziąć autograf. Szkoda więc, że pojawi się u nas dopiero w poniedziałek. Oby tylko nie zapomniał swych zdjęć! Nie chcieli budzić nowożeńców Reprezentanci Polski nie bez trudu przedostali się do hotelowego hallu. Ruch w bazie wynajętej przez dyrektora technicznego kadry, Tomasza Kotera, był bowiem w niedzielne południe ogromny. Wszystko dlatego, że dzień wcześniej w "Gilde" miały miejsce aż trzy wesela. Skacowane pary młodożeńców i część gości nie zdążyli więc nawet opuścić ośrodka, a tuż przed przyjazdem naszych piłkarzy ściągnęli inni zaproszeni - oczywiście na poprawiny. Mało tego, w innej części ośrodka w niedzielę odbywały się przyjęcia... komunijne. Autokar należący do firmy byłego sędziego, Ryszarda Wójcika, nie był więc w stanie podjechać tuż pod główne wejście, mógłby rozjechać odświętnie ubranych Niemców. Dla kadrowiczów przejście 50 metrów nie stanowiło żadnego problemu, gorzej gdyby podobny zator powstał o godzinie 8.20, bo wówczas po raz pierwszy w niedzielę wóz "Sindbada" zaparkował pod hotelem. - Przyjechaliśmy tylko z kierowcą - ujawnił masażysta, Krzysztof Leszczyński. - Jechaliśmy całą noc, po to, żeby sprzęt dotarł na czas. A wieźliśmy dosłownie wszystko. Także odżywki, stoły do masażu, a nawet piłki. Zawodnicy zabrali na pokład samolotu jedynie prywatne ubrania. Było więc co znosić do magazynów, ale staraliśmy się chodzić na palcach. W końcu wesele i noc poślubna zdarza się tylko raz. Nietaktem byłoby więc budzenie nowożeńców. - A ja myślałem, że całe to zamieszanie wywołał nasz przyjazd - z nutką rozczarowania w głosie ocenił legionista Maciej Murawski. Mozart nie będzie... przeszkadzał Po zamieszaniu związanym z zaślubinami i sakramentem pierwszej komunii, ośrodek w Barsinghausen powinien idealnie wypełnić rolę wyznaczoną przez naszego selekcjonera. Jest położony na wzgórzu, na końcu miasta, na miejscu są cztery boiska, w tym jedno wyposażone w sztuczną nawierzchnię, a także hala, basen i gabinety odnowy. W sąsiedztwie usytuowana jest szkółka piłkarska, a tuż za nią rozciągają się tereny należące do domu starców. Natomiast po drugiej stronie znajduje się dom, w którym tworzył Wolfgang Amadeusz Mozart, ale do muzeum muzyki klasycznej nie ciągną tłumy turystów. Kadrowicze nie będą więc w najbliższym tygodniu narażeni na żadne pokusy, a niepokoić ich mogą jedynie... komary. Bliskość lasu sprawia, że nawet rankiem w okolicach "Gilde" aż roi się od tych owadów. - Gdy trenowaliśmy tu przed spotkaniem z Walią wcale nie było insektów. Mam nadzieję, że teraz także nie dadzą się nam we znaki - optymistycznie zauważył selekcjoner. - A nawet gdyby, to szczęśliwego ośrodka nie było sensu zmieniać. Przecież po pobycie w Barsinghausen zdobyliśmy w dwóch wyjazdowych spotkaniach cztery punkty, które w znaczący sposób przybliżyły nas do awansu do finałów mistrzostw świata. Napiszcie, że wszyscy są kontuzjowani Wraz z trenerem Engelem na zgrupowanie dotarło 19 piłkarzy. Godzinę później Koter przywiózł do Barsinghausen Marka Koźmińskiego, który przyleciał z Włoch. Wkrótce po zawodniku Ancony z kolegami z kadry spotkał się Adam Matysek. Doświadczony golkiper na zgrupowanie dotarł prosto od znajomych z Niemiec. Wieczorem w niedzielę, po finale Pucharu Niemiec, dołączyli Tomaszowie Hajto i Wałdoch. Natomiast Dudkowi selekcjoner udzielił zgody na przyjazd w poniedziałek. - Nie wiem, czy wszyscy są zdrowi, nie było okazji do przeprowadzenia badań w Polsce. Wszystkie interesujące nas testy przeprowadzimy dopiero tu w Barsinghausen - stwierdził selekcjoner, niezbyt uszczęśliwiony z widoku dziennikarzy. - A do was mam prośbę - przeszkadzajcie piłkarzom tylko o wyznaczonych z góry porach. Codziennie przeznaczymy na wywiady godzinę tuż po obiedzie. - Już padło pytanie o urazy? Nie wolno mówić nic na ten temat - wtrącił z żartem doktor Stanisław Machowski. - A najlepiej jak pójdzie w świat informacja, że mamy wiele problemów z urazami. Gdyby to ode mnie zależało to powiadomiłbym przeciwników, że wszyscy zawodnicy w reprezentacji Polski są kontuzjowani. Rząsa nie przywiózł Pucharu UEFA Piłkarze nie wyglądali jednak na narzekających na zdrowie. Tyle, że żaden przed obiadem, zaplanowanym na 12.05, nie dał namówić się na dłuższą pogawędkę. Na szybkie pytania odpowiadali krótko, ale z zadowolonymi minami. Nawet Jacek Bąk, który przyleciał z opatrunkiem na złamanej niedawno dłoni był uśmiechnięty. - Podróż minęła bez problemu, wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem - stwierdził "Komar". - Ręka mnie już nie boli, ale przez jeszcze kilka dni musi być obandażowana. Bąk poruszał się bardzo żwawo, na znacznie bardziej ociężałego wyglądał Tomasz Rząsa, który niemal toczył wyglądającą na bardzo ciężką torbę ze sprzętem. - Spokojnie panowie, naprawdę nie mam w niej Pucharu UEFA. To trofeum zostało w Rotterdamie - z właściwym sobie humorem wyjaśnił obrońca Feyenoordu. Szedł sam, a tuż za nim podążała grupka nowych piłkarzy w kadrze Engela: Cezary Kucharski oraz Maciej Żurawski i Arkadiusz Głowacki. - Trzymamy się razem, bo nasze pokoje są obok siebie - ujawnił kapitan Legii. - Przyjęcie nas przez starych kadrowiczów było normalne. A właściwie to wcale nie było żadnego zamieszania z powodu przyjazdu na zgrupowanie kilku zawodników z polskiej ligi.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.