News: Klafurić znajdzie nowe miejsce pracy?

Dwa miesiące wyboru trenera, czyli jak to było

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

05.06.2018 07:51

(akt. 21.12.2018 16:10)

Kadra na mistrzostwa świata ogłoszona, można zejść na ziemię. Tę warszawską oczywiście. Gdzieś w cieniu, choć nieco wcześniej, mistrz Polski ogłosił to, o czym pisaliśmy od kilku dni, że na stanowisku trenera zostaje Dean Klafurić. Jedni mówią o nieładnym potraktowaniu Klafa, inni, że to któryś tam wybór, a następni, że zasłużył. Ale brakuje tego najważniejszego - genezy wyboru starego-nowego szkoleniowca.

Wnioski powinno wyciągać się na końcu, ale tym razem będzie inaczej. Nasza liga, co pokazują ostatnie sezony, jest tak nieprzewidywalna, że na dobrą sprawę każde rozwiązanie w równym stopniu może być trafne i chybione. Dlatego - tak realnie patrząc - a cholera wie, czy decyzja prezesa Dariusza Mioduskiego jest dobra, zła, przeciętna, czy jakakolwiek. Jak ktoś chce, to niech niepotrzebne skreśli.


Ale cofnijmy się kilka tygodni. Los Romeo Jozaka był przesądzony jeszcze w rundzie zasadniczej, a jedyną niewiadomą w tym równaniu było "kiedy". Od początku plan ratunkowy był jasny: Dean Klafurić. Z zastrzeżeniem, że tylko do końca sezonu. I to bez względu na wynik. A życie, jak to ma w zwyczaju, postanowiło napisać swój scenariusz.


Od pierwszego meczu Klafa w gabinetach przy Łazienkowskiej rodził się profil trenera, który powinien przejąć drużynę. A więc: nie z Bałkanów, nie z kraju dalekiego kulturowo od Polski, najlepiej doświadczony i niezbyt zaawansowany wiekowo, tak koło 50-tki. Ideałem byłby Polak, ale w kwietniu nie było takiego, który spełniałby oczekiwania. Jak widać, pole manewru zostało dość mocno ograniczone. Bo choć w mediach przedstawiano to tak, że na maila wpłynęło 100 CV potencjalnych trenerów, to takich, którzy spełniali wymagania było niewielu.


Znaleziono kandydata - Adriana Gulę. I ten trener chciał pracować w Legii, ale miał ważny kontrakt z Żyliną. Dodatkowo pojawiła się propozycja ze słowackiej młodzieżówki. Gula dostał jasny przekaz od szefów: możesz odejść, ale tylko do naszej federacji. Stąd wybór szkoleniowca i słowa Dariusza Mioduskiego, że gdyby wszystko zależało od Guli, to pewnie pracowałby przy Łazienkowskiej.


Legia szukała trenera, a Klafurić radził sobie coraz lepiej. To ważne, bo choć na początku traktowano go jako typowego ratownika, to jego pozycja rosła. Choć trzeba przyznać, że gdyby nie blokada Guli, to nowego trenera legonistów znalibyśmy jeszcze 2-3 tygodnie przed końcem sezonu. Stało się inaczej, a Klaf wygrywał mecz za meczem prowadząc Legię po dublet.


I dawał do myślenia, choć jeszcze nie na tyle, aby mógł kontynuować misję. Pojawił się trener z Portugalii, ale sprawa szybko upadła, bo odrzucił ofertę. Świetna wiosna w wykonaniu Wisły Płock sprawiła, że na czele listy znalazł się Jerzy Brzęczek. Choć wielu kibiców w social mediach traktowało go jako zmyłkę (a Mioduski miał wyciągnąć królika z kapelusza, który spełniłby marzenia), to zmyłką nie był. A poważnym, bardzo poważnym kandydatem. Oczywiście nie idealnym, niczego nie gwarantującym, ale na dobrą sprawę, przecież takich nie ma. Nie w Polsce, nie w polskim klubie, który ostatnio zmieniał trenerów jak rękawiczki, a i tak na koniec wszyscy oglądali jego plecy.


Ale w Płocku zawrzało. Zaraz wybory, miejski klub, trener miał dobre wyniki, gdyby nie kibice Piasta albo pomroczność jasna sędziego Lasyka, Wisła grałaby o europejskie puchary. Zapadła decyzja - nie puszczamy. I temat upadł, w grze o posadę został właściwie tylko Klafurić.


Jedni powiedzą/napiszą - zasłużył. A pewnie, zasłużył. Inni powiedzą/napiszą - został, bo nie było nikogo innego. I każdy będzie miał argumenty, z którymi trudno dyskutować, do każdego dorobić filozofię. Ale tak naprawdę sprawa jest prosta.


Po pierwsze, skoro drużyna była za Klafem (a była) i tak dobrze się jej z nim pracowało, to niech teraz potwierdzi, że to nie tylko słowa wypowiadane w momencie, jak co kolejkę wisiał nad nią topór, w każdej chwili gotowy ciąć na wysokości szyi. Niech dobrze wystartują, powalczą w europejskich pucharach, skończą z tradycją lat poprzednich, kiedy początek rozgrywek zupełnie nie wychodził.


Po drugie, jak pokazały ostatnie lata, nie ma trenerów idealnych. Urban za dobry i za dużo gadał, Berg choć pozamiatał ligę, to odchodził totalnie przegrany. Czerczesow był wspaniały i katował zawodników przy aplauzie narodu, ale jakoś też coś w nim nie pasowało. Hasi - bez komentarza. Magiera - do czasu super. Jozak - ogromne ryzyko. Doświadczeni i świeżaki, za dużą kasę i za małą, a logiki w tym wszystkim próżno szukać.


Po trzecie, choć Legia na polskie warunki jest bogatym klubem, a gabloty ostatnio zapchała trofeami, to przestańmy myśleć, że będą przychodzić niewiadomo jacy piłkarze czy trenerzy. Polska liga ciągle jest ostatecznością dla wielu, bardzo wielu. Drugim-trzecim wyborem. To nic złego, bo i tak udaje się do niej ściągać przyzwoitych zawodników, ale trzeba patrzeć realnie. I budować, rok po roku, krok po kroku.


Każdy chciałby dzisiaj znać odpowiedź na pytanie, czy Klafurić to trener na lata czy do lata. Ale nikt nie zna, bo zmiennych jest tyle, że wychodzi równanie z wieloma niewiadomymi. Nie jest zadufanym Hasim, nie jest katem Stanisławem, jest Klafuriciem. Sobą. Człowiekiem z Bałkanów, maniakiem futbolu, taktyki, pracowitym gościem, który raczej nie zakocha się w sobie jak poprzednik po kilku wygranych z rzędu. To taki facet, jakich dziesiątki spotykamy codziennie na ulicy, z tym, że lepiej zna się na piłce. A może w tej robocie, przynajmniej na polskim poziomie, kluczem po prostu jest nie przeszkadzać? Zobaczymy.

Polecamy

Komentarze (37)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.