Co kusi piłkarzy nocą?
21.02.2008 17:43
Wywalczenie pozycji w dużym klubie to niejedyny problem, przed którym stają piłkarze, przeprowadzający się do stolicy. Życie w wielkim mieście to także więcej pokus - kasyna, kluby i całonocne imprezy... Nie każdy potrafił sobie z tym poradzić. <b>Kamil Grosicki</b> wygrał z nałogiem. Czy teraz uda mu się podbić serca kibiców FC Sion? W ciągu jednej nocy przepuszczają kilkanaście, czasem nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Gdy skończą im się pieniądze, stoją z boku i patrzą, jak przegrywają inni. Rano idą na trening - niewyspani, nierzadko na kacu alkoholowym, a już na pewno z moralnym. Zamiast wsłuchiwać się w rady trenera, myślą, skąd wziąć pieniądze, żeby dalej grać. Nie na boisku, ale w kasynie.
Odwyk zamiast piłki
Kamil Grosicki to ostatnia głośna ofiara hazardowego nałogu. Tydzień temu ten 20-latek został wypożyczony przez Legię do szwajcarskiego FC Sion. Wciąż ma szansę na wyjazd na Euro 2008. A jeszcze latem wydawało się, że piłkarz sięgnął dna. Klub wysłał go na kilkutygodniowy odwyk. Na mazurskim odludziu leczył się z uzależnienia od gry w karty i ruletkę.
Zbyt dużo czasu w kasynie Grosicki spędzał podobno już w Szczecinie (przed przyjściem do Legii reprezentował tamtejszą Pogoń). Jednak dopiero po przeprowadzce do Warszawy hazard pochłonął go bez reszty. Choć bardzo dobrze zarabiał (Legia płaciła mu około 100 tys. euro rocznie), Grosicki musiał pożyczać pieniądze od rodziny, kolegów z zespołu. W końcu zaczął chodzić po prośbie do "ludzi z miasta". Według doniesień prasowych, do dzisiaj nie spłacił hazardowych długów, które przekraczają co najmniej równowartość jego rocznej pensji w Legii. Wyprowadzka do FC Sion ma pomóc wyjść mu na prostą. Szwajcarzy dadzą mu dwukrotnie wyższą pensję. - Będę mógł od ręki spłacić wszystkie długi i zacząć myśleć tylko o piłce - przyznał Grosicki.
Grupa bankietowa
Perypetie Grosickiego to nie jest przypadek odosobniony. Sportowcy, którzy trafiają do Warszawy, muszą stawić czoła wielu pokusom. Są one szczególnie silne dla młodych ludzi, dysponujących dużą gotówką i wolnym czasem.
W stolicy krążą legendy o "grupie bankietowej". b>Piotr Włodarczyk, Łukasz Surma i Marcin Burkhardt, kiedy wspólnie grali w Legii, świetnie rozumieli się nie tylko na boisku. Wszyscy słynęli z tego, że potrafili się zabawić. "Bury" zapewniał, że wyrósł już z niesportowego trybu życia, ale przypięta łatka wciąż dawała znać o sobie. Surmy i Włodarczyka w stolicy nie ma już dawno. - Włodarczyk był moim osobistym rozczarowaniem - mówił Piotr Zygo, były prezes Legii, o pozaboiskowych wybrykach piłkarza.
Jeszcze w latach 90. pokusom życia w Warszawie nałogowo ulegali piłkarze z Afryki. Choć podobno byli utalentowani, liczbę ich dobrych występów można było liczyć na palcach jednej ręki. Woleli rywalizację na innym polu. Jeden z nich zaczął handlować na Stadionie Dziesięciolecia. Inny trafił za kratki, gdzie odsiadywał 15-miesięczny wyrok za oszustwa i... udział w grupie przestępczej.
Z prawem zadzierali też ściągani do Warszawy Brazylijczycy. Elton miał w Legii znakomity początek, ale sielanka się skończyła, gdy policja złapała go na jeździe po pijanemu. Szefowie klubu dali mu drugą szansę, z której piłkarz nie skorzystał. Ponowne złapanie na jeździe pod wpływem alkoholu można uznać za szczyt głupoty Brazylijczyka, z którym klub tym razem bez zastanowienia zerwał kontrakt.
Po przyjściu do Legii ze zbyt dużą słabością do kieliszka nie mogli poradzić sobie również Giuliano oraz reprezentant Nigru Moussa Yahaya. Ich kariery skończyły się, gdy zaczęli odwiedzać izby wytrzeźwień.
Jaskinie przegranych
Historia pokazuje, że pokusy życia w wielkim mieście źle wpływają też na piłkarzy Polonii. Łukasz Jarosiewicz zapowiadał się na świetnego piłkarza. Za szybko zainteresował się jednak życiem pozasportowym. Zaczęło się od opuszczania treningów, później przyszły problemy alkoholowe i załamanie nerwowe. Dziś już nikt o nim nie pamięta. Jarosiewicz wyjechał do Anglii. Pracuje fizycznie, ledwo wiąże koniec z końcem.
Tutejsze kasyna i dyskoteki przyciągają także piłkarzy z innych miast. Wahan Gevorgian - obecnie piłkarz Jagiellonii Białystok, a wcześniej Wisły Płock - przez lata był częstym gościem stołecznych jaskiń hazardu. Wraz kolegami z drużyny przyjeżdżał tu nawet kilka razy w tygodniu. Niedawno przyznał, że największa kwota, jaką jednorazowo przegrał to 70 tysięcy złotych!
- Przez hazard popadałem w coraz większe długi, co negatywnie odbijało się na mojej postawie na boisku. W pewnym momencie poczułem obrzydzenie do kasyn, krupierów i do siebie. Wtedy zrozumiałem, że trzeba z tym skończyć. Nie udałoby się to, gdyby nie pomoc brata. Dzięki niemu wziąłem się w garść - mówi Gevorgian.
Okiem treneraJan Urban - trener Legii Warszawa
- Kiedy wyszedł na jaw problem Kamila, ściągnąłem go bliżej siebie. Zamieszkał na tym samym osiedlu co ja. Często mnie odwiedzał, sporo rozmawialiśmy. Jednak gołym okiem widać było, że myślami jest gdzie indziej. Był w dołku. Myślał o pieniądzach, które przegrał i kombinował, jak odbić się od dna. Teraz musi pokazać, że ma charakter i powrócić do normalnego życia.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.