Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz: Kadra musi być liczniejsza, żeby myśleć o skutecznej walce

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Sekcja Piłkarska

27.04.2021 00:30

(akt. 28.04.2021 14:46)

- Mamy swoje cele. Przede wszystkim, chcemy wygrać najbliższy mecz z Wisłą Kraków i da to nam wtedy mistrzostwo - mówił w Sekcji Piłkarskiej trener Legii Warszawa, Czesław Michniewicz.

- Czy w ekstraklasie jest już pozamiatane, w lodówce przy Łazienkowskiej już coś się chłodzi? Przypomina mi się sytuacja przy okazji meczu Intertoto z 2005 roku. Graliśmy z Lechem z RC Lens. Była okazja poznać Joachima Marxa. Jego największy przyjaciel, świętej pamięci Gerard Houllier, zaprosił go kiedyś do Paryża przed dwoma ostatnimi meczami: z Bułgarią i Rumunią. Potrzebowali jednego punktu, żeby awansować chyba na mundial. Mówił, że miał założone nogi na stole, jak wszedł do niego do biura i mówi: „Zobacz, Marx, jestem pierwszym trenerem, który na dwa mecze przed końcem może być pewny awansu. Dawno takiej sytuacji nie było”. Skończyło się tak, że przegrali dwa spotkania i nie pojechali na mistrzostwa. Mam to w głowie cały czas. Z duża pokorą podchodzę do stwierdzeń, że już coś jest pewne, przesądzone. Tego samego wymagam od swoich zawodników, współpracowników. W piłce pewne jest tylko to, że nie ma nic pewnego. Do końca trzeba walczyć o swoje.

- Po meczu z Lechią w Gdańsku była wspólna radość, a potem posiłek, na miejscu w szatni. Zawodnicy się rozjechali, część z nich została w Trójmieście, Paweł Wszołek odwiedził rodziców. Ja też skorzystałem z okazji i zostałem tutaj jeden dzień dłużej. Nie było jakiejś euforii. Wszyscy wiemy, że pozostały trzy mecze do końca, które chcemy wygrać - bez względu na to, co zrobią rywale. 

O najtrudniejszym momencie w Legii

- Mój najtrudniejszy moment w Legii? Zanim rozpocząłem pierwszy trening, już pojawiały się pierwsze trudne momenty. Wiadomo, jak moja osoba była odbierana przez część kibiców w Warszawie. Moja rezygnacja z pracy z kadrą U-21 - w takim sensie, że do końca z niej nie zrezygnowałem, w dniu, kiedy przychodziłem do Legii. Wiadomo było, że będę łączył dwie funkcje. Sytuacja była różnie komentowana. Nie był to na pewno łatwy czas. Ale skorzystałem z okazji i podjąłem pracę w Legii Warszawa. Początek nie był łatwy. Zbiegło się to z tym, że graliśmy mecze w eliminacjach, które nie wyszły do końca tak, jak byśmy chcieli. Krytyka była duża. Jednego dnia przegraliśmy dwa mecze: mówię o U-21 przeciwko Serbii i spotkaniu o Superpuchar pomiędzy Legią a Cracovią. Atmosfera była napięta, ale wiedziałem, że sobie poradzimy. Wiedziałem dokładnie, co i jak chcemy zrobić, i dlaczego. Z każdym tygodniem czułem się coraz swobodniej. Było to nowe środowisko, otoczenie. Myślę, że zawodnicy też zobaczyli, co chcemy zrobić, jak i dlaczego. Dużo z nimi rozmawialiśmy, pracowaliśmy nad sferą mentalną. Podpowiadaliśmy, dlaczego robimy tak, a nie inaczej. I to trafiło na podatny grunt. Stąd też mecze zaczęły się później dobrze układać.

O pucharowym lecie

- Przychodząc do Legii, pierwszym celem, jaki sobie założyliśmy wspólnie ze sztabem, było zdobycie mistrzostwa Polski. Ja wiem, że jak coś zdobywasz dość regularnie i w miarę łatwo to przychodzi, to do końca nikt tego nie szanuje. Mówię o wszystkich. Nie mówię teraz czegoś złego. Ale to wszystko powszednieje. „Nie no, mistrz – z kim możemy go przegrać?” No można, bo niedawno Piast był pierwszy na koniec sezonu. Nie chciałem wpaść w poczucie naszej wielkości. Że jesteśmy zdecydowanie lepsi od innych i nie musimy zginać kolan, żeby wygrywać. Chcieliśmy wygrywać jak najwięcej, po swojemu, na różne sposoby, strzelać jak najwięcej goli i jak najmniej tracić. I to wszystko zaczęło się powtarzać. Nie chcieliśmy czekać do ostatniej kolejki, łączenia… Pamiętam taką sytuację – była chyba ulewa w Białymstoku. Stacja pokazywała, jak wszyscy w Warszawie czekają na rezultat z Białegostoku, w ostatniej kolejce. Mecz był przedłużony o 10 minut, bo były chyba petardy. I wszyscy czekali, co się wydarzy: czy Jagiellonia strzeli zwycięskiego gola i będzie mistrzem, czy mistrzem zostanie Legia. W tamtym czasie mistrzem została Legia. Moim marzeniem było to, żeby przejść przez rozgrywki - suchą stopą się nie udało, bo dwa razy przegraliśmy: z Podbeskidziem i Stalą Mielec – w taki sposób, żeby zgromadzić jak najwięcej punktów, nie czekać do ostatniego gwizdka na świętowanie mistrzostwa. Dzisiaj jest to możliwe z naszej strony. Musimy zachować koncentrację i czujność.

- Puchary? Ktoś, kto jest długo w klubie – mówię o zawodnikach, trenerach, prezesach – ma troszeczkę inny sposób myślenia, bo zakłada, że będzie mistrzostwo i myśli, co będzie dalej. Ja dopiero teraz, być może po meczu z Wisłą, zacznę myśleć nad wszystkim. Wcześniej przygotowaliśmy sobie plan zakładający, kiedy rozpoczniemy przygotowania, w założeniu, że jesteśmy mistrzem Polski, musimy grać pierwsze rundy wstępne bardzo szybko. To wszystko ramowo zostało opracowane. Zgrupowanie w Austrii, sparingpartnerzy… Ale to wszystko było płynne. Nie było wszystkiego klepniętego na 100 procent. Myślę, że musimy szybko załatwić sprawę mistrzostwa i wtedy ruszymy z nazwiskami: kto zostaje, kto odchodzi, w jakim celu, ile mamy środków na pozmienianie drużyny. To wszystko jeszcze przed nami.

- Jeśli popatrzymy na kadrę obecną i tę, którą obejmowałem we wrześniu, to okaże się, że jest dużo, dużo węższa niż była. Nie ma Kante, Antolicia, Karbownika i wielu innych graczy – z różnych względów. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy - musimy dążyć, w miarę możliwości  finansowych, do tego, żeby rozbudować kadrę. Po to, żeby mieć większy wybór, żeby jedna kontuzja nie powodowała, że zmieniamy cały sposób grania, bo jeden czy drugi zawodnik wypadnie. Kadra musi być szersza, żeby była rywalizacja i żeby przyszli nowi zawodnicy, którzy dadzą impuls. Piłkarze zaczną rywalizować między sobą, na swoich pozycjach. Nie jest to łatwe, z uwagi na ograniczenia finansowe, ale taki jest cel. Do tego musimy dążyć. Tak funkcjonują zespoły z Europy, które też radzą sobie w lidze. Kadra musi być liczniejsza, żeby myśleć o skutecznej walce. Jeśli popatrzy się na drużyny, z którymi teoretycznie możemy się zmierzyć o Ligę Mistrzów czy ewentualnie Ligę Europy…  Jak się popatrzy na te składy, to jest w nich wielu reprezentantów krajów, są zawodnicy, którzy są kupowani za dość wysokie kwoty. To nie jest tak, że tylko my mamy zespół, który jest już gotowy, a inni tak nie mają. My na pewno mamy zespół w przebudowie. Wielu zawodnikom kończą się kontrakty. Nie wiemy do końca kto zostanie, kto odejdzie. Oczywiście, odbywaliśmy już rozmowy z dyrektorem sportowym, prezesem Mioduskim na temat szkieletu, składu na przyszły sezon. Ale dzisiaj nie wiemy czy Artur Boruc zostanie. Jeśli Artur nie zostanie: czy zaufamy Radkowi, Czarkowi Miszcie, który ma nas doprowadzić do Ligi Mistrzów, czy będziemy szukać kogoś bardziej doświadczonego. Ostateczne decyzje nie zapadły. Wiem, że toczą się rozmowy pomiędzy dyrektorem sportowym, a poszczególnymi zawodnikami, którym kończą się kontrakty. Efekty dopiero przyjdą.

- Których zawodników, którym kończą się kontrakty, chciałbym na pewno zostawić na kolejny sezon? Skupię się na Arturze Borucu, o którym mówiłem wcześniej. Bardzo ważny zawodnik na boisku, gdzie pokazuje świetną formę, ale też bardzo ważny jako lider, osobowość. Nie chciałbym publicznie rozmawiać o poszczególnych zawodnikach. Myślę, że ci, którzy orientują się w naszych realiach legijnych, wiedzą - mniej więcej – kto grał, ile grał, co w nosił do drużyny. Na pewno ci, którzy najmniej wnosili w danym momencie, mogą się obawiać o swoją przyszłość. Ale dopóki sezon się nie skończy, nie chciałbym nikomu odbierać szans na to czy zostanie w Legii, czy nie.

O zimowym okienku transferowym

- Zimowy okres przygotowawczy był najkrótszy w historii. Rozgrywki zakończyły się późno, tuż przed świętami, i zostały wznowione bardzo wcześnie. Musiała być krótka przerwa. Czasu było naprawdę mało, żeby pewne rzeczy dopiąć. Wylecieliśmy na obóz do Dubaju bez nowych zawodników. Zagraliśmy kilka gier kontrolnych, parę nam wypadło. Był to trudny okres, bo nie wszystkie zespoły, które zapowiadały, że tam będą, doleciały – z różnych względów. Wróciliśmy do Polski, trenowaliśmy, rozegraliśmy kilka sparingów. Zaczęła się liga. Przegraliśmy w Bielsku-Białej. Trochę nieszczęśliwie, bo dziś, jak oglądam mecz, to gra wcale nie była taka zła, jak się wszystkim wydaje. Byliśmy nieskuteczni. Podbeskidzie stworzyło sobie jedną okazję, miało trochę szczęścia, i wygrało. My nie strzeliliśmy gola – to był nasz największy problem. I dopiero wtedy zaczęły się pojawiać transfery. Warunki do treningu – pamiętamy jak wyglądała zima – były fatalne. Boiska się nie nadawały do zajęć, trenowaliśmy na murawie sztucznej pod balonem. Nie można było grać sparingów. Zawodnicy, którzy do nas dołączyli, byli po różnych przejściach.

- Jasurbek Yaxshiboyev od listopada nie grał na Białorusi, wyjechał do Uzbekistanu i pracował indywidualnie. Nie trenował z zespołem. Przyjechał do nas po okresie przygotowawczym i trzeba było mu na nowo zrobić okres przygotowawczy. Jeśli wchodzisz na obciążenia, to organizm się broni – i pojawiają się drobne urazy. W jego treningu nie było ciągłości. Jak zaczął dobrze wyglądać, to teraz, wiadomo – jest muzułmaninem i przechodzi ramadan. Dodatkowy problem. Jedziemy na mecz do Zabrza. Rozmawiałem z nim po tygodniu ramadanu. Powiedział mi: „Trenerze, nie pomogę drużynie, bo bardzo słabo się czuję. Odczuwam skutki ramadanu”. Mecz był o godz. 20:30 w Gliwicach, czyli praktycznie od 5 rano do 20 nic by nie zjadł. Uczciwie powiedział, że nie pomoże nam z Piastem. Inna sytuacja była w Gdańsku, gdzie spotkanie było odpowiednio wcześniej. Organizm się troszeczkę zaadaptował do ramadanu. Myślę, że jak przejdzie to wszystko, wróci do normalnego treningu – bo zaczął już normalnie trenować - to jeszcze nam pomoże, bo ma dużo do zaoferowania. Ale w żadnym sparingu nie mogliśmy go sprawdzić w dłuższym wymiarze czasowym, bo uniemożliwiała mu to kontuzja. Po drugie – warunki były takie, że nie było jak i gdzie z kimś zagrać.

- Ernest Muci przyjechał do nas jako jedyny zawodnik, który był w rytmie meczowym. Ale na początku zderzył się z ekstraklasową piłką. Jaka ona by nie była, co by nie mówić o jej poziomie – piłka oparta w dużej mierze na bezpośrednim kontakcie, pressingu. Zagrał w Zabrzu. Pamiętamy jak wyglądało to spotkanie. Dużo było pretensji o takie czy inne decyzje sędziego, że dopuszcza do ostrej gry. Muci dopiero poczęstował się naszą polską piłką, i też się okazało, że potrzebuje czasu, którego nie było tak dużo. Inna sprawa, że dziś rywalizuje z Bartkiem Kapustką i Luquinhasem, poprzez zmianę ustawienia, którą dokonaliśmy po meczu z Podbeskidziem. Rywalizuje z najlepszymi piłkarzami w całej lidze. Jest mu trudno wskoczyć. Nie każdy mecz się tak układa, że wynik jest bezpieczny i wtedy zrobimy sobie zmianę, wpuszczamy kogo chcemy, promujemy, dajemy szansę, pomagamy. Nie wszystkie mecze się tak układały.

- Do składu szybko wskoczył Szabanow. Miał dobre momenty, gorsze – tak jak w meczu z Piastem. Generalnie, byliśmy z niego bardzo zadowoleni. Dał nam opcję, którą chcieliśmy, czyli lewonożnego obrońcę, grającego w trójce. I to nam bardzo pomagało. Potem przytrafiła się pechowa kontuzja, bo Mateusz Wieteska spadł mu na kostkę. Okazało się, że więcej nie zagra.

O Nazariju Rusynie

- Gdy Rusyn do nas przyszedł, to na początku powiedziałem mu, że będzie rywalizował z prawdopodobnym królem strzelców ligi, bo Pekhart miał już dużą przewagę nad pozostałymi. Mówiłem, iż nie odbieram mu szans, ale musi się uzbroić w cierpliwość, że nie w każdym spotkaniu będzie miał okazję gry. Już po pierwszy meczu, gdzie pojechał do Zabrza jako 21 zawodnik, bo dopiero pod koniec tygodnia został oficjalnie zatwierdzony, był zawiedziony, że nie znalazł się w „20” na mecz. Rozmawiałem z nim po powrocie. Powtórzyłem mu raz jeszcze, że musi walczyć o swoje. Nie posadzę kogoś na trybunach, kto trenował z nami od początku stycznia, tylko dlatego, że przyjechał Rusyn z Dynama Kijów, miał jeden trening i od razu wskoczy do kadry. Od razu relacje były chłodne. Powiedziałem, jaka jest jego realna sytuacja w klubie. Mówiłem mu: „Nie wiem, co obiecał ci menedżer, nie znam go. Być może ty, przychodząc z Dynama, liczyłeś, że będziesz pierwszym wyborem. Ja nigdy z tobą w ten sposób nie rozmawiałem, bo wcześniej ciebie nie znałem”. I tyle.

- Odmówił gry w meczu rezerw i zrobił się problem. Zespół to widzi. Igor Lewczuk, który wiele w piłce osiągnął, zrobili wiele dla drużyny, dla Legii, wraca po kontuzji i chętnie gra dla rezerw, a Rusyn powiedział, że nie będzie. Musieliśmy podjąć decyzję. Od tamtej pory trenuje z drugą drużyną. Mówiliśmy, że po dwóch tygodniach usiądziemy i z nim porozmawiamy. Ale dwa tygodnie przepadły na to, że we wtorek wyjechaliśmy do Gliwic, za chwilę był mecz w Gdańsku. I praktycznie nie miałem z nim kontaktu. Jestem w kontakcie tylko tyle, co widzę go na treningu rezerw, bo wszystko odbywa się w LTC, mam stały kontakt z trenerem. Nie wiem, jaka będzie jego przyszłość. Dodatkowe ograniczenie jest takie, że w meczu rezerw może grać tylko jeden gracz spoza Unii Europejskiej. W Legii II mamy młodego Jehora Macenkę, który ma ukraiński paszport. Jak Macenko gra, to automatycznie nie może grać Rusyn, bo jedno wyklucza drugie. Jeszcze jest jeden gracz spoza Unii Europejskiej (Lionel Negou - przyp.red.), lecz aktualnie jest kontuzjowany.

- Nie skreślam żadnego z zawodników. Przeżywałem w życiu różne historie. Nie obrażam się na rzeczywistość. Istotne jest, to, żeby zawodnik zrozumiał, jaka jest hierarchia w klubie, kto za co odpowiada, kto podejmuje decyzje. Nie może być tak, że to zawodnik będzie decydował, kiedy i u kogo będzie grał, i ile minuty. Takiej sytuacji nigdy nie będzie w Legii i w żadnym innym polskim klubie. Żaden trener, i nikt z władz, by na to nie pozwoli. Rusyn musi zaakceptować, że trafił do klubu, w którym jest rywalizacja. Trafił do klubu, który chce grać w Europie. Jeżeli będzie chciał nam pomóc sportowo, to dla mnie sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Nie wiem, na ile chce zostać, na ile ma plany, żeby być w Polsce, w Legii. Być może będzie szukał innych rozwiązań. Nie chcę przesądzać, bo po prostu nie rozmawiałem z nim na ten temat.

- Czy dotarły do mnie wiadomości jego brata, na Instagramie? Haha. Tak, dotarły. Nie śledzę tego, ale mój syn mi to podesłał - zresztą chwilę później to samo podesłała mi rzeczniczka Iza Kruk, która śledzi wszystko z racji tego, że zajmuje się mediami, Internetem. Rozmawialiśmy na ten temat. Myślę, że na pewno mu to nie pomaga, jeśli brat – chyba cioteczny - zachowuje się w taki czy inny sposób. Taka presja, słownictwo na pewno nie pomaga jemu, ale też zraża innych do siebie. Każdy może mieć swoje zdanie na temat szefa, przełożonego czy kolegi, ale publiczne nazywanie kogoś idiotą, durniem… Myślę, że to nikomu nie pomaga. Czyli to bzdury, że zawodnicy nie przychodzili do mnie z pretensjami, za to, co wypisywał? Proszę zapytać piłkarzy. Nie chcę mówić za nich. Nie spotkałem się z taką sytuacją w Legii. Wystarczy oglądać nasze kulisy po każdym meczu, zobaczyć, jaka jest atmosfera, wzajemna sympatia między zawodnikami. A jak ktoś przychodzi, chce wejść w nasze życie klubowe na swoich zasadach, i te zasady nie do końca są przez nas akceptowane – to ma z tym problem. To nie my mamy problem z Rusynem, tylko on ma problem z nami.

O Mateuszu Boguszu

- Czy jestem nim zainteresowany? Robiłem porządki w jednej z szaf i wypadło z niej zdjęcie z kadry U-21. Lubię tego typu piłkarzy. Ma świetne umiejętności techniczne, zmysł do gry kombinacyjnej. Przeszedł olbrzymią pracę z trenerem Bielsą, jeśli chodzi o rozwiązywanie sytuacji, sposób poruszania się po boisku. Bardzo często korzystam z materiałów, które mam na podstawie treningów z kadry czy meczów U-21, i pokazuję zachowania Bogusza jako wzór. My jako Legia chcemy grać piłkę, gdzie zdobywamy przestrzeń, nie gramy futbolówki do nogi. Od początku mówiłem, że potrzebuję biegających graczy. W rundzie jesiennej Legia grała najlepsze mecze, gdy w środku pola byli Kapustka i Karbownik. Wszyscy szukali wolnej przestrzeni, zawsze można zagrać piłkę do przodu. Takich zawodników szukamy. I Mati jest takim graczem. Nie ukrywam, że chciałbym, żeby był z nami w Legii. Ale zdaję sobie sprawę, że może okazać się, że to transfer mało realny.

- Bielsa nie chciał się zgodzić na jego wypożyczenie do Hiszpanii. Bardzo chce, żeby wrócił do klubu, widzi w nim przyszłość. Może być olbrzymi problem. Ale tego typu piłkarze, o sporych umiejętnościach, z umiejętnością strzelania goli, bo Mateusz to umie, ma świetne stałe fragmenty gry i polski paszport, co rozwiązuje problem młodzieżowca. Ale też na przyszłość - jeśli udałoby się go sprowadzić i mieć opcję pierwokupu, to jest to zawodnik, który jeszcze będzie wyjeżdżał za granicę, o ile by wrócił do Polski. Ale to tak odległa sprawa, że na dziś dawałbym kilka procent szans, że to się uda. Mateusz już jakiś czas jest pod okiem Bielsy. Bardzo dużo się nauczył. Zabierał go na ławkę, dał mu szansę pograć kilka minut. Cały czas zawracał na niego uwagę. Za pierwszym razem, gdy Mateusz chciał pójść na wypożyczenie do Charltonu, to wszedł do pokoju Bielsy. Trener spytał się, czego chce, a on odpowiedział, że chce iść na wypożyczenie. Szkoleniowiec powiedział, żeby się odwrócił - kopnął go w tyłek i powiedział: „Więcej do mnie nie przychodź w takich sprawach”. Następnym razem, transfer do Hiszpanii załatwiał przez asystenta Bielsy. Ale myślę, że Bogusz to piłkarz, który gdyby wrócił do ekstraklasy, to wzorem Bartka Kapustki też miałby w niedługim czasie okazję do tego, żeby pokazać się selekcjonerowi. Tacy piłkarzy wpadają w oko. Legia - z racji naszych aspiracji, możliwości, ale też sposoby gry, ale i znajomości z nim, bo dość często rozmawiamy -  by jemu pasowała. Ale jest wiele ograniczeń. Wiele klubów angielskich, tak było w przypadku Krystiana Bielika, który też miał przyjść do Legii, ale Arsenal się nie zgodził, wolą dać zawodnika na trzeci poziom w Anglii, niż wypuszczać go - że tak powiem - do innej cywilizacji. Nikt nas poważnie nie traktuje, niestety. I przez to takie wypożyczenia są bardzo trudne do zrealizowania.

- Marzenie o przeniesieniu intensywności na wyższy poziom jest realne? Jest to realne, ale tego się nie zrobi samy treningiem. Trzeba brać graczy z olbrzymi potencjałem. Takim zawodnikiem jest m.in. Mateusz Bogusz. Potencjał motoryczny. Bardzo dobra wytrzymałość, szybkość - tak jak w przypadku Łukasza Piszczka, który zrobił karierę w Bundeslidze, bo miał te cechy na światowym poziomie. Zawsze będę to przypominał, jak profesor Chmura go przebadał w Zagłębiu Lubin i nie wierzył, że ktoś taki może być. Z reguły był Robert Kolendowicz, który był bardzo szybki, ale, niestety, wytrzymałość była na niskim poziomie. Po każdej akcji potrzebował dużo czasu na odpoczynek. Łukasz tego odpoczynku nie potrzebował, stąd do teraz gra w Bundeslidze. Nie mam dzisiaj upatrzonych trzech-czterech graczy z Europy i listy zawodników, żebym powiedział: „Panie Prezesie, proszę tego czy tamtego”.

- Jest kilka nazwisk, które przewijają się przez skauting. Jest wiele zmiennych, żeby ostatecznie do nas trafili. Nie wiem, kto finalnie do nas dojdzie. Zdaję sobie sprawę, że czasu będzie bardzo mało na wkomponowanie nowych zawodników. Każdy tydzień okresu przygotowawczego, gdzie nie będzie nowych graczy, będzie działał na naszą szkodę. Do tego dodajmy, że nie wszyscy, którym kończą się kontrakty, zostaną. Czyli będzie praktycznie zespół budowany od nowa. Wierzę, że trzon i najważniejsi zawodnicy zostaną. Ale nie wiemy, jak potoczą się losy najlepszych. Mladenović rozgrywa sezon życia, ma fantastyczne liczby. Juranović jedzie na mistrzostwa Europy z reprezentacją wicemistrzów świata, może tam zabłysnąć. Pekhart jest królem strzelców. Rynek dyktuje warunki. Nie wiem, jakie plany mają gracze. Wcześniej, jak rozmawialiśmy, to wszyscy deklarowali, że każdy chce tutaj zostać. Ale w życiu potrafi się wszytko szybko zmienić. Dlatego musimy być przygotowani na różne warianty. Dzisiaj możemy mówić, że potrzebujemy graczy na taką czy inną pozycję.

- Czekając na tę rozmowę, rozpisałem sobie pewne ustawienia, które preferujemy, bardzo często zmieniamy (trener pokazał kartkę z pokolorowanymi punktami). Te kolory to miejsca, gdzie będziemy potrzebować większej rywalizacji, albo gracza na konkretną pozycję, drugiego do rywalizacji. Dużo pracy przed nami.

O środku obrony

- Środek obrony to pozycja, na którą teraz Legia ma największe zapotrzebowanie? Znam opinie wielu osób na temat obrońców Legii. Dostawało się Arturowi Jędrzejczykowi, Mateuszowi Wietesce i Igorowi Lewczukowi, bo to oni najczęściej tam występowali. Ale na dziś, oceniając postawę tych, którzy grają… Artur Jędrzejczyk miał słabszy moment ze Stalą Mielec – sprokurował rzuty karne, podobnie jak Mateusz Wieteska. Ale gdybym miał teraz kogoś wyróżnić, runda jeszcze się nie skończyła... Artur Jędrzejczyk, od momentu kiedy dostał żółtą kartkę i pauzował, grał w każdym meczu bardzo dobrze. Gdyby przyjrzeć się jego grze, to gra naprawdę fantastycznie. Lepiej mu się gra po prawej stronie niż po lewej, bo to zawodnik prawonożny. Podobnie jak Wietes. Nie ma w Polsce takiego stopera – być może Satka jest takim zawodnikiem w Lechu Poznań – który tak swobodnie operuje piłką. Może dlatego, że Mati kiedyś był napastnikiem. Wieteska i Hołownia byli napastnikami, a teraz grają na środku obrony. Mają swobodę z piłką przy nodze. Nasza gra zaczyna się od obrońców. Dużo ryzykujemy grając na 20.-30. metrze, czasami nawet w polu karnym z Arturem Borucem rozgrywając piłkę. Ale właśnie w taki sposób chcemy budować akcje. Bezpieczne podania, wychodzenie na pozycje. Potrzebujemy zawodników, którzy mają komfort z piłką przy nodze. Żeby nie było tak, jak w tej grze, że piłka parzy – rzucasz komuś, grasz w kolory, mówisz czarny czy czerwony, i ta piłka parzy, nikt nie chce jej łapać. Mateusz dużo ryzykuje, ale chcę, żeby ryzykował. Czasami mu jakieś podanie nie wyjdzie. Ale jeśli nie wyjdzie mu jedno na osiem-dziesięć podań, to nie robimy z tego tragedii. Chcemy, żeby w ten sposób grali.

- Uważam, że nasi obrońcy zdają egzamin. Oczywiście, ważna jest konkurencja. Mówimy o Legii, która ma 9 punktów przewagi nad Pogonią i 10 nad Rakowem, który ma zaległy mecz. Ale mamy taką sytuację – jest pięciu zawodników, którzy są zagrożeni pauzą w kolejnym meczu z powodu kartek: Wieteska, Jędrzejczyk, Slisz, Lopes, Pekhart. Nie mówię, że teraz potrzebujemy kogoś za Wieteskę, Jędzę. Potrzebujemy głębię składu. Mamy zawodnika, który wchodzi i będzie grał na podobnym, a może czasami wyższym, poziomie, od tych, którzy są. Ale to wszystko kosztuje. Kupujesz dwa dobre konie. Na jednym jedziesz, a drugi jest w tym czasie nieużywany. Tak samo jest z zawodnikami. Niektórzy nie godzą się na taką sytuację, że przychodzą do klubu i nie są pierwszymi wyborami. Niektórzy chcą mieć zagwarantowane, że będą grali. To jest problem dla nas.

O Arielu Mosórze

- Wystarczy prześledzić to, co działo się z Arielem Mosórem od początku stycznia, kiedy zaczął z nami trenować. Wchodził w jedną kontuzję, leczył się, wchodził w drugą kontuzję. W ostatnią sobotę zagrał pierwszy mecz ligowy. Do tej pory cały czas się leczył. Miał kontuzję mięśni brzucha, potem przyplątała się kontuzja stopy. Stąd też nie miał szansy, żeby rywalizować z innymi. Co ma Hołownia, a co ma Mosór? Hołek jest, przede wszystkim, lewonożny. Takich nie mamy zbyt wielu. Po tym jak wypadł Szabanow, to już praktycznie nie mamy nikogo z lewą nogą wśród obrońców. A przy naszym sposobie gry, jeśli nie mamy lewonożnego gracza w trójosobowym bloku, jeśli z konieczności gra tam Jędza, to 1/3 boiska jest wyłączona z gry. Nie wyprowadzamy piłki, nie budujemy akcji od tyłu. Bo - siłą rzeczy - brakuje lewej nogi. Stąd przewaga Hołowni, jeśli chodzi o to, że jest lewonożny. Hołownia nie rywalizuje z Mosórem. Mosór, jeśli będzie rywalizował, to będzie rywalizował z Wietesem, Jędzą, Igorem Lewczukiem – to jest ta sama pozycja. Ale trudno rywalizować, kiedy zdrowie na to nie pozwala, kiedy cały czas się leczysz i nie możesz zbudować formy.

- Od stycznia zagrał w jednym meczu o punkty. Wcześniej zagrał jeden sparing, w którym doznał kontuzji. To był jego ostatni sparing, plus zagrał 45 minut na obozie w Dubaju z Krasnodarem. I to wszystko. Bardzo mało grał. Zdrowie na to nie pozwalało. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja kontraktowa Ariela jest taka, że jeżeli rozegra określoną liczbę minut, to umowa się automatycznie przedłuży na kolejny sezon. Jeśli to się nie uda, to nie wiem jaka będzie decyzja jego i rodziców. Uczestniczyłem w spotkaniu z jego rodzicami, chyba na początku lutego. Pytaliśmy, jakie mają plany w stosunku do niego. Nikt nie wiedział, że tak szybko się to wszystko potoczy, że nie będzie brał udziału w zajęciach przez taki długi okres. Na dziś nie wiem, czy Ariel będzie naszym zawodnikiem na koniec sezonu. Jeżeli nie zagra określonej liczby minut w trzech pozostałych grach, to automatycznie jego kontrakt się skończy i będzie mógł odejść do innego klubu. Czy tak zrobi? Nie wiem, trudno powiedzieć. Mogę tylko powiedzieć – mówiłem to w rozmowie z Arielem, jego rodzicami i kilkoma innymi osobami – że ja, na miejscu Ariela, za żadne skarby nie ruszałbym się z Legii. Przykład Hołowni pokazuje to najlepiej. Obserwowałem Hołka, jak byłem trenerem kadry U-21, gdy był w Ruchu Chorzów, Śląsku Wrocław, Wiśle Kraków. Nigdzie nie miał pewnego miejsca, może poza Ruchem, tam grał najwięcej. A dziś jest taka sytuacja, że w kluczowym momencie walczymy o mistrzostwo i Mateusz Hołownia jest pierwszym wyborem. Gdyby nie był zawodnikiem Legii, czy ktoś – po epizodzie w Ruchu, Śląsku czy Wiśle – zdecydowałby się sprowadzić Hołownię do Legii? Myślę, że nie. Uważam, że w interesie wszystkich młodych zawodników jest to, że jeśli klub proponuje ci przedłużenie umowy, to ja bym z tego skorzystał. Oczywiście, ktoś może mieć inną ścieżką kariery – tak jak zrobili to Walukiewicz czy Praszelik. Każdy ma wybór. Do niczego nie zmuszam. Ja tylko mówię: „Czy będziesz na tyle dobry, żeby w którymś momencie Legia cię jeszcze chciała odkupić. A jak będziesz przy Legii, to twoja szansa nagle może się pojawić”. Dzisiaj wypada Wieteska, Jędrzejczyk, kontuzjowany jest Lewczuk – kto ma grać na stoperze? Jest tylko jeden - nasz Hołownia. Tu może być szansa dla jednego. Hołownia wykorzystuje szansę, która pojawiła się z przypadku, bo zmieniliśmy ustawienie, wypadł Szabanow, wcześniej Mateusz zagrał kilka meczów – on z kolei wypadł. Mówię o ciągu zdarzeń, co się może wydarzyć. Niczego nie przesądzam, niczego nie obiecuję. Tak jest w przypadku Ariela, Szymka Włodarczyka, Kuby Kisiela, w takiej sytuacji są nasi bramkarz: Tobiasz, Miszta. Fajni, uzdolnieni chłopcy. Tylko, w tym wszystkim, potrzebna jest cierpliwość.

O kilku nazwiskach

- Czy Legia interesuje się Konradem Poprawą? Pojawiały się też inne nazwiska, jak Kenneth Saief czy Nika Kwekweskiri? Powiem o Poprawie. Pracowałem z nim w kadrze U-21. Miał taki epizod, że zagrał kilka spotkań. Nie ukrywam, że podoba mi się jego postawa na murawie. Był jeszcze Łuczak, też młody chłopak ze Śląska Wrocław. Jeździłem, obserwowałem Śląsk, ale szybko wypadł ze składu, nie grał. Jak nie grasz w ekstraklasie, to trudno rywalizować w U-21 z najlepszymi w Europie. Temat upadł. Teraz, po przyjściu Jacka Magiery, zaczął grać. Jacek przeszedł na trójkę obrońców, znał go też z kadry. Myślę, że dla chłopaka idealnie się stało, że trafił na takiego trenera. Ale ja, szczerze mówiąc, nie znam tematu Poprawy w Legii. Nie rozmawiałem z nikim na jego temat. To zawodnik młody, uzdolniony, ma świetne warunki fizyczne. Chłopak przyszłościowy, co do tego nie ma wątpliwości. Ale ja, osobiście, nie polecałem go nikomu w Legii.

- Nika Kwekweskiri? Ciekawa historia. Któregoś dnia zadzwonił do mnie jeden z moich znajomych i spytał czy to prawda, czy nie chcielibyśmy tego Gruzina w Legii? Mówię, że nie, nie interesuje nas, szukamy innego typu zawodnika, nie na tę pozycję. I temat upadł. Potem można było wyczytać, że Legia interesuje się graczem. To gierki menedżerskie, na zasadzie, że ktoś cię chce, i tak dalej. Nie, nie ma tematu Gruzina z Lecha Poznań w Legii Warszawa. Kenneth Saief? Wpada w oko. Przed pierwszym meczem z Lechią Gdańsk rozmawialiśmy o nim w sztabie szkoleniowym, że to bardzo fajny zawodnik. Miałem okazję porozmawiać z Piotrkiem Stokowcem na jego temat. W niedzielę, przy okazji meczu, pytałem co u niego, bo widzę, że stracił miejsce. Piotrek mówi, że wszystko robi dobrze, ale na końcu brakuje najważniejszego: bramek i asyst. To taki typ zawodnika. Być może odpali w którymś momencie, ale to też nie jest tak, że się nim interesujemy.

- Czy są tacy piłkarze, których chciałbym? Podałem, Bogusz. Chciałbym bardzo, żeby taki chłopak przyszedł do Legii. Wiele instytucji – powiem brzydko – może na tym skorzystać. My, jako Legia, chłopak, jako zawodnik, będzie się rozwijał i grał. I w przyszłości może trafić nawet do pierwszej reprezentacji. A jeżeli nie do pierwszej, to do kadry U-21 prowadzonej przez Maćka Stolarczyka. Jeżeli będzie tam grał, to będzie najważniejszym piłkarzem.

- Nie ma jeszcze takiej listy życzeń, a przynajmniej ja nie mam. Wiem, że nasi ludzie za skautingu pracują, wrzucają różne nazwiska na przysłowiowy bęben, przeglądają. Myślę, że łatwiej będzie rozmawiać, jak wszystko będzie wyjaśnione. Sądzę, że dużo do tego nie brakuje, chcemy to zrobić jak najszybciej, wtedy też łatwiej będzie się rozmawiało z potencjalnymi piłkarzami. Ale umówiłem się z dyrektorem Kucharskim w ten sposób, że nie chcę oglądać 20 zawodników, którzy mogą do nas przyjść, jak szanse na to, że przyjdzie ten czy ten, są niewielkie. Chciałbym dopiero na koniec, jak zostanie zrobiona wąska lista, włączyć się w dyskusję czy chciałbym tego czy innego zawodnika. Na razie lista jest dość szeroka. Oczywiście, były pytania o zawodników, którzy mi się podobali.

- Nie ukrywam, że z prezesem Mioduskim - z którym regularnie się spotykamy, dzisiaj mało być spotkanie, ale odwołaliśmy, bo zostałem, w domu na jeden dzień dłużej – rozmawiamy o nazwiskach. Prezes, w luźnych rozmowach, pyta mnie, kto ewentualnie, czy z kadry U-21. Od początku mówię o Boguszu, Patryku Klimali. Taki typ zawodnika, który gra „od piłki”. Zdobywa przestrzeń, nie mając piłki wychodzi na pozycje, możesz zawsze do niego zagrać. Bardzo często pokazywałem – widział to prezes, dyrektor sportowy, inni zawodnicy – jak zdobyliśmy bramkę w Jekaterynburgu z Rosją. Bogusz odebrał piłkę i zagrał idealnie, prostopadle do Klimali, który strzelił gola. Takich piłkarzy szukamy. Tomek Pekhart jest innym typem gracza. Jest bardzo dobrym zawodnikiem, świetnym napastnikiem, ma świetną serię, ale jest innym graczem niż Klimala. Mówię o sposobie bycia. Szukamy bardziej Fernando Torresa niż - był taki piłkarz - Tony’ego Cascarino, podobny troszeczkę do Pekharta. Wysoki, chyba Irlandczyk – też strzelił dużo goli. To byli tacy zawodnicy, że jak ich obsłużysz, mając Mladenovicia, Juranovicia – oni zaadresują piłkę tam, gdzie trzeba. Na siódme piętro? Proszę bardzo. Siódme piętro, mieszkanie numer trzy czy dziewięć – zrobią wszystko idealnie. Ale my chcemy być różnorodni. Wiele się mówiło, że Lech zmienił ustawienie i Legia miała problemy. Nieprawda. W Poznaniu mogliśmy strzelić cztery gole, w idealnych sytuacjach. Byliśmy nieskuteczni. To nie jest tak, że Michał Probierz troszeczkę pozmieniał ustawienie, że po stracie piłki Hanca wchodził w linię obrony i przez to nie mieliśmy sytuacji w meczu z Cracovią. Po prostu, wdaliśmy się w grę Michała, czyli szarpane akcje, dużo prowokacji. I przestaliśmy grać. Dlatego nie wygraliśmy. A nie dlatego, że ktoś zrobił taki system, czy ustawienie, że Legia nie zdobyła bramki.

Z jakiego meczu to zdjęcie?

Jose Kante, Arvydas Novikovas
1/22 Z jakiego meczu to zdjęcie?

Polecamy

Komentarze (193)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.