News: Dariusz Mioduski: Buduję coś, co zostanie po mnie

Dariusz Mioduski: Nigdy nie chciałem sprzedać Legii

Marcin Szymczyk

Źródło: Rzeczpospolita, Sport.pl

23.03.2017 16:25

(akt. 04.01.2019 13:37)

- Ostatni miesiąc pokazał, że możemy z Bogusiem Leśnodorskim normalnie rozmawiać, że Legia jest dla nas najważniejsza. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wznieść się ponad to, co się wydarzyło. Kluczem jest spokój i zachowanie ciągłości. Oczywiście zmiany będą, bo muszą nastąpić, ale nie wpłyną bezpośrednio na drużynę. Michał Żewłakow zostaje, to jest dla nas bardzo ważne, Jacek Magiera będzie kontynuował misję, a my będziemy go wspierać. Zmiany są niezbędne, ale nigdy kosztem walki o najwyższe cele. Zakładam, że mamy kilka lat, by zmienić średnią wieku, proporcje Polaków do obcokrajowców w składzie czy zawodników doświadczonych do młodych, ale mam świadomość, że to wymaga czasu. I nie może się odbyć kosztem walki o tytuł - mówi prezes Legii, Dariusz Mioduski w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

- Odejdą Jakub Szumielewicz, Jacek Mazurek, Dominik Ebebenge, Seweryn Dmowski i kilka innych osób, które już to publicznie zadeklarowały. Ale reszta będzie kontynuować pracę. Kończy się niepewność, klub znowu będzie funkcjonował normalnie. Wiem, że w Legii jest wiele osób wykonujących świetną robotę. Każdej z nich daję czystą kartę.


Jakie są kompetencje rady nadzorczej?


- W Legii funkcja rady nadzorczej jest bardziej doradcza i reprezentacyjna. Oczywiście rada, w której znajdzie się też moja żona wracająca do Fundacji Legii oraz osoby ze świata biznesu, czujące futbol, ma pewne kodeksowe funkcje – chociażby zatwierdza sprawozdania finansowe. Ale rada przede wszystkim ma wspierać budowanie społeczności wokół Legii. Boguś Leśnodorski będzie miał więc istotną publiczną funkcję.


Boi się pan, że pierwszy mecz pana Legii to będzie pokaz zaufania kibiców do Leśnodorskiego i wotum nieufności wobec Mioduskiego?


- Nie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Bodek ma sympatię tego środowiska, ale nie czuję z jego strony wrogości czy niechęci. Bogusiowi udało się zbudować relacje i zdobyć zaufanie kibiców, ja będę musiał je zbudować po swojemu. Na razie cieszę się z oprawy, jaką kibice pokazali w Gdańsku.To było coś nowego, świeżego i od razu zostało docenione nawet za granicą. To też bardzo ważna część budowy legendy Legii.


Zarząd na razie będzie dwuosobowy?


- Do końca sezonu, tak. Mój styl zarządzania polega na otaczaniu się odpowiednimi ludźmi, wyznaczaniu kierunków rozwoju oraz wzięciu na siebie roli lidera zespołu. W ciągu następnych miesięcy planuję poszerzyć zarząd o osoby nadzorujące konkretne obszary. Chcę, aby ludzie wiedzieli, że mają szansę się rozwijać, iść w górę.


Zlecił pan audyt. Faktycznie pieniądze z Ligi Mistrzów już się rozeszły?


- Te środki pokryły wcześniejsze zobowiązania, ale patrząc z perspektywy ostatnich lat, dziś Legia jest w dobrej sytuacji finansowej. Zobowiązania wobec stron trzecich są małe, jest stabilizacja. Natomiast brakuje nam komfortu posiadania funduszy na rozwój, które miała nam dać Liga Mistrzów. Gdybym dziś miał na to spojrzeć obiektywnie, powiedziałbym jednak, że ryzyko się opłaciło, chociaż było zbyt duże.

W „Pulsie Biznesu" pada też kwota, za którą wykupił pan wspólników: 50 milionów złotych.


- Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy tego komentować. Powiem tylko, że nie wiem, skąd mają tę informację, nie ode mnie.


Pan swoich wspólników spłacił z własnych pieniędzy?


- Tak. Wolałbym te pieniądze dołożyć do klubu, no ale cóż... Nigdy nie chciałem sprzedawać Legii. Wiele osób mi w to nie wierzyło. Ale mi naprawdę nie chodzi o pieniądze, one już wiele w moim życiu nie zmienią. Legia to dla mnie pasja i spełnienie. To projekt mojego życia. Ale od dziś kwestia właścicielska będzie najnudniejszym tematem. Czas powrócić do stanu, w którym to piłka i sport jest znów na pierwszym miejscu. Zresztą Legia ma 100 lat i tak naprawdę nie jest moją własnością, ani nikogo innego. Ona należy do nas wszystkich - do kibiców, do Warszawy. Zawsze będę o tym pamiętał.


Dla wielu kibiców przejęcie przez pana Legii wiąże się z wprowadzeniem do niej kultury korporacji, z powrotem ITI.

- Trochę mnie to śmieszy. Nigdy nie byłem ani nawet nie miałem ochoty pracować w żadnej korporacji. A porównywanie obecnej Legii do tej z czasów ITI też jest delikatnie mówiąc niestosowne. Sposób komunikowania, traktowania kibiców jak za czasów ITI, to nie jest model, który mnie interesuje. On na pewno nie wróci. Proszę pamiętać, że od trzech lat jestem większościowym udziałowcem Legii i kierunek, w jakim się rozwijała Legia w ostatnim czasie, to w dużej mierze wynik mojej pracy. Objęcie przeze mnie funkcji Prezesa oznacza kontynuację, a nie zmianę wizji rozwoju Legii. Od kilku lat pracujemy nad tym, żeby Legia była zarządzana profesjonalnie. Moim wzorem są najlepiej zarządzane kluby w Europie, które pokazują, że da się połączyć ducha sportu z najwyższymi standardami zarządzania. Przeciwstawianie tych dwóch wartości to nieporozumienie.


Wejście do zarządu Jarosława Jankowskiego oznacza, że idą lepsze czasy dla koszykarskiej Legii?


- Już jakiś czas temu założyliśmy sobie, że koszykówka będzie bardzo ważną częścią legijnej społeczności. To się nie zmienia. Na pewno będziemy dalej tę sekcję rozwijać. Wszyscy mamy nadzieję, że Legia w tym roku awansuje do ekstraklasy. Jeśli to się uda, staną przed nami duże wyzwania - m.in. związane z infrastrukturą. Wierzę, że jesteśmy sobie w stanie z nimi poradzić. Znajdziemy środki. Trzymamy mocno kciuki za awans.


Rozmowy z Dariuszem Mioduskim można znaleźć na stronach "Rzeczpospolitej" i "Sport.pl"

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.