Daniel Łukasik: Dublet zdobyty z Legią to było coś wielkiego

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

10.12.2020 16:15

(akt. 12.12.2020 08:34)

- Miałem w Legii bardzo fajny sezon za kadencji trenera Urbana. Klub czekał wtedy sześć lat na mistrzostwo. Wówczas zdobyliśmy dublet i to było coś wielkiego. Dodatkowo, zadebiutowałem w reprezentacji Polski. Chciałem więcej, lecz przytrafiła mi się kontuzja - wspomina w rozmowie z Legia.Net Daniel Łukasik, który rozegrał w "eLką" na piersi 52 mecze, zdobył dwa mistrzostwa i Puchary Polski. Rozmawiamy o wspomnieniach z Legii, ale też okresie tureckim - zawieszeniu ligi, piłce w Turcji czy składaniu owiec w ofierze.

W styczniu trafiłeś z Lechii do Ankaragucu na zasadzie wypożyczenia, a w sierpniu przeszedłeś tam na stałe. Zakładam zatem, że musiało ci się tam bardzo spodobać.

- Przeniosłem się do Turcji, bo chciałem zdobywać inne doświadczenie. Uważam, że to ważne dla rozwoju a piłkarz rozwija się cały czas, nieważne ile ma lat. Inna liga, kultura… W każdym kraju piłka jest teoretycznie taka sama, ale gra się inaczej. We Włoszech gra się inaczej, w Anglii kibice wymagają innego stylu gry, w Turcji jeszcze innego - to mi się spodobało. Również to, że grają tutaj zawodnicy z dużą jakością, znane nazwiska w ofensywie. Liga jst bardzo wymagająca. To jeden z czynników, które przemawiały za tym, żeby tutaj trafić. Po pierwszym półroczu – mimo koronawirusa i różnego rodzaju problemów - Anakaragucu było na dole tabeli – uznałem, że warto zostać tutaj na dłużej.

To jaka jest podstawowa różnica między ekstraklasą a piłką w Turcji?

- W Turcji jest bardzo duże zainteresowanie futbolem. Zdecydowanie większe niż w Polsce. Tamtejsi mieszkańcy bardzo emocjonalnie podchodzą do wielu sytuacji. I te emocje dają o sobie znać na boisku. Często nie ma kalkulacji, jest otwarta, bardzo ofensywna i widowiskowa gra. Naprawdę, w meczach dużo się dzieje. Myślę, że jeżeli skoncentrujesz się tylko na obronie, to nie masz szans w tej lidze. Defensywa i gra z kontry – to nie wystarcza.  Musisz mieć zespół z odpowiednią jakością, żeby sobie poradzić.

Obecność Michała Pazdana i Konrada Michalaka, który jest obecnie na wypożyczeniu w Rizesporze, dodatkowo pomogła w aklimatyzacji?

- Na pewno - w jakimś stopniu - pomogła, lecz wydaje mi się, że w takich sytuacjach, jeżeli jesteś nowy w drużynie, to najważniejszy jest wynik. Początkowo bardzo szybko zdobywaliśmy punkty - w pierwszych trzech meczach dwukrotnie zwyciężyliśmy i raz zremisowaliśmy, wcześniej zespół nie wygrywał przez dłuższy czas. I to było najbardziej pomocne w aklimatyzacji. Ale to, że była mała grupka Polaków, okazało się bardzo dużym plusem.

Mieszkasz w jednym bloku z Michałem Pazdanem i Dominikiem Furmanem. Na nudę z pewnością nie narzekacie.

- Dokładnie, mieszkamy tutaj wszyscy w bardzo fajnej okolicy. Wokół wieży, w której mieszka większość piłkarzy z obydwu superligowych zespołów (Ankaragucu, Genclerbirligi) jest sporo restauracji, są galerie, ambasady, siedziba tureckiej telewizji. Ostatnio trochę rzadziej się widujemy. Wiadomo, jakie są obecne czasy, choć w Turcji obostrzenia zostały nałożone troszeczkę później. Poza tym, nie gramy z „Furmim” w tej samej drużynie. Treningi mamy o różnych porach, tak samo mecze. I nie jest łatwo się złapać. Z „Pazdim” spędzam większość czasu – jeżeli nie w domu z rodziną, to właśnie z nim. Choć – tak, jak mówię – nadchodzą obostrzenia i prawdopodobnie wszystko będzie na jakiś czas pozamykane. W weekendy mamy ostatnio całkowite lockdowny, niemożna wyjść nawet na ulicę.

Zostańmy przy temacie obostrzeń. W marcu liga została zawieszona. Miało to miejsce chwilę po tym, jak przeniosłeś się do Ankary. Trudne chwile?

- Bodajże po sześciu kolejkach liga turecka została zawieszona. Na pewno było to dla mnie trudne, bo 7 marca urodziła mi się córeczka - Lila. Chciałem wrócić do Polski, gdzie czekały żona z córką, ale klub zabronił, bo nie było wiadomo, kiedy liga ponownie wystartuje. Zawodnicy musieli być cały czas w Ankarze. Tak naprawdę przez pierwsze pięć miesięcy nie widziałem córeczki – byłem obecny tylko podczas porodu, i musiałem wracać do Turcji, bo w następny weekend był mecz ligowy. Cały tydzień był poświęcony na przygotowania do tego spotkania.

Po informacji o wstrzymaniu tureckiej ekstraklasy, wstawiłeś na Twittera cytat Wisławy Szymborskiej: „Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem?”. Rzeczywiście lubisz poczytać tak poważną literaturę?

- W tamtym momencie ten cytat bardzo dobrze oddawał to, co się działo. Ale, ogólnie, lubię czytać – w dobie pandemii czytałem bardzo dużo. Nic innego mi nie pozostawało. Miałem przy sobie Kindle’a, więc w każdym momencie mogłem kupować książki, i nie był to problem. Jak wspomniałem wcześniej, ważne jest dla mnie, żeby cały czas się rozwijać, dlatego uważam, że mieszkając w Ankarze fajnie jest czerpać z nowego miejsca i innej kultury. W czasie koronawirusa przeczytałem książkę o islamie, żeby wiedzieć więcej o zachowaniu tamtejszych wierzących. Pochodząc z innej kultury możemy czasami nie wiedzieć, jak się zachować w pewnych miejscach i popełnić gafę. A że miałem czas, to wolałem przeczytać tę książkę. I czytałem jeszcze wiele, wiele innych. Uważam, że trzeba mieć otwartą głowę. Szczególnie w zawodzie piłkarza jest bardzo ważne, żeby mieć takie podejście do życia.

Masz zapisany cytat z jakiejś książki, który mocniej utkwił ci w pamięci?

- W Kindle’u można sobie zaznaczać i często notuję fragmenty książek. Kiedyś zapisywałem takie przemyślenia w osobnym notatniku. Czasem były to krótkie cytaty mądrzejszych ode mnie a czasem długie fragmenty ulubionych książek, najczęściej dotyczące właśnie  podejścia do życia. Wiadomo, że u każdego pojawiają się różne kłopoty, doświadczamy różnych rzeczy. Bez względu na to czy jesteśmy mądrzejsi, czy zarabiamy więcej pomiędzy, to problemy cały czas się pojawiają, ale mają inny wymiar. Dlatego powinniśmy zdobywać nową wiedzę, rozwijać się i uczyć.

Co jeszcze - oprócz piłki i książek - należy do twoich pasji?

- W wolnym czasie korzystam z wakacji, często wyjeżdżam. Nawet kilka dni wolnego podczas sezonu można wykorzystać i wyskoczyć w fajne miejsce. Obecnie na świecie panuje pandemia, a ja mam małą córeczkę, więc priorytety się troszeczkę zmieniają. Ale wcześniej, gdy tylko było wolne, to staraliśmy się z żoną coś zobaczyć – nie tylko leżeć przy basenie, ale odpowiednio wykorzystać czas. Choć wiadomo, że grając w Polsce masz tak naprawdę, wolne dwa tygodnie latem i zimą. Wtedy najczęściej wyjeżdżaliśmy ze znajomymi, całą ekipą.

Netflix? Czasami oglądam, lecz staram się odchodzić od tych rzeczy. Nie włączamy przy córeczce telewizora, bo to nie wpływa korzystnie na rozwój, a ona jest jeszcze za mała na bajki. Wolę ten czas spożytkować na zabawy z nią.

Parę tygodni temu rozmawiałem z Dominikiem Furmanem, który mówił, że w Genclerbirligi każdy zawodnik ma własny pokój, w którym się przebiera. Mówiąc wprost - każdy zawodnik ma swoją szatnię. Jak jest w Ankaragucu?

- Myślę, że w wielu tureckich klubach jest podobnie. Wcześniej „Weszło” kręciło materiał z Kubą Koseckim, który pokazywał, że w bazie Demirsporu także znajdują się pokoje. Tak samo jest u nas. Pewnie przez to, że panuje wirus, zadecydowano, że zawodnicy będą przebierać się w pokojach. My też mamy pokoje, ale korzystamy również z szatni. Jak ktoś chce, to może się wykąpać i przebrać w pokoju. Są one w centrum treningowym, w którym znajduje się też m.in. miejsce do zjedzenia posiłku, regeneracji i siłownia. Wszystko jest tam dostępne.

Co cię urzekło w klubie, mieście, kulturze?

- Na razie trudno powiedzieć, ponieważ gdy zamieszkałem w Turcji, to wybuchła pandemia. Często uciera się coś takiego: ten zawodnik to ma dobrze, jest w fajnym klubie, a także w fajnym mieście. Ale piłkarz koncentruje się na pracy, treningu, na tym, żeby być przygotowanym do meczu. To nie zawsze jest tak, że mieszkasz w lepszym mieście i bardzo mocno z tego korzystasz. Często jest jednak tak, że w każdym tygodniu towarzyszy ci duży stres i koncentrujesz się na celach. Żeby naprawdę poznać miasto, trzeba spędzić w nim parę lat i mieć trochę czasu wolnego, którego nam tu często brakuje.

Jeżeli chodzi o Turcję, to odpowiada mi to, że jest cieplej niż w Polsce. Lubię też poznawać turecką kuchnię i lokalne produkty. Lubię obserwować co się dzieje, jak zachowują się ludzie i jak funkcjonuje dana kultura. Jakby nie było - to inny kontynent, inna religia. Ale akurat Ankara jest stolicą, w której nie odczuwa się mocno jakichś różnic w stosunku do Polski, nasza okolica jest nowoczesna. Choć zdaję sobie sprawę, że na prowincji wygląda to na pewno inaczej. Turcy mają pewne mocno widoczne zachowania w swojej kulturze – na pewno są bardzo rodzinni i bardzo lubią małe dzieci. Przyjazne nastawienie do maluchów można odczuć na każdym kroku. Często spędzają czas w parkach robiąc rodzinne pikniki. Wiadomo, że dużo zależy od podejścia ludzi. Jedni są bardziej konserwatywni, drudzy – nowocześni. Słyszałem, że w Erzurum czy Konya są ludzie bardziej konserwatywni, obchodzą wszystkie święta, jak np. Ramadan, bardzo dokładnie przestrzegając restrykcji. Czasem są sytuacja, które trudno by było w Europie zrozumieć. Zdarzyło się, że przed treningiem składaliśmy w ofierze owce. Powód? Słabe wyniki w lidze. Jeżeli o coś prosisz – w tamtejszej religii - to musisz złożyć w ofierze owce. Tak też było. W poprzednim sezonie rezultaty były słabsze. Po odprawie wyszliśmy w stronę boiska treningowego, a przy murawie leżały dwie owce. Zawołali nas, my tylko obserwowaliśmy to wszystko. Z racji tego, że religią Turków jest islam, to modlili się w swoim języku. Po modlitwie zostały złożone w ofierze dwie owce. Dla nas to niecodzienna sytuacja.

To była jednorazowa sytuacja?

- Nie, później również miała ona miejsce. W wydarzeniu uczestniczyli sami Turcy. Znajdziesz na Twitterze 2-3 zdjęcia, na którym jest ukazana owca i stojąca grupka Turków. Niektórzy są bardziej konserwatywni, religijni, a inni reagują spokojniej. Turcy okazują przy tym sporo emocji. Wydaje mi się, że my, Europejczycy, podchodzimy do wielu wydarzeń bardziej racjonalnie. Mocniej koncentrujemy się na tym, żeby przygotować się do tego, co się wydarzy. Mimo wszystko, respektuję ich zachowania.  


W Ankaragucu zetknąłeś się z nowymi rzeczami, aspektami, których nie doświadczyłeś wcześniej?

- Wszystko wygląda podobnie. Minusem są ciągłe zmiany trenerów, ludzi zarządzających. Jednak dostępność i globalizacja w innych aspektach wiele zaciera i wygląda bardzo podobnie.  

Ankaragucu to twój drugi zagraniczny klub. Wcześniej byłeś SV Sandhausen? Wiele pomogły ci te okresy życia? Zmieniły piłkarsko i prywatnie?

- Trudno odpowiedzieć na to pytanie zero-jedynkowo. W karierze każdego piłkarza przytrafia się wiele kryzysowych momentów, w których często idzie coś nie po jego myśli. I to, jak dany zawodnik zareaguje na niepowodzenia, jest bardzo istotne. Jeżeli pojawiają się przeszkody, to większość ludzi odpuszcza – to najłatwiejsze i najlogiczniejsze rozwiązanie. A, tak naprawdę - trzeba reagować.

Poszedłem na wypożyczenie do Sandhausen i zobaczyłem tam inną piłkę, inne podejście do wszystkiego. Musiałem być przygotowany od razu i nikt na mnie nie czekał – cały czas musiałem być w gotowości. Było tak, że przyszedłem i miałem grać, ale drużyna nagle zaczęła dobrze się prezentować. Trener cały czas powtarzał mi, żebym był w gotowości. Jeżeli nie grasz, to przygotowanie fizyczne spada – tak samo czucie, swoboda na boisku. Wykonywałem dodatkowe ćwiczenia. Miałem trenera, do którego dojeżdżałem prawie 100 kilometrów - z Mannheim do Frankfurtu nad Menem – żeby zrobić jeden-dwa treningi. Nauczyło mnie to brania jeszcze większej odpowiedzialności za siebie. Później wróciłem do Lechii, z którą chciałem zdobywać trofea od samego początku. Cieszę się, że mimo niepowodzeń na starcie, ostatecznie sięgnąłem z nią po Puchar Polski i Superpuchar. Teraz jestem w Turcji i zdobywam kolejne doświadczenia.

Dużo zależy od tego, jak odnajdziesz się w danym kraju – czy potrafisz się dostosować, czy masz odpowiednią jakość. Musisz być elastyczny. Takie małe rzeczy. Jeden zawodnik może sobie radzić w danej lidze, a w innym kraju sobie nie poradzi - pomimo tego, że jego jakość, umiejętności w innym państwie, pokazywały, że powinien sobie poradzić. To wszystko nie jest takie czarno-białe.

Daniel Łukasik

Przejdźmy do Legii, w której…

- …miałem bardzo fajny sezon za kadencji trenera Urbana. Stołeczna drużyna czekała wtedy sześć lat na mistrzostwo. Wówczas zdobyliśmy dublet, i to na pewno było coś wielkiego. Dodatkowo, zadebiutowałem w reprezentacji. Chciałem więcej, lecz przytrafiła mi się kontuzja. Później zacząłem mniej grać, zmienił się trener. Decyzje są bardzo ważne – ja podjąłem takie, a nie inne. Potem musiałem walczyć w inny sposób – jeszcze bardziej się starać. Wykonałem krok do tyłu i myślałem, że szybciej zrobię kolejne kroki do przodu. A to się jednak przeciągało i wstrzymało.

Jak wspominasz współpracę z trenerem Urbanem? To facet który nie bał się stawiać na młodych graczy.

- Bardzo dobrze wspominam ten okres. To jedna z osób, której zawdzięczam bardzo wiele. Jeżeli chodzi o tamten czas, to piłka cały czas się zmienia i rozwija. Pięć lat temu futbol był zupełnie inny. Czas pędzi bardzo szybko. Ale wtedy, po tych niepowodzeniach – bo niezdobycie mistrzostwa kraju przez Legię przez sześć lat nie było normą – trener Urban wprowadził kilku młodych piłkarzy i zdobyliśmy dublet. Wydaje mi się, że graliśmy atrakcyjnie i była dobra mieszanka młodych zawodników ze starszymi.

Początki w Legii nie były łatwe.

- Debiutowałem w Bełchatowie, przeciwko GKS-owi. Po raz pierwszy w lidze na stadionie przy Łazienkowskiej zagrałem z Ruchem Chorzów. Wówczas wygraliśmy 2:0. Między tymi spotkaniami były jeszcze mecze Pucharu Polski - z Widzewem Łódź i Gryfem Wejherowo – oraz gra z Hapoelem w Tel Awiwie, w Lidze Europy. W takich chwilach łapiesz doświadczenie. Na pewno każdy taki moment dużo daje młodemu zawodnikowi.

Wracamy do epoki kamienia, ale – tak naprawdę – miałem w tamtym momencie sporo przeciwności. Ważna jest reakcja – czy będziesz ciężej pracował, czy odpuścisz. Takich momentów jest pełno. Pojawia się dużo młodych zawodników, którzy zapowiadają się dobrze, a w pewnym momencie nie przeskakują pewnego etapu, bo nie byli konsekwentni.

Zawsze chcesz grać jak najwięcej. W tamtych rozgrywkach występowałem mniej. Dużo się działo, ja nie grałem, często oglądałem mecze z ławki rezerwowych, lecz to mnie wzmacniało. Łapałem doświadczenie i się nie poddawałem. Było dużo trudnych momentów, ale doświadczenie nie jest tym, co się człowiekowi przytrafia, lecz to, co on zrobi z tymi momentami, jakie napotyka na drodze. Jak reaguje na przeciwności, to jest doświadczenie. Mimo że nie miałem wówczas łatwo – zahartowało mnie to i procentowało w następnym sezonie, za trenera Urbana.

Rozegrałeś dla Legii dokładnie 52 mecze. Zdobyłeś dwa mistrzostwa i Puchary Polski. Patrząc chociażby na liczbę spotkań – to dobry dorobek.

- Też tak uważam. Gdy zdobyliśmy dublet, to drużyna zaczęła się mocno rozwijać i dominować w Polsce przez kolejne lata. Lech raz wygrał tytuł mistrzowski, ale wydaje mi się, że był to wówczas początek dobrych czasów Legii.

Rozmawialiśmy wcześniej o wprowadzaniu młodzieży przez trenera Urbana. W tamtym okresie postawił m.in. na Dominika Furmana, Michała Żyrę, Michała Kucharczyka i Rafała Wolskiego. Mieliście wtedy po 20-22 lata, graliście w Legii, sporo się o was mówiło. Z twojej perspektywy dało się odczuć, że znajdujecie się, poniekąd, na świeczniku?

- Legia jest klubem ze stolicy, najbardziej medialnym, i dało się to odczuć. Zainteresowanie młodzieżą Górnika Zabrze, Lecha Poznań a młodymi zawodnikami Legii jest zupełnie inne. Chodzi o zainteresowanie mediów. Teraz też wygląda to znacznie inaczej niż w tamtym czasie, m.in. ze względu na wszechobecne media społecznościowe.

Za medialnością zwykle idzie rozpoznawalność i popularność.

- Z początku, jak zaczynałem grać w Legii, to po meczach wracałem do domu autobusem miejskim. Dopiero później wolałem się z kimś zabierać samochodem, bo nie czułem się komfortowo z tym, że ktoś mnie zaczepiał. Wszystko działo się bardzo szybko. Dało się zauważyć, że ktoś na ciebie patrzy, obserwuje cię. Ale, wiadomo, żedo takich sytuacji trzeba się jak najszybciej adaptować, przyzwyczajać. 

Po sezonie 2012/13 było mistrzostwo, reprezentacja Polski. Był moment, w którym pomyślałeś sobie: teraz to już jestem piłkarzem?

- W tamtych rozgrywkach – o których rozmawialiśmy też wcześniej - sięgnęliśmy po mistrzostwo Polski, Puchar Polski, zacząłem też grać w reprezentacji... Normalnym krokiem było to, że chciałem wskoczyć o parę poziomów wyżej. Przytrafiła się jednak kontuzja i wszystko się zatrzymało. Trzeba było dalej sobie radzić, ocknąć się i grać dalej. Ale nie było tak, że odleciałem. W tamtych czasach miał na nas, młodych, oko trener Jacek Magiera, który pilnował, żebyśmy mocno stali na ziemi. Odkąd gram profesjonalnie w piłkę – czyli od ok. dziesięciu lat - zdarzają się różne etapy, tak samo w normalnym życiu. Czasami człowiek zachowuje się bardziej jak dziecko i chłonie wszystkie informacje, chętnie się uczy. Później nadchodzi buntowniczy wiek nastolatka – wówczas wiesz najwięcej, sam będziesz decydował, co chcesz i żyjesz swoimi osiągnięciami, które są przeszłością i nic nie znaczą dzisiaj. A potem pojawia się etap dojrzałego faceta, w którym na nowo jesteś otwarty na wiedzę i wszystko chłoniesz. Bo nigdy nie będziesz wiedział wszystkiego na dany temat. Cały czas musisz być elastyczny i się uczyć.

Legia to klub, który do tej pory dał ci najwięcej?

- Na pewno zrobiłem w niej milowy krok, bo zadebiutowałem, zdobyłem tytuły i zacząłem grać regularnie na wysokim poziomie. W każdym klubie byłem na innym etapie: świadomości, rozwoju. Każdy klub dał mi coś innego. Przyjechałem do akademii Legii, do najstarszego rocznika i przeskakiwałem kolejne szczeble, aż w końcu zadebiutowałem w pierwszym zespole, zdobyłem mistrzostwo Polski, Puchar Polski, zadebiutowałem w reprezentacji… Na pewno były to wspaniałe chwile. Potem trafiłem do Sandhausen, gdzie inaczej spojrzałem na piłkę. Może nie była to Bundesliga, ale też bardzo trudna liga. Potem zbierałem doświadczenia w Lechii, w której po trudnym czasie udało mi się wywalczyć trofeum. To też nie jest łatwe, żeby zdobyć coś z różnymi zespołami w Polsce. Chyba najwięcej tytułów zdobył kiedyś pan Maciej Szczęsny – triumfował z czterema klubami. Teraz „Jodła” ma też bardzo dużo tytułów, lecz były one zdobyte w dwóch klubach. Życie pokazuje, że nie jest łatwe, a mi się to udawało. Miłe wspomnienia, ale trzeba patrzeć w przód. Zobaczymy, jak potoczy się moja przygoda z Ankaragucu.

Podpytałbym jeszcze o twoje wspomnienia z Legią.

- Wspomnę o tym, jak zostałem przywitany przez kibiców Legii na stadionie w Warszawie, gdy po raz pierwszy przyjechałem na Łazienkowską jako zawodnik Lechii. Było naprawdę bardzo miło, gdy fani stołecznego klubu skandowali moje imię i nazwisko. Czułem się fajnie.

Ciekawe jest też to, że w tunelu stadionu Legii znajdują się zdjęcia osób, które zdobyły mistrzostwo Polski. Moja fotografia też tam jest. Ostatnio Patryk Lipski podesłał mi zdjęcie, przy okazji meczu Legia – Piast. To na pewno powód do dużej dumy.  Z Legią mam wiele miłych wspomnień.

Jak zobaczyłeś zdjęcie, które wysłał ci Patryk Lipski, to co sobie pomyślałeś sobie, że trochę się z wyglądu zmieniłeś?

- Haha, nie no - tak do tego nie podchodziłem. Bardzo dużo doświadczeń zebrałem od tamtego czasu. Tak mogę to skomentować. Ale jak powiedziałem mam wiele fajnych wspomnień z Legią. Należą do nich wszystkie zdobyte trofea. Dla młodego zawodnika było to duże "wow". Byłem dumny z tego, że uczestniczę w tym czynnie, a nie jestem rezerwowym. Wtedy dużo zależało też od mojej osoby.

Gdyby nie kontuzja, o której wcześniej mówiłeś, to myślisz, że trafiłbyś do lepszych klubów w Europie?

- Musisz odnaleźć się w sytuacji, w jakiej się znajdujesz. Nie doszło do tego, choć prawdopodobnie były predyspozycje ku temu, żeby to się stało. Ale się nie stało. Moja droga potoczyła się zupełnie inaczej, czego – na chwilę obecną – nie żałuję, lecz uważam, że przede mną jeszcze kilka lat grania. Choć zamykają się pewne furtki. Ale – tak, jak mówię – nie narzekam. Podchodzę do życia może nie z pozytywnym nastawieniem, lecz z pozytywną świadomością.

Co, twoim zdaniem, spowodowało, że grałeś mniej u trenera Henninga Berga? Nie ma co ukrywać, sporo kibiców Legii bardzo dobrze wspomina tego szkoleniowca. A ty nie otrzymałeś zbyt wielu szans.

- Miałem uraz, a potem meczów do rozegrania było zdecydowanie mniej i pierwszymi wyborami byli inni piłkarze, po prostu. A że w tamtym momencie bardzo chciałem grać, to nie wytrzymałem. Może powinienem trochę chłodniej podchodzić do pewnych rzeczy i decydować inaczej. Choć jeśli miałbym się wypowiadać o trenerze Bergu, to jest to - moim zdaniem - dobry szkoleniowiec, fachowiec. Na pewno chciałem się rozwijać piłkarsko, a do tego potrzeba godzin spędzonych na boisku. Wówczas grałem mniej i pewne rzeczy wyobrażałem sobie inaczej. Rzeczywistość była inna. Byłem wtedy młodszy. Na odejście z Legii wpłynęło dużo czynników. Podjąłem taką decyzję i później musiałem się w tym wszystkim odnaleźć. Sądziłem, że zrobię krok w tył i trzy w przód. Choć nie wszystko jest takie kolorowe, jak się wydaje. Tak samo jest w życiu.

Dla serwisu „Łączy nas piłka” przyznałeś, że dużo analizujesz przed swoimi meczami. Skąd się to u ciebie wzięło – ktoś cię tym zaciekawił?

- Taki jest nasz zawód. Musisz być przygotowany. Im lepiej jesteś przygotowany, tym później jesteś spokojniejszy i bardziej pewny siebie. Możesz mieć konkretne zadanie, cele na dany mecz. W piłce nożnej cały czas sytuacje są zmienne. Rywal jest inny, mecz jest inny, sytuacja w twojej drużynie – ktoś się pojawia, ktoś wypada… Rzadko kiedy mają miejsce stałe sytuacje i ta ciągła powtarzalność. Trzeba reagować, dostosowywać się, analizować, wyciągać wnioski, podejmować próbę wykonania czegoś. Później następuje taka sama kolejność: analizujesz coś, podejmujesz jakieś decyzje, starasz się je wykonać  -  tak to działa. I to na pewno ułatwia. Wiadomo, że teraz dostęp do wszystkiego jest zupełnie inny i cały czas można się wiele nauczyć.

Dzięki analizie zauważyłeś poprawę w grze, lepsze przewidywanie tego, co dzieje się na murawie?

- Na pewno. Dużo rzeczy można dostrzec, próbować wyciągać wnioski: ustawienie, zachowanie przed przyjęciem i po stracie piłki, jaką część boiska widzisz w danym momencie, jakich wyborów dokonujesz… To takie małe rzeczy, o których też moglibyśmy dyskutować i dyskutować.

Jestem otwarty i chłonę wiele rzeczy. Od każdego trenera uczysz się czegoś nowego: poruszanie w danej strefie, co można zrobić, jak się zachować… Każdy szkoleniowiec przedstawia swój pomysł na daną sytuację. I nie zawsze te sytuacje pokrywają się z innym szkoleniowcem. Ty ostatecznie analizujesz, podejmujesz decyzje, które rosły przez wielu trenerów i prób.

Wiadomo, że do końca twojej kariery piłkarskiej jeszcze trochę czasu. Ale widzisz siebie w przyszłości np. w roli analityka, skauta?

- Wolę się koncentrować na jak najmniejszej liczbie rzeczy. Nie wybiegam za daleko w przód, tylko staram się być bardziej tu, gdzie jestem teraz i skupiać na zadaniach do wykonania. Nie myślę o tym, co będzie za kilka lat. Wszystko może się zmieniać. Tak, jak teraz - mamy wirusa i wszystko wygląda zupełnie inaczej, m.in. mecze bez kibiców. I też trzeba się do tego dostosować. 

Polecamy

Komentarze (14)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.