Czesław Michniewicz: Sytuacja kadrowa jest trudna. Liczę, że ktoś do nas dołączy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.01.2021 20:00

(akt. 25.01.2021 17:54)

- Nasza sytuacja kadrowa jest trudna. Jeśli wszyscy zawodnicy są zdrowi, to kadra doświadczonych zawodników wygląda fajnie. Nigdy jednak tak nie jest, bo są kartki, kontuzje i inne okoliczności. Na pewno czeka nad trudna runda. Na szczęście okienko się jeszcze nie zamyka i liczę na to, że ktoś do nas dojdzie - mówi trener Legii Warszawa Czesław Michniewicz podsumowując zgrupowanie w Dubaju dla serwisów Legia.Net i legionisci.com.

Nad czym pracowaliście, co ma się zmienić, poprawić w waszej grze? Na treningach obserwowaliśmy, że ćwiczyliście m.in. ruch do piłki, ruch bez piłki, stałe fragmenty i uporządkowanie gry obronnej

- Przede wszystkim chcemy poprawić jakość przyjęcia podania, bo dużo naszych akcji kończy się przez niecelne podania, podania nie w tempo, złe przyjęcie w prostych sytuacjach. Nad tym się skupialiśmy, żeby podanie było mocne, właściwy kierunek, dobre przyjęcie. Tu jest bardzo dużo do zrobienia i dzięki temu tempo naszych akcji będzie większe. Kiedy chce się szybko rozgrywać akcje, przyjęcie piłki musi być lepsze. U zawodników, którzy tę umiejętność mają, jak Kapustka, Gwilia czy Martins, wygląda to fajnie, ale jest wielu piłkarzy, szczególnie młodych, np. Skibicki, którzy mają duży problem z pierwszym podaniem. Nie da się tego wszystkiego poprawić w tydzień, ale zawodnicy wiedzą, że jest to element, który musi zostać poprawiony, żeby nasza gra wyglądała płynniej. Jeśli chodzi o inne elementy do poprawy, to statystyki nam podpowiadają - nie zdobywaliśmy bramek po kontrze, po stałych fragmentach gry. To też był element, który ćwiczyliśmy.

Trenowaliście również grę z trzema obrońcami i wahadłowymi. Czy są to elementy, które będą pojawiały się w meczach?

- Chcemy być przygotowani do tego sezonu. Przed nami 16 meczów w lidze, są jeszcze spotkania pucharowe. Wszystko może się różnie układać. Chcemy być przygotowani, że raz możemy grać tak, a raz tak. Nie stanowi to dla nas problemu. Na niektórych zajęciach wdrażaliśmy już grę trójką obrońców. Wypadł nam niestety jeden zaplanowany mecz kontrolny, podczas którego chcieliśmy grać trójką obrońców. W tych dwóch ostatnich sparingach nie zagraliśmy takim ustawieniem, bo pojawiły się urazy i nie mogliśmy skompletować takiego zestawienia defensorów. To dopiero początek ćwiczeń w takim ustawieniu, ćwiczymy ustawienie linii obrony. Później trzeba do tego dołożyć linię pomocy, a dalej napastników. Przed nami jeszcze daleka droga. Na razie umiemy się przesuwać, poruszać w linii obrony, czy to w 3, czy w 4 zawodników. Ale oprócz tego są jeszcze inne formacje, które muszą rozumieć ideę takiej gry. Nie wystarczyło nam na to czasu. Czasu było dużo i mało jednocześnie, bo musieliśmy zrealizować elementy motoryczne i inne główne założenia, o których już była mowa. Gra 3 lub 4 obrońcami ma być naszym atutem.

Czy wszystko udało się zrobić, a jeśli nie, to na co nie starczyło czasu?

- Udało nam się zrobić wszystko, co było zaplanowane. Zabrakło jedynie tej gry kontrolnej, żeby młodzi zawodnicy dostali swoje minuty, żebyśmy mogli spokojnie na nich popatrzeć. W meczu z Dynamem nie udało nam się przeprowadzić większej liczby zmian. Ten odwołany mecz miał być szansą gry dla wszystkich, łącznie z młodymi zawodnikami. Niestety, przeciwnik się wycofał.

Mówił trener w grudniu, że jednym ze scenariuszy na transfery jest poczekanie na okazję do końca okienka, ale czy zakładał trener aż tyle ubytków i zero wzmocnień kadry na tym etapie przygotowań?

- Nasza sytuacja kadrowa jest trudna. Jeśli wszyscy zawodnicy są zdrowi, to kadra doświadczonych zawodników wygląda fajnie. Nigdy jednak tak nie jest, bo są kartki, kontuzje i inne okoliczności. Na pewno czeka nad trudna runda. Na szczęście okienko się jeszcze nie zamyka i liczę na to, że ktoś do nas dojdzie. Te mecze sparingowe pokazują, że gdy wypada 1 czy 2 zawodników na niektórych pozycjach i robi się duży problem. Są pozycje, na których przydałaby się nam większa konkurencja, bo teraz jest mała lub jej nie ma. Nie chodzi o to, że zawodnicy się nie starają, tylko wręcz przeciwnie - oni muszą być naciskani przez konkurencję, żeby się rozwijać. Nie wszyscy mogą dziś konkurować. Są młodzi zawodnicy, ale oni potrzebują czasu. Potrzebna jest konkurencja w zespole, aby inni mogli się rozwijać. Potrzeba konkurencji dla Mladenovicia, dla skrzydłowych. Przykład bramki pokazuje najlepiej, że tam jest konkurencja, rywalizacja i cały czas jest postęp.

Jak dużą stratą jest odejście Michała Karbownika? W grudniu byliście pewni, że zostaje.

- To bardzo duże osłabienie ze względu na to, że był on zawodnikiem wszechstronnym. Bardzo dobrze odnajdował się w środku pola, ale równie dobrze mógł zagrać jako lewy lub prawy obrońca. Jeden zawodnik łatał nam trzy pozycje. Dzisiaj go nie ma i pojawia się kilka znaków zapytania. Paweł Wszołek musi grać jako boczny obrońca, Hołownia wraca po kontuzji i nie trenował przez jakiś czas. Karbownik dawał nam spokój na kilku pozycjach. Z konieczności mógłby zagrać na innej pozycji i zrobiłby to dobrze. Dzisiaj takiego zawodnika nie mam.

Tomas Pekhart i... kto? Rafael Lopes ciągle nie może pozbyć się drobnych dolegliwości... Kacper Kostorz ma szansę, by odpalić?

- Kostorz ma za sobą trudny okres, nie trenował, miał dużo innych problemów. Widać, że jego dyspozycja fizyczna kuleje. Oczekujemy od zawodnika w ataku, że będzie cały czas aktywny, że będzie pomagał zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Na dziś Kostorz nie ma jeszcze na to siły, ale to zrozumiałe. Z Krasnodarem zagrał krótko, bo taka była sugestia sztabu medycznego. Jego organizm jest bardzo zmęczony i mogło by to grozić kontuzją. Musi przepracować dłuższy okres bez kontuzji, pograć w pierwszej drużynie i rezerwach, złapać minuty i rytm. Na treningu jest ćwiczenie i przerwa - nie ma takiej dynamiki, jak w meczu. W meczu co kilka sekund zmienia się akcja i on musi zmienić ustawienie. Musi nadrobić to na boisku, inne dodatkowe zajęcia nie dodadzą mu siły. Bardzo się stara, ale nie zawsze uczestniczy w zajęciach na pełnej intensywności.

Wygląda na to, że Andre Martins przekonał do siebie trenera. Czy to oznacza, ze pozycja Bartosza Slisza jest zagrożona, mimo że jest młodzieżowcem?

- Od początku wierzyłem w Martinsa, dobrze grał jesienią. Bartka bardzo lubię i szanuję. Obydwaj to bardzo podobni zawodnicy. Żałuję, że żaden z nich nie jest typową dziesiątką, bo gdybym miał dzisiaj wystawiać skład i jednego sadzać na ławce, to byłby duży żal. Obaj zasługują na to, żeby grać. Są inne pozycje, na których jest mniejsza rywalizacja, a tutaj mamy dwóch świetnych piłkarzy. Problem jest taki, że i jeden, i drugi najlepiej czuje się na pozycji defensywnego pomocnika. Z uwagi na problemy zdrowotne Bartka Kapustki, z Krasnodarem zagrali obaj. Najlepszą pozycją dla Slisza to jest szóstka, podobnie jak Martinsa. Andre chyba prędzej by sobie radził na ósemce, bo kiedyś w Lizbonie grał na tej pozycji.

Czy nie za łatwo odpuściliście Jose Kante? Czy on ma jeszcze szansę wskoczyć do kadry pierwszej drużyny?

- Kante doznał urazu w rezerwach. Podczas środowego treningu naciągnął więzadło poboczne w kolanie. Przed wyjazdem do Dubaju spotkałem się z nim, już się pożegnaliśmy, a okazało się, że transfer nie doszedł do skutku. Wszystko już było dogadane. Ciężko powiedzieć, jaka będzie jego sytuacja.

Po odejściu Michała Karbownika zrobił się problem. Wiadomo, że naturalnym młodzieżowcem jest Bartosz Slisz, ale jakby nie mógł zagrać, to kto? Miszta, Skibicki?

- Szykowaliśmy Skibickiego, ale nie wiadomo jaka z nim będzie w najbliższym czasie sytuacja. W sparingu z Dynamem doznał urazu kolana, ma je spuchnięte. Potrzebny będzie rezonans nie wiemy czy to coś poważnego. Zobaczymy jak długa przerwa go czeka. Nie mieliśmy problemu przy Sliszu i Karbowniku, mając dodatkowo Cezarego Misztę, tak teraz to pole się bardzo zawęziło. Jedyna rzecz, która mnie martwi w tej naszej układance, to sytuacje nieprzewidywalne, czyli kontuzje i kartki. Wtedy zaburza się pewien porządek, bo musimy zmieniać zawodnikom pozycje, jak np. Pawłowi Wszołkowi. Brakuje alternatywy dla Waleriana Gwilii i Bartosza Kapustki. Jest Luquinhas, który może grać w środku pola, ale wtedy brakuje nam zawodnika na skrzydło. Liczę na to, że wrócimy do Polski, zawodnicy się zregenerują i w pierwszych meczach będzie można z każdego skorzystać i unikniemy potencjalnych problemów.

Któryś z młodych zawodników zyskał na tyle, by na stałe zostać w kadrze pierwszego zespołu?

- Na początku przyszłego tygodnia czeka nas dyskusja. Usiądziemy w szerszym gronie i zdecydujemy, kto i w jakim stopniu będzie nam potrzebny przy pierwszej drużynie. Musimy pamiętać o Szymonie Włodarczyku, ale on nie trenował w grudniu, a teraz miał koronawirusa. Myślę, że lepiej dla niego będzie, jak przez jakiś czas będzie przygotowywał się z drugą drużyną. Oni będą teraz ciężko trenować, bo dopiero rozpoczęli okres przygotowawczy. Korzystniej będzie, jak w późniejszym momencie weźmiemy go do siebie.

Ciężko wskazać kogoś, kto najwięcej zyskał z młodych zawodników. Myślę, że przede wszystkim oni sami zdali sobie sprawę i zobaczyli, jaka jest różnica w sposobie grania w CLJ czy drugiej drużynie a tutaj. Jak mało czasu jest na podjęcie decyzji, jak szybko trzeba operować piłką. Myślę, że sami się z tym zderzyli i muszą się do tego zaadoptować, żeby funkcjonować na poziomie Ekstraklasy. Widzą jak ważna jest technika, przyjęcie i pierwszy kontakt z piłką. Na przykład rozmawiałem z Jakubem Kisielem, który jeszcze rok temu grał w juniorach – to dla niego olbrzymi przeskok. On też czuje, że zanim się zorientuje, to już ktoś na nim siedzi i zabiera piłkę. Oni muszą się z tym oswoić, a to jest proces. Nie ma tak, że wjedziesz windą na któreś piętro i już jesteś na miejscu. Na ten moment najbliżej pierwszego składu jest Kacper Skibicki, pozostali są od tego daleko. Okoliczności mogą być różne, ale na dzisiaj ci chłopcy muszą jeszcze mocno pracować, a my będziemy im pomagać. Jeśli ktoś zostanie przesunięty do rezerw, to tylko po to, by regularnie trenować. U nas czasami będą gry 10 na 10, a 25 zawodników powoduje, że z dodatkowymi trzeba coś robić na boku, a to nie jest miłe ani dla nich, ani dla nas. Poradzimy sobie.

Bierze trener pod uwagę scenariusz, że w pierwszym meczu oprócz pauzującego Artura Jędrzejczyka zabraknie Mateusza Wieteski, który teraz ma kłopoty zdrowotne? Wtedy Ariel Mosór może zagrać z Igorem Lewczukiem na środku?

- Są trzy możliwości: Ariel Mosór, Bartosz Slisz lub Mateusz Hołownia - innych stoperów nie mamy. W meczu z Krasnodarem Bartosz Slisz miał zagrać na pozycji stopera, ale zalecenie lekarza było takie, by Kapustka i Gwilia zagrali tylko po pół meczu, więc nie mogliśmy tej opcji przetestować. Hołownia ma jedną umiejętność i ważną dla nas cechę. Szukamy stopera, który będzie dobrze wprowadzał piłkę lewą nogą, tak jak Mateusz Wieteska potrafi fajnie wprowadzić piłkę aż na połowę. "Hołek" też ma dobre to podanie. Fakt, nie ma doświadczenia na tej pozycji na poziomie Ekstraklasy, ale Slisz i Mosór też nie mają. Słyszałem, że kiedyś Andre Martins grał przez chwilę na pozycji stopera. Cały czas mówimy o tym, że musimy coś łatać, a my potrzebujemy stabilności. Nie chciałbym za każdym razem zmieniać zawodnikom pozycji. Raz na jakiś czas to się może wydarzyć, ale chciałbym, by drużyna miała określony schemat w grze. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że sezon będzie długi. Może się zdarzyć, że w którymś momencie meczu Slisz będzie potrzebny na stoperze i on na pewno sobie poradzi na tej pozycji.

Kto będzie drugim bramkarzem wiosną?

- O tym zdecydują trenerzy Krzysztof Dowhań i Jan Mucha. Artur Boruc jest niekwestionowanym numerem jeden. Wiadomo, że Czarek Miszta jest naszą przyszłością. Zabezpieczeniem jest Radosław Cierzniak, a Kacper Tobiasz też fajnie się prezentował. Myślę, że trenerzy podejmą decyzję i będzie ona też spójna z interesem klubu. A w interesie klubu jest to, by Czarek Miszta był tym zawodnikiem, który na pewno będzie bronił w Pucharze Polski z ŁKS-em. Zobaczymy, jak ułoży się liga i czy dostanie jeszcze swoje minuty.

Mówił trener o stabilizacji. Walerianowi Gwilii, Marko Vesoviciowi i Pawłowi Wszołkowi za niecałe pół roku kończą się kontrakty. Czy ma pan przecieki, że jest blisko finalizacji rozmów? Przeciąganie takich spraw może spowodować, że potem będzie jak z Domagojem Antoliciem.

- O tym będzie decydował dyrektor sportowy i prezes. Na takie sytuacje są dwie teorie. Z jednej strony jest to pozytywne, bo zawodnik nie ma kontraktu i walczy o nowy. Z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę, że psychika ludzka jest taka, że jak będą stykowe sytuacje lub pojawi się lekki ból, to różnie może być. Liczę na to, że ci najbardziej wartościowi piłkarze, którym kończą się kontrakty i grają w podstawowym składzie, dojdą do porozumienia z klubem. To są wyróżniający się zawodnicy w tym zespole. Vesović dopiero wraca po kontuzji, ale o jego wartości można było się przekonać wcześniej. Ten chłopak jest zżyty z drużyną, dużo jej dał i dużo jeszcze może dać.

Zgrupowanie przebiegło w fajnej atmosferze i idealnej pogodzie. Za rok też chętnie trener przyjedzie do Dubaju?

- Gdyby to ode mnie zależało, to zawsze przyjeżdżałbym do Dubaju. Klimat do pracy jest fantastyczny. Można przeprowadzić trening w pięknych warunkach. Nie ma wiatrów, burz i ulew, boiska i hotel są bardzo dobre. Mamy tu wszystko. Myślę, że w przyszłym roku - jak udałoby się nam wspólnie dotrwać - to jeszcze dałoby się to wznieść na wyższy poziom, poszukać jeszcze więcej sparingpartnerów. W tym roku, niestety przez koronawirusa wiele zespołów w ostatniej chwili wycofywało się ze zgrupowania. Wszystkich dotyka ten problem. Gdybyśmy zostali jeszcze kilka dni dłużej, to byśmy zagrali na przykład z Zenitem, który był chętny, ale terminy nam się nie pokrywały.

Rozmawiali Marcin Szymczyk (Legia.Net) i Jordan Krzemiński (Legionisci.com)

Polecamy

Komentarze (981)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.