Dlaczego znów się nie udało?
26.05.2009 13:35
Kibice w Polsce zachwycają się, że końcówka rozgrywek ekstraklasy jest ciekawa jak nigdy. W czołówce ścisk, na dole tabeli jeszcze większy. Jedno jest już jednak pewne: gdyby nawet walił się świat, mistrzem nie będzie Legia. I słusznie! Bo jak mało która drużyna na tytuł nie zasłużyła - pisze Polska the Times. Od początku sezonu w Legii królowała polityka: jakoś to będzie. I było. Byle jak. Im bliżej końca ligi, tym braki były obnażane coraz wyraźniej.
Ostatnia kolejka była symboliczna. Przez moment Legia, która wygrywała we Wrocławiu ze Śląskiem, awansowała na pierwsze miejsce w tabeli. Wszystko dlatego, że Wisła Kraków przegrywała w Gdańsku z Lechią, a Lech Poznań remisował w Warszawie z Polonią. W tym momencie jak na dłoni widać było dojrzałość piłkarzy i trenerów drużyn czołowej trójki. Bo gdy wiślakom palił się grunt pod nogami, potrafili wrzucić piąty bieg i rozjechać rywali. Lech też odrabiał straty. I tylko Legia nie wytrzymała presji. Straciła bramkę, kolejnej strzelić nie umiała. Remis i marzenia o tytule prysły. Na nic zdały się tłumaczenia, że sędzia nie zauważył zagrania ręką rywala w decydującej akcji. To tylko tło, prosta wymówka, których już słyszeliśmy zbyt wiele.
Od początku sezonu w Legii królowała polityka: jakoś to będzie. I było. Byle jak. Im bliżej końca ligi, tym braki były obnażane coraz wyraźniej. Od początku rozgrywek mówiło się, że z jednym napastnikiem nie da się zdobyć mistrzostwa, że za dużo jest w drużynie wiecznie leczących się piłkarzy. Nie wspominając o transferach - jednym gorszym od drugiego. Ale jakoś się udawało. Legia była nawet przez moment liderem. Każda prowizorka ma jednak to do siebie, że udaje się do czasu. Legii i tak udawało się za długo. Piłka bywa czasem sprawiedliwa.
Przykro było patrzeć, gdy po każdym meczu trener Jan Urban mówił, że niektórzy zawodnicy nie szanują swojej formy. Że dobra dyspozycja jest czymś, co szybko przychodzi, ale jeszcze szybciej mija. I trzeba umieć swój moment wykorzystać.
Legia miała w rundzie wiosennej kompleks drużyn z czołówki. Zremisowała z Polonią, Lechem i Śląskiem. Z Wisłą przegrała. Jak na zespół, który myśli o mistrzostwie, to zestawienie kompromitujące. Niedawno po meczu Arsenalu w Lidze Mistrzów z Manchesterem United o piłkarzach Arsene'a Wengera mówiło się, że byli jak przedszkolacy w starciu z dojrzałymi mężczyznami. Legia w obecnym kształcie nie jest zespołem dojrzałym. Trudno wygrywa się nawet z Piastem Gliwice, gdy drużynie brakuje lidera. Miał być nim Roger, piłkarz, który ma ponoć mózg w obu nogach. Ponoć. Rozczarował, porównywalnie do Rogera, również Maciej Iwański. Nie miał meczów fatalnych, lecz porywających też nie. Od takich piłkarzy zawsze trzeba wymagać więcej. Z zawodnika, który w zeszłej rundzie był wyrzutem sumienia Leo Beenhakkera, wiosną stał się ligowym przeciętniakiem. Gdy Iwańskiemu nie wyszło zagranie, podpierał boki. To on w trudnych momentach powinien wstrząsnąć zespołem. Właśnie dlatego zapłacono za niego 650 tys. euro. To od niego Ariel Borysiuk powinien się uczyć boiskowego sprytu, techniki i niebanalnych rozwiązań. Tymczasem między uczniem a nauczycielem nie było widać różnicy.
Wieszanie psów na Chinyamie, że przez niego Legia nie wygrała z Wisłą, to uproszczenie. W końcu to on strzelił 17 bramek, jedną trzecią wszystkich zdobytych przez Legię. Bez winy nie jest Urban. Za dużo kombinował przy ustalaniu składu, pomysł z trójką ofensywnych pomocników (Iwański, Roger, Giza) grających obok siebie okazał się niewypałem. Na szczęście szkoleniowiec szybko się z tego pomysłu wycofał. Przy transferach nie ma się nawet co zatrzymywać, bo karykaturalną politykę widzi każdy, tylko nie dyr. Mirosław Trzeciak.
Jest za to sens debatować nad przygotowaniem fizycznym. Na czym polega w Legii magia Ryszarda Szula, niektórzy próbują sobie odpowiedzieć od lat. W rundzie wiosennej legioniści nie byli w stanie rozegrać żadnego, tak: ŻADNEGO, meczu w równym tempie. Albo tracili siły tuż po przerwie, albo mieli kiepskie początki i dopiero w końcówce wyzwalali z siebie energię. To, że wielu piłkarzy w ostatniej części sezonu słaniało się na nogach, widać było jak na dłoni.
I ostatnie: Legia cierpi na przypływ przeciętniaków. Kiedyś, by w tym klubie się znaleźć, nie wystarczyło być piłkarzem klasy średniej. - Legia to klub dla bezczelnych, nie każdy się do niego nadaje - mówił Trzeciak. Szkoda, że nie o sobie.
Cała odpowiedzialność za wyniki Legii spadła na barki Chinyamy. Ale jeden piłkarz nie zbawił jeszcze żadnej drużyny.'
Autor: Rafał Romaniuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.