Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dariusz Wdowczyk: Świeża krew

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

24.02.2007 09:51

(akt. 23.12.2018 22:12)

- Przeprowadziliśmy jedynie dwa transfery, bo w tej drużynie wielkie zmiany nie były konieczne. Potrzebowaliśmy świeżej krwi i zastrzyk jest. Czy obronimy mistrzostwo kraju? Prorokiem nie jestem, ale solidnie przepracowaliśmy zimę. W piłkę grać potrafimy. Jeśli podeprzemy to charakterem, trudno będzie nas pokonać. - mówi <b>Dariusz Wdowczyk</b> na tydzień przed meczem z Cracovią.
Jak pan ocenia zimowe zgrupowania? - Wszystko przebiegło sprawnie, nie mieliśmy żadnych problemów. Jestem zadowolony z dobrych sparingpartnerów. Troszkę utrudniały nam pracę kontuzje - Marcina Burkhardta, Dicka czy Tomka Kiełbowicza, ale to nic poważnego. Wszyscy dojdą do siebie na mecze ligowe. Wówczas nastąpi weryfikacja pana pracy. Denerwuje się pan? - Na ten pierwszy mecz zawsze się czeka. Nie tylko dotyczy to mnie, ale i zawodników. Jakoś szczególnie zestresowany nigdy nie jestem. A nerwy będą zawsze. Nieważne, co się robi, zawsze można zrobić to lepiej. Ma pan już w głowie skład na wyjazdowy mecz z Cracovią? - Przed rozpoczęciem ligi czekają nas jeszcze dwa mecze Pucharu Ekstraklasy. Także ciężko będzie wam teraz trafić skład (śmiech). Wszystko powoli się krystalizuje, pozostało niewiele znaków zapytania. Mamy sporo spotkań do rozegrania, więc każdy zawodnik będzie nam potrzebny. Stąd decyzja o włączeniu do kadry Marcina Smolińskiego. Możemy zgłosić tylko 23 zawodników, dlatego jeden z dwójki poważniej kontuzjowanych - Szałachowski lub Junior - nie zostanie zgłoszony do rozgrywek. Ten, który szybciej zdoła się wyleczyć, będzie tym 23. Drugi straci całą rundę. Taktyka gry ulegnie zmianie? - Nie. Będziemy grać to, co do tej pory, czyli 4-4-2. Ewentualne korekty mogą mieć miejsce w zależności od wydarzeń boiskowych. Zimą przeprowadził pan tylko dwa transfery. O ile Bartłomieja Grzelaka można było się spodziewać, to Piotr Bronowicki jest zaskoczeniem. - Zdaję sobie sprawę, że Piotrek nie należy do piłkarskich wirtuozów, ale ma charakter. Przecież widzi pan, jak on gra. Nigdy nie odpuści - kilka razy padnie na murawę, rywale przejdą się po nim, a on wstanie, otrzepie się i będzie zasuwał dalej. Będzie nam niezmiernie potrzebny. Może zagrać na prawej stronie pomocy, w środku, a nawet na prawej obronie. Jeśli trzeba będzie kogoś pokryć indywidualnie, to Piotr się do tego świetnie nadaje. Przeprowadziliśmy jedynie dwa transfery, bo w tej drużynie wielkie zmiany nie były konieczne. Potrzebowaliśmy świeżej krwi i zastrzyk jest. Z kolei Grzelak i Grzegorz Bronowicki nie najlepiej się czują po zgrupowaniu reprezentacji. Leo Beenhakker przygotowywał drużynę do dwumeczu z Estonią i Słowacją, a my byliśmy na innym etapie przygotowań. Piłkarze sami przyznawali, że są nieco podmęczeni. Ale spokojnie, dojdą do siebie. Na obozie w Hiszpanii próbował pan wpoić zawodnikom dwie rzeczy: konieczność komunikacji na boisku i brak przestojów. Udało się? - O tym przekonamy się w lidze. Komunikacja na boisku to nasz mankament. Trzeba partnerowi pomagać, podpowiadać. Moje słowa z ławki rezerwowych, kiedy na stadion przyjdzie dziesięć tysięcy ludzi, nie będą słyszane. Poza tym dochodzi aspekt psychologiczny - jeden podpowiadając drugiemu, podnosi go na duchu, dodaje siły. I my mamy tak grać, dużo ze sobą rozmawiać, bo to pomaga. Atak już pod bramką przeciwnika - to bardzo dobry pomysł. Tyle że nie przez jednego czy dwóch zawodników, ale pięciu czy sześciu. Wówczas komunikacja między nimi jest niezbędna. Jak przejmiemy piłkę 60 metrów od naszej bramki, to do bramki rywala mamy tylko 30. To jest korzyść. Poza tym, jeśli mamy piłkę, to możemy przy niej odpocząć. A przeciwnik musi za nią ganiać. Sporo czasu poświecił pan na ćwiczenie rzutów rożnych. - Wiadomo, jak ważne w dzisiejszej piłce nożnej są stałe fragmenty gry. U nas to szwankuje i to mocno. Pomijam rzuty wolne, bo mamy od ich wykonywania kilku specjalistów. Za mało wykorzystujemy nasz wzrost w polu karnym przeciwnika. Mamy pewien schemat i go ćwiczymy. W "szesnastce", przy agresywnym kryciu ze strony rywala, jest tak, jak w żużlu. Kto pierwszy wejdzie w zakręt, wystawi łokieć - wygrywa. Można próbować go objechać, ale szerokim łukiem. Na prostej ma się już dużą stratę. Wydaje się, że młodzież atakuje pozycje doświadczonych zawodników. - W każdym zespole potrzeba młodzieńczej fantazji. Staram się nie wystawiać zawodnikom cenzurek, ale tych muszę pochwalić. Świetnie wyglądał na treningach Maciek Gostomski. Chociaż bramkarze to nie moja działka, to on naprawdę ma szansę być tym pierwszym albo przynajmniej starać się nim zostać. Podobnie Maciek Korzym, który zrozumiał, jak powinno wyglądać jego podejście do pracy. Już kiedy go zobaczyłem w Mrągowie, to stwierdziłem, że się zmienił. Teraz wszystko zależy od niego. Starał się Marcin Smoliński, który dotychczas miał dużo problemów ze zdrowiem. Dawid Janczyk nadal nie wykorzystuje sytuacji podbramkowych, ale do nich dochodzi. Musimy go tylko przekonać, żeby będąc przy piłce podnosił głowę, bo to jego mankament. Gdyby przed nim nagle wyrosła ściana, nie zauważyłby jej, tylko ją zdemolował. Artur Jędrzejczyk ma duży potencjał. Na razie nie znajdzie się w kadrze pierwszego zespołu, ale to materiał na dobrego środkowego defensora. W sparingach praktycznie nie przegrał żadnego pojedynku główkowego. Jest szybki, dynamiczny, tylko musi nabrać przekonania, że nie przyszedł tu, aby grać w czwartoligowych rezerwach. Należy pamiętać, że miał bardzo ciężki debiut z ŁKS, po którym spadła na niego lawina krytyki. Od tamtej pory nieco przygasł. Dał pan kolejną szansę Hugo. - I z jego postawy jestem zadowolony. Pokazał się z dobrej strony. On potrafi grać w piłkę, ja to wiem. Problem leżał w jego głowie. Teraz chyba to zrozumiał, przynajmniej tak mówi, bo dużo rozmawiamy. Zobaczymy, co pokaże na boisku. Treningi Legii to nie tylko praca zawodników, ale i ciągle monitorowanie organizmów piłkarzy, analizy, badania. Równa pan do Europy? Pod tym względem odstawaliśmy - i to znacznie - od Zachodu. To, co teraz robimy, jest powszechne w większości klubów angielskich czy hiszpańskich. A poza tym, mamy dzięki temu świetny materiał do analizy, który pomaga w pracy trenerowi. Dzięki temu zbliżamy się powoli do tych najlepszych, którzy grają w lidze Mistrzów. I my też chcemy w tych rozgrywkach wystąpić. Co z Janem Muchą, któremu w czerwcu kończy się umowa? - Odkąd jest Mirek Trzeciak, tymi sprawami mniej się zajmuję. Janek ma praktycznie wszystko ustalone. Ja i trener Dowhań chcemy, aby został u nas. Szczególnie że trzeba szukać następcy Fabiańskiego, który latem ma odejść do Celtiku. - Czy do Celtiku, to nie wiem. Każdy piłkarz ma swoją cenę i na siłę nikogo w klubie nie będziemy zatrzymywać. Czy wciąż jesteście faworytem rozgrywek? - Zawsze jesteśmy faworytem. Na czele jest pięć zespołów i tak pozostanie do końca. Musimy gonić i inni będą gonić nas. Wisła też nie powiedziała ostatniego słowa. Widać, że zespół znowu jest razem. W meczu ze Spartą, kiedy brutalnie sfaulowano Rogera, wszyscy reagowali. To cieszy. - Vuković wystartował do rywala, oczywiście za ostro, ale w lidze by tego nie zrobił. Oni nie chcieli wymierzać sprawiedliwości, a uświadomić rywalom, że to, jak zagrał ich kolega, jest nie do przyjęcia. Właściciele klubu inwestują spore - jak na polskie warunki - pieniądze i wymagają określonych wyników. - Niczego nam nie brakuje. Chcemy odwdzięczyć się im za to dobrą postawą na boisku. Powiem więcej. Właściciele nie chcą na dotychczasowych inwestycjach poprzestać. Naszym celem jest to, by Legia stała się solidnym, rozpoznawalnym w Europie klubem. Wiele się zmieni, kiedy będziemy mieli nowy stadion. Widziałem jego plany, są imponujące. Obroni pan mistrzostwo Polski? - Prorokiem nie jestem, ale solidnie przepracowaliśmy zimę. W piłkę grać potrafimy. Jeśli podeprzemy to charakterem, trudno będzie nas pokonać.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.