Czuję się mistrzem!
06.04.2002 14:04
BOHATERAMI meczu z Polonią byli wszyscy legioniści, wszyscy rozegrali bowiem wspaniałe spotkanie. Zadanie kolegom ułatwił jednak Sylwester Czereszewski, który zdobył pierwszego gola. I spełnił tym samym przedmeczowe zapowiedzi.
- Wysoki wynik jest w pełni zasłużony - stwierdził uradowany "Czereś". - Po pierwszej połowie nie wyglądało może wszystko za ciekawie, ale po zmianie stron przejęliśmy inicjatywę w środku pola i w pełni kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na boisku.
- Mógł pan znacznie wcześniej zadowolić kibiców. Sytuacja była bardzo klarowna, ale z 6 metrów kopnął pan nad bramką. Rzadko marnuje pan podobne sytuacje.
- Sam nie wiem jak udało mi się zmarnować tak wielką szansę. Nie mam pojęcia czy za bardzo się odchyliłem, czy uderzyłem nieczysto. Podobno sędzia pokazał spalonego, ale to i tak nie ma znaczenia. Skoro stałem tylko sześć metrów przed bramką, to powinienem trafić. Muszę jeszcze raz dokładnie obejrzeć tę sytuację w telewizji.
- Wyglądało tak, jakby pan nie spodziewał się, że Andrzej Krzyształowicz nie poradzi sobie ze strzałem Aleksandra Vukovicia.
- A właśnie, że się spodziewałem! Już gdy "Vuko" złożył się do strzału, byłem przekonany, iż bramkarz Polonii "wypluje" tę piłkę. Dlatego tym bardziej nie znajduję dla siebie usprawiedliwienia. W takiej sytuacji nie powinienem dać bramkarzowi najmniejszych szans.
- Później jednak zachował się pan fantastycznie. Widział pan, że Krzyształowicz wybiegł z bramki?
- Cały czas kontrolowałem sytuację. Bramkarz Polonii wysunął się na przedpole, domyśliłem się więc, że będzie starał się wybiec jeszcze dalej, żeby w końcu chwycić piłkę. Nie namyślałem się więc długo, tylko od razu strzeliłem lobem. Wydawało mi się, że to najlepsze wyjście. Okazało się, że miałem rację.
- Potwierdził pan, że jest w życiowej formie strzeleckiej.
- Cieszy przede wszystkim to, że zdobywam bardzo ważne bramki. Nie na cztery lub pięć do zera, które już nic nie zmieniają, tylko otwierające wyniki. Takie, po których zespół łapie wiatr w żagle. A poza tym lepiej strzelić po jednym golu w sześciu meczach, niż cztery w jednym spotkaniu, a potem zaciąć się na pół roku.
- Do Warszawy trafił pan w grudniu 1997 roku. Nigdy w tym czasie Legia nie była tak bliska zdobycia mistrzostwa Polski. Czy to oznacza, że teraz zespół jest najsilniejszy?
- Kiedyś było u nas na pewno więcej indywidualności. Drużyna nie potrafiła ich jednak wykorzystać. Teraz mamy za to bardzo solidny zespół, który przypomina bardzo sprawnie funkcjonującą maszynę. Obawiam się tylko, że jeśli ktoś wyjmie z niej dwa, trzy trybiki, to cały mechanizm może się popsuć. Po prostu wiemy jak w tym składzie grać, znajdujemy siebie na boisku na pamięć.
- No i jesteście zdeterminowani jak nigdy wcześniej.
- To prawda, charakter pokazujemy prawie w każdym meczu, w każdym walczymy do końcowego gwizdka. Bardzo podobnie zachowują się zresztą kibice. Cały czas są z nami.
- Już dziś możecie odbierać gratulacje za zwycięstwo w lidze? Czy lepiej nie zapeszać i jeszcze wstrzymać z fetowaniem tytułu mistrzowskiego?
- Pewnie 90 procent kolegów z zespołu powie, że jeszcze trzeba się bardzo koncentrować na pozostałych do zakończenia sezonu pięciu kolejkach. A ja uważam, że już możemy przyjmować gratulacje i czuć się mistrzami! Nie wyobrażam sobie nawet kataklizmu, który mógłby odebrać nam pierwsze miejsce w lidze. Rozmawiał
ADAM GODLEWSKI
Z SZATNI LEGII
EUFORIA kibiców udzieliła się zwycięskiej drużynie Legii. W szatni podopiecznych Dragomira Okuki rozbrzmiewał chóralny śpiew, radośnie wystrzeliły korki od szampana. - Legia to jest potęga - intonowali gracze. Na pierwszy ogień poszedł Cezary Kucharski, rozebrany niemal do "rosołu". Piłkarz nawet nie próbował ukrywać radości. - Derby to specyficzne zawody. - powiedział. - Tu nie są ważne miejsca w tabeli, liczy się dyspozycja w określonej chwili i miejscu. Dzisiaj chyba nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, kto był w tym meczu lepszy. Wygraliśmy zdecydowanie i poczyniliśmy duży krok na drodze do raju. Pragnę serdecznie podziękować kibicom, byli dwunastym, może nawet trzynastym zawodnikiem w drużynie. Jestem szczęśliwy, chyba to po mnie widać.
Tomasz Sokołowski również był skory do rozmów. Nic dziwnego, skoro się strzela takie bramki.
- Panie Tomku, kiedy pan ostatnio strzelił tak efektownego gola?
- Jeszcze za trenera Smudy, w meczu z ŁKS. Wówczas wyszła mi podobna bomba.
- Okazujecie spontaniczną radość. Czy już świętujecie mistrzostwo?
- Cieszymy się jedynie z wygranej w niezwykle ważnym meczu. Zwyciężyliśmy pewnie i wysoko, ale wcale to nie oznacza, że Polonia była łatwym przeciwnikiem. Przeciwnie, musieliśmy się mocno napracować, biegać po całym boisku. Nie popadamy jednak w euforię. Przed nami pięć kolejek spotkań i każda będzie niesłychanie ważna. Czekamy do kolejnego piątku gdy zmierzymy się z Amiką. Ten mecz powinien wiele wyjaśnić.
Jacek Zieliński wypowiadał się w podobnym tonie: - Panowie, nie wyciągajmy przedwczesnych wniosków. Amika na pewno nie spasuje. Swój mecz będzie rozgrywać znając wynik naszego spotkania. Oni podążają za nami jak cień. Najważniejsze, że wreszcie wygraliśmy tak znaczną różnicą bramek. Do tej pory przeważnie wygrywaliśmy minimalnie.
Stanko Svitlica na Łazienkowskiej postawił kropkę nad "i". - Nie wyszedłem na boisko na początku spotkania, ale nie mam do nikogo pretensji. Zresztą w tej chwili nie ma to większego znaczenia. Mecz był kapitalny, niesamowita oprawa, niespotykana wrzawa. Chciało się grać. Myślę, że zostaniemy mistrzami. Mam powtórzyć? Dobrze. Legia mistrz!
Aleksandar Vuković: - Niczego oryginalnego nie powiem. Grało się doskonale, muszę przyznać, że wasi kibice mają temperament. Taki doping potrafi dodać skrzydeł.
Nie udało nam się jedynie porozmawiać z Maciejem Murawskim i byłym świetnym piłkarzem, Lucjanem Brychczym. Murawski nie czuł się bohaterem meczu i jako rozmówców wskazał innych piłkarzy. Pan Lucjan stwierdził, że nie czuje się najlepiej. GRZEGORZ PAZDYK
Z SZATNI POLONII
Andrzej Krzyształowicz: - Uważam, że o przebiegu gry zadecydował mój błąd przy pierwszej bramce. To był przełomowy moment tego spotkania. Jak wynika z gry nie ustępowaliśmy piłkarzom Legii w żadnym elemencie poza skutecznością. Na pewno nastroje nieciekawe, bo znacznie więcej spodziewaliśmy się po naszym dzisiejszym występie. Strzał Tomka Sokołowskiego był nie do obrony, a przy trzeciej bramce nasza uwaga była już chyba skierowana na osobę sędziego. Myślę, że wynik był stanowczo za wysoki.
Piotr Dziewicki: - Chcemy przede wszystkim pogratulować Legii wygranej i prawdopodobnego zwycięstwa w rozgrywkach. Podobnie jak Andrzej myślę, że pierwsza bramka ustawiła mecz. Odkryliśmy się za bardzo i zaczęli grać na połowie Legii. W drugiej połowie zaatakowaliśmy dużo odważniej, chcąc jak najszybciej wyrównać. Niestety po superstrzale Tomka Sokołowskiego Legia wyszła na 2:0. My atakowaliśmy, oni skontrowali, poszła akcja prawą stroną i to pogrążyło nas całkowicie. Daliśmy z siebie wszystko. Wynik nie odzwierciedla przebiegu gry, ponieważ na boisku byliśmy równorzędnym partnerem. Kibice zachowywali się dzisiaj OK, ale w dalszym ciągu nie jest rozwiązana sprawa słonika.
Sebastian Kęska: - Nie spodziewałem się, że wyjdę w podstawowym składzie. Nie czułem tremy, raczej normalnie jak przed każdym meczem. Atmosfera stworzona przez kibiców była wspaniała. Szkoda trzeciej bramki, bo padła nie wiadomo z czego. Nawet do 2:0 nie byliśmy słabsi. Sędzia mógł odgwizdać wolnego przy pierwszym golu, chociaż Andrzej był już poza polem bramkowym. Będziemy musieli skupić się na pozostałych meczach.
Zbigniew Pocialik, trener bramkarzy: - Nie było faulu przy pierwszej bramce. Andrzej wychodząc zderzył się z kolegą i źle piąstkował. Niewątpliwie miał udział przy utracie tej bramki. To doskonały bramkarz i nawet dzisiejsze trzy puszczone gole nie mogą wpłynąć na jego postawę. To zdarza się każdemu bramkarzowi. W następnym meczu z pewnością pokaże klasę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.