Do poczytania: Remanent 5. Pole karne z bliska
25.11.2024 20:00
Książka jest dostępna w przedsprzedaży
Fragment książki:
Ten mecz Legia zagrała na wyjeździe. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Po raz pierwszy rozebrali się w obcej szatni, szli na boisko przez nowy, prowizoryczny tunel. Boisko, choć odśnieżone – też niecodzienne, a na dokładkę inna moc oświetlenia.
We wtorek wieczorem zasępiony, ale wciąż najważniejszy działacz klubowy popatrzył przez okno na pusty stadion i westchnął: „Burdel dookoła, ale wreszcie palą się wszystkie światła”. I kto wie – może właśnie te prowincjonalne „światła rampy” pozwoliły inaczej spojrzeć na Legię i Sampdorię. Na wygrany mecz z wiceliderem ligi włoskiej nie powinno się patrzeć przez pryzmat wydarzeń boiskowych. Aby w pełni oddać wymiar tego zwycięstwa, warto pokusić się o przybliżenie okoliczności, w jakich przyszło stołecznej drużynie stanąć do walki o półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów z obrońcą tego trofeum. To, że szatnię dla sędziów ze Szwajcarii malowano na olejno 24 godziny przed „zasiedleniem”, a majster zapytany, czy to wyschnie do jutra, odparł z rozbrajającą szczerością: „Jak nie wyschnie, to da się kartkę świeżo malowane”, nie miało żadnego wpływu na postawę Szczęsnego, Bąka i Czykiera.
Nie da się natomiast tego powiedzieć o kłopotach w szatni. Sprzęt firmy Lotto zwolniono z cła w poniedziałek. Tylko nieliczni nasi piłkarze zdecydowali się grać w nowych, nierozbitych, butach. Inni, o wrażliwych stopach, pospiesznie musieli zapastować znaki firmowe Umbro i Adidasa. Wyszli na płytę w starych, ryzykując gniew nowego sponsora. Zmieniano w ostatniej chwili koszulki, które przyjechały z Włoch z zamaskowaną reklamą firmy Müllermilch. Poważna drużyna wyglądała jak zespół przedszkolaków po podwieczorku ze śliniakami pod brodami. Bramkarz wystąpił w pocerowanych spodniach od dresów. W ostatniej chwili dostał prezent od mlecznego sponsora – parę rękawic bramkarskich Reuscha. Grał w koszulce Umbro, bo te nowe z Lotto nie pasowały kolorystycznie do strojów Sampdorii.
Wynegocjowane z wciąż jeszcze aktualnym dobrodziejem Legii Jerzym Wojtysiakiem stawki za remis, zwycięstwo i awans do półfinału do tej pory nie są potwierdzone. Jeszcze kilka dni przed meczem szef wojskowego sportu próbował w imieniu swego kolegi nakłonić piłkarzy do zejścia poniżej 4000 dolarów na głowę za wygraną w pierwszym spotkaniu i 10 tysięcy „zielonych” za wyeliminowanie Włochów. Drużyna obstawała przy swoim. Wokół Legii wciąż toczy się zupełnie inna gra i niektórzy piłkarze są zdania, że ta wygrana w PZP nie wszystkim zwalczającym się stronom jest w smak. Wojsko płaci część poborów, uzupełnia kwotę Jerzy Wojtysiak, a górkę dostają od przedstawiciela mlecznego potentata. Trwa nieustanna licytacja. Zwalczają się koterie. Piłkarze już nic z tego nie rozumieją.
I to jest typowo polska sytuacja. Im gorzej wokół nas, tym bardziej zaciskamy zęby i walczymy z przeciwnościami. Kto pamięta taką liczbę wślizgów w wykonaniu Jacka Cyzia i to nie na połowie przeciwnika? Ilu wierzyło w tak dojrzałą grę Arkadiusza Gmura tuż przed Maciejem Szczęsnym, gdy okazało się we wtorek wieczorem, że Krzysztof Budka narzeka na ból w kolanie i nie wyjdzie w podstawowej jedenastce? Darujmy sobie inne nazwiska. Po prostu drużyna zagrała tak, jakby od tego meczu, a nie tylko od wyniku, zależał jej dalszy los.
Goście zaczęli tak, jak pucharowa logika nakazuje możnym klubowego futbolu. Z myślą o kasach przy własnym stadionie przed meczem rewanżowym. Po stracie bramki spodziewano się dość powszechnie, że przestaną żartować. Na pewno nie bawili się piłką tak jak w pierwszej połowie, ale też nie zachwycili. Szczęsny tylko raz po strzale Manciniego musiał potwierdzić racje Andrzeja Strejlaua, który widzi go w kadrze przed meczem z Finami. Dwa miesiące wcześniej bramkarz Legii zapewniał znajomych, że jeśli koledzy coś wtoczą Sampdorii, to warszawiacy będą cieszyć się ze zwycięstwa. Tak też się stało. Gol Czykiera przy czystym koncie Szczęsnego dał niespodziewane rozstrzygnięcie. Bez względu na wynik meczu w Genui warto inaczej spojrzeć na Legię!
O książce:
Mecz piłkarski to nie tylko walka o punkty i poprawianie rekordów strzeleckich. To rywalizacja z elementami poezji, o czym przekonuje nas Jerzy Chromik w piątym już tomie Remanentu. Jego najnowsza książka to zbiór opowieści i reportaży ze spotkań reprezentacji Polski w eliminacjach ME i MŚ oraz naszych drużyn ligowych w europejskich pucharach. Autor zabiera czytelników na boiska, by przypomnieć im futbolowe zmagania z lat 80. oraz 90., mecze, które widział z bliska, bo... zza bramki. To właśnie stamtąd dziennikarz z akredytacją fotoreportera obserwował dryblingi, gole, robinsonady oraz faule w polu karnym. Właśnie dlatego mógł dostrzec coś, czego nie widziało wielu kolegów po fachu z lóż prasowych. Miał jak na tacy emocje piłkarzy, ich reakcje po zwycięstwach i porażkach.
Remanent 5. Mecz to jest poezja zawiera reportaże, wywiady, a także minicykl Od strony boiska, czyli monologi wybranych zawodników opisujących subiektywnie wydarzenia boiskowe. Te zapisy meczów dają zaskakujące odpowiedzi na pytania dotyczące reprezentacji Polski i drużyn eksportowych, m.in. Legii Warszawa, Lecha Poznań czy Widzewa Łódź. W jakich adidasach grał Dariusz Dziekanowski przeciwko Interowi na Stadio Giuseppe Meazza? W którym meczu Damian Łukasik „schował” do kieszeni Gary’ego Linekera? Dlaczego rozruch polskich kadrowiczów w Belfaście obserwował helikopter służb specjalnych? A wiecie, ilu piłkarzy w meczu kontrolnym z Koreą Północną sprawdził selekcjoner Wojciech Łazarek? I komu Maciej Szczęsny oddał koszulkę Tima Flowersa?
Dziś, gdy ten zawód został tak mocno zdewaluowany, nestor kolejny raz udowadnia, że o piłce nożnej można było pisać ładnie, czasami z ironią, wykorzystując także literackie porównania. To jest kwintesencja dziennikarstwa sportowego i potwierdzenie klasy autora piątego już tomu Remanentu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.