Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dojrzał, by zostać trenerem

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

23.04.2007 12:08

(akt. 23.12.2018 11:28)

Trzy mecze, wszystkie po 3:0. To bilans zaledwie 10-dniowych rządów <b>Jacka Zielińskiego</b> w Legii. Drugie jego podejście do posady pierwszego szkoleniowca wypada jak na razie znakomicie. Zawsze miał pod górkę, ale też zawsze sobie z tym radził. I na początku w Legii, gdzie czasem musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. I w reprezentacji, gdzie debiutował dopiero w wieku 28 lat. Może właśnie dlatego nigdy nie zdecydował się na wyjazd do zagranicznego klubu, choć propozycji nie brakowało.
Zyskał wielki szacunek nie tylko wśród kibiców Legii. Nie udało mu się tylko jedno - pierwsze podejście do zawodu trenera. We wrześniu 2005 w niesławie ustępował miejsca Dariuszowi Wdowczykowi. Podjąłem ryzyko Rok wcześniej zaryzykował wszystko. Przyszłość w zawodzie trenera, wspomniany szacunek, na jaki pracował przecież przez lata. Zaryzykował i przegrał. Jednak niczego nie żałował. - A co to jest szacunek? - pytał wówczas. - To miałem nic nie robić, założyć kapcie i usiąść przed telewizorem? Nie mogłem zasłaniać się szacunkiem. Życie jest takie, że trzeba iść do przodu i ryzykować. Ja to ryzyko podjąłem. A że kibice mnie wygwizdali... Mieli do tego prawo -mówił.
Nie sprostał i został odsunięty od pierwszego zespołu. Niby oficjalnie był asystentem Wdowczyka, ale za wiele do po wiedzenia nie miał. Skupił się na przygotowaniu do zawody, skończył szkołę trenerów, zaliczył kursy, napisał dwie prace, wyjechał na staż do Barcelony. Paradoksalnie do rubryki sukcesów w swoim CV może wpisać mistrzostwo Polski 2006. Prowadził wówczas zespół w pięciu spotkaniach, a wcześniej przygotował go do sezonu - O moich błędach, szczególnie przy doborze zawodników, przekonamy się w najbliższym czasie. Mam świadomość, że moje relacje z zawodnikami należało zorganizować inaczej - analizował już po utracie posady. Od początku sezonu 2005/06 Zieliński grał systemem 4-3-3, a pozycję środkowego napastnika przydzielił młodemu, pozyskanemu z Kujawiaka Włocławek za 300 tys. euro Marcinowi Klattowi. Wobec braku dobrego lewego skrzydłowego, ustawiał tam Piotra Włodarczyka. Nie było to szczęśliwe rozwiązanie. Zespół nie tracił bramek, ale i ich nie strzelał. Teraz "Zielek" nie planuje już takich zmian. - Nie chcę za wiele zmieniać. Zespół ma grać jedynie bardziej ekonomicznie i być aktywny od 1 do 90 minuty - mówi. Dojrzał Zieliński wspominał także o stosunkach na linii trener - zawodnicy. Niewątpliwie był to problem. W ciągu kilku dni z kolegi stał się ich przełożonym. Na dodatek obciążonym dużymi oczekiwaniami i rozliczanym z ich gry. - Jak on może zmotywować zespół, skoro jeszcze niedawno siedział z niektórymi piłkarzami i grał w karty w zadymionym pokoju - mówił Jerzy Kopa, były trener Legii, aktualnie wiceprezes Groclinu. Dziś twierdzi już inaczej: - Kilka lat minęło, Jacek dojrzał, w stu procentach przeszedł już na tę drugą stronę. Zrozumiał, że nie jest już piłkarzem, ale trenerem, który musi dotrzeć do ponad dwudziestu osób. Wraz z upływem czasu i Zieliński zdał sobie z tego sprawę. Niedawno zresztą stwierdził: - Na pewno relacje między mną a zawodnikami nie były jedyną przyczyną braku wyników. Wówczas na siłę chciałem stworzyć dystans, za duży dystans. Tego błędu już nie popełnię. Teraz Zieliński otrzymał kolejną szansę i jest na najlepszej drodze, aby ją wykorzystać. Reszta zależy już od decydentów z Łazienkowskiej. - Na szczęście, nie ja muszę o tym decydować. Jacek, któremu na razie idzie świetnie, sam musi być przekonany, że nadszedł już ten moment. To jest piłka, nagle może przytrafić się słabszy mecz, kontuzje, remis czy porażka. I co wtedy? - pyta Kopa. Tyle, że obecnie od Zielińskiego nikt nie oczekuje cudów. Trenerem pozostanie do końca sezonu. Czy sobie poradzi? Ma ku temu wszelkie predyspozycje. Przez półtora roku terminowania u Wdowczyka nie tylko nabrał doświadczenia, ale i podniósł kwalifikacje zawodowe. o jego pracowitość nikt nie powinien się obawiać Obejmując po raz pierwszy Legię, potrafił 12 godzin dziennie spędzić na analizach tego, co wykonują jego podopieczni. Do tego przeprowadzał treningi, sam je planował. Cierpiało na tym życie rodzinne. Wracał zmęczony i jeszcze otrzymywał burę od żony. Teraz ma do pomocy Tomasza Strejlaua, Jacka Magierę, Ryszarda Szula, więc powinno być łatwiej. Ale ostatnio zastrzegł: - Wybaczcie, jeśli nie będę odbierał telefonów. Muszę mieć choć trochę czasu dla najbliższych. Zieliński nigdy nie był bohaterem skandali, starał się za wszelką cenę chronić swoją prywatność. Jeśli potrzebował chwili wytchnienia, pakował do plecaka wędkę i wyjeżdżał na ryby, przeważnie w towarzystwie Tomasza Łapińskiego. Wiadomo, że wędkowanie wymaga spokoju i cierpliwości. I taki właśnie jest Zieliński. Nie skacze na ławce rezerwowych, rzadko gestykuluje. Potrafił zdobyć zaufanie zawodników. Uświadomił im, iż tylko odpowiednie podejście każdego z nich może spowodować, że drużyna zacznie funkcjonować. Polak musi być lepszy No i ma jeszcze jedną dobrą cechę. Hołduje zasadzie, iż aby obcokrajowiec miał miejsce w zespole, powinien być dwa razy lepszy od Polaka. Stąd nieobecność Hugo Alcantary czy Herberta Dicka, do których nie ma przekonania. I choć z boku wygląda na bardzo poważnego człowieka, w rzeczywistości taki nie jest Potrafi zażartować, czasem "siarczyście", powygłupiać się na treningach. W ciągu tygodnia wysoko postawi sobie poprzeczkę, ma szansę nawet na mistrzostwo Polski. Działacze z Łazienkowskiej jak najszybciej powinni wezwać go do gabinetu i określić swoje zamiary. Czy dostanie szansę dłuższej pracy z zespołem? Powinien. Może wtedy będzie się więcej uśmiechał? DLACZEGO ZIELIŃSKIEMU NIE WYSZŁO ZA PIERWSZYM RAZEM, A TERAZ SIĘ UDAJE?Dariusz Kubicki (były trener Legii): Na pewno teraz jest lepiej przygotowany niż był poprzednio, gdy prowadził drużynę. Uczył się u boku świetnego trenera, czyli Dariusza Wdowczyka. Miał czas, by się przyglądać się z boku. Kazimierz Węgrzyn (były reprezentant Polski): Bilans szczęścia i pecha musi wyjść na zero. Wtedy drużyna grała dobrze, ale zdobywała mało punktów. Gdyby wtedy "zaskoczyło", byłby cały czas trenerem. Teraz wreszcie zdobywa punkty. Stefan Majewski (trener Cracovii): Za wcześnie, by ocenić jego pracę. Będzie to możliwe dopiero, gdy przygotuje Legię do sezonu. Na pewno ma teraz więcej doświadczenia, praca w roli drugiego trenera pozwala wzbogacić warsztat szkoleniowy. Dragomir Okuka (były trener Legii): Dobrze wykorzystał okres, gdy był w klubie asystentem. W 2006 r. za wcześnie został pierwszym trenerem. Na pewno będzie dobrym szkoleniowcem, tylko że Legia nie ma czasu... Janusz Wojak (były trener Legii i selekcjoner): Potrzebował trochę więcej czasu. Odegrało tu rolę jego nieco inne podejście do niektórych byłych kolegów. Legia jest na fali, ale poczekajmy, to przecież jeszcze nie koniec ligi. Grzegorz Mielcarski (były reprezentant Polski): Nie zdawał sobie sprawy, że zespół tak dobrze się zaprezentuje. Nie jest tak, że to tylko jego zasługa, a to, co złe, to przez Wdowczyka. Być może kiedyś Zieliński byt dla zawodników kolegą, a teraz jest tylko trenerem. Leszek Pisz (były piłkarz Legii): Nie można mówić, że za pierwszym razem Jackowi nie wyszło. Przecież właśnie dzięki temu zna zespół od podszewki, potrafił z piłkarzami porozmawiać. Legia gra bez presji psychicznej i to widać gołym okiem. Franciszek Smuda (trener Lecha): Na pewno potrafi wyciągać wnioski. Eliminuje błędy, które mógł popełnić za pierwszym razem. Wedle starego porzekadła - nowa miotła lepiej zamiata.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.