Domyślne zdjęcie Legia.Net

Co dalej z Legią i nowym stadionem

Radosław Leniarski

Źródło: Gazeta Wyborcza

18.02.2003 00:08

(akt. 01.01.2019 15:53)

Węzeł Legii może przeciąć tylko Warszawa, budując stadion miejski, i dopiero wtedy ze wszystkimi atutami w ręku pomagać tworzyć spółkę piłkarską z prawdziwego zdarzenia Krótki czas spokoju, gdy Daewoo i Canal+ dawały Legii utrzymanie, skończył się. Klub piłkarski Legia stanął na rozdrożu. Dziś walka toczy się o to, czy będzie wegetować jak teraz, czy stanie się klubem nowoczesnym. Niestety, wizjonerów sportowych Warszawa nie ma. Gorzej, każda zaangażowana strona ma wizję równie klarowną jak kolorowy telewizor na radzieckich podzespołach. Wizji brak Wiceprezydent Andrzej Urbański - jego wizja to, jeśli trzymać się terminologii, mało precyzyjny sygnał zwrotny. - Przymierzamy się do modelu funkcjonującego w Europie - miasto jest aktywnym elementem spółki sportowej, opłacając np. działalność edukacyjną. Spółka musi przy tym mieć jakiś sens ekonomiczny - powiedział w wywiadzie dla "Gazety". Za kadencji poprzedniego prezydenta stolicy Wojciecha Kozaka ustalono, że taka spółka powstanie do końca roku 2002. Po zmianie władz jej nowa koncepcja ma powstać do końca kwietnia. Prezes Legii Edward Trylnik - jego wizja jest rozedrgana. Spisek zawiązali dziennikarze sterowani przez potencjalnych inwestorów: - Ktoś manipuluje dziennikarzami, zawodnikami. Ktoś chce zmusić nas do szybkiego pozbycia się akcji klubu. Nic z tego - mówił w rozmowie z "Superexpressem". Do tego prezes ma kłopot, jak związać koniec z końcem, żeby nie wypadło to, co znajduje się w środku. W jaki sposób chce to zrobić? Proces myślowy jest następujący: Legia zalega za transfery Dudka i Kiełbowicza 1,3 mln zł, 3 mln zł zaś piłkarzom z tytułu premii za wywalczenie mistrzowskiego tytułu. ZUS i inne wydatki to drobne - 1 mln zł. Ale to wszystko da się zrobić, bo przecież Omieljańczuka chyba chcą w Kijowie, więc może mamy 1,8 mln. Aha, są pieniądze z Canal+ - 2,4 mln - ale od razu zajmie je komornik... No, i karnety. Tak, są karnety - 600 tys zł. Szkoda, bo 540 tys. zł trzeba dać Siadaczce, który nie rozegrał meczu. No, ale to i tak o 50 tys. mniej niż rok temu, kiedy też nie wyszedł na boisko ani razu w składzie pierwszej drużyny. I tak dalej, i tak dalej.... Prezes Pol-Motu Andrzej Zarajczyk: - Chcemy sprzedać nasze udziały w Legii (80 proc.) tylko nie ma nikogo, kto chciałby je kupić. Michał Sołowow, typowany przez działaczy jako najpewniejszy potencjalny inwestor, powiedział "Gazecie": - Nie mam zamiaru inwestować w Legię. Każdy z wymienionych ma swoje kłopoty, priorytety, ogląd sytuacji zależący od punktu siedzenia. Jeden mówi, że rzecz jest zielona, drugi że okrągła. Tak więc, nie widać szans na porozumienie. Stadion miejski dla Legii i Polonii Warszawa kupiła od Agencji Mienia Wojskowego ziemię za 16 mln zł. Cena okazyjna: wychodzi 34 USD za metr w samym centrum stolicy. Właściciel ziemi jest więc jeden, a to jak na polskie korzystne wyjątkowo. Dlaczego miasto powinno zdobyć się na wysiłek i zbudować stadion? Ponieważ tylko ono ma wystarczające środki finansowe i może poprosić o pomoc PZPN oraz MENiS. Obydwa podmioty są skłonne tej pomocy udzielić. Zwłaszcza ministerstwo, które finansuje zwykle 30 proc. sportowej inwestycji. Ponieważ wiceprezydent Andrzej Urbański powiedział, że "miasto chce mieć klub piłkarski". Ponieważ miasto nie musi na tym stadionie zarabiać i patrzeć na tę inwestycję w sposób ściśle ekonomiczny, tak jak patrzy na nią prywatny inwestor. Tymczasem stadion nie przyniesie istotnego zysku - to w Polsce niemożliwe, przynajmniej przez najbliższe 1000 lat. Jednak można do niego nie dokładać. Ponieważ historie o inwestorze, który chce "wejść w Legię", a jeszcze lepiej o "biznesmenach, za którymi stoi grupa poważnych inwestorów" to bajki. Nie ma w Polsce inwestora, który zaryzykowałby zamrożenie dużych pieniędzy w tak niepewny interes. Znalezienie grupy inwestorów? Widzę ciemność. Ponieważ wreszcie dzięki temu miasto mogłoby mieć z głowy drugi, podobny problem - z Polonią. Obydwa kluby grałyby na miejskim stadionie, do czego nigdy nie udałoby się doprowadzić, nie rozmawiając z silnej pozycji właściciela gruntów, a także stadionu. A oto kilka faktów, które dadzą pojęcie o tym, czy budowa stadionu przy Łazienkowskiej jest rzeczywiście taka droga, że miasta na nią nie stać: kontrola NIK orzekła, że koszt wybudowania przez gminę Centrum basenu "Warszawianki" wyniósł 126 mln zł. Notabene, pływacy "Warszawianki" i jej sekcje dziecięce nie trenują już na tym basenie, bo zostali wyrzuceni, choć płacą, tyle, że mniej. Trenują teraz przy ul. Polnej. Podobnych basenów buduje się w stolicy mnóstwo i miasto powoli się nasyca. Akurat nowy stadion byłby w Polsce czymś wyjątkowym, przemyślanym i akceptowanym, w odróżnieniu od poprzednich inwestycji państwa. MENiS, a wcześniej UKFiS, współfinansował budowę obiektów znacznie mniej uzasadnionych ekonomicznie, jak chociażby dwie nowoczesne elektroniczne strzelnice w Zakopanem i Dusznikach dla bardzo dobrego biatlonisty Tomasza Sikory i kilkunastu zupełnie słabych seniorów lub tor do kajakarstwa górskiego w Krakowie (16 mln zł). Szef Wisły Bogusław Cupiał koszt gruntownego przebudowania stadionu na 20 tys. miejsc w Krakowie, który przygotowuje się do takiej inwestycji, określił jako 45-50 mln zł. Koszt przebudowy monumentalnego Stadionu Śląskiego (na 50 tys. miejsc) - 171 mln zł (przy czym prace trwają już 10 lat). Koszt przebudowy stadionu Legii nie będzie większy niż 100-120 mln zł. Nie jest to wysiłek mogący przytłoczyć budżet miasta. Zwłaszcza, że rozłożony na 2-3 lata, gdy 30 proc. tej kwoty dałby MENiS (który rocznie na takie cele dostaje z Totalizatora 450 mln zł) i zwłaszcza, gdy możliwa byłaby sprzedaż części ziemi, o czym wspominał w wywiadzie dla "Gazety" wiceprezydent Urbański. Socios po polsku Legia to w Polsce rozpoznawalny znak. W Warszawie tę nazwę znają niemal wszyscy. Intuicyjnie wyczuwa się związek warszawian z klubem (intuicyjnie, bo nie podejrzewam, aby Legia zrobiła kiedyś takie badania). Ilu jest gotowych wykupić obligacje, cegiełki, roczne składki, czy Bóg wie, jak to nazwać? W dwumilionowym mieście w środku Europy znajdzie się takich 30-40 tysięcy osób. Może więcej, może nawet 50-60 tysięcy, ale tylko pod warunkami, które dla "Gazety" określił Jarosław Chludziński, ekspert od identyfikacji i pozycjonowania z firmy Dragon Rouge Polska: Podstawowy warunek to czysto logistyczne zapewnienie bezpieczeństwa kibicom. Dopiero potem - rozszerzenie oferty klubu przez pozytywną akcję, najlepiej przez media niesportowe: mamy bezpieczny stadion, nie pozwalamy na chamstwo na trybunach. Piłka jest dla wszystkich. Niekibole przychodźcie z dziećmi, z żonami i miło spędzajcie czas. Klub przyciąga do siebie ludzi znanych w Warszawie i Polsce, utrzymuje ich w swojej orbicie. Klub staje się miejscem, w którym warto bywać. Stworzenie Klubu Kibica z charyzmatycznym szefem, z legitymacjami, zniżkami, ekskluzywnymi (tylko dla klubowiczów) gadżetami. Klub tworzy oficjalny sklep z pamiątkami i gadżetami klubowymi - to wzmacnianie już istniejących więzi - np. przez promocyjną sprzedaż gadżetów dla tych, którzy już mają abonamenty, cegiełki, obligacje, czy płacą składki. I tworzenie nowych więzi. Może również oficjalny pub z trofeami, pamiątkami, zdjęciami, gdzie zwykli śmiertelnicy mogą się spotkać z zawodnikami. Klub Legia - znów intuicyjnie - próbuje spełnić te warunki na swój sposób: Prezes czapkuje przywódcom chuliganów, twierdząc, że klub musi mieć więź z najgorliwszymi kibicami. Efekt? Na meczu podchmielony, śmierdzący jegomość na krytej trybunie wrzeszczy ochrypłym głosem do mojej 12-letniej córki i jej koleżanki: "No, śpiewać, k... ...ć! No, czego nie śpiewasz!". Ostatnią koszulkę Legii kupiłem w baraku, a trafiłem tam tylko dlatego, że bardzo chciałem - poprosił o to naczelny. Ale przy odpowiednim zarządzaniu ten klub mógłby wypracować pozytywny wizerunek, co przekłada się na pieniądze. Więcej mieszkańców Warszawy i okolic chce poczuć więź emocjonalną ze swoim klubem i za to zapłacić. Załóżmy, że około 30 tys. kibiców Legii zechciałoby wykupić udziały w klubie po 300 zł - to 9 mln zł - i dzięki temu mieć wpływ na jego działania. To rachunek pesymistyczny. Gdy klub nakręci na siebie modę, chętnych może być więcej. Szukamy stałych dochodów. To oczywiste - na stadionie jest mnóstwo miejsca na reklamy. Na przykład: trybunę krytą sponsoruje browar X. - Do klubu nie przyjdą reklamodawcy, jeśli jedyną ofertą będzie: mamy tanie miejsce na billboardach - objaśniał Jarosław Chludziński z Dragon Rouge Polska. - To są pieniądze wyrzucone w błoto, nie przynoszące reklamodawcy żadnej korzyści. Czym klub może zachęcić reklamodawcę? Niezbyt pociągającą grupą docelową są "kibole". Jednak, jeśli klubowym menedżerom udałoby się powiązać markę Legia z takimi wartościami jak: honor, fair play, męski etos, to jej atrakcyjność wśród reklamodawców znacznie by wzrosła. Wielu z nich chętnie powiązałoby własną firmę z takimi wartościami, których wyrazem byłby dobrze zarządzany klub piłkarski. Miasto musi samo Moim zdaniem Legia i CWKS nie są w stanie same rozwiązać swoich problemów, bo same stanowią problem. Ludzie zarządzający nimi nie mają po temu kwalifikacji, talentu, pomysłów. Tworzenie z nimi kolejnych spółek to tylko strata czasu i pieniędzy. Nie wspominając o tym, czym może grozić budowa do spółki z nimi stadionu. Dlatego miasto musi to zrobić samo, a potem z pozycji silniejszego dyktować warunki, na jakich sekcja piłkarska, CWKS i inne podmioty miałyby uczestniczyć w nowej spółce. Być "aktywnym udziałowcem" - jak ładnie powiedział wiceprezydent Urbański. Być najważniejszym udziałowcem - można by dodać. Tylko, czy Warszawa naprawdę tego chce?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.