Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dariusz Dudek: Każdy mecz w Legii był spełnieniem marzeń

Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

31.08.2010 14:26

(akt. 15.12.2018 15:57)

- Legia jest na pewno najlepszym klubem w jakim miałem okazję występować. Wspominam ten okres swojego życia bardzo dobrze zarówno pod względem sportowym jak i życiowym. W Warszawie urodziła się dwójka moich dzieci. Szymon i Dawid są moją największą pamiątką ze stolicy (śmiech). Cieszę się, że dostałem szansę od Dragomira Okuki, gdyż Legia to najlepszy klub w Polsce pod każdym względem - wspomina w rozmowie z Legia.Net były piłkarz naszej drużyny, a obecnie II trener Piasta Gliwice, <strong>Dariusz Dudek</strong>. Zapraszamy do lektury.

- Ostatnio sentymentalnie wróciłem do Warszawy przy okazji meczu z Arsenalem Londyn. Mogłem się przekonać, że Legia jest w pełni profesjonalnie prowadzonym klubem, bardzo podoba mi się ten styl. Duże wyrazy uznania należą się właścicielom za doprowadzenie do ugody z kibicami. To niezmiernie istotne, by na trybunach istniała ta niesamowita atmosfera, jaką potrafią wytworzyć fani Legii. Mam nadzieję, że klub nadal będzie prowadzony w taki sposób.

Rozegrał pan w Legii sporo meczów. Pamięta pan dokładną liczbę spotkań z "eLką" na piersi?

- Nie jest to ogromna ilość, ale dla mnie to aż 56 spotkań. Każdy mecz w Legii był jak spełnienie marzeń. Czarek Kucharski kiedyś powiedział, że każdy ten klub opluwa, każdy go nienawidzi, ale jednocześnie marzy, aby w nim zagrać. Nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Oczywiście chciałbym, aby tych meczów w barwach Legii było 200 lub 300, ale chcieć nie zawsze znaczy móc.

W eliminacjach Ligi Mistrzów miał pan okazję wystąpić przeciw słynnej Barcelonie. Pozostały jakieś wspomnienia z tych pojedynków?

- To są właśnie możliwości tego zespołu, Legia co roku powinna grać w Lidze Mistrzów i rywalizować z takimi drużynami. Co do tego konkretnego dwumeczu, to każdy chciałby zagrać z Barceloną. Żartowaliśmy nawet w szatni, ze wystarczy zmierzyć się z Katalończykami i można zakończyć karierę (śmiech). Niestety, polskim zespołom ciężko dostać się do europejskich pucharów, co nie tak dawno mogliśmy zaobserwować. Rodzimy futbol prezentuje się coraz słabiej. Wracając jednak do Barcy, to miałem wtedy za zadanie wyłączyć z gry Patricka Kluiverta. Pokryłem go na tyle skutecznie, że nie strzelił bramki. Patrick żartował później, że poskarżył na mnie Jurkowi. Wszystko przez to, że przy stałych fragmentach gry uderzyłem go dwa-trzy razy łokciem. Po meczu nie było jednak między nami żadnych spięć. Podziękowaliśmy sobie za walkę, wymieniliśmy się koszulkami.  

Zdobył pan dla Legii trzy bramki, ale dwie z nich były nieprzeciętnej urody. Stawiał pan na jakość, a nie ilość?

- Niemal cały czas byłem obrońcą, więc bramek wielu nie nastrzelałem. Kiedy jednak coś już wpadało, miało faktycznie wyjątkowy styl. Bramkę z Schalke będę zapewne jeszcze długo wspominał. Niedawno z Tomkiem Kiełbowiczem spotkaliśmy się na kilka dni całymi rodzinami. Miło było wrócić myślami do tamtych meczów. 

Mecz z Schalke był najlepszym w pańskiej karierze?

- Na pewno był wyjątkowy i chyba faktycznie najlepszy. Miałem wtedy 45 minut, a udało mi się strzelić bramkę, dodatkowo po faulu na mnie arbiter podyktował rzut karny wykorzystany przez Stanko Svitlicę. Zagrałem fajne zawody, najlepsze w karierze.

A zagraniczny epizod?

- Do Vitkovic trafiłem już po zakończeniu okienka transferowego w Polsce. W Czechach był on wydłużony o miesiąc, dołączyłem do zespołu niemal ostatniego dnia. Atutem nowego zespołu była także mała odległość od domu - ok. 60 km. Spędziłem tam cztery miesiące, dobrze je spożytkowałem. Poznałem organizację profesjonalnego klubu w Czechach, a te standardy odbiegają od tych spotykanych w Polsce. Duża stabilizacja, o wiele lepsza infrastruktura - to różni nas od czeskiego futbolu. W Vitkovicach, w drugiej lidze mieliśmy podgrzewaną płytę, świetne boiska treningowe, zaplecze, fizjoterapeutów - wszystko na najwyższym poziomie. Piłkarze nie zarabiają zbyt wiele, natomiast 50-60 procent przychodów klubu przeznaczane jest na rozbudowę infrastruktury. To bardzo mądre rozwiązanie.

Na ile przed zakończeniem kariery zaczęły się problemy z kręgosłupem?

- Kontuzji doznałem w meczu z Ruchem Chorzów. Rywal uderzył mnie łokciem w szyję i wypadł mi dysk kręgowy. Dziś jest wszystko w porządku, mógłbym spróbować gry. Pytanie tylko, czy warto ryzykować? Mam dla kogo żyć, postawiłem na szkołę, zaczynam pracę w roli trenera. Nie mam problemu ze zmianą stylu życia. 

Ponoć to bardzo bolesna kontuzja. Radził pan sobie z bólem?

- Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym takiego urazu. To naprawdę ogromny ból. Kontuzja, jakiej doznałem, jest jedną z najcięższych, jakich można się nabawić na boisku. Mnie przydarzyła się pod koniec kariery, ale mogła w każdej chwili. Co musi czuć 22-23 letni chłopak, który słyszy iż musi zakończyć grę w piłkę? Wiele osób myśli, że to łatwy sport i ogromne pieniądze. Warto jednak pamiętać, że pracujemy przez krótki okres, ciągle jesteśmy w rozjazdach, rodziny widujemy rzadko. Wracając do urazu - cieszę się, że w moim przypadku wszystko się zakończyło szczęśliwie.

Jak oceni pan początek sezonu w wykonaniu Legii?

- Na pewno nie można zaliczyć go do udanych ale potrzebny jest czas. Trener Skorża ma ten komfort, że Legia jest dobrze ułożonym, mądrze prowadzonym klubem gdzie wszelkie ruchy są logiczne. Szkoleniowiec ma więc spokój w pracy. Wyniki z pewnością nie mogą cieszyć kibiców, ale ci teraz udowodniają, że są najlepsi w kraju. Zespół przegrywa, a oni nie ustają w dopingu i wspierają drużynę, co jest niezmiernie ważne dla piłkarzy. Z czasem przyjdą i wyniki, Legia jak zawsze da sobie radę.

Kiedy walczyliście o Ligę Mistrzów w drużynie było czterech obcokrajowców. Teraz stranieri stanowią większość zespołu. To właściwa droga?

- To temat może nie tyle drażliwy, co trudny. Wiadomo, że obcokrajowców sprowadza się po to aby podnosili poziom ligi. Na razie wygląda to tak, jakby Legia z transferami nie trafiła. Ale jak wspomniałem wcześniej - potrzebny jest czas. Z drugiej strony, jeśli wydaje się milion euro na zawodnika, to od razu powinien być on gotowy do gry, a nie przechodzić półroczną aklimatyzację. Na rynku transferowym jest jak na giełdzie - albo się wygra, albo straci. Póki co Legia straciła, ale zobaczymy, co przyniesie czas.

Jak oceni więc pan szansę Legii na tytuł mistrza Polski w tym sezonie?

- Po takim początku wiele osób spisało Legię na straty, a to błąd. Ten sezon to wielkie aspiracje i możliwości. Moim zdaniem Legia ma największe szanse na tytuł od kilku lat. Trzeba jednak pamiętać, ze konkurencja jak Lech czy Wisła również nie próżnuje. Wśród kandydatów do mistrzostwa Polski nie widzę zaś Polonii. Zaliczyli dobry start, ale sezon jest długi. Jeszcze pogubią punkty.

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.