Dlaczego 30-letni piłkarz chciał zostać trenerem?
19.03.2007 14:23
- Kiedy zdobywaliśmy Mistrzostwo Europy do lat 16 marzyliśmy o karierze, sukcesach w reprezentacji... Niestety, już sam powrót do rzeczywistości był problemem. Na Zachodzie to niedopuszczalne, żeby z takiej drużyny nikt nie zrobił kariery. Nikt! U Włochów bronił wtedy Buffon, w zespole Nigerii grali Kanu, Babayaro i Oruna. Nas przestano uczyć grać w piłkę. Zaczęły się przepychanki na linii trener seniorów - trener juniorów - wuefista w szkole. Mecz u jednego trenera, następnego dnia rozruch, potem mecz u drugiego trenera i znów rozruch następnie mecz i znowu rozruch. Nie było czasu na naukę - opowiada <b>Jacek Magiera</b>
- 1 stycznia skończył Pan 30 lat. Nie za wcześnie na koniec kariery?
- Dwa razy byłem mistrzem Polski, dwa razy wicemistrzem. Zdobyłem Puchar Polski, Puchar Ligi i Superpuchar. Nie jestem kontuzjowany, ale co jeszcze mógłbym osiągnąć? Miałem oferty z Polonii Warszawa, Ruchu Chorzów, Odry Wodzisław. Nie widziałem sensu. Myślałem jeszcze o wyjeżdzie za granicę. W lutym byłem w Norwegii, trenowałem też w szwedzkim Helsingborgu. Fizycznie byłem jednak nieprzygotowany do gry w Skandynawii. Teraz była podobno oferta z Grecji, ale mało konkretna. Więc skończyłem. Chcę się realizować jako trener.
- Ostatni ligowy mecz zagrał Pan w Cracovii.
- Tak. Ale tam szybko rozwiązałem kontrakt. Przyjechałem do Warszawy komentować w TVP mecz Legii z Szachtarem Donieck. Mówiłem dobrze o klubie z Warszawy. Przed kolejnym meczem wiceprezes Cracovii chodził między kibicami i namawiał, żeby mnie wygwizdali, zwyzywali, bo jestem legionistą. Dowiedziałem się o tym i zapytałem prezesa Filipiaka, co ma zamiar z tym zrobić. Odpowiedział, że nic. Że podpisał ze mną kontrakt na prośbę trenera Białasa. I że nikt mnie nie chce - ani działacze, ani kibice, ani koledzy z drużyny. Bo jestem legionistą. Zszedłem do szatni i zapytałem zawodników wprost, dlaczego mnie obmawiają za plecami. Schowali głowy między kolana. Wróciłem do prezesa i rozwiązaliśmy umowę. Ta sytuacja utwierdziła mnie w pomyśle, by zająć się trenowaniem.
- W 1993 roku został Pan mistrzem Europy do lat 16. Niedługo potem zdobył czwarte miejsce na świecie. Co Pan wtedy myślał?
- Że wszystko przede mną. Ale to, że jestem mistrzem Europy, dotarło do mnie po paru latach. Byliśmy wtedy, w Turcji, najlepsi! Marzyliśmy o karierze, sukcesach w reprezentacji... Niestety, już sam powrót do rzeczywistości był problemem. Na Zachodzie to niedopuszczalne, żeby z takiej drużyny nikt nie zrobił kariery. Nikt! U Włochów bronił wtedy Buffon, w zespole Nigerii grali Kanu, Babayaro i Oruna. Nas przestano uczyć grać w piłkę. Byliśmy zawodnikami klubów I lub II ligi. Zaczęły się przepychanki na linii trener seniorów - trener juniorów - wuefista w szkole. Każdy chciał mieć medalistę w składzie. W sobotę siedziałem na ławie w drużynie seniorów, w niedzielę grałem kwadrans w rezerwach. W poniedziałek rozruch, we wtorek szedłem do juniorów na rozruch przed ich meczem. We środę grałem w lidze juniorów i rozgrywkach szkolnych. We czwartek rozruch pomeczowy, a w piątek powrót do seniorów i rozruch przed kolejnym meczem. To kiedy nauka? Nie przejmowałem się tym, myślałem, że najważniejsze jest granie. Do 16. roku życia mieliśmy świetnych nauczycieli. Potem - żadnego. Mnie nikt nie nauczył poruszania się po boisku, lekkości. Co z tego, że umiałem przyjąć piłkę, skoro nie potrafiłem swobodnie biegać, grałem topornie. Będę na to zwracał uwagę, nagrywał młodych zawodników na wideo i pokazywał, gdzie robią błąd. Byłem piłkarzem efektywnym, ale nie rzucałem się w oczy. Grałem prostymi środkami i - oprócz Stefana Białasa - każdy z trenerów, który przychodził do Legii, sadzał mnie na ławie. Najpierw grali ci, co ładnie się poruszali po boisku.
- Wiedział Pan wtedy, że ktoś robi Panu krzywdę? Że nie uczy, jak grać?
- A skąd. Chciałem tylko grać. Obojętnie gdzie. Straciłem czas na naukę. Na grę przychodzi czas później, no, chyba że jest się zawodnikiem wybitnie utalentowanym. Nie można grać raz w seniorach, raz w juniorach, raz w rezerwach. Nie wolno wiecznie mówić, że ktoś jest młody i utalentowany. Nie wolno się bać. Nigdy bym nie powiedział na miejscu Pawła Brożka, że Nancy - szósta drużyna ligi francuskiej, jest dla mnie za mocna na tym etapie kariery. Trzeba w siebie wierzyć, a nie stawiać się na straconej pozycji. Ilu to ja widziałem młodych, którzy przychodzili na trening Legii i trzęśli spodniami! Bo są w Legii! Musiało minąć sporo czasu, zanim się uspokoili. Do młodych trzeba umieć dotrzeć, przekonać ich do pracy. Nauczyć wygrywać, przygotować mentalnie, bo nogi robią to, co każe głowa.
- Mistrzowie Europy juniorów nie mieli nauczycieli?
- Trener Andrzej Zamilski zawsze nam powtarzał: gra jest ważniejsza niż wynik. Stwórzcie zespół, bo jednostka - nawet wybitna - sama nic nie osiągnie. Grajcie podaniami, jak najdłużej utrzymujcie się przy piłce, bo wtedy nie będzie miał jej rywal. Teraz to samo powtarza seniorom Leo Beenhakker.
- Kto był najlepszy w tamtym zespole?
- Maciek Terlecki. Charakter krnąbrny, niepokorny. Nie osiągnął tego, co mógł. Jak większość, ale taka refleksja przyszła dopiero po latach. Nie spotkaliśmy póżniej nikogo, kto przygotowałby nas mentalnie do wysiłku, zwycięstw i porażek.
- Pan przyjechał do Warszawy w wieku 19 lat. Światła wielkiego miasta nigdy nie zaszkodziły?
- Nawet "wkupne" do drużyny piwo postawiłem po dwóch latach. Jestem spokojny z domu. Rodzice zawsze mi mówili, że najważniejsza jest piłka i nauka. Po moim przyjściu do Warszawy przez półtora roku mieszkał ze mną ojciec. Nigdy się tego nie wstydziłem, wyszło mi na dobre. Miałem jasne kryteria: szkoła, dom, praca domowa, obiad, odpoczynek, trening. Nikt nie musiał mnie pilnować, ale obecność taty bardzo mi wówczas pomogła w prowadzeniu domu, odpowiednim odżywianiu się. Ktoś się uśmiechnie, ale skończyłem historię i rozegrałem 232 mecze w Legii, zdobyłem tytuły. Mało który piłkarz może pochwalić się prawie dziesięcioletnim pobytem w tym klubie. Teraz stawiam sobie duże wyzwania jako trener.
- Co Pan będzie robił w Legii?
- Mam odpowiadać za rozwój sportowy i wychowawczy młodych, za wprowadzanie ich do pierwszego zespołu, za przygotowanie psychiczne do gry na Łazienkowskiej. Chcę uniknąć błędów, jakie popełniono ze mną. 25-latka nie da się zmienić. 20-latka - piekielnie trudno. Będę pracował z młodzieżą nad jej słabościami, rezerwami, które mają. Tylko to musi być podejście indywidualne. Będę współpracował ze wszystkimi trenerami, także Młodych Wilków. Ale zostanę przy pierwszym zespole. Miałem tę propozycję już w ubiegłym roku, nie musiałem odchodzić do Rakowa. Ale chciałem pomóc drużynie w utrzymaniu w III lidze. I tak awansowaliśmy z 13. na piątą lokatę. Zamieniłem trening na sztucznej nawierzchni na zajęcia na boisku żwirowym z kałużami. Zamieniłem sparing z czołowym klubem europejskim na zgrupowaniu w Hiszpanii na mecz w Kleszczewie przy 15-stopniowym mrozie. Przyjechaliśmy w szczere pole. Nie było bramek, linie rysowałem butem. Jak Legia grała z Wisłą Kraków ostatni mecz w sezonie, ja grałem z Rakowem w Skalniku. Sam tego chciałem. Potem pojechałem na wesele do mojego przyjaciela siatkarza Michała Winiarskiego. Ale premię za tytuł mistrza Polski od Legii dostałem.
- Co Pan chce osiągnąć jako trener?
- Być mistrzem Polski, pracować w reprezentacji. Już teraz mam szansę pracy z kadrą juniorów do lat 19.
- Ale seniorów prowadzi Holender. Siatkarzy - Argentyńczyk, koszykarzy - Słoweniec, Małysza - Fin, biatlonistów - Ukrainiec.
- I dobrze, uczmy się od najlepszych. Podpatrujmy. Oprócz Dragomira Okuki nie pracowałem z obcokrajowcem. Ale Serb to nie była najwyższa półka, a Beenhakker tak. Kibicuję mu ze wszystkich sił. Polscy sportowcy lubią kalkulować. Rodaka znają, ale obcokrajowca nie.
- Jakub Błaszczykowski to piłkarz, który robi postępy.
- Znamy się bardzo dobrze. Z jego wujkiem Jurkiem Brzęczkiem również. To przypadek, że Kuba gra w Krakowie, ale ktoś temu przypadkowi pomógł. Jurek pracował nad nim wiele lat, przygotował go. Kuba zrozumiał, że najważniejsza jest piłka. On świetnie się porusza, umie wykorzystać szybkość. Wielkość Beenhakkera polegała na tym, że nie skreślił go po porażce z Finlandią i słabej grze w Kazachstanie. Nie skreślił go, jak zrobiłaby większość polskich trenerów. Bo "coś" w nim widział. I w tym rola trenerów, by takie talenty nie ginęły. Kuba też pewnie by zginął, gdyby nie wujek. On będzie jeszcze lepszy.
- Najlepsi powinni wyjechać?
- W kadrze do lat 19 jest wielu zawodników, którzy uczą się na Zachodzie. Oziemczuk i Ryś są w Auxerre, Cywka w Wigan, Augustyn Błażej i bramkarz Kazimierczak w Boltonie, jeden w Hiszpanii, ktoś w Energie Cottbus. Pracuje się z nimi na każdej płaszczyźnie. Na treningu jest kilku szkoleniowców, nie jeden. Oni jak ja mieli nauczycieli do 18. roku życia. Dlatego są na Zachodzie.
Widać różnicę w rozmowie między zawodnikiem polskiej ligi a tym z zagranicy. Ten z ligi pytany o atuty odpowiada: "Nie wiem, nie wypada mi mówić". Pytany, co chce osiągnąć - też się krępuje. Drugi nie ma oporów, jest śmiały, świadomy tego, czego chce. Dodaje jednak, że wszystko jest do poprawy. Innym czasem brak śmiałości, wiary. I odpowiedniego podejścia, choć to się zmienia. W Szwecji mieliśmy wolny dzień. Poprosiłem o indywidualny trening. Trener zapytał, ile chcę piłek. Jak powiedziałem, że dwie, było dziesięć. Przygotowana była stumetrowa hala, pan odpowiadający za sprzęt. W Polsce tylko w niektórych klubach jest podobnie. A wszystko musi być podporządkowane piłkarzowi. Tak, by myślał tylko o grze. Na ile będę umiał, będę szkolił mentalnie zawodników. W głowie są największe rezerwy. Nie mówię, że w Polsce się nie da. Wielkie kluby takie jak Legia zaczynają stwarzać warunki do rozwoju. Dla mnie to nie do pomyślenia, że przez dziesięć lat mojego pobytu w Warszawie z rezerw do pierwszego zespołu trafili tylko Artur Boruc i Radek Wróblewski. Nie było współpracy trenerów pierwszego i drugiego zespołu. Zamiast tego rywalizacja! To nie do pomyślenia i to chcę zmienić - by młodym w Legii łatwiej było zostać seniorem.
Jacek Magiera - Mistrz Europy U-16 w 1993 roku. Grał w Rakowie Częstochowa, Legii Warszawa, Widzewie, znów w Legii, Rakowie i Cracovii. W pierwszej lidze rozegrał 233 mecze, strzelił 25 goli.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.