Dusan Kuciak: Nie nadaję się na zmiennika
17.01.2016 22:02
W minionym roku Legia zagrała 63 spotkania, a ty wystąpiłeś w 52, ale tylko dlatego, że po drodze przydarzyła się kontuzja. To był dla ciebie najbardziej intensywny rok w karierze?
- Może najbardziej intensywny biorąc pod uwagę liczbę spotkań, ale nie czułem zmęczenia. Trenujemy po to, aby grać jak najwięcej meczów. Nie będę więc narzekał, nie chcę też rozważać czy byłoby lepiej lub gorzej gdybym grał więcej lub mniej. Ale chcę występować jak najwięcej, najlepiej by było, gdybym rozegrał wszystkie 63 spotkania. Zresztą, gdy przychodziłem do Warszawy i zaczynałem grać, też wychodziliśmy na boisko co trzy dni. Nie było więc to nic nowego.
Któryś z tych 52 meczów zapamiętałeś szczególnie? Może ten w Amsterdamie?
- Szczerze mówiąc bardziej zapamiętałem mecz z Ajaksem u siebie. Pewnie dlatego, że pamiętam głównie nieudane konfrontacje. O dobrych szybko zapominam. Najbardziej więc wryły się w pamięć takie spotkania jak Ajax u siebie, Lech na wyjeździe w lidze i w Superpucharze oraz Napoli we Włoszech. W tych meczach na pewno mogłem zrobić coś więcej, ale nawet nie o to chodzi. Rzadko się zdarza bym tyle razy wyciągał piłkę z siatki przez 90 minut gry.
Na jesieni 2014 roku przydarzały się gole, których być nie powinno. Mówiło się, że nie służy ci gra co trzy dni i koncentracja szwankuje. Przyzwyczaiłeś się już i dlatego teraz tych goli było mniej? Czy powody były inne?
- Nie wiem jakie były powody. Nie można zwalać winy na częstotliwość meczów, przecież nie był to pierwszy sezon w karierze z Ligą Europy i grą co trzy dni. Choćby moje pierwsze rozgrywki przy Łazienkowskiej, gdzie gra wyglądała lepiej niż w 2014 roku. Jestem świadomy, że grałem wtedy poniżej możliwości i chciałbym znać przyczyny. Choć nie ze wszystkimi ocenami sytuacji się zgadzam. Zawaliłem w meczu z Piastem, Górnikiem czy Śląskiem, ale nie było tak, że co chwilę wpuszczałem szmatę czy prosty strzał. Było góra pięć spotkań, w których miałem coś na sumieniu i oczywiście wolałbym, aby ich nie było. Krytyka była jednak taka, jakbym co chwilę się kompromitował.
Może po prostu wcześniej wysoko zawiesiłeś sobie poprzeczkę i przyzwyczaiłeś fanów do równego i wysokiego poziomu.
- Być może. Sam też się nie spodziewałem, że będę puszczał trzy bramki w meczu - jak ze Śląskiem. Dlatego nigdy nie zapomnę meczu z Napoli i straconych pięciu goli. Takie rzeczy są dla mnie nie do przyjęcia. Ja zszedłem z boiska i miałem swój mały koniec świata.
Było kilka takich spotkań, że Legia dominowała, atakowała, a rywal oddawał jeden czy dwa strzały i wygrywał. Takie mecze wkurzają cię najbardziej?
- Podam konkretne spotkania - z Koroną i Termaliką u siebie. Po tych meczach byłem najbardziej wkurzony. Nie lekceważę tych rywali, zasługują na szacunek, ale na własnym stadionie mamy obowiązek wygrywać takie spotkania. Legia przy Łazienkowskiej powinna przegrywać rzadko, albo wcale. Remisy na własnym obiekcie w lidze też powinny być sporadyczne. A my potraciliśmy punkty z rywalami z Kielc czy Niecieczy. To jest niedopuszczalne.
Wiele meczów Legii wybroniłeś. Docenili to kibice, którzy mają do ciebie duży szacunek, skandują twoje nazwisko. Ty jesteś też niejako wyznaczony do rozmów z fanami. To jest dla ciebie ważne wyróżnienie?
- Tak, bardzo to szanuję i doceniam. Jestem wdzięczny kibicom, że obdarzyli mnie zaufaniem. Nie każdy piłkarz może posłuchać, jak trybuny skandują jego imię i nazwisko. To coś niesamowitego, ciary na plecach, coś co trudno wyrazić słowami. Tym większa frajda, że robią to właśnie kibice Legii, a lepszych nie widziałem. Gdy słyszę jak fani mnie wspierają, to wiem, że cały mój wysiłek ma sens, że warto wytrzymać trudne chwile, zacisnąć zęby i grać dalej. Pamiętam jak w meczu z Wisłą obroniłem rzut karny wykonywany przez Rafała Boguskiego. Po chwili usłyszałem gromkie „Dusan Kuciak” i poczułem się po prostu niesamowicie. Trudno znaleźć idealne słowo by to wyrazić. Jestem za to wdzięczny, szanuje to i doceniam.
Jesteś też osobą, do której kibice się zwracają. Gdy trzeba podejść do dzieciaków słyszymy - Dusan, podejdźcie do dzieciaków. I idziecie.
- To nie jest tak. Ale faktycznie w kwestii dzieciaków jestem wyczulony. Pewnie dlatego, że sam mam małą córeczkę. Dla niej wprawdzie nie piłkarze są idolami, a postacie z bajek. Ale gdy byliśmy w Disneylandzie widziałem, jak wiele to dla niej znaczyło. Dlatego domyślam się, ile dla większych dzieci na stadionie, znaczyć będzie nasze podejście czy przybicie piątki. Jeśli jeszcze do tego dojdzie autograf, to będzie to ogromne przeżycie. Nie ma co jednak patrzeć na to tak, że robi to Dusan. Robi to cała drużyna Legii.
Ale zapłakanego dzieciaka z rąk ochrony to ty odbierałeś.
- To nie było fajne zachowanie z ich strony. Niewyobrażalne było dla mnie to, że oni krzyczą na dzieciaka za to, że ten chciał do nas podejść. Nie zrobił nic złego. Mnie się po prostu zrobiło przykro, wziąłem go na ręce i oddałem z powrotem na trybuny do rąk rodziców. Dla mnie było to naturalne.
Wróćmy do tego, co było na boisku. Jak ocenisz miniony rok dla Legii ze swojej perspektywy? Czemu nie udało się nawiązać do sukcesów sprzed roku, gdzie - gdyby nie feralna wpadka z Celtikiem - być może spełnilibyście marzenia i awansowali do Ligi Mistrzów.
- Wydaje mi się, że nie byliśmy właściwie przygotowani mentalnie do końcówki sezonu. W naszych głowach wszystko się posypało, gdy Lech nas wyprzedził, nie daliśmy sobie z tym rady. Straciliśmy mistrzostwo Polski i całe lato spędziliśmy w kiepskich nastrojach. Zaczynamy nowy sezon i znów na starcie dostaliśmy po głowie w Poznaniu. Po tym spotkaniu morale spadło, ciągnęło się w naszych głowach przeświadczenie, że możemy zaliczyć kolejny nieudany sezon. Niby potem był awans do fazy grupowej Ligi Europy, ale tam też spisywaliśmy się słabo. Nie było przełomowego meczu, jakiegoś momentu. Każdy miał świadomość, że nie gramy tego, na co nas stać, ale nikt nie wiedział dlaczego. Mnie się wydaje, że padliśmy mentalnie. Coś się raz zepsuło i awaria się bardzo przeciągała. Wydaje mi się, że w pewnym momencie sami zaczęliśmy się oszukiwać.
Liga. Jest drugie miejsce czyli nie jest źle, ale z pewnością mogło być lepiej, zwłaszcza na własnym boisku. Zgadzasz się?
- Zgadza się i już wspomniałem o tym głupim gubieniu punktów. Mówiłem o Koronie czy Termalice, ale przecież dwa razy głupio straciliśmy punkty z Piastem, w obu meczach prowadząc. Gdybyśmy potrafili ten fakt wykorzystać, to dziś bylibyśmy w innym miejscu. Najgorzej jednak nie jest, mogło być gorzej. Mamy pięć punktów straty i przy perspektywie dzielenia punktów to nic nie znaczy. Patrzę z optymizmem do przodu, będziemy wiosną dużo mocniejsi. Naszym atutem będzie choćby to, że będziemy mieć takie same warunki jak inni, będziemy grać podobną liczbę spotkań i podobną liczbę dni trenować przed każdym meczem.
Puchar Polski – tu wszystko zgodnie z planem i oczekiwaniami. Zagracie o finał z Zawiszą Bydgoszcz.
- Może odejdę od tematu, ale cały czas byłem przekonany, że zagramy z Zagłębiem Sosnowiec. Tak wynikało z drabinki, która obowiązywała w poprzednim sezonie. Cieszyłem się, bo był to inny mecz, zaprzyjaźnionych kibicowska drużyn. I nagle się okazało, że ta drabinka w tym sezonie obowiązuje tylko do ćwierćfinałów. Nikt nie wiedział co dalej, nagle się okazało, że będzie losowanie. Bez sensu całe to zamieszanie.
Liga Europy – niedosyt i rozczarowanie?
- Tak, nie ma co polemizować. Najbardziej zaskoczyło mnie Midtjylland. Nie dość że awansowali z grupy, to jeszcze zdobyli dość sporo punktów i trafili fajnego rywala w kolejnej fazie. To było dla mnie zaskakujące. My zaś nie byliśmy w stanie powtórzyć tego, co było rok temu. Dlaczego? Może brakowało nam takiego zawodnika jak Ivica Vrdoljak. Wiemy jak wyglądała wcześniejsza jesień w pucharach, co robił nasz kapitan. Teraz bardzo go brakowało. Może to był jeden z powodów naszej postawy?! Ja tak to widzę ze swojego miejsca między słupkami. Ale wracając do tego co było, to wszystko się posypało po kiepskim meczu w Danii. Źle zaczęliśmy, liczyliśmy na trzy punkty, a było zero i potem nie potrafiliśmy odwrócić tego niekorzystnego dla nas obrotu wydarzeń.
To był też rok, w którym zrobiłeś się spokojniejszy. Kiedyś reagowałeś bardzo impulsywnie na różne boiskowe sytuacje, teraz tego nie ma. Pracowałeś nad tym, czy po prostu tak wyszło?
- Człowiek jest coraz starszy to i spokojniejszy. A może gramy lepiej i nie mam powodów? (śmiech).
Kontrowersyjne stwierdzenie.
- Miałem sporo rozmów na ten temat z trenerem Krzysztofem Dowhaniem. Chyba tutaj należy upatrywać tego, dlaczego już zachowuję się spokojniej. Ja tak naprawdę jednak złościłem się tylko na Ojamę i Żyrę. Byli to zawodnicy, którzy odpuścili krycie i pracę w defensywie. Oczywiście każdy robi błędy, ja też. Ale co innego nieudana interwencja, a co innego odpuszczenie swoich obowiązków, założenie rąk i obserwacja tego, jak toczy się akcja. Nienawidzę gdy ktoś odpuszcza i patrzy jak sobie w tej obronie poradzimy. Dla mnie to niedopuszczalne.
Do Ojamy, który strzelał z linii bramkowej i nie strzelił, a miał lepiej ustawionych kolegów, powiedziałem, że jak chce grać sam, to obok jest boisko treningowe, może wziąć piłkę i tam pójść.
Kiedy chciałem się z tobą umówić na rozmowę pod koniec zeszłego roku, to słyszałem: "Dusan nie chce rozmawiać". To efekt wywiadu dla „Przeglądu Sportowego”?
- Tak. Ludzie poczuli się obrażeni, a nie to było moim celem. Przeprosiłem wszystkich Polaków i obiecałem sobie, że do końca roku z nikim już rozmawiać nie będę.
Masz rzadką cechę – zawsze mówisz prawdę. Jeśli coś ci się u kogoś nie podoba, to mu to mówisz. To pomaga czy może jednak czasem przeszkadza?
- To prawda, taki jestem. Chcę być sobą, gdy spojrzę w lustro, to nie chcę mieć sobie nic do zarzucenia. Gdybym miał oszukiwać, to nie byłbym sobą, inaczej mnie wychowano. Zmieniło się tyle, że nie od razu mówię, co mi się nie podoba. Ale jeśli coś powiem, to będzie to prawda. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce taką prawdę usłyszeć. Ja też odbieram słowa prawdziwe lepiej od tych, których dobrze znam, do których mam zaufanie. Takie słowa odbieram inaczej, niż od kogoś obcego. Zapewne inni ludzie mają podobnie i niekoniecznie chcą coś usłyszeć ode mnie. Ale skoro pytają, to mówię prawdę, nie dlatego że jestem złośliwy, ale po prostu szczery. Od ludzi, których dobrze znam, których uważam za przyjaciół, oczekuję szczerości i z pewnością krytykę czy gorzkie słowa przyjmę od nich z szacunkiem.
Wiem, że i ty i rodzina czujecie się w Warszawie dobrze. Na tyle dobrze, że zostaniesz dłużej niż do czerwca?
- Nie jestem pewny czy to pytanie do mnie. Moja córka wkrótce ma zacząć chodzić do szkoły i ja bym chciał by zaczęła i skończyła ją w tym samym kraju.
Oferta kontraktu już była, ale pierwszej oferty się zwykle nie przyjmuje. Czyli czekasz na drugą?
- Jest tutaj na Malcie dyrektor sportowy Michał Żewłakow, może będzie czas by usiąść razem i porozmawiać. Kontrakt mam ważny do czerwca i teoretycznie mamy jeszcze pięć miesięcy na rozmowy, choć oczywiście wolałbym wcześniej znać swoją przyszłość i nie myśleć już o tym, co będzie.
Oferta z jakiego klubu byłaby dla ciebie sportowym awansem? Poszedłbyś drogą swojego poprzednika czyli Janka Muchy?
- Janek miał pecha. Gdy przechodził do Evertonu, to Tim Howard sposobił się do opuszczenia klubu, kończyła mu się umowa. A on nie tylko został, ale jeszcze nie przytrafiły mu się żadne urazy stwarzające szanse Jankowi. W żadnym klubie nie będę miał zagwarantowanego pierwszego składu. Ważne bym miał realne szanse na bycie numerem jeden. Nie nadaję się na zmiennika, chcę grać. Jeśli byłbym w lepszym klubie i miał siedzieć na ławce, tu poszukałbym innego rozwiązania.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.