Corrida na Łazienkowskiej
05.06.2007 11:45
E viva Espana, ole! - chciałoby się krzyknąć, widząc zachodzące zmiany w Legii. Na razie jednak nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Bo co z tej corridy na Łazienkowskiej wyniknie, tego nie wie nikt. Prezes Mariusz Walter pomieszkał trochę na Costa del Sol (takiej hiszpańskiej Juracie, w słonecznej Andaluzji, gdzieś pomiędzy Malagą a Mabellą - jakby ktoś nie wiedział), naoglądał się meczów Primiera Division i Copa de Rey, zauroczył niedaleką Sevillą (czemu trudno się dziwić) i zamarzył sobie choćby namiastkę tej drużyny w Warszawie.
A że pod ręką, a właściwie na jej wyciągnięcie miał byłego piłkarza drugoligowego Polideportivo Ejido (to miasteczko w Almerii, niedaleko Costa del Sol) Mirka Trzeciaka to budowę hiszpańskiej Legii zaczął właśnie od niego. Mirek gadane ma, dobrze wypada w telewizji (a Walter najpierw ocenia ludzi przez pryzmat srebrnego prostokąta - to takie zboczenie zawodowe wyniesione z Woronicza na Augustówkę, czyli z TVP do TVN) szybko więc wpadł w oko prezesa.
Wizyty w andaluzyjskiej hacjendzie bossa ITI zaowocowały dyrektorskim kontraktem Miro na Łazienkowskiej. A skoro znalazł się już depordyrektor, to kolejnym krokiem do stworzenia la grande Legilla było zatrudnienie el treneiro. Na Juana Ramosa Waltera jeszcze nie stać, więc sięgnął po pogromcę byków z Pampeluny niejakiego Juana Urbana. Ernest Hemingway opisał niegdyś Pampelunę i tamtejsze encierro, czyli przepędzanie byków ulicami miasta w powieści "Słońce też wschodzi". Dla Jana Urbana właśnie wzeszło. Co prawda z lekkim wparciem byłego klubowego kolegi z Navarry, ale zawsze lepsze to słoneczko w Warszawie niż mgliste perspektywy w Osasunie. Nauczyciele wf z Pampeluny zawładnęli więc eLką. I żeby nie było, że mam coś do wuefistów. Belframi, zanim zostali magami futbolu, byli przecież taki Rafa Beniztez czy Gerard Houllier. Ten drugi to nawet wf-u nie uczył, tylko angielskiego, co mu się później jak znalazł przydało w robocie na Anfield. Od czegoś trzeba przecież to szkolenie zacząć. Więc Miro i Juan po trenerskim wyedukowaniu w Pampelunie, zaczęli od Legii. Za przyzwoleniem, ba, wręcz namaszczeniem papy Waltera.
Choć to że Jan Urban wielkim piłkarzem był i ustrzelił kiedyś hat-tricka na Santiago Bernabeu samemu Realowi Madryt nie oznacza wcale, że wielkim trenerem będzie. To że z juniorami Osasuny Pampeluna zdobył mistrzostwo Hiszpanii także nie gwarantuje mistrzostwa Polski z seniorami Legii. Michał Globisz czy Andrzej Zamilski, choć mają w swoim dorobku czempionaty Europy z juniorami, nigdy w dorosłej piłce nie popracowali, bo wiedzą, że to nie to samo i raczej nie daliby rady ze starymi bykami. Zresztą przykład utytułowanych trenerów Henryka Apostela i Mieczysława Broniszewskiego, którzy w klubowej i reprezentacyjnej piłce nie osiągnęli tylu sukcesów co z juniorami, potwierdza tę regułę. A jak będzie z Urbanem? Przekonamy się wkrótce, czyli tak mniej więcej za rok.
Albo będzie corrida albo... byczek Fernando, inaczej byczek spokojny, unikający bójek i wojny, wciąż wąchający kwiatki: stokrotki i bławatki. A takiego polskiego byczka na pewno byśmy już w Legii nie chcieli. Bo ich ci u nas dostatek i jakoś przepędzić z Łazienkowskiej nie sposób.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.