Legia U-17 wicemistrz Polski
fot. Marcin Szymczyk

CLJ U-17: Legia gra o mistrzostwo Polski (część 1)

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

06.06.2024 16:10

(akt. 06.06.2024 16:34)

Legia U-17 drugi raz z rzędu wygrała grupę wschodnią Centralnej Ligi Juniorów i zagra ze Śląskiem Wrocław w finałowym dwumeczu o mistrzostwo Polski. – Chłopcy zasługują na złoty medal, bardzo ciężko pracowali, dużo poświęcili. To coś, co byłoby kapitalnym zwieńczeniem sezonu, a także ciekawym przykładem, że warto marzyć, określać cele i je realizować – mówił nam trener juniorów młodszych, Dariusz Rolak. Druga część rozmowy z 37-latkiem ukaże się w niedalekiej przyszłości.

Dariusz Rolak jest doświadczonym trenerem. Od 14 lat zajmuje się szkoleniem piłkarskim, z czego od 10 w Akademii Legii Warszawa. W tym czasie systematyczne przechodził od najmłodszych do najstarszych kategorii wiekowych. Sezony 2020/21 i 2021/22 kończył na półfinałach mistrzostw Polski U-15. W 2023 roku zdobył srebrny medal MP z zespołem U-17. W tym roku ponownie dotarł do finałowego dwumeczu o złoto, w tej samej kategorii wiekowej, zajmując 1. miejsce w grupie wschodniej z dorobkiem 69 punktów (22 zwycięstwa, 3 remisy, 5 porażek). Drużyna strzeliła aż 105 goli w 30 meczach, pokonała u siebie wszystkich 15 rywali, a teraz zmierzy się ze Śląskiem Wrocław, który był najlepszy w grupie zachodniej (68 "oczek"; 20 wygranych, 8 remisów, 2 porażki). Pierwsze spotkanie odbędzie się w najbliższą sobotę, 8 czerwca (godz. 12:00), na Stadionie Piłkarskim Oporowska, a do rewanżu dojdzie 4 dni później (12.06, godz. 16:00), w LTC w Książenicach. Juniorzy młodsi "Wojskowych" mają szansę, by wywalczyć drugi tytuł w historii – po pierwszy, razem z Grzegorzem Szoką, sięgnęli 5 lat temu.

Na pierwszy rzut oka, obecny sezon jest bardzo podobny do poprzedniego. Legia U-17 jest najlepsza w grupie wschodniej, wygrała wszystkie mecze w LTC i drugi raz z rzędu znalazła się w finale mistrzostw Polski.

– Jest dużo podobieństw, aczkolwiek myślę, że warunki były trudniejsze. W tym sezonie trenowaliśmy w węższej grupie. Akademię opuściło latem kilku podstawowych piłkarzy rocznika 2007. Spowodowało to, że przygotowania do rozgrywek realizowaliśmy z grupą 17 – 18 zawodników zarówno z rocznika 2007, jak i młodszego, czyli 2008.

Po rozegranych wszystkich meczach ligowych, mogę śmiało powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z postępu, jaki zrobiliśmy jako drużyna, ale też z rozwoju poszczególnych zawodników. W ciągu 3 – 6 miesięcy, dwóch z nich trafiało do starszej kategorii wiekowej, czyli do U-19, zostając tam i często będąc pierwszoplanowymi postaciami. Cieszy mnie również ogromny progres Stasia Gieroby, który w ciągu dwóch miesięcy przeszedł z U-17 do U-19, a krótko potem znalazł się w Legii II, w której potrafi zdobywać bramki w III lidze, rywalizując na poziomie seniorskim.

Moim zdaniem celem i misją szkolenia w akademii powinna być jednostka. Sukcesem można nazwać ukształtowanie i doprowadzenie zawodnika do poziomu piłki seniorskiej. Jeśli chociaż jeden piłkarz z danego rocznika zapracuje na debiut i funkcjonowanie w szeregach pierwszej drużyny, to wspaniale. Dwóch – trzech takich piłkarzy, to jest już niesamowita sprawa. Poszczególni zawodnicy, jak choćby wspomniany Gieroba, zaliczyli duży progres i bardzo dobrze radzili sobie w starszej kategorii wiekowej, czy w seniorach.

Podsumowując: wygraliśmy grupę wschodnią, mamy kolejny finał mistrzostw Polski w kategorii U17. Cieszymy się, natomiast zawsze podchodzę do tego w ten sam sposób – medale to jedno, ale przede wszystkim musi to iść w parze z rozwojem. Jest to połączenie idealne, do którego dążę w swojej pracy. Mecze o złoto to moment, w którym chłopcy mogą zmierzyć się z bardzo dobrym przeciwnikiem, w innym, bardziej uroczystym klimacie niż podczas ligowej rywalizacji o punkty. Wiadomo, że trzeba rozegrać dwa solidne spotkania, odpowiednio się do nich przygotować. Nasi zawodnicy przez całe życie młodzieżowe zbierają doświadczenie, które będzie im potrzebne do funkcjonowania na poziomie seniorskim.

W ostatnich miesiącach w juniorach młodszych zagrało kilku obcokrajowców – Erykh Mikanovich, Kristijan Jovović i Samuel Kovacik. Ci zawodnicy mają szanse, by bardziej zaistnieć w Legii niż dwaj Estończycy, czyli Stevin Kerge oraz Maksim Kalimullin, którzy jeszcze w poprzednim sezonie występowali w U-17, a obecnie już ich tu nie ma?

– Tak jak mówiłem rok temu: w przypadku transferów międzynarodowych dużo zależy nie tylko od umiejętności piłkarskich, ale również od aklimatyzacji w nowym środowisku. Mimo wysokiego poziomu sportowego, nie każdy potrafi się przystosować do odmiennej kultury, klimatu i otoczenia rówieśniczego, będąc daleko od swoich rodzin. Czasami rozłąka negatywnie wpływa na młodych piłkarzy zarówno psychicznie, jak i w aspekcie fizycznym – tak było w przypadku wspomnianych przez ciebie zawodników z Estonii.  

Trochę inaczej wygląda to teraz, choćby pod kątem Słowaków. Samuel Sarudi oraz Samuel Kovacik grają w Legii U-19, do której zostali sprowadzeni w zimowym oknie transferowym. Poznałem obu na tyle, że wiem, że to solidni zawodnicy, którzy dobrze się tu czują. Obaj trafili do nas z dobrej akademii słowackiej – MSK Zilina. To piłkarze wiodący, reprezentanci kraju, regularnie otrzymujący powołania. Kovacik był podstawowym zawodnikiem reprezentacji swojego kraju w zakończonym niedawno EURO U-17.

Kristijan Jovović dołączył do zespołu U-16. Pochodzi z Czarnogóry, więc ma trochę odmienny temperament od naszych zawodników, ale od początku chciał tu być, jest bardzo zaangażowany. Myślę, że dobrze zaaklimatyzuje się w Legii i będzie robił postępy. Ma fajny charakter, jest otoczony odpowiednią opieką. To ciekawy profil napastnika.

Erykh Mikanovich od czterech lat żyje w naszym kraju, bardzo dobrze mówi po polsku, świetnie czuje się w szatni. Widać po nim, że odkąd odpowiednio zaaklimatyzował się w drużynie i poznał kolegów, zaczął lepiej grać i funkcjonować. Zrobił spory progres. Dostał powołanie do reprezentacji Białorusi U-19. Sam fakt, że interesuje się nim zespół narodowy ze starszego rocznika jest dla niego sporym wyróżnieniem.

W 30 meczach strzeliliście 105 goli i straciliście 38. To zadowalające statystyki?

– W minionym sezonie zdobyliśmy o 11 bramek więcej i straciliśmy o 3 mniej. Znowu przekroczyliśmy barierę 100 goli. Ponownie, tak jak w poprzednich rozgrywkach, wygraliśmy wszystkie mecze domowe. Odpowiadając na pytanie: tak, to dobre statystyki, ale każde dane tego typu wymagają głębszej interpretacji.  

W minionych rozgrywkach strzelaliście dużo goli po akcjach w ataku pozycyjnym, kilkukrotnie udało się to po otwarciu gry od bramkarza. Jak staracie się prezentować w tym sezonie? Czy coś się zmieniło?

– Pod tym kątem raczej nic się nie zmienia. Pracując w akademii, styl i model gry powinien być widoczny gołym okiem. Chcemy być zespołem dominującym, prowadzącym grę. Przekaz od trenerów do zawodników musi być taki, że jesteśmy zależni od siebie, posiadamy piłkę, tworzymy sytuacje i zdobywamy bramki. Jeśli tracimy futbolówkę, to trzeba ją jak najszybciej odzyskać, a potem znowu kreować okazje.

Sposób, w jaki trafiamy do siatki, jest bardzo podobny procentowo do poprzedniego sezonu. Mamy mapę, na której widać, skąd strzelamy gole, asystujemy i posyłamy kluczowe podania. Analizujemy również stracone bramki. Strzelamy sporo goli po atakach pozycyjnych, również po kontratakach – podobnie do poprzedniego sezonu. Nasze akcje są bardzo dynamiczne, szybkie i często kończą się uderzeniami, które – w wielu sytuacjach – zamieniamy na bramki.

Jeśli chodzi o defensywę, to nie cofamy się i zawsze chcemy wysoko odbierać piłkę, by wypracować jak najkrótszą drogę do bramki przeciwnika. Kończy się kolejny rok wspólnej, owocnej pracy z moim sztabem stworzonym przez Maćka Pietraszkę (drugi trener), Michała Kubiaka (szkoleniowiec bramkarzy), Jacka Piegzę (trener motoryczny), Łukasza Turzynieckiego (analityk) i Przemka Domańskiego (fizjoterapeuta). Zawsze mogę na nich liczyć, są to osoby zaangażowane i oddane pracy przy zespole. Bardzo cenię ich fachowość, ale też to, że są ludźmi otwartymi i pozytywnymi.

Jak wyglądała rywalizacja w CLJ? Kto był najtrudniejszym przeciwnikiem, największym zaskoczeniem? Zauważa Pan jakieś pozytywy w waszej lidze?

– To był kolejny rok dobrej, pełnej emocji i wielu wartościowych doświadczeń rywalizacji. Trenerzy oraz zawodnicy drużyn przeciwnych z naszej ligi sprawiali, że spotkania były wymagające, motywowało to cały nasz sztab do wnikliwej analizy każdego rozegranego meczu i detali z nim związanych. Dzięki innym szkoleniowcom, tworzącym Centralną Ligę Juniorów, to nie tylko rywalizacja, ale z wieloma z nich również wymiana doświadczeń.

Często odwołuję się do rozwoju indywidualnego u zawodników, ale patrzę też przez swój pryzmat. Chcę robić progres w ciągu sezonu i mogę poprawiać własny warsztat, także poprzez rywalizację z solidnymi przeciwnikami i trenerami. Wyróżniłbym parę zespołów, które co prawda nie wygrały ligi, ale prezentowały się naprawdę bardzo dobrze. Stal Rzeszów – prowadzona przez Bartosza Stępnia – drugi rok z rzędu sprawia niezwykle pozytywne wrażenie. Wiem, że mecze z tym rywalem zawsze są trudne. Ta ekipa ma niezłych technicznie zawodników, gra ofensywny i atrakcyjny futbol. Drugą drużyną jest Escola Varsovia i trener Adrian Langier. Długo rywalizuję z tym szkoleniowcem, mecze z nimi są dla mnie bardzo wymagające. Na wyróżnienie zasługuje też na pewno Michał Maliszewski, pracujący w Polonii Warszawa, która w tym roku świetnie punktowała, sprawiła nam spore problemy w ostatnim spotkaniu domowym, finalnie wygranym przez nas 3:1. AKS SMS Łódź jest wysoko w lidze już drugi rok z rzędu, przed dużymi akademiami, takimi jak Wisła Kraków, Cracovia czy nawet Polonia. Zachowano tam ciągłość pracy, trenerem wspomnianej drużyny jest Marcin Maćkowiak, który zagra o brązowy medal mistrzostw Polski. Dużym zaskoczeniem jest Igloopol Dębica, który uplasował się na 8. miejscu w lidze, mimo że zakładano, że będzie pewnie bronił się przed spadkiem. Ta drużyna regularnie punktowała przez cały sezon.

Ostatnio Igloopol wygrał z wami na zakończenie sezonu zasadniczego.

– Zgadza się, ale za każdym meczem kryje się inna historia. W ostatnim czasie Legia U-19, która w trakcie walki o mistrzostwo Polski miała problemy kadrowe, potrzebowała wsparcia naszych zawodników. W miejsce piłkarzy, którzy uczestniczyli w meczu juniorów starszych, w kadrze U-17 na rywalizację z Igloopolem znalazło się dwóch chłopców z rocznika 2009 – Olek Wyganowski i Szymon Piasta. Przypominam, że U-17 to liga dla piłkarzy urodzonych w 2007 roku, więc wspierali nas chłopcy o dwa lata młodsi. Przegraliśmy 2:3. Oczywiście, jak ktoś spojrzy tylko na rezultat końcowy, to powie, że to słaby wynik dla nas. Ja, patrząc w przyszłość, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że na pewno zaowocuje to rozwojem zawodników młodszych, którzy mogli sprawdzić się w rywalizacji w starszej kategorii wiekowej. Buduje to ich pewność siebie i daje im cenne doświadczenia.

Takich meczów z historią, której pobieżnie obserwując rozgrywki nie widać, jest więcej. Podam kolejny przykład. W rundzie wiosennej zmierzyliśmy się z Sandecją w Nowym Sączu, zremisowaliśmy 1:1. Można powiedzieć, że doszło do sensacji, gdyż Legia straciła punkty z drużyną znajdującą się w końcówce tabeli, lecz znowu warto spojrzeć szerzej. W tym meczu bramkę na wagę remisu zdobył właśnie wspomniany wcześniej Olek Wyganowski. Myślę, że to duże wydarzenie. W tym samym spotkaniu dużą część składu tworzyli również zawodnicy urodzeni w 2008 roku. To nieoczywisty sukces, o którym nie powinno się zapominać.

W tym sezonie średnia wieku drużyny jest diametralnie niższa niż w minionym roku. Jak już mówiłem wcześniej, w trwającym sezonie mieliśmy trudniejsze zadanie i warunki, dlatego że kadra okazała się węższa. Latem odeszło od nas kilku piłkarzy, choćby Antoni Wasiak-Libiszowski, który długo reprezentował naszą akademię i był podstawowym stoperem z rocznika 2007. Opuścił nas też Olek Iwańczyk, urodzony w 2007 roku, który był kapitanem mojej drużyny do lat 15. W przedostatnim meczu Ekstraklasy, w barwach ŁKS-u, zagrał 15 minut i zdobył bramkę w swoim debiucie. Rok temu z akademii odszedł również Alex Cetnar, podstawowy skrzydłowy w roczniku 2007, który najpierw przeniósł się do włoskiego Cagliari, sześć miesięcy później dołączył do Stali Mielec i niedawno zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Ostatnio Legia U-19 została mistrzem Polski. Będziecie chcieli osiągnąć to, co juniorzy starsi?

– Oczywiście, że tak. Byłoby to wspaniałe zakończenie sezonu. Wiem, że kierownictwo akademii również tego oczekuje. Wszyscy pragną zwyciężać, tylko musimy dążyć do tego, by rezultat nie przysłonił nam ścieżki rozwoju zawodników. Będąc w Legii, wygrywasz praktycznie większość spotkań w sezonie. Czasami zdarza się, że musisz po prostu zaakceptować porażkę, która jest bolesna. Przekonałem się o tym w zeszłym roku, ulegając w finale MP U-17, po naprawdę bardzo dobrych rozgrywkach. Zwyciężyliśmy 3:2 w Zabrzu w pierwszym meczu o złoto, ale w rewanżu, czyli ostatnim występie w sezonie, Górnik pokonał nas 4:1. Był to ciężki moment – nie tylko dla mnie, ale też dla zawodników.

Zwycięstwa są celem, lecz nie uczą wiele. Porażki, nawet te dotkliwe, zapadające w pamięć, są lekcjami, z których trzeba wyciągać dużą naukę. To przede wszystkim trening pokory, potrzebny w kształtowaniu osobowości sportowca. Czasem zarówno trenerzy jak i osoby zarządzające akademiami stają przed dylematem: "Rozwój, czy wynik?". Moim zdaniem, wszystko da się pogodzić. Obserwowałem turniej EURO U-17, rozgrywany na Cyprze. W meczu ze Słowacją wystąpiło pięciu moich wychowanków. To bardzo budujące, że ogrom czasu, serca i zaangażowania, jakie poświęciłem tym chłopcom, zaprocentował. Oglądanie w podstawowym składzie reprezentacji Kuby Adkonisa, Mateusza Szczepaniaka, Stasia Gieroby czy Janka Leszczyńskiego jest dla mnie największą nagrodą. W turnieju wystąpił również Kacper Potulski, czyli obecny zawodnik Mainz, którego też miałem okazję trenować w Legii. Można zatem powiedzieć, że pracowałem z połową piłkarzy z wyjściowej jedenastki reprezentacji U-17. Oczywiście to, że oni grają teraz w drużynie młodzieżowej, nie jest gwarantem tego, że wystąpią w pierwszej kadrze biało-czerwonych, ale głęboko w to wierzę i będę im kibicował.

Urodzonego w 2003 roku Szymka Włodarczyka prowadziłem przez rok w kategorii U-15. Dostał szansę debiutu w pierwszej drużynie, ale nie został na dłużej. Mimo wszystko jego ścieżka potoczyła się w bardzo ciekawy sposób, gdyż trafił do Górnika Zabrze, a teraz gra za granicą, ostatnio zdobywając mistrzostwo i Puchar Austrii ze Sturmem Graz. Nie mogę nie wspomnieć również o trenowanych przeze mnie zawodnikach z rocznika 2006 – Filipie Rejczyku i Kubie Żewłakowie, którzy funkcjonują w "jedynce". Obaj mają duży talent i realne szanse na sukces.

Na koniec wspomnę jeszcze o miłej sytuacji. Niedawno akademię odwiedził Łukasz Łakomy, wychowanek Legii, który ostatnio zdobył mistrzostwo Szwajcarii z Young Boys Berno, zadebiutował również w Lidze Mistrzów. To chłopak z rocznika 2001, którego nie prowadziłem, ale odbyłem z nim kilka treningów indywidualnych. Z racji tego, że jestem lewonożny i zawsze dobrze wykonywałem rzuty wolne, miałem zajęcia pozycyjne z piłkarzami, którzy wykonują stałe fragmenty. "Łaki" przypomniał mi o tym, mówiąc: "Pamięta trener, jak uderzaliśmy wolne? Mówił trener o oddechu przed uderzeniem i do dziś o tym pamiętam". Czasami zawodnik wspomina jedną rzecz z czasów gry w akademii, jedno zdanie od szkoleniowca – to bardzo przyjemne momenty, takie historie bardzo cieszą. Są to prawdziwe "zwycięstwa", które jako trener doceniam najbardziej.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.