Dusan Kuciak: Marzę o grze z Legią w Lidze Mistrzów
04.06.2014 09:36
Trafiając do Legii co miało większe znaczenie dla Ciebie – opinia Janka Muchy czy osoba trenera Krzysztofa Dowhania?
- Obie osoby miały na to duży wpływ i można powiedzieć, że były to naczynia połączone. Kiedy pojawiła się oferta to pierwszą rzeczą był telefon do Jano Muchy. On opowiedział mi o Legii, o tym, że jest tutaj świetny trener – choć o tym wiedziałem wcześniej. Menedżer zapewnił mnie, że jest w Warszawie dobry klub, że będzie to dobry krok w mojej karierze. Jestem szczęśliwy, że to się wszystko tak potoczyło, że podpisałem umowę 2,5 roku temu.
Jesteś Słowakiem, podobnie jak Mucha i Duda. Wszyscy się szybko aklimatyzowaliście, graliście na wysokim poziomie. To dlatego, że w Polsce czujecie się jak u siebie w domu?
- Może nie jak u siebie, bo jesteśmy obcokrajowcami a Polska jest domem Polaków. Ale czuję się tutaj świetnie, Jano też czuł się w Warszawie bardzo dobrze, Ondrej po kilku miesiącach też jest zadowolony, że trafił do Legii. Myślę, że to jest związane z tym, jakim klubem jest Legia, jacy ludzie tutaj pracują i tworzą atmosferę – wszyscy tworzą kolektyw. Dlatego nie jest to dla nas żaden problem, kiedy trafiamy na Łazienkowską ze Słowacji.
Dałeś się poznać, jako typ, który na boisku nie znosi przegrywać, jest impulsywny i wybuchowy, zaś poza boiskiem liczy się tylko rodzina – jesteś spokojny, rozsądny. Jak to możliwe, że kim innym jesteś na boisku, a kim innym poza nim?
- To są dwa różne światy (śmiech). Na boisku jest walka, agresja, a poza murawą nie ma przecież z kim walczyć czy rywalizować. Po zejściu z boisku trzeba się uspokoić i wieść zupełnie normalne życie. W czasie meczu zaś nie lubię przegrywać, nigdy nie lubiłem. Nawet będąc małym chłopcem, graliśmy z kolegami w szkole jakiś mini turniej, to zawsze musiałem wygrywać. Tak samo jest na treningach i podczas meczów – toczy się walka o wszystko. Jednym się podoba moje podejście, innym nie. Na pewno sam z siebie nigdy nie będę w pełni zadowolony, wiem, że zawsze mogę być lepszy. Ale wracając do pytania świat piłkarski i ten rodzinny to dwie różne rzeczywistości. Dla mnie to bardzo ważne by oddzielać piłkę od życia prywatnego.
Jesteś w Legii już trzeci sezon – czas szybko leci. Kibice doceniają to, co robisz. Czego dowodem był transparent – fani Legii życzyli ci szybkiego powrotu do zdrowia, gdy byłeś kontuzjowany. Nie wszyscy mogą liczyć na takie wsparcie.
- Pamiętam, byłem na tym meczu – doceniam to i szanuję. Dziękuję kibicom za takie wsparcie, bardzo mi to pomogło psychicznie. Takie gesty powodują, że jeszcze bardziej chce się pracować. Cieszę się, że fani i trenerzy doceniają moją pracę, ale ja nigdy nie mogę popaść w samozadowolenie. Muszę powtarzać to, co najlepsze, udowadniać swoja wartość na bieżąco. Nie można żyć przeszłością, liczy się to, co teraz i to, co przed nami.
Ostatnio udzieliłeś sporo wywiadów. Każdy chyba ci zadaje pytanie o twój bieg przez całe boisko do Henrika Ojamy. Ostatnio Miro Radovic przyznał, że macie z nim problem, bo wszystko wie najlepiej. Faktycznie to taki trudny facet?
- Nie chcę mówić o Heńku i o tym, czy mamy z nim problemy. To byłoby nieeleganckie, takie kwestie powinny zostawać w szatni. Fakt, raz na boisku się zagotowałem, ale to było efektem konkretnej sytuacji na boisku, a nie spowodowane jego osobowością. Może nie wyglądało ta najlepiej, ale ja zawsze mam na sercu dobro drużyny. Podkreślę kolejny raz – nie biegłem do niego przez całe boisko (śmiech). Byłem zdenerwowany, ale to tyle.
Ale nie uważasz, że potrzeba jest osoba impulsywna w zespole, która nazwie rzeczy po imieniu? Kiedyś takimi osobami byli choćby Michał Żewłakow czy Danijel Ljuboja, teraz jesteś Ty. Moim zdaniem musi być ktoś, kto w taki sposób reaguje.
- Myślę tak samo, potrzebny jest człowiek, który nie będzie się ze wszystkim zgadzał, który czasem wyrazi sprzeciw, który nie będzie poklepywał po plecach, gdy coś na boisku jest nie tak. Oczywiście nie mówię, że to ja jestem taką osobą, być może te kilka sytuacji były po prostu wyraziste. Być może jestem inny niż reszta kolegów, bardziej impulsywny, ale mnie to nie przeszkadza. Na boisku zawsze daję z siebie wszystko, często krzyczę, pokazuję błędy w ustawieniu, macham rękami – ale wszystko dla dobra drużyny. Wiadomo, że w każdym spotkaniu najważniejsze jest zwycięstwo, trzy punkty trzeba zdobyć za wszelką cenę.
Przez lata byłeś centralną postacią Legii – co miesiąc byłeś wybierany najlepszym graczem Legii, bramkarzem miesiąca w lidze. Ostatnio masz chyba jednak mniej pracy. Co się zmieniło, że teraz częściej oglądasz w spokoju jak grają koledzy.
- To prawda, zmieniła się trochę praca w klubie, tracimy mniej bramek. Z jednej strony to mnie cieszy, z drugiej trochę martwi, że mam mniej okazji do bronienia. Mam ostatnio pół strzału na mecz i muszę być w pełni skoncentrowany by wybronić taką sytuację. W Lubinie byłem bardzo zły, bo ta bramka dla Zagłębia padła z niczego. Nie zawaliłem jej, ale mogłem zachować się lepiej. W spotkaniu z Piastem miałem podobnie. Takie jest teraz, i pewnie już będzie, życie bramkarza w Legii. Jano wcześniej maił sporo pracy, ja również, ale teraz już chyba będzie inaczej.
A co się zmieniło, że tej pracy masz mniej? Wolisz, gdy masz dużo do roboty w czasie meczu czy gdy interweniujesz rzadko?
- Wszystko jest teraz bardziej zgrane. Wcześniej było sporo zmian, graliśmy jesienią mnóstwo meczów, było sporo kontuzji, były też kartki. Co mecz zespół wyglądał inaczej – trenerzy musieli myśleć jak zestawić skład. Na wiosnę też na początku nie wyglądało to najlepiej, traciliśmy gole, potem jednak było coraz lepiej. Ale jeszcze sporo pracy przed nami, zawsze może być lepiej. Natomiast teraz paradoksalnie po meczu jestem bardziej zmęczony niż kiedyś. Kiedy nie mam pracy, ale muszę być cały czas skupiony, w pełni skoncentrowany. Po spotkaniu z Wisłą Kraków potrzebowałem dwóch dni na odpoczynek.
Jak zmieniła się Legia odkąd przy Łazienkowskiej jest trener Henning Berg?
- Sporo się zmieniło - choćby to, że trener nie rozmawia po polsku (śmiech). Ale wszyscy go rozumiemy, posługuje się prostym angielskim. W porównaniu z jesienią mamy teraz mniej meczów, możemy więcej czasu poświęcić na przygotowania do spotkania. Ustabilizowaliśmy formę – a to zawsze jest kłopot dla trenera. Na pewno teraz komfort pracy szkoleniowca jest inny – w zeszłym roku często był kłopot z zestawieniem jedenastki, teraz na każdą pozycję jest dwóch równorzędnych zawodników. Na pewno kłopoty bogactwa też są kłopotami – trzeba tym chłopakom przecież powiedzieć, że nie grają, ale tak by dalej robili swoje. Nie jest łatwo wybrać tych najlepszych jedenastu, ale jak na razie trenerowi się to udaje.
Jak się czujesz w Warszawie? Rodzina jest zadowolona z życia w stolicy Polski?
- Dobrze się czujemy. Zaraz minie rok jak oddaliśmy córkę do przedszkola. Córcia ma już trzy lata, mówi świetnie po polsku, wszystko rozumie. W przedszkolu podkreślają, że ona jest szczęśliwa, nie sprawia problemów. Żona dba o mnie i o córkę najlepiej jak potrafi. Jest jej trudniej, gdyż częściej mnie nie ma w domu. To się też zmieniło w klubie od nowego roku, teraz jesteśmy codziennie przy Łazienkowskiej po 7-8 godzin. Córka w przedszkolu, ja w klubie i musi siedzieć sama w domu. To jakaś zmiana, ale dajemy sobie radę. Żona zawsze jest przy mnie, jestem jej bardzo wdzięczny. Mieszka nam się dobrze w Warszawie, jesteśmy zadowoleni.
Jest na tyle fajnie, że kiedyś moglibyście zamieszkać tutaj na stałe?
- Aż tak w przyszłość nie wybiegamy. Nie wiadomo przecież jak potoczy się moja kariera, a tak stary nie jestem, by już teraz myśleć o zakończeniu gry w piłkę.
Latem zeszłego roku mogłeś odejść do Belgii, Legia się nawet zgodziła na transfer, ale Ty wolałeś zostać w Warszawie. Co zdecydowało o takiej decyzji?
- Były dwie, trzy sprawy, które się na siebie nałożyły. Zdecydowaliśmy razem z rodziną, że zostajemy w Warszawie. Walczyliśmy o Ligę Mistrzów – to było dla mnie ważne z piłkarskiego punktu widzenia. Nie udało się, ale byliśmy bardzo blisko. Nie żałuję, że zostałem. Teraz będzie szansa by spróbować raz jeszcze. Warto było zostać. Jak sobie przypomnę, jaka była radość, jaka feta po zdobyciu tytułu... super sprawa.
Media podkreślają, że możesz opuścić klub, jesteś na to zdecydowany?
- Może to wynikało z kłopotów komunikacyjnych, może nie potrafiłem jasno wyrazić tego, co czułem. Nigdy nie powiedziałem, że już chcę odejść, ale że chciałbym spróbować swoich sił w silniejszej lidze i mocniejszym klubie. Ale to nie jest łatwe zadanie, Legia idzie cały czas do przodu – mistrzostwo jest w naszych rękach, powalczymy o fazę grupową w rozgrywkach w Europie. Bez sensu byłoby zmieniać klub na słabszy lub na taki sam. Jeśli już, to musiałby to być mocniejszy klub, w mocniejszej lidze. Mam jednak 29 lat wiec nie będzie to łatwe. W Legii cały czas się rozwijam – na treningach z Krzysztofem Dowhaniem i w spotkaniach ligowych. Nie będę wiec odchodził za wszelką cenę, mogę grać przy Łazienkowskiej jeszcze kilka lat.
Mówisz by zmiana klubu była możliwa, to musi być krok do przodu. Co to znaczy? Europejski TOP – Manchester, Liverpool, Barcelona?
- (śmiech). Bez przesady, jestem realistą. Legia pewnie nie może się równać z klubami z Bundesligi czy Premier League. Ale nie chcę gdybać. Na dziś nie mam żadnych ofert. Jak się jakaś pojawi wtedy będę się zastanawiał – tak jak było w przypadku Standardu Liege. Nie lubię myśleć w kategoriach, co będzie gdy… Jak się cos wydarzy, wtedy będę rozmyślał. Na razie nie ma o czym myśleć.
Potrafisz wskazać swój najlepszy mecz w Legii, taki do którego chętnie wracasz i oglądasz na wideo?
- Nie lubię wracać do przeszłości, żyć tym, że kiedyś zagrałem dobrze. Raczej oglądam, co zrobiłem źle i staram się wyciągać z tego wnioski. Ostatnio trener Krzysztof Dowhań po każdym meczu wskazuje nam złe decyzje, nieudane zagrania z treningu. To mi bardzo pomaga, a nie oglądanie tego, co udało się wybronić. Jeśli coś się udało to fajnie – czasem dzięki umiejętnościom, czasem dzięki szczęściu. Lubię za to popatrzeć na innych bramkarzy, na to jak bronią, jak się zachowują. Nie mam więc takiego ulubionego meczu w barwach Legii, raczej wspominam chwile, które miały miejsce po meczach.
Ale masz przecież jakieś wspomnienia. Nie wierzę, że nie ma niczego, do czego byś wracał z przyjemnością.
- Oczywiście, że są takie chwile i mecze. Zapamiętam na pewno mecz ze Spartakiem w Moskwie – wygraliśmy 3:2, ale zanim dotknąłem piłkę przegrywaliśmy 0:2… To było bardzo trudne, ale daliśmy radę. Zapamiętam też na długo mecz z Wisła 0:0 – kończyliśmy spotkanie w dziewięciu. Miło wspominam jak Ivica strzelił karnego Lechowi przy Łazienkowskiej i to wszystko, co było po meczu – zwłaszcza to jak świętowaliśmy razem z kibicami. W czasie meczu jestem skupiony na grze, nie rejestruję atmosfery na trybunach, kibiców. Ale zawsze fajne są chwile po końcowym gwizdku, kiedy razem cieszymy się w wygranej. Ostatnio moja Lucka pokazała mi zdjęcie z oprawy na spotkaniu z Wisłą. Coś wielkiego, duże brawa.
Mówi się, że liga polska jest lepsza od słowackiej, ale w pucharach to Słowacy osiągają lepsze wyniki. Jak to więc jest?
- W Polsce są lepsze warunki, jest więcej klubów, ładniejsze stadiony. Ale sportowo słowacka liga nie jest słaba. Tam po prostu jest trudniej utrzymać lepszego zawodnika w drużynie. Jeśli ktoś jest lepszy to od razu wyjeżdża. Ostatnio trzy kluby odniosły w Europie sukcesy i to głównie dzięki cierpliwości. Zostali zawodnicy, trener mógł pracować dłużej z tymi samymi chłopakami, przyszło zgranie i to przyniosło efekty.
Legia w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów z Dusanem Kuciakiem w składzie?
- Chciałbym. Nie będę mówił, że tak, że obiecuję. Nie znamy bowiem tego, co przyniesie przyszłość. Ale rok temu zostałem po to, by powalczyć z Legią o Ligę Mistrzów i teraz mam podobny cel, chcę go osiągnąć. Marzę o tym by się udało.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.