Damian Zbozień: Na Legię jestem za cienki
10.06.2013 10:12
- Na wsi się jarali, że trafiłem do Legii, a szczerze, gdybym dostał ofertę z jakiegoś bliższego miejsca, to pewnie bym tam poszedł. Słuchajcie, ja wtedy byłem mega zadowolony, gdyby mi ktoś powiedział, że całe życie spędzę w drugiej lidze. Pamiętam, jak rozmawialiśmy: „oni tam zarabiają sześć tysięcy, rewelacja, czego chcieć więcej?!”. Dostałem w młodej Legii dwójkę, dokładnie 1600 na rękę - co u mnie na wsi było nie do pomyślenia – i jeszcze tysiąc miesięcznie odkładałem. Jadłem paszteciki. Dzwonię do mamy i mówię, że tu jedzenie jest w sklepach droższe niż u nas w barze. Dopiero później ktoś mi uświadomił, że daleko tak nie zajadę i dziś lecą łososie. Jestem chłopak ze wsi i pieniądze odkładam.
Ty jak się czułeś w tamtej Legii? Odstawałeś piłkarsko?
Na początku - dramat! Nie umiałem grać w siatkonogę, a po dwóch miesiącach w młodej trener Urban wziął mnie na sparing z Osasuną. Pamiętam, że z autobusu zadzwoniłem do rodziców, żeby się pochwalić i dostałem pierwszy mandat w życiu od kanara, a w nowosądeckiej gazecie napisali coś o moim „wielkim śnie”. Miałem osiemnaście lat i pojechaliśmy na tę Osasunę z Kamilem Grosickim i Adrianem Paluchowskim. W obronie mieliśmy Juniora, o głowę wyższego od Pandianiego, ale jak ten wyskoczył do głowy, to nie mogliśmy uwierzyć. „Groszek” też ładnie szalał i śmialiśmy się, że go wezmą. Jeździł z gośćmi, jak chciał. A ja? Wiele osób wspomina, że nie dostałem szansy w Legii. No, nie dostałem, ale raz, że nie zasługiwałem, a dwa, że nie byłem przygotowany. Jakby mi dali szansę, to bym był obsrany i nie zagrałbym jak tamci.
Pod jakim względem nie byłeś przygotowany?
- Psychicznie. „Gianfranco obsranco” – jak się śmiali w Bełchatowie. Dlatego wam mówię - wstydziłem się chodzić na siatkonogę i dobrze, że graliśmy po trzech. Niby jakąś tam technikę użytkową miałem, ale obok grali kapitalnie wyszkoleni goście z akademii. Chodziłem na taką ściankę, odbijałem piłką i ćwiczyłem proste podbicie, przyjęcie, żeby wstydu nie było. Nie byłem jakiś mega, ale szło mi coraz lepiej.
Michał Probierz powiedział kiedyś, że trener powinien budzić w zawodniku uczucie pomiędzy podziwem a strachem. Z tego, co widzę, właśnie tak traktujesz Brosza.
- To dobry trener, ale chciałbym go zobaczyć w silniejszym zespole albo jak by sobie poradził, gdyby do Piasta trafił taki Radović. Naprawdę musisz tam chodzić w zegarku. Mnie się to podoba, bo nauczyłem się całego tego rygoru – diety i sportowego trybu życia. Trenerzy jeżdżą na te wszystkie staże i przywożą takie nowinki. Ale jest ekipa, która naprawdę się podporządkowuje i przed meczem nie ma żadnych baletów. Cieszy mnie to, bo czuję, że gdybym wyjechał za granicę, to nie czułbym się, jak w innym świecie. W Legii na przykład jest mega luz. Weźmy tego „Rado”… Jaki zajebisty piłkarz, a jaka nadwaga? Wiecie, oni mają te koszulki typu „slim” i jak Oleksy go krył, to cały czas patrzył na ten brzuch, bo był w szoku. Frankowski jeszcze OK, bo ma sto lat i sto bramek, ale „Rado”? Strasznie się zaniedbał. Ale myślę, że teraz go przypilnują. Trener Brosz też nam powtarza: „panowie, życie wam teraz daje, to bierzcie, ile się da”, ale nie można sprowadzać wszystkiego do sentymentów. Chciałbym zagrać w Legii, to moje marzenie, ale dobrze powiedział Maciek Korzym: „na Legii się świat nie kończy”. Może też kiedyś uda mi się wrócić. Na Legię jestem za cienki, na inne polskie kluby – OK, ale w Gliwicach mógłbym się jeszcze rozwinąć.
Zapis całej rozmowy w serwisie weszło.com
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.