News: Dominik Furman: Spodziewam się wspaniałej atmosfery na trybunach

Dominik Furman: I tak Legia będzie mistrzem!

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

17.09.2020 16:55

(akt. 18.09.2020 07:44)

- Bardzo często przyjeżdżam do Warszawy. Kocham to miasto, to dla mnie drugi dom. Od tego się nie ucieknie. Mam w stolicy dużo kolegów, przyjaciół z młodszych lat, z którymi chodziłem do klasy w gimnazjum i liceum. Nie tylko trzymam kontakt z ludźmi z Legii, lecz również z osobami, które żyją w moim mieście - mówi w rozmowie z nami Dominik Furman, były zawodnik stołecznego klubu.

Spędziłeś w Wiśle Płock cztery lata. Szybko zleciało?

- Tak. Nie ukrywam, że bardzo szybko, jak jeden dzień. Taka jest prawda. Szybko minął czas w Wiśle. W tym momencie jestem jednak już w innym miejscu, kraju, zespole. Ale nie chcę za dużo mówić o moich przywiązaniach, bo wszyscy o nich wiedzą. I za chwilę znowu powiedzą, że liżę cztery litery drużynie ze stolicy. Oczywiście, taki nie jestem. Mówię po prostu jak jest. Czas ucieka, nieubłaganie. Już nie jestem młody, 28 lat na karku. Chciałem spróbować czegoś innego i jestem już w troszeczkę innym miejscu.

Można powiedzieć, że dobijałeś albo dobiłeś tam do sufitu pod względem piłkarskim?

- Myślę, że to wszystko jest za bardzo nadmuchane, jeżeli chodzi o moją osobę. Mówienie o tym, że Furman męczył się w Wiśle Płock, nie miał wsparcia wśród kolegów, tylko on ciągnął ten wózek… Ostatnio powiedziałem w wywiadzie dla „Weszło”, że tak nie było. Po prostu, cztery lata w jednym miejscu... Praktycznie każdy piłkarz może powiedzieć, że to dużo czasu. I każdy, po dłuższym okresie spędzonym w jednym klubie, potrzebuje zmiany. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ja takiej zmiany potrzebowałem, nowych bodźców. Nie ukrywam, że było mi też trochę łatwiej odejść, bo byłem wolnym zawodnikiem. No i z tego skorzystałem. Cała historia.

Opuściłeś ekstraklasę jako który zawodnik w kolejności na twojej pozycji? Jako najlepszy, w TOP3?

- Nie wiem. Byłem w drużynie, która nie walczyła o najwyższe cele, trzeba sobie to jasno powiedzieć. Na pewno łatwiej gra się w drużynach, które biją się o mistrzostwo Polski. Na cztery sezony, które spędziłem w Wiśle, tylko w jeden udało nam się być w czołowej ósemce i walczyć. Może nie o mistrzostwo, choć był taki jeden moment, za trenera Jerzego Brzęczka… Gdybyśmy wygrali dwa mecze z rzędu w górnej ósemce, to zakręcilibyśmy się koło pierwszego miejsca. Niestety, z tego co pamiętam, był remis i porażka. Ale te spotkania były na styk, jak dobrze kojarzę. A w trzech pozostałych sezonach biliśmy się o utrzymanie. Wiadomo, presja jest także o mistrzostwo Polski, też ją poczułem. Wydaje mi się jednak, że to presja, która motywuje do pokazania czegoś ekstra. Jeżeli walczysz o utrzymanie, to czasami boisz się super czy ryzykownych zagrań, żeby po prostu nie stracić bramki i wygrać bądź zremisować mecz, bo jeden punkt jest czasami bardzo ważny w dolnej tabeli. Różni mnie to od zawodników, którzy są wybierani po sezonie, jako najlepszy pomocnik czy asystujący. Uważam, że to jest ta różnica.

Ile Wisła straci na twoim odejściu, na boisku?

- Zostawiłbym to wam - dziennikarzom, kibicom, trenerom Wisły. Nie można powiedzieć, że klub z Płocka już traci. Na razie ma dwa remisy i nieznanczną porażkę z Legią. Pierwszy – może troszkę szczęśliwy, bo bramka w 90. minucie ze Stalą Mielec. Natomiast w spotkaniu z Lechem – gdyby Wisła prowadziła do przerwy różnicą 2-3 bramek, to poznaniacy nie mogliby mieć pretensji. Choć oczywiście, Lech miał słupek, świetną obroną popisał się też Krzysztof Kamiński, ale Mikael Ishak wybił piłkę z linii bramkowej, Cillian Sheridan stworzył sobie dobrą sytuację… Gdyby Wisła po tych dwóch meczach miała 4 punkty, to nie byłoby chyba, na razie, mowy o tym, że brakuje Furmana. Wiadomo, jeżeli Wisła będzie przegrywać, to takie dywagacje na pewno będą się pojawiać. Jeśli będzie dobrze, będą solidne wyniki, to spekulacje szybko zostanę ucięte. Tego życzę Wiśle. Mnie nie zależy na tym, żeby cały czas było mówione: "Wiśle brakuje Furmana. Był ostoją". Nie, nie, nie. Życzę chłopakom jak najlepiej, z niektórymi mam oczywiście kontakt. I tak do tego podchodzę.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o zainteresowaniu Genclerbirligi?

- Myślę, że w połowie sierpnia. Między 10 a 15, nie chcę skłamać. Wtedy pojawiła się oferta Genclerbirligi. Negocjacje telefoniczne trwały około dwóch dni. Przyjechaliśmy na miejsce z moi, agentem. Na miejscu odbywały się jeszcze negocjacje, ale doszliśmy do porozumienia. Podpisałem kontrakt 20 sierpnia. Po drodze mówiło się o Hajduku Split. Czytałem też o klubach, o których nic nie słyszałem. W prasie był chyba temat Arisu Saloniki, o czym kompletnie nie wiedziałem. Pojawił się jeszcze bodajże temat Goztepe, ale było to jeszcze w czasie trwającego, zeszłego sezonu.

Goztepe chce pozyskać teraz Domagoja Antolicia.

- Tak, słyszałem. Może wybrali jego zamiast mnie.

Szukałeś informacji na temat Genclerbirligi w Internecie, przed transferem?

- Kontaktowałem się z Michałem Pazdanem. Zarówno „Pazdi” jak i Daniel Łukasik grają w klubie z tego samego miasta. Michał dużo wie na ten temat, sam powiedział mi, że był bardzo blisko przenosin z Anaragucu do Genclerbirligi. Opowiadał same dobre rzeczy. Jest dużo historii na temat tureckich klubów, że się nie płaci czy coś w tym stylu. „Pazdi” powiedział, że to klub, który nie zalega z pensjami, jest bardzo profesjonalny. W zespole nastąpiło sporo zmian w trakcie przerwy. Przyszedł nowy trener, kilku nowych piłkarzy. Michał dodał, że to po prostu dobry klub. Nie jest to topowy zespół w Turcji, ale na pewno na środek tabeli. Ale przy nowym szkoleniowcu, kilku nowych zawodnikach, można pokusić się o coś więcej. Tym bardziej, że liga jest powiększona do 21 klubów, więc będzie można nazbierać trochę punktów.

Rybus - Furman - Majecki

Stolica Turcji dość mocno żyje piłką?

- Więcej fanów ma klub, w którym grają Michał Pazdan i Daniel Łukasik. Zdecydowana większość kibiców jest za Ankaragucu. Jeżeli chodzi o Genclerbirligi, jest to mniejsza część sympatyków. Z tego co wiem, do końca roku kalendarzowego mecze będą odbywały się bez publiczności, więc pod tym względem tego nie odczuję. Oczywiście, wszyscy chcieliby, żeby kibice przychodzili na stadiony. Tym bardziej w Turcji, bo wiemy doskonale jaka panuje atmosfera na tureckich stadionach. Czekam z utęsknieniem na to, aż fani wrócą na stadiony.

Jesteś w Ankarze już kilkanaście dni. Jakie wrażenie zrobiło na tobie miasto, klub? Czymś zaskoczyłeś się pozytywnie, może negatywnie?

- Same pozytywy. Ankara to stolica Turcji, lecz wiadomo, że najważniejszym miastem w kraju jest Stambuł. Ale myślę, że Ankara jest drugim takim miastem. Taka ciekawostka – mieszkam w jednym bloku/wieży, co „Pazdi” i Daniel. Wokół mam bardzo dużo restauracji, w pobliżu są małe galerie. Nie potrzebujemy zatem jeździć po mieście. Na razie kręcę się wokół małego osiedla.

Jeżeli chodzi o klub, to tak jak powiedziałem wcześniej. Trener jest nowy, doszło kilku nowych piłkarzy. Baza treningowa – bardzo fajna, trzy naturalne boiska. Drużyna nie była nigdzie na obozie. Wiem, że Ankaragucu trenowało dwa tygodnie poza miastem, a my byliśmy u siebie, na bazie, w swoim hotelu. Sądzę, że to dobra sprawa.

Zaobserwowałeś już w szatni wybijających się zawodników – zarówno na boisku jak i poza nim?

- NIedawno mieliśmy specjalne spotkanie wewnątrz zespołu. Kapitanem jest Zargo, reprezentant Senegalu. Ważną postacią będzie też inny środkowy obrońca, Brazylijczyk, Diego Angelo. Jeżeli chodzi o ofensywę, to Bogdan Stanciu. W poprzednim sezonie Rumun zdobył 14 bramek. Wymienię też Sio – to czarnoskóry gracz, który urodził się we Francji. W oczy rzuca mi się bardzo Portugalczyk, Daniel Candeias. Dynamiczny skrzydłowy, potrafi grać kombinacyjnie. Wskażę też reprezentanta Szwecji, naszego bramkarza, Kristoffera Nordfeldta. Chociaż we wtorek, może na jego szczęście, był na ławce w meczu Ligi Narodów z Portugalią, bo chyba każdy widział jakie gole strzelił Cristiano Ronaldo. No i jeszcze Floyd Ayite, czarnoskóry zawodnik urodzony we Francji - choć on wraca dopiero teraz do zdrowia po kontuzji, więc myślę, że jeszcze chwilę czasu zajmie mu dojście do optymalnej dyspozycji.

Atmosfera jest bardzo dobra. Tak jak powiedziałem, mieliśmy zebranie odnośnie nowego sezonu. Nasi kapitanowie powiedzieli, że każdy jest potrzeby, każdy jest innym zawodnikiem. Pierwszy raz spotkałem się z takim spotkaniem. W szatni jest kilkanaście narodowości i na pewno trzeba szanować każdą jednostkę z osobna. Jestem bardzo mile zaskoczony atmosferą panującą w klubie, w szatni. Wszystko na razie układa się dobrze.

Gdy wchodzisz do szatni, to większość siedzi w telefonach czy można spokojnie z kimś pogadać, pośmiać się?

- Rozmawiałem z kilkoma chłopakami z Polski, którzy grają w Turcji i w większości tutejszych drużyn jest troszeczkę inaczej niż w Polsce. W Genclerbirligi przychodzi się do klubu na dwie godziny przed treningiem. Każdy ma własny pokój, w którym się przebiera. Potem, jak ktoś chce skorzystać z siłowni czy napić się kawy, to może zejść na dół i wtedy sobie porozmawiać. Działa to tak przed treningami popołudniowymi. Jeżeli chodzi o ranek, to spotykamy się na śniadaniu i czasu przed zajęciami jest troszkę mniej, bo tylko godzina. Po treningu zawsze nadchodzi obiad i kolacja - wówczas jest moment na to, żeby porozmawiać. Kiedy wchodzi się do szatni, czyli do swojego pokoju, to każdy indywidualnie przygotowuje się do treningu. To dość duża różnica w porównaniu do Polski. Bo wiemy, że w Polsce wszyscy spotykają się w szatni i wspólnie spędzają w niej 45 czy 60 minut przed zajęciami.

Ponoć na każdym treningu gracie gierki. To rzeczywiście wiodący aspekt zajęć?

- Mijają cztery tygodnie, odkąd tutaj jestem. Myślę, że do tej pory odbyłem ok. piętnastu treningów – każdy kończył się mniejszą lub większą gierką. Dzisiaj było ich trochę więcej – graliśmy 2 na 2 czy 3 na 3. Na początku nie było nas aż tak wielu, niektórzy piłkarze zmagali się z kontuzjami, ale teraz wszyscy są zdrowi. Z tego co naliczyłem, było 24 zawodników z pola, plus czterech bramkarzy. Można zatem przeprowadzać już takie treningi, z dużą liczbą gierek, różnego rodzaju.

To twój trzeci zagraniczny transfer. Jak zmieniłeś się od wyjazdów do Tuluzy i Werony – oprócz większego doświadczenia, w jakich elementach widzisz różnicę?

- Widzę różnicę przy wejściu do szatni. Nie będę się już krępować odnośnie spraw czysto ludzkich. W nowym miejscu trzeba też się dowiedzieć różnych rzeczy: jak zachowywać się w szatni, co lubią trenerzy, bo to również istotne. Szkoleniowcy są pomocni, zarówno pierwszy trener jak i trenerzy od przygotowania fizycznego oraz asystenci. W klubie jest dwóch tłumaczy, od języka francuskiego i angielskiego. Na co dzień są w szatni, przy trenerze pierwszego zespołu, i również wspierają nas w wielu kwestiach boiskowych oraz pozaboiskowych.

Podsumowując: wskoczyła pewność siebie - nie tylko na murawie, lecz też poza nią. Nie można się już wstydzić, w wieku 28 lat, pytać o różne sprawy - to tylko ułatwia. Zresztą oni sami zachęcają do tego, żeby pytać, jeżeli się czegoś nie wie. Sądzę, że to taka główna różnica. Myślę, że jestem też lepszym piłkarzem, tak ogólnie mówiąc, niż byłem 6-7 lat temu.

W którym aspekcie/aspektach?

-  Nie jestem – i myślę, że nigdy nie będę – strongmanem. Ale na pewno pod tym względem zrobiłem postęp – Furman sprzed 7 lat, a teraz. Oczywiście, każdego dnia można się poprawiać, będę też nad tym tutaj pracował. Każdy z osobna ma własny plan treningowy, dotyczący przygotowania motorycznego. Będziemy się tego trzymać, bo wiemy, że to troszeczkę inna liga niż polska. Jest tutaj nieco więcej indywidualnej jakości wśród piłkarzy.

News: Dominik Furman oficjalnie w Hellas Verona

W ostatnich latach Legia rzeczywiście próbowała ściągnąć ciebie do stolicy Polski? Czy były to bardziej pogłoski medialne?

- Były próby mojego powrotu na Łazienkowską. Nie wiem ile mogę powiedzieć, bo jeżeli coś powiem, to ktoś z obozu Legii później stwierdzi, że to nieprawda. I znowu - tak jak kiedyś mówiłem o zainteresowaniu Lecha - wyjdzie na to, że kłamię. Nie mam powodu, żeby kłamać, i wtedy też nie kłamałem.

Były dwie próby ściągnięcia mnie do Legii – za kadencji trenera Jacka Magiery i później, gdy stołeczny klub prowadził Romeo Jozak. Podczas kadencji tego drugiego szkoleniowca, szefem skautingu był jeszcze wtedy Radek Kucharski, z którym znamy się bardzo długo. W Młodych Wilkach pełnił rolę asystenta trenera Krzysztofa Dębka. Pokrótce – do Wisły miała przyjść oferta za mnie, ale finalnie nie przyszła. Nie wiem dlaczego. Coś miało być, a nie pykło, po prostu. Później nie było już żadnego tematu. Media dużo pisały, lecz nie słyszałem osobiście o zainteresowaniu Legii.

Czułeś wtedy, że uda się wrócić? Bo zakładam, że chcieć – chciałeś.

- Tak. Oczywiście, że chciałem. Pamiętam, że po tamtej rozmowie przekazałem informacje mamie i braciom, bo myślałem, że jest bardzo blisko. A okazało się, że jednak daleko. Nie ukrywam, byłem rozczarowany, lecz nie chcę się na ten temat za bardzo rozwodzić. Miało to miejsce dość dawno temu. To pytanie najlepiej skierować do obecnego dyrektora sportowego czy prezesa.

Gdybyś wówczas trafił do Legii, to grałbyś regularnie? W ostatnich latach, w środku pola warszawskiej drużyny rywalizowało sporo zawodników.

- Zróbcie może ankietę na Legia.Net z pytaniem: "Czy Furman dałby radę w środku pola obecnej Legii lub rok-dwa lata temu?". Wracając do pytania - nie wiem, to zależy. Wszyscy doskonale wiedzą, że jestem – mogę tak powiedzieć – chłopakiem z Legii. Myślę, że moja adaptacja trwałaby góra pół dnia, jeżeli chodzi o wejście do szatni czy klubu. Ale tak jak mówię – dużo zależałoby od danego trenera. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Mam swoje wewnętrzne zdanie, lecz z racji tego, że w takich pytaniach lepiej być dyplomatycznym, to nie odpowiem.

Kibice Legii obdarzali i obdarzają cię sporym szacunkiem. Zawsze skandowali twoje imię i nazwisko, zarówno przy Łazienkowskiej, jak i na stadionie Wisły. Jesteś z nimi z bardzo zżyty?

- Tak. Cały czas mam kontakt - nie będę mówił z którymi kibicami Legii, lecz bardzo ważnymi postaciami. Na taki obraz złożyło się na pewno dużo rzeczy, moje wypowiedzi… Ale – i chciałbym to raz jeszcze podkreślić – nie odbywało się to na takiej zasadzie, że to ja pierwszy wychodziłem z inicjatywą mówienia o Legii, tylko po prostu szczerze odpowiadałem, gdy ktoś się mnie pytał. Sytuacja z Białegostoku zrobiła troszeczkę zamieszania w mediach. Moje słowa - nie wiem nawet do kogo je skierowałem: czy do ochroniarzy, czy ludzi z klubu – że i tak Legia mistrzem… Potem, w następnej kolejce – albo chwilę po tym wydarzeniu - na stadionie przy Łazienkowskiej pojawiła się oprawa na ten temat (dostepna poniżej - red.).

Raz jeszcze powtarzam – to nie ja wychodziłem z inicjatywą mówienia o Legii, tylko odpowiadałem wtedy, kiedy ktoś się mnie pytał. Pamiętam, że na początku przygody z Wisłą kibice z Płocka, przed meczem z Legią, zapytali mnie o relacje. Powiedziałem im też jak to wygląda. Starałem się być po prosty szczery z każdym, i tyle. Najpierw było to przedstawione na takiej zasadzie, że Furman pcha się do Legii i różnymi sposobami chce się przypodobać. Tak jak mówię – to nie tak.

Możesz nazwać siebie kibicem Legii?  

- Oczywiście, że tak. Bardzo często przyjeżdżam do Warszawy. Kocham to miasto, to dla mnie drugi dom. Od tego się nie ucieknie. Mam też dużo kolegów, przyjaciół z młodszych lat, z którymi chodziłem do klasy w gimnazjum i liceum. Nie tylko trzymam kontakt z ludźmi z Legii, lecz również z osobami, które żyją w Warszawie. Mam mieszkanie na Gocławiu. Jak wszyscy dobrze wiedzą, to legijne osiedle. Na każdym kroku, gdy widzę sąsiadów, to pamiętają o mnie. Bardzo często wracałem do stolicy. Teraz, wiadomo, jestem w innym kraju, więc będę troszeczkę rzadziej bywał w Warszawie.

Wyobrażasz sobie siebie np. na Żylecie za 10-15 lat?

- Jak najbardziej. Była kiedyś taka sytuacja, że nie grałem w meczu i miałem wybrać się na Żyletę, ale ostatecznie do tego nie doszło. Na pewno będę chciał kiedyś tam pójść i przeżyć to na własnej skórze. Bo grając czy później oglądając w telewizji… Nie no, ale znowu wyjdzie że troszeczkę liżę cztery litery. Ale taka jest prawda – Legia ma najlepszych kibiców w Polsce, jednych z najlepszych w Europie, może nawet i na świecie. 

News: Komentarz: Nowa jakość w Legii

Pierwsze, szczególne wspomnienie związane z Legią?

- Szczególnie pamiętam pierwsze wejście przez stare, główne wejście na starą trybunę krytą. Stawiliśmy się na zbiórce na obóz o godzinie 5-6 rano. Było jeszcze ciemno - luty, 2006 rok. Nie byłem jeszcze wtedy oficjalnie zawodnikiem Młodych Wilków, lecz po prostu pojechałem z chłopakami na zgrupowanie. Rocznik ’92 i stare dresy Tico. Wybraliśmy się wspólnie z chłopakami z trzech roczników – ’91, ’92, ’93. Trenowało się wówczas na hali i biegało gdzieś po lasach. Tylko, kurczę, gdzie to było... Trzeba by było zapytać trenera Muszyńskiego, który na pewno będzie wiedział. Po tym obozie Legia doszła do porozumienia z moim ówczesnym klubem, Szydłowianką Szydłowiec. Po kilku dniach przyjechałem na stałe do Warszawy i zacząłem uczęszczać do stołecznej szkoły.

Drugie wspomnienie – pierwsze mistrzostwo Polski w 2013 roku, za trenera Jana Urbana. Był to tytuł długo wyczekiwany przez kibiców, bo wcześniej, po raz ostatni, Legia sięgnęła po mistrzostwo w 2006 roku. No i pamiętny mecz z Lechem Poznań - 1:0, Ivica Vrdoljak z rzutu karnego. A trzecie wspomnienie – myślę, że bramka z Polonią Warszawa przy Konwiktorskiej w 90. minucie.

Pamiętam, że po tym trafieniu ówczesny prezes Legii, Bogusław Leśnodorski, bardzo mocno cieszył się na trybunach i jednocześnie odetchnął z ulgą.

- Tak. Złapał się wtedy troszkę za głowę, ciśnienie mu podskoczyło.

Dało się normalnie wrócić i zasnąć po takich derbach?

- Mecz odbył się w Wielką Sobotę. Pamiętam to doskonale, bo jak wracałem do mieszkania, to czekał na mnie przyjaciel. Poszliśmy do restauracji, ale było bardzo spokojnie. Na mieście nie było dużo ludzi. Nie było czegoś takiego, że tamtego wieczoru spotkałem się z wielką euforią wśród kibiców. Choć może byłem po prostu w takim miejscu, gdzie jej nie dostrzegłem. Tak czy inaczej – kilka na razy na pewno odpaliłem tę bramkę po spotkaniu z Polonią.

Zdarzały się sytuacje, że gdy wychodziłeś na miasto, to kibice nie odstępowali cię na krok?

- Nie, takich momentów nie było. Wiadomo, pojedyncze osoby gratulowały. To był ten czas, za trenera Urbana, kiedy troszkę większą grupą chłopaków z akademii wchodziliśmy do pierwszego zespołu. W tamtym momencie nie byłem gwiazdą. Byli nimi Miroslav Radović, Danijel Ljubo, Michał Żewłakow. Było troszeczkę więcej ważnych zawodników w szatni niż ja.

Zdobyłeś z Legią trzy mistrzostwa i cztery Puchary Polski. Chyba niezły dorobek.

- No tak, ale są zawodnicy, którzy mają więcej trofeów, tak jak: Michał Kucharczyk, Jakub Rzeźniczak, Artur Jędrzejczyk…

Tylko że ta trójka trochę dłużej pograła w pierwszym zespole.

-  Zgadza się. Tak jak powiedziałeś – nie jest to zły wynik, lecz chciałoby się po prostu więcej mistrzostw, różnego rodzaju. Wiadomo, w Polsce sięgałem po trofea z Legią. Myślę, że z Genclerbirligi nie będziemy bić się o mistrza Turcji. Ale kto wie, może przytrafi się super niespodzianka.

Masz w domu jakiś gadżet, symbol, rzecz związaną z grą w Legii? Może koszulkę, medal…

- Wszystkie medale mistrzostw Polski, koszulki, są u mojej mamy, w Szydłowcu. W mieszkaniu na Gocławiu mam szalik. Przyjaciel, który na co dzień mieszka w Anglii, był ostatnio na meczu Legii z Jagiellonią i zostawił szalik, przewiesił go na lampie. Mam jeszcze na balkonie dwa duże fotele. Kupiłem je chyba w 2015 roku, w sklepie Legii. Bardzo wygodne, materacowe. To było lato, więc umieściłem je na balkonie, żeby sobie posiedzieć. Ale ostatni raz na balkonie byłem ze dwa lata temu, haha. Rolety mam zasłonięte od kilku lat i nie siedziałem na tych fotelach już dość dawno. Nie jestem jednak kolekcjonerem gadżetów, koszulek – nigdy mnie nie ciągnęło do zbierania takich rzeczy. Bardziej wszystko zostaje mi w głowie. 

Gdy grałeś w innych klubach niż Legia, to zdarzało się oglądać jej mecze albo śledzić wyniki?

- Oczywiście, że oglądałem - wtedy, kiedy mogłem. Bo czasami moje mecze pokrywały się z Legią. Nie chciałem też przychodzić na stadion, bo wolę oglądać spotkania w spokoju, i najlepiej samemu. Wówczas można po swojemu analizować rywalizację na boisku. Tak jak mówię – oglądałem i oglądam do tej pory spotkania z udziałem stołecznego klubu.

Wiem, że to dopiero początek rozgrywek, ale... "W tym sezonie i tak Legia, panowie? I tak Legia mistrzem!"?

- Myślę, że tak. Nieudane spotkanie z Omonią w eliminacjach Ligi Mistrzów troszeczkę pokrzyżowało plany, ale sądzę, że Legia wejdzie do Ligi Europy - choć łatwo na pewno nie będzie, bez dwóch zdań. Ale z czasem Legia się rozpędzi.

Po trzech meczach ligowych warszawiacy mają sześć punkty. Od kilku lat tak jest, że stołeczny klub nieco słabiej rozpoczyna rozgrywki, lecz z biegiem czasu wchodzi na normalne obroty i zaczyna seryjnie wygrywać. Uważam, że w tym sezonie znowu będzie mistrzem. Choć, wiadomo, odgryzają się drużyny, niejaka z Poznania. Ale myślę, że i tak Legia mistrzem!

Czujesz, że możesz jeszcze kiedyś zawitać na Łazienkowską?

- Jeżeli już jestem za granicą, to chciałbym w końcu zacząć regularnie grać w klubie zagranicznym. Liga turecka jest bardzo dobra. Jeżeli będę często występował, to będzie znaczyło, że prezentuję się dobrze. Nie ukrywam, mam jakieś mniejsze-większe marzenia związane z reprezentacją Polski. Wiadomo, z Legii też można trafić do kadry, ale to nie zależy ode mnie. Odpowiem na to pytanie w następujący sposób: nigdy nie mów nigdy. Tak jak mówię – zróbcie ankietę, zapytajcie prezesa, zwołajcie konferencję i wtedy o to zapytajcie.

Ankieta

Czy Dominik Furman poradziłby sobie na środku pomocy w Legii w ostatnich latach?

83.90% Tak

12.45% Nie

3.66% Nie mam zdania

Polecamy

Komentarze (182)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.