News: Dariusz Banasik: Trzeba dać szansę młodym

Dariusz Banasik: Stanęliśmy na nogi

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

16.06.2014 13:01

(akt. 04.01.2019 12:21)

- Cieszę się, że awansowaliśmy do fazy pucharowej - tym bardziej, że sytuacja była bardzo trudna. Kiedy już udało nam się osiągnąć cel w ostatniej kolejce, to wszyscy spodziewaliśmy się, że pogramy dłużej. Trafiliśmy na dobrze dysponowany zespół Lecha Poznań. Mieliśmy swoje szanse, mogliśmy pokusić się o awans, ale to Lech jednak prezentował się lepiej, pewne rzeczy miał lepiej dopracowane i przygotowane. Byliśmy jeszcze w euforii po awansie, od meczu z Polonią, do pierwszego spotkania z Lechem, mieliśmy tylko jeden trening w tym składzie personalnym… Ale nie chcę szukać usprawiedliwień – mówi w rozmowie Legia.Net trener juniorów starszych Dariusz Banasik, który podsumowuje sezon w Centralnej Lidze Juniorów.

- Na pewno duże słowa uznania dla wszystkich chłopaków za awans do mistrzostw Polski. Pragnę też podziękować za świetnie wykonaną pracę trenerom takim trenerom jak Kapuściński, Socha, Muszynski, Tanczynski i złożyć podziękowania dla chłopaków, że do końca wierzyli w awans. Natomiast z tego, co działo się w fazie pucharowej nie jestem zadowolony.


Lech sprawiał wrażenie niesamowicie dojrzałej drużyny. Kiedy trzeba było przyspieszyć to robił to, zagrywał długie podania na nos, grał szybko piłką, kiedy trzeba było zwolnić to umiejętnie przytrzymywał futbolówkę. Z czego wynikała taka dojrzałość? Tylko z tego, że trener pracuje z tymi chłopakami od dłuższego czasu?


- Trener jest jednocześnie dyrektorem całej akademii, pracuje faktycznie dość długo z tym jednym zespołem. Na pewno to, że ja z drużyną jestem tylko pół roku, też ma jakiś wpływ na całość. Ale jak mówię, nie chcę szukać usprawiedliwień. Myślę, że na wszystko złożyło się wiele czynników. Choćby murawa czy same stadiony. My cały czas trenujemy na sztucznej nawierzchni, gdy zagraliśmy na głównej płycie na Legii, na nawierzchni trawiastej, to już u nas potrzebowaliśmy kilku minut by się do tego przyzwyczaić, w Poznaniu się wszyscy ślizgali, co zwrot to leżeli. Występ na Pepsi Arenie czy na obiekcie przy Bułgarskiej też był czymś wyjątkowym, wielkim przeżyciem dla tych zawodników. Takich niuansów było więcej i sumując je - zgranie i wynik były po stronie Lecha.


Może trzeba więc pomyśleć o treningach w Sulejówku na trawiastej nawierzchni?


- To dłuższy temat, ale fanie by było wyciągnąć jakieś wnioski i poczynić takie kroki, by takie szczegóły wyeliminować. Jedyny mecz, jaki przegraliśmy w tym roku z Bełchatowem, miał miejsce właśnie w Sulejówku na normalnej trawie. To sprawa złożona, trudna organizacyjnie w obecnych warunkach, ale byłoby super, gdybyśmy mogli ćwiczyć na trawie – w takich warunkach rozgrywa się przecież zwykle mecze.


Przejdźmy do podsumowania tej rundy, zacznijmy od bramkarzy. Kiedy wygrywaliście kilkoma bramkami to ta formacja nie miała znaczenia, ale w spotkaniach z czołówką Leleń pokazał klasę.


- Od samego początku byłem przekonany do Dawida, chciałem by bronił w tych najważniejszych meczach. To bramkarz, który ma duże wyczucie, potrafi bronić w niesamowitych wręcz sytuacjach. Żyje z drużyną, podpowiada chłopakom, po meczu trudno z nim pogadać gdyż gardło ma bardziej zdarte ode mnie. To taki typ gracza, którego ja preferuję. Nie mówię, że inni bramkarze są dużo gorsi od niego, ale mam do niego większe zaufanie. Podobnego zdania jest Grzesiek Szamotulski, a sam Leleń sprostał zadaniu. Nawet w spotkaniach z Lechem, kiedy w dwóch meczach puścił pięć bramek, pokazał że jest pewnym punktem zespołu. Mamy 4 bramkarzy, mogliśmy nimi rotować, ale gdybyśmy tak robili, to każdy broniłby raz na miesiąc. To nie miałoby sensu, lepiej by jeden był w rytmie meczowym i był podporą.


Obserwatorzy zwracają uwagę, że brakuje mu trochę centymetrów.


- Ale ponoć jeszcze urośnie (śmiech). Nie przypominam sobie takiej sytuacji, w której tego wzrostu by mu zabrakło. Kiedyś taki zarzut był wobec Pogorzelca, ale dawał sobie radę. Patrząc przez pryzmat pierwszego zespołu, mogłaby to być jakaś wada, ale na chwilę obecną wygląda najlepiej ze wszystkich młodych bramkarzy. Dla porównania Mikołaj Smyłek bronił z Bełchatowem i powinien dostać szybko czerwoną kartkę, zdarzają mu się proste błędy. Ale szczegółową ocenę zostawiam trenerowi Szamotulskiemu.


Jest szansa by przebił się kiedyś do pierwszego zespołu?


- Szansa jest, ale trzeba przyznać, że bramkarze mają najtrudniej ze wszystkich. Postawić na kogoś młodego w bramce, to duże ryzyko i odpowiedzialność. Rzadko, który trener się na to decyduje. Być może po zdobyciu doświadczenia taki Kuba Szumski czy Konrad Jałocha w przyszłości będą strzec bramki Legii. Ale jeszcze nie w tej chwili.


To przejdźmy do defensywy. W sezonie do gry obronnej trudno się było przyczepić, ale w dwumeczu z Lechem było widać braki.


- W momencie przejmowania zespołu przeglądałem statystyki. Drużyna praktycznie w każdym meczu traciła bramkę. Wyjątkiem było spotkanie w Elblągu. Ja lubię grę ofensywną, sam kiedyś byłem zawodnikiem o takich inklinacjach, a to często ma ponoć przełożenie na spojrzenia na futbol. Ale proporcje między grą defensywną i ofensywną muszą być zachowane. Na początku pracowaliśmy więc nad tym, by tych goli nie tracić. W przekroju całego sezonu obrona funkcjonowała naprawdę dobrze, wiosną straciliśmy tylko cztery bramki. Trzonem tej formacji byli Makowski i Najemski – trzymali linię i nią dyrygowali. Zgrywali się z resztą zespołu i z każdym meczem formacja prezentowała się lepiej. Starałem się by nie było w obronie zbyt dużej rotacji, by ci zawodnicy grali jak najczęściej w jednym zestawieniu. Efekty były, ale wszystko zweryfikowały mecze z Lechem. W dwóch spotkaniach z „Kolejorzem” straciliśmy więcej bramek, niż przez całą rundę. To pokazało, że jest jeszcze sporo pracy do wykonania.


Na prawej stronie grał najmłodszy Skowron, ale czasem miał kłopoty z taktyką. To była najbardziej newralgiczna pozycja?


- Do wyboru miałem Rosińskiego, który nie chce na tej pozycji grać, broni się przed tym, jak tylko potrafi. Jak tylko mu wyjdzie jakaś akcja w ofensywie, to stara się to zaznaczyć całemu sztabowi. Jeden mecz zagrał na tym miejscu Mateusz Zawal, ale nie jest to prawy obrońca. Skowron nie miał wiec zbyt dużej konkurencji. To młody zawodnik, perspektywiczny, ale błędy jeszcze na pewno będzie popełniał – tym bardziej, że grał z zawodnikami dwa lata starszymi. Z perspektywy półrocza oceniam go dobrze.


Odbiegając minimalnie od tematu - byliście najmłodszymi w całej lidze – głównie roczniki 96’ i 97’. Dla porównania w Polonii byli gracze z roku 95’.


- Druga drużyna była młoda, nasz zespół w CLJ również. To jest fajne, ale trudniej wtedy o wyniki, czasem tego doświadczenia brakuje. Ale polityka jest taka, że stawiamy na jakość, a zawodnicy grający u nas muszą być utalentowani. To oznacza, że mając dwóch gości o podobnych umiejętnościach, lepiej by juniorach grał ten młodszy, a starszy poszedł do rezerw. Dlatego mało było tych chłopaków, większość została odesłana do drugiej drużyny.


A czasem ten przeskok nie idzie za szybko? Ryczkowski zagrał nieźle dwa spotkania, poszedł do rezerw, tam nie zaistniał, a już trenował z jedynką i ma też pojechać z pierwszym zespołem na zgrupowanie.


- Może czasem tak jest, ale człowiek jest mądry po fakcie. Można się zastanawiać czy Konrad Michalak lub Filip Karbowy nie powinni grać jeszcze w CLJ. A być może do Jacka Magiery powinni trafić Makowski, Suchanek czy Najemski. Ale takie dylematy będą zawsze, ten margines błędu zawsze będzie istniał.


Powróćmy do defensywy – para stoperów to wspomniani Arkadiusz Najemski i Rafał Makowski. Ten pierwszy cały sezon zagrał naprawdę dobrze, ale z Lechem jakby chciał zatrzeć to dobre wrażenie z poprzednich spotkań…


- Coś nie leży mu ten Lech. Jak graliśmy sparing z Lechem, to też zagrał najsłabszy mecz. Razem z Makowskim fajnie się uzupełniali. Rafał dobrze wprowadza piłkę, zaś Arek jest lepszy w grze kontaktowej, lubi się przepychać z rywalem. Często za zadanie miał opiekę nad jakimś napastnikiem. Może psychika odgrywa jakąś rolę w takich spotkaniach jak z Lechem? W ostatnich tygodniach narzekał poza tym na ból pięty, był lekko przeziębiony – to też mogło mieć wpływ na jego grę. Przed meczem na Bułgarskiej miał problemy, nie dokończył rozgrzewki, korzystał z pomocy masażystów. Zdarza się, ale ja w tego chłopaka wierzę.


- Natomiast Makowski – hmm… Wcześniej prowadząc rezerwy czy Młodą Legię nie doceniałem tego zawodnika. Odkąd zacząłem pracować z tymi chłopakami w tym roku – z nim czy z Suchankiem, widzę, że wcześniej popełniłem błąd w ocenie. To są super zawodnicy. Jeśli chodzi o podejście mentalne, podejście do treningów, do swoich obowiązków, są w zdecydowanej czołówce i z takim zaangażowaniem mogą wiele osiągnąć w piłce. Teraz wiem, że wcześniej zasługiwali na szansę gry w drugiej drużynie. Bywałem wtedy akurat na takich meczach, na których „Makoś” mnie nie przekonywał. Teraz wiem, że nie ma się w jego przypadku do czego doczepić. Tak jak wspomniałem on i Suchanek mogą zrobić ze swoim podejściem duże kariery. Imponuje ich poświecenie i przykładanie się do każdego elementu gry. Pełni profesjonaliści, życzyłbym sobie więcej takich zawodników.


Eryk Rakowski na lewej obronie robił czasem takie wrażenie, jakby zgłaszał akces do kadry pierwszego zespołu.


- Brakuje tych lewych obrońców, ale nie rozpędzajmy się za bardzo (śmiech). Grał dobrze, czasem bardzo dobrze. Początku nie miał łatwego, więcej nie grał, niż grał. Kiedyś podwoziłem go do domu i mówiłem, że musi być cierpliwy, że przyjdzie jego czas. Robił co do niego należało i gdy dostał szansę to ją wykorzystał, a końcówkę rundy miał świetną. Ma dośrodkowanie, fajnie czyta grę, nie stresuje się – jakby wyłączał układ nerwowy. Wywalczył sobie pierwszy skład, ma wiele cech na wysokim poziomie, ale czy już na ten najwyższy ligowy poziom? Ja bym się jeszcze wstrzymał. Pół rundy to jeszcze za mało.


Nie pominęliśmy nikogo?


- Nie, my tych zawodników defensywnych za wiele nie mieliśmy. Oczywiście czasem grali piłkarze rezerw – Konrad Budek, Mateusz Wieteska. Nie mam do nich zastrzeżeń, ale to zawodnicy trenera Jacka Magiery.


Przejdźmy więc do pomocy. Największą perełką w środku pola był…


- … zdecydowanie Arek Górka. Na pierwszych treningach patrzyłem na tego chłopaka i wyliczałem kolejne atuty – gra głową i z głową, przerzut, technika – nic mu nie brakowało. Zastanawiałem się czemu nie grał do tej pory pierwszoplanowej roli. Był jednym z młodszych graczy – rocznik 97’. Ja widzę w nim w przyszłości dobrego, defensywnego pomocnika, włączającego się w akcje ofensywne. Ma prawie wszystkie cechy, by grać na najwyższym poziomie. Jeśli już musi nad czymś mocniej pracować, to nad szybkością i dynamiką. Jest niesamowicie niebezpieczny przy stałych fragmentach gry, ma dobre uderzenie z dystansu i podania otwierające drogę do bramki. W defensywie może grać lepiej, tu widzę rezerwy. Górka stanowił trzon tego zespołu. W decydujących momentach z SMS-em bramki, z Polonią dwa gole. Szkoda, że nie dorzucił czegoś z Lechem… Bardzo silny punkt zespołu i przyszłość przed nim. Fajnie mieć takiego gracza.


- Do tych perełek można dodać jeszcze „Suchego”, ale to już do graczy bardziej ofensywnych. Miał bardzo dobrą rundę. W wielu spotkaniach Suchanek był, jeśli nie najlepszy na boisku, to wyróżniał się bardzo dobrą grą. Trochę zawiódł w spotkaniach z Lechem, ten mecz w Warszawie kompletnie mu nie wyszedł. Do ostatniej chwili wahaliśmy się czy ma grać on czy Grzesiek Tomasiewicz. Obaj zasługiwali na grę i w końcu obaj zagrali.  I „Suchego” w pierwszym meczu jakby to przerosło. W drugim z powodów rodzinnych nie mógł zagrać.


Na postawie tych dwóch spotkań z Lechem można wysnuć opinię, że Tomasiewicz zasługuje na szansę w pierwszym zespole?


- Trzeba by porozmawiać o tym z trenerami pierwszej drużyny czy widzą w nim potencjał. Na pewno wyróżniał się i u nas, i w zespole rezerw. Robił różnicę w obu drużynach. To piłkarz, z którym przyjemnie jest pracować.


Omawiając linię pomocy warto wspomnieć, że zawodnicy z tej formacji tworzyli niesamowite zagrożenie po stałych fragmentach gry.


- Zgadza się, kilku graczy ma do tego predyspozycje – czy to Arek Góra czy Rafał Makowski lub Arek Najemski. Jak schodzili do nas wysocy Konrad Budek czy Mateusz Zawal, to jako zawodnicy wysocy wchodzili w pole karne i tworzyli naprawdę duże zagrożenie. Z drugiej strony ważna jest też gra defensywna przy stałych fragmentach. Przed Lechem wiele razy powtarzaliśmy sobie, że to nie jest zespół groźny po stałych fragmentach, a dostaliśmy bramkę właśnie po tym elemencie. Mimo, że wielokrotnie pokazywaliśmy, że „Kolejorz” gra tylko na dalszy słupek – na zamknięcie akcji. A nagle w ten sposób rywale pakują nam piłkę do siatki… Nasi zawodnicy wiedzieli, że tam będzie grana piłka… Cóż czasem mimo wiedzy zdarzają się takie rzeczy, choć nie powinny.


Wróćmy do pomocników – Miłosz Kozak jako skrzydłowy.


- To trudny temat. Ma duże problemy z przebiciem się do składu drugiej drużyny, ale u nas w meczach dawał dużo. Fajne mecze z Łomżą, na Polonii – robił dużo dobrego. Mecz z Lechem trochę zweryfikował jego ocenę, wyszły pewne niedociągnięcia. Ale on jest młody, przez krótki czas przy Łazienkowskiej. Ma potencjał i predyspozycje, zobaczymy, w jakim kierunku to pójdzie. Ale ogólnie jestem z niego zadowolony.


On często znika z pola widzenia w czasie meczów.


- A niech sobie znika… Rafał Wolski też często znikał, a jak się pojawił to przybijaliśmy piątki, bo zwykle kończyło się to bramką… Niech więc daje jakość na tym skrzydle, robi przewagę, wygrywa pojedynki. Ma fenomenalną lewą nogę, jeśli chodzi o podania i uderzenia na bramkę, ale nie zawsze potrafi to wykorzystać. Nie mam tego chłopaka codziennie, przychodził tylko na mecze. Ten nasz kontakt jest wiec ograniczony.  Potrafi wprowadzić dobrą atmosferę choćby poprzez muzykę, jakiej słucha (śmiech).


A czego słucha?


- Lepiej nie mówić (śmiech) Miód malina… proszę sobie sprawdzić w Internecie.


Rafał Parobczyk grał trochę w juniorach, trochę w rezerwach i nie mógł sobie znaleźć miejsca na stałe.


- Średnio wyglądała dla niego ta runda. Niby ma predyspozycje, ale nie może ich zaprezentować. Miał mecze dobre, miał tez słabsze. Brakuje mu motoryki, zawodnicy na jego pozycji muszą być szybcy, wytrzymali. On jest filigranowy i trochę ginie na dużym boisku. Ze słabszym przeciwnikiem tego nie widać, ale gdy rywal jest agresywniejszy, szybszy to ma wtedy problemy. To nie jest zawodnik na skrzydło, choć u nas parę razy zagrał na tej pozycji. Lepiej odnajduje się w środku pola, ale nie zawsze było dla niego miejsce.


Z przygotowaniem fizycznym problemy miał też Konrad Michalak.


- Tak to prawda, on jest fajny jeśli chodzi o grę jeden na jednego, prowadzenie piłki, zmianę kierunku. Natomiast musi dużo trenować i grać, by robić różnicę nawet w drugiej drużynie. Na 15-20 minut może wejść i coś dobre zrobić, ale na dłużej fizycznie musi się poprawić. Z Lechem zagrał, bo w sparingach z „Kolejorzem” dwukrotnie pokazał się z dobrej strony. Miał kilka akcji, ale by dogrywał poważniejszą rolę musi zmężnieć.


Został nam jeszcze Sylwester Szymański – to, co można o nim powiedzieć, to że ma dobry drybling.


- To gracz, którego ciężko wyczuć. Statystyki wyglądają fanie, ma asysty. Bramki też nawet nieźle. Natomiast ma dużą sinusoidę, jeśli chodzi o formę. Potrafi zagrać bardzo dobrze, by w niedługim czasie nie grać nic… Musi mieć stabilizację, w jego przypadku to podstawa. Ta runda nie była zła w jego wykonaniu, ale zapowiadała się super. Po sparingach przed sezonem byłem nim zachwycony – wejścia za linię obrony, bramki, strzały. Potem jakby trochę spuścił z tonu.


Filip Karbowy też dobrze zaczął, fajnie prezentował się na obozie w Arłamowie. Trenował z rezerwami, ale jakoś w CLJ się nie przebił.


- Zgadza się. W środku pola na jego pozycji miałem Arka Górę - coś kosztem czegoś… Finał był taki, że u nas mało grał, w rezerwach było podobnie. Wszystko przed nim. Ma potencjał, brakuje mi u niego trochę agresji, zdecydowania. Jak gra się na defensywnym pomocniku, to trzeba mieć takie rzeczy. Natomiast bardzo dobrze w rozegraniu piłki, ale w defensywie wiele do poprawy.


Został nam jeszcze Babiarz.


- Ostatnio stwierdziłem w rozmowie z jedną z osób w klubie, że to chłopak, który ma największy potencjał. Nawet mecz z Lechem pokazał, że ma super jeden na jednego, balans ciała, potrafi zgubić obrońców. Może zrobić różnicę, potrafi to. Ale z nim jest dużo pracy poza treningowej. To chłopak luźno prowadzący się – szkoła, podejście do treningu, odżywianie się… Na boisku nieźle, choć taktyka… czasem wydaje się, że ma swój świat. Może wyjść na boisko i być najlepszym, ale równie dobrze może być tak, ze po kilku minutach trzeba go będzie zmienić. Ale to chłopak, który w pojedynkach z rywalami nie wiem czy nie jest nawet lepszy od Rafała Wolskiego. Pytanie w którą stronę pójdzie, czy dostosuje się do naszych reguł, czy też nie? Trudno powiedzieć. Ale potencjał tego chłopaka jest olbrzymi – w ofensywie.


Daniel Mlonek…


- Przy nim stawiam mały znak zapytania. Przegrał rywalizację z kolegami, ale gdy wchodził na boisku to robił dobre wrażenie. W Białymstoku dał świetną zmianę, z Olimpią zdobył bramkę i dał jedną czy dwie asysty. Umiejętności ma, natomiast problem jest taki, jak u Michalaka – przygotowanie fizyczne, do poprawy tez taktyka. Siła i dynamika muszą być u niego lepsze. Natomiast jeden na jednego, uderzenie, lewa noga to jego atuty. Jeśli u nas zostanie to w kolejnych rozgrywkach będzie grał więcej.


Do jej pory za najzdolniejszy rocznik uchodził 92’ Obecni zawodnicy, są mądrzejsi, lepiej przygotowani? A może gorzej?


- Na to pytanie będziemy znali odpowiedź za kilka lat. A co do najzdolniejszych – mamy rocznik 96’ – są Kochański, Tomasiewicz, Bartczak, Makowski, Suchanek, Najemski – to bardzo dobry rocznik, wielu z tych chłopaków ma szanse trafić do pierwszej drużyny. Wspomniany rocznik 92’ długo trenował w Młodej Ekstraklasie, długo był w juniorach. Najszybciej do góry poszedł Michał Żyro, ale ogólnie wszyscy dość długo grali na niższym poziomie. W końcu doczekali się swoich szans i efekty było widać. Rocznik 96’ może pójść ich śladem, kluczowa będzie tutaj cierpliwość.


Możemy przejść do napastników, choć tych w sumie w CLJ nie było – może poza Szerszeniem.


- Szerszeń trafił do nas późno, w sparingach prezentował się całkiem nieźle. Przed startem nam zniknął – były jakieś 2-3 tygodniowe problemy. Szczerze przedstawiłem mu sytuację, że przed nim trudne zadanie. W drugiej drużynie było trzech napastników i jeden czy dwóch zawsze do nas schodziło. Było więc od początku jasne, że będzie grał mało. Dajmy mu czas, chłopak ma bardzo dobrą lewą nogę, przy swoich warunkach fizycznych musi poprawić grę głową. Na razie nie można o nim zbyt wiele powiedzieć, jego czas dopiero nadejdzie.


Był Ryczkowski, pokazał się w niezłej strony i chyba zbyt szybko poszedł do zespołu rezerw. W CLJ dawał jakość, natomiast w drugim zespole się pogubił.


- Z tymi przejściami młodych zawodników to zawsze jest zagadka. Moim zdaniem jemu jest potrzebna stabilizacja. Chłopak trenował z pierwszym zespołem, grał w rezerwach, czasem ćwiczył też z nami w CLJ. Jeździł na kadrę, zaliczał kolejne zgrupowania. Jak się robi wszystko, to zwykle nie robi się niczego dobrze. Także stabilizacja i jeszcze raz stabilizacja, wtedy będą też efekty. To bardzo fajny zawodnik, mądry, dobrze analizujący, ale nie rozdwoi czy nie roztroi się. Z Lechem nie grał, gdyż ma być w pierwszym zespole. Wierzymy w niego – ja, klub. Musi się skupić na treningu.


Kamil Anczewski


- Wiem, że w rezerwach nie miał udanego okresu, ale u nas pokazał, na co go stać. Zdobył sporo bramek, na Centralną Ligę Juniorów był super. Szkoda, że z Lechem szwankowała skuteczność, sam mógł dobić rywala. Brakowało cwaniactwa – jak przy sytuacji z karnym. Ze Stomilem zdobył dwie bramki, ale okazji miał z pięć. Oczywiście jak strzela dwa gola zamiast pięciu to mu się to daruje, ale jak ma dwie sytuacje i nie pada żaden gol, to wtedy jest problem. Tak było choćby w Poznaniu. Ten chłopak ma dobre wyczucie, wejście za linie obrony, potrafi uciec obrońcom, z łatwością dochodzi do sytuacji. Jeśli te okazje zacznie zamieniać na gole, to będzie niezły zawodnik.


We wszystkich rocznikach, w pierwszym zespole również, brak tej typowej „dziewiątki”.


- To prawda. W przypadku Anczewskiego czegoś mu brakuje, może warunków fizycznych, może lepszej gry głową. Na CLJ wystarcza, ale wyżej może nie wystarczyć. Ma możliwości, potrzebuje czasu.


A może Arak ma szansę stać się tą wymarzoną „dziewiątką”?


- Wcześniej powiedziałbym, że tak, ale teraz nie jestem tego pewien. Kuba rzuca się w oczy, jest silny, postawny, wysoki, dobrze gra głową – a to atuty ważne w piłce seniorskiej. Powinien poprawić technikę. Jakby z Araka i Anczewskiego zrobić jednego napastnika, to byłby kozak! Na razie jest tak, że jednemu coś brakuje, i drugi ma coś do poprawy. Przy połączeniu tych graczy wyszedłby naprawdę niezły piłkarz. Myślałem, że Kuba jest silniejszy psychicznie, ale w pewnym momencie usiadł na ławce w rezerwach i trochę się jakby podłamał. Z SMS-em, zagrał super, liczyłem, że pociągnie nam zespół z Lechem w Poznaniu, gdzie wchodził na podmęczonego przeciwnika. Niestety za dużo nie zrobił. On mimo wieku ma już spore doświadczenie – czy to w Młodej Ekstraklasie, czy w rezerwach. Na poziomie CLJ oczekuję więc od niego, że będzie motorem napędowym zespołu. Wymagałem dlatego od niego więcej, ale chyba trochę psychika mu siadła. Nie wiem jakie są wobec niego plany, ale wydaje mi się, że rok temu był bardziej wartościowym zawodnikiem, niż obecnie.


Czy można już powiedzieć, że w przyszłym roku to pan poprowadzi drużynę w CLJ?


- Nie można, decyzje jeszcze nie zapadły. Toczy się wiele rozmów, są jakieś dyskusje i propozycje na temat mojej osoby. Trudno mi powiedzieć, jak to się potoczy. Gdzie bym nie był, to będę się starał pracować jak najlepiej, z pożytkiem dla Legii. Chcę dalej pracować na Legii, wyników najgorszych nie mam. Oczywiście na sukces pracuje wiele osób, a nie tylko trener Banasik. Na dziś nie wiem jak to się wszystko ułoży.


Jakie były problemy w minionym roku w CLJ?


- Mało zawodników, a co za tym idzie mała konkurencja, treningi na połowie boiska, często łączone z innymi rocznikami. Nie zawsze było wiadomo, kto schodzi z rezerw, czego możemy się spodziewać. Ale jestem do tego przyzwyczajony. Trzeba się w tym odnaleźć, dostosować do realiów. Za rok ta liga będzie dużo mocniejsza, będzie więcej drużyn. Wtedy będziemy musieli mieć szerszą i mocniejszą kadrę – nie tylko zawodniczą, ale i trenerską.


A za samo przesunięcie do zespołu juniorów nie miał pan pretensji do zarządu? Mógł pan przecież pomyśleć – no dzięki, zdobyłem dwa mistrzostwa Młodej Ekstraklasy, zostawiłem zespół w III lidze na pozycji lidera, a tu takie podziękowanie…


- Na początku nie byłem szczęśliwy, ale nie traktowałem tego, jako degradacji. Chciałem po prostu wiedzieć na czym stoję, czy klub nadal we mnie wierzy. Gdyby nie wierzył, to by mnie już w klubie dawno nie było, już w grudniu przecież mogłem usłyszeć bym szukał sobie nowej pracy. Powierzono mi CLJ. Wydaje mi się, że ludzie w klubie mają mnie za dobrego trenera, a to jest budujące. Na wszystko złożyło się wiele zdarzeń. Wiadomo, że każdy chciał pracować jak najwyżej, ale nie zawsze się da. Przed rundą wiosenną byłem na spotkaniu z trenerem Henningiem Bergiem, nie tylko ja, ale i inni trenerzy. Po cichu liczyłem, że może będę tworzyć sztab pierwszego zespołu, ale rzeczywistość okazała się inna. Miałem chwile załamania, nie wiedziałem, co ze mną będzie. Potrzebowałem czasu by stanąć na nogi i stanęliśmy razem z drużyną. Choć mogło być jeszcze lepiej.


Zabrakło wam ze dwóch kolejek. Gdybyście ligę skończyli na pierwszym miejscu, to pucharowa drabinka wyglądałaby inaczej...


- Można gdybać, ale to już jest historia. Być może później mecze z Lechem wyglądałyby inaczej, ale w tym dwumeczu też można było ich ograć. Oni byli lepsi w tych spotkaniach, ale mogliśmy ich wyrzucić za burtę. Przy wyniku 2:0 przy Łazienkowskiej, wystarczyło utrzymać wynik, lub zdobyć bramkę na 3:0 i na rewanż pojechalibyśmy w zupełnie innych nastrojach. Przed rewanżem wszyscy wiedzieliśmy, że jak stracimy gola to będzie bardzo ciężko. Będziemy wtedy atakować wszystkimi środkami, a oni będą mogli nas wypunktować. Niestety ten pesymistyczny wariant się sprawdził. Ten wynik mógłby być dla Lecha nawet wyższy, ale nie było już czego bronić. Nie wyznaję takiej zasady by bronić wyniku 0:1 tylko po to by przegrać jak najniżej…


Wiadomo już jak w zarysie będzie wyglądała kadra juniorów na przyszły sezon?


- Za wcześnie, toczą się rozmowy z menedżerami, zawodnikami. Wszystko zaczyna się od góry. Najpierw pierwszy zespół, potem będzie ustalana kadra rezerw i dopiero przyjdzie kolej na nas.


A wypatrzyliście jakichś zawodników w CLJ, których warto by było sprowadzić na Łazienkowską?


- Tak. Po każdym meczu rozmawiamy miedzy sobą, składamy odpowiednie raporty. W Ostródzie wypatrzyliśmy fajnego chłopaka, czterech czy pięciu naliczyłem w SMSie, w Jagiellonii był jeden świetny chłopak, w Polonii i Lechu również. Podzieliłem się swoja opinią w klubie i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jest w tej lidze kilku chłopaków, którzy z pewnością by sobie u nas poradzili.


A kto z młodszych roczników ma szansę trafić do CLJ?


- To zależy, jaka będzie koncepcja. Czy będziemy dalej odmładzali zespół, czy może jednak nie. Na pewno ci najbardziej utalentowani będą dostawać swoje szanse. Wydaje mi się, że kadra będzie oparta o graczy z roczników 96’ i 97’. Przykładowo Mateusz Hołownia był już na chwilę nawet w rezerwach.


Kiedy będziemy mieli jasność, co do sztabu szkoleniowego?


- Na dniach powinno się wyjaśnić, choć stuprocentową pewność będziemy mieli, gdy ruszy sezon. Rozmowy są prowadzone, bierze w nich udział nawet sam prezes. Wszystko się wkrótce wyjaśni.

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.