Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dariusz Czykier: Garaż był naszą mekką, drugą szatnią

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

08.11.2007 00:24

(akt. 21.12.2018 20:16)

- Fajnie usiąść sobie na krytej trybunie. Dobra atmosfera, głośno. Kiedy biegałem po murawie, nie myślałem, że na widowni może być tak fajnie - mówi w rozmowie z "Życiem Warszawy" <b>Dariusz Czykier</b>, były piłkarz Legii Warszawa, a obecnie drugi trenerem Jagiellonii Białystok, z którą "Wojskowi" zmierzą się jutro wieczorem w ramach czternastej kolejki rozgrywek o mistrzostwo Orange Ekstraklasy.
Długą drogę przebył Pan, by wrócić do Białegostoku. - Bardzo długą. Byłem w Fali Kazuń, Legii Warszawa, Radomiaku Radom, skąd wróciłem na kilka lat do Białegostoku. Później znów była Legia, Zagłębie Lubin i ponownie Legia. W 2000 roku wróciłem na Podlasie do Jagiellonii. Później występowałem w Wigrach Suwałki, znów w Jagiellonii, a karierę skończyłem w Supraślance Supraśl. W tym czasie przeżywałem wzloty i upadki. Ale teraz moje akcje idą w górę. Oczywiście akcje trenerskie, bo karierę piłkarską zakończyłem. Od trzech lat jestem chyba bardziej instruktorem niż trenerem w Supraślance, a także asystentem Artura Płatka w Jagiellonii. Jak wspomina Pan czasy w Legii? W sumie w Warszawie spędził Pan blisko osiem lat. - A jak można wspominać czasy w Legii? Tylko bardzo dobrze. Gra w takim klubie była dla mnie wielkim wyzwaniem, choć chyba nie do końca mu podołałem. Sporo się w Legii nauczyłem, pobrałem lekcje pokory. Ale warto było. Najbardziej chyba warto było spotykać się w „Garażu”? - „Garaż” to była nasza druga szatnia. Więcej piłkarzy przebywało w tym lokalu niż na treningu. Kontuzjowani koledzy rozpoczynali zabiegi właśnie w „Garażu”. Po każdym meczu czy treningu należało się tam udać, by omówić to, co działo się kilkadziesiąt minut wcześniej. A że przy okazji ubywało w lokalu złocistego napoju... Nie ma co ukrywać, w „Garażu” była rodzinna atmosfera, to była mekka piłkarzy Legii. Tego teraz brakuje legionistom? - Piłkarze muszą mieć jaja, a nie patrzyć na swoją grę przez pryzmat pieniędzy, zarobków. Powinni bardziej emocjonalnie niż materialnie podchodzić do tego, co robią. Może mieć na to wpływ zmiana ustroju, bariera językowa, bo sporo jest obecnie w Legii obcokrajowców, czy też inna mentalność piłkarzy. Teraz po prostu nie ma kolektywu. Jak oceni Pan drużynę Legii w meczu z Ruchem? - Nie było to ciekawe spotkanie. Różnica między piłkarzami Legii i Ruchu była podczas meczu tylko taka, że ci pierwsi więcej zarabiają. Zwróciłem uwagę jedynie na Rogera i Edsona – to piłkarze wielkiego formatu. Kibice Legii pamiętają Pana jako wesołego, uśmiechniętego piłkarza. Czy taki jest Pan nadal? - Taką mam naturę, że zawsze chodzę uśmiechnięty i pogodny. Cały czas cieszy mnie piłka nożna, która jest moją pasją. Pewnie nawet do tej pory grałbym w piłkę, mimo 41 wiosen, które mam na karku. Ale musiałbym być zdrowy. Tymczasem dzięki „dobrym kolegom” i sobie też, trochę się zaniedbałem. Dlatego zakończyłem karierę piłkarską, która powoli przypominała równię pochyłą. Ale jako trener przeżywam teraz wzlot. A skąd wzięło się Pana przezwisko – Lejba? - A skąd mogło się wziąć! Wymyślił je największy dowcipniś w Legii Marek Jóźwiak. Zawsze podczas treningów, meczów, w życiu prywatnym miałem wyjętą koszulkę. I „Beret” kiedyś stwierdził: „masz lejbowaty wygląd”. I tak już zostałem „Lejbą”, do dziś.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.