Dziennikarzy ŻW weekend z Legią
19.01.2004 00:00
Dariusz Dudek trafił do bramki Rakowa oraz drugie miejsce Adama Małysza w Zakopanem. Odkryciem treningów w Szczyrku był obrońca... Dariusz Kubicki. Łukasz Surma jest śpiochem, więc będzie wbiegał na Skrzyczne.
Legioniści oprócz gry w piłkę pochłonięci są także grą w zakładach bukmacherskich. Trudno się dziwić. Podczas zgrupowań nie mają innych rozrywek poza telewizją, grami komputerowymi, książkami i... typowaniem. Manchester United nie jest drużyną, która dobrze kojarzy się legionistom. I nie chodzi o porażkę z "Czerwonymi diabłami" w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Właśnie podczas sobotniego popołudniowego treningu na sali kierownik Ireneusz Zawadzki przyniósł złą wiadomość. - Manchester United przegrał z Wolverhampton 0:1 i nas położył - stwierdził Zawadzki. - Czułem pismo nosem. Nie obstawiłem tego meczu - powiedział z uśmiechem Jacek Zieliński. Dariusz Dudek oczywiście pytał o Liverpool. Wiedział, że jego brat Jurek nie gra, ale wynik go interesował. - Też w plecy - usłyszał. Żartowniś Kubicki Ćwiczenia na sali nie wymagają może odpowiedniej kondycji, ale ten, kto jest słabo wysportowany, ma problemy. Trener Dariusz Kubicki ze swoim asystentem Krzysztofem Gawarą dokładnie demonstrują wszystkie ćwiczenia. - Ale "Kuba" ma formę - padło na sali. - Szykuje się do gry wiosną na obronie. Niejednego napastnika by jeszcze wyleczył - szepnął któryś z zawodników. Zawsze głównym prowodyrem dowcipów w Legii był Marek Jóźwiak. Tym razem "Beretowi", ćwiczącemu w parze z Jackiem Zielińskim, nie było do śmiechu. Ma w gipsie mały palec lewej ręki, a Zielek podczas treningu musiał skorzystać z bandaża ze względu na ból stawu skokowego prawej nogi. Za to trener Kubicki tryskał humorem. Gdy nadzorca obiektu przybył po kolejny podpis na fakturze do Ireneusza Zawadzkiego, "Kuba", wskazując na trenera Lucjana Brychczego, powiedział: - A tamten pan nie zmienił butów. - To proszę wyjść z sali albo poruszać się w skarpetkach - zażądał nadzorca. Zmieszany "Kici" szybko jednak zorientował się w żarcie trenera Kubickiego i zaprezentował swoje nowiutkie halówki. Okazało się, że wszyscy chcieli zobaczyć... dziurawe skarpetki Lucjana Brychczego. Piłkarzom nie było jednak do śmiechu. Coraz to któryś ocierał z czoła pot albo słyszał uszczypliwy komentarz po nieudanym zagraniu. Gdy jednym z elementów ćwiczenia była gwiazda, można było się przekonać, jak gibcy są piłkarze. Radosław Wróblewski odbijał się od materaca niczym sprężynka. Największe problemy miał Stanko Svitlica, który tydzień później niż koledzy rozpoczął treningi. Był w stanie zrobić tylko dwa brzuszki. - Trochę przytył, ale już zdążył zrzucić dwa kilogramy. Jeszcze dwa i będzie OK - stwierdził doktor Stanisław Machowski. Po treningu Dariusz Kubicki zarządził serię rzutów do kosza. - Jeżeli dwóch trafi, wszyscy będą zwolnieni z siłowni - zakomunikował "Kuba". Wszyscy ogromnie starali się i przeżywali każdy rzut. Nikomu jednak nie udało się trafić do kosza. Sprytem wykazał się jedynie Aleksandar Vuković. Podbiegł kilka metrów i trafił. Po chwili tonął w objęciach kolegów, niczym po strzeleniu gola Wiśle Kraków. "Kuba" dał swoim zawodnikom jeszcze jedną szansę. I znów lider Legii trafił, wywołując euforię. Dudek miał dzień konia Później oczywiście było obowiązkowe oglądanie konkursu skoków w Zakopanem. Po drugim miejscu Adama Małysza rozległy się śpiewy legionistów schodzących na kolację. Najszczęśliwszy był Dariusz Dudek. Jedyny obstawił, że nasz orzeł będzie drugi. - Ten to ma dzień konia. Strzelił zwycięską bramkę w meczu z Rakowem i zgarnął całą pulę w zakładach - żartowali koledzy z drużyny. Po kolacji humor wszystkim zdecydowanie się popsuł. Po raz kolejny jedzenie, delikatnie mówiąc, nie było najsmaczniejsze. Omlet, niczym zelówa, kilka plastrów wędliny. Z tego nie mogli być zadowoleni koneserzy sztuki kulinarnej. - Nie da się pracownikom kuchni niczego wytłumaczyć. Oni tkwią jeszcze w czasach komunizmu. To wam serwujemy do jedzenia i to macie właśnie jeść. Dlatego muszę znów coś im przygotować - stwierdził doktor Machowski. Po kolacji czas wolny. Zawodnicy dzwonią do żon, narzeczonych czy rodzin. Najdłużej przy telefonie wisi Maciej Wojtaś. Dariusz Dudek cały czas jest niewyspany, więc idzie do łóżka. Jacek Zieliński zaopatruje się w hotelowej kawiarence w słodycze. Biegiem na Skrzyczne? Poranek jest koszmarny. Już o godz. 7.30 piłkarze muszą stawić się na rozruchu. Od razu widać, kto nie jest wyspany. Po półgodzinnym bieganiu wszyscy idą się wykąpać i z niesmakiem kierują się na śniadanie. Niezadowolony jest Łukasz Surma, który bardzo nie lubi wczesnych treningów. - Jak wam się nie podoba bieganie wokół boiska, to będziecie biegać pod najwyższą górę. Na Skrzyczne - żartował Kubicki. O godz. 10 piłkarze znów pojawiają się na boisku. Marek Saganowski, widząc fotoreporterów, od razu zaczyna kuleć. Po chwili uśmiecha się i dołącza do kolegów. Wszystkie treningi, a nawet rozgrzewki muszą być przeprowadzane z piłką. - To system bałkański - ocenia doktor Machowski, który w Legii przeżył już wielu trenerów. Za najzabawniejszy trening uważa zajęcia z Franciszkiem Smudą. - To nie do opisania. Wszyscy pokładali się ze śmiechu - dodaje. Po drugiej stronie boiska trenuje trzech bramkarzy. Artur Boruc, Andrzej Krzyształowicz i... kto? Łukasz Załuska w poniedziałek podpisze kontrakt z Jagiellonią Białystok, więc to nie on. Okazało się, że to Marek Matuszek, który przyjechał do Szczyrku z piłkarzami Podbeskidzia Bielsko-Biała. - To nasz nowy bramkarz - "wypuszczał" wszystkich trener Kubicki. Okazało się, że "Kuba" dzień wcześniej przypominał wszystkim o godzinie rozpoczęcia treningu. Przy okazji napatoczył się Matuszek... Piłkarze uwijają się na boisku w pocie czoła. Grając na cztery bramki, można się zmęczyć. Wszyscy z zaangażowaniem starają się pokazać, że są lepsi od innych. Po jednym z akcji nagle dochodzi do kłótni. Trudno zrozumieć, o co chodzi, bo krzyczą na siebie po serbsku Stanko Svitlica i Aleksandar Vuković. - Dobra, trzeba pędzić do punktu bukmacherskiego na odgrywkę. Wszyscy już dali typy, to jedziemy - popędza kierownik Zawadzki. Po treningu wszyscy są zmęczeni. Obiad, krótki odpoczynek i kolejny trening, tym razem na sali. Wieczorem zajęcia na siłowni i kolejny dzień zgrupowania minął. - Wszyscy żartują, by atmosfera była dobra. Ale wysiłek piłkarzy jest niewspółmiernie większy od pracy przeciętnego obywatela. Takie zgrupowanie kosztuje piłkarzy wiele wysiłku. Niektórym wydaje się, że treningi, siłownia czy też mecze są dla piłkarzy przyjemnością. A to jest ciężka, mozolna praca. Zapewniam - pożegnał ekipę ŻW trener Kubicki.
Legioniści oprócz gry w piłkę pochłonięci są także grą w zakładach bukmacherskich. Trudno się dziwić. Podczas zgrupowań nie mają innych rozrywek poza telewizją, grami komputerowymi, książkami i... typowaniem. Manchester United nie jest drużyną, która dobrze kojarzy się legionistom. I nie chodzi o porażkę z "Czerwonymi diabłami" w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Właśnie podczas sobotniego popołudniowego treningu na sali kierownik Ireneusz Zawadzki przyniósł złą wiadomość. - Manchester United przegrał z Wolverhampton 0:1 i nas położył - stwierdził Zawadzki. - Czułem pismo nosem. Nie obstawiłem tego meczu - powiedział z uśmiechem Jacek Zieliński. Dariusz Dudek oczywiście pytał o Liverpool. Wiedział, że jego brat Jurek nie gra, ale wynik go interesował. - Też w plecy - usłyszał. Żartowniś Kubicki Ćwiczenia na sali nie wymagają może odpowiedniej kondycji, ale ten, kto jest słabo wysportowany, ma problemy. Trener Dariusz Kubicki ze swoim asystentem Krzysztofem Gawarą dokładnie demonstrują wszystkie ćwiczenia. - Ale "Kuba" ma formę - padło na sali. - Szykuje się do gry wiosną na obronie. Niejednego napastnika by jeszcze wyleczył - szepnął któryś z zawodników. Zawsze głównym prowodyrem dowcipów w Legii był Marek Jóźwiak. Tym razem "Beretowi", ćwiczącemu w parze z Jackiem Zielińskim, nie było do śmiechu. Ma w gipsie mały palec lewej ręki, a Zielek podczas treningu musiał skorzystać z bandaża ze względu na ból stawu skokowego prawej nogi. Za to trener Kubicki tryskał humorem. Gdy nadzorca obiektu przybył po kolejny podpis na fakturze do Ireneusza Zawadzkiego, "Kuba", wskazując na trenera Lucjana Brychczego, powiedział: - A tamten pan nie zmienił butów. - To proszę wyjść z sali albo poruszać się w skarpetkach - zażądał nadzorca. Zmieszany "Kici" szybko jednak zorientował się w żarcie trenera Kubickiego i zaprezentował swoje nowiutkie halówki. Okazało się, że wszyscy chcieli zobaczyć... dziurawe skarpetki Lucjana Brychczego. Piłkarzom nie było jednak do śmiechu. Coraz to któryś ocierał z czoła pot albo słyszał uszczypliwy komentarz po nieudanym zagraniu. Gdy jednym z elementów ćwiczenia była gwiazda, można było się przekonać, jak gibcy są piłkarze. Radosław Wróblewski odbijał się od materaca niczym sprężynka. Największe problemy miał Stanko Svitlica, który tydzień później niż koledzy rozpoczął treningi. Był w stanie zrobić tylko dwa brzuszki. - Trochę przytył, ale już zdążył zrzucić dwa kilogramy. Jeszcze dwa i będzie OK - stwierdził doktor Stanisław Machowski. Po treningu Dariusz Kubicki zarządził serię rzutów do kosza. - Jeżeli dwóch trafi, wszyscy będą zwolnieni z siłowni - zakomunikował "Kuba". Wszyscy ogromnie starali się i przeżywali każdy rzut. Nikomu jednak nie udało się trafić do kosza. Sprytem wykazał się jedynie Aleksandar Vuković. Podbiegł kilka metrów i trafił. Po chwili tonął w objęciach kolegów, niczym po strzeleniu gola Wiśle Kraków. "Kuba" dał swoim zawodnikom jeszcze jedną szansę. I znów lider Legii trafił, wywołując euforię. Dudek miał dzień konia Później oczywiście było obowiązkowe oglądanie konkursu skoków w Zakopanem. Po drugim miejscu Adama Małysza rozległy się śpiewy legionistów schodzących na kolację. Najszczęśliwszy był Dariusz Dudek. Jedyny obstawił, że nasz orzeł będzie drugi. - Ten to ma dzień konia. Strzelił zwycięską bramkę w meczu z Rakowem i zgarnął całą pulę w zakładach - żartowali koledzy z drużyny. Po kolacji humor wszystkim zdecydowanie się popsuł. Po raz kolejny jedzenie, delikatnie mówiąc, nie było najsmaczniejsze. Omlet, niczym zelówa, kilka plastrów wędliny. Z tego nie mogli być zadowoleni koneserzy sztuki kulinarnej. - Nie da się pracownikom kuchni niczego wytłumaczyć. Oni tkwią jeszcze w czasach komunizmu. To wam serwujemy do jedzenia i to macie właśnie jeść. Dlatego muszę znów coś im przygotować - stwierdził doktor Machowski. Po kolacji czas wolny. Zawodnicy dzwonią do żon, narzeczonych czy rodzin. Najdłużej przy telefonie wisi Maciej Wojtaś. Dariusz Dudek cały czas jest niewyspany, więc idzie do łóżka. Jacek Zieliński zaopatruje się w hotelowej kawiarence w słodycze. Biegiem na Skrzyczne? Poranek jest koszmarny. Już o godz. 7.30 piłkarze muszą stawić się na rozruchu. Od razu widać, kto nie jest wyspany. Po półgodzinnym bieganiu wszyscy idą się wykąpać i z niesmakiem kierują się na śniadanie. Niezadowolony jest Łukasz Surma, który bardzo nie lubi wczesnych treningów. - Jak wam się nie podoba bieganie wokół boiska, to będziecie biegać pod najwyższą górę. Na Skrzyczne - żartował Kubicki. O godz. 10 piłkarze znów pojawiają się na boisku. Marek Saganowski, widząc fotoreporterów, od razu zaczyna kuleć. Po chwili uśmiecha się i dołącza do kolegów. Wszystkie treningi, a nawet rozgrzewki muszą być przeprowadzane z piłką. - To system bałkański - ocenia doktor Machowski, który w Legii przeżył już wielu trenerów. Za najzabawniejszy trening uważa zajęcia z Franciszkiem Smudą. - To nie do opisania. Wszyscy pokładali się ze śmiechu - dodaje. Po drugiej stronie boiska trenuje trzech bramkarzy. Artur Boruc, Andrzej Krzyształowicz i... kto? Łukasz Załuska w poniedziałek podpisze kontrakt z Jagiellonią Białystok, więc to nie on. Okazało się, że to Marek Matuszek, który przyjechał do Szczyrku z piłkarzami Podbeskidzia Bielsko-Biała. - To nasz nowy bramkarz - "wypuszczał" wszystkich trener Kubicki. Okazało się, że "Kuba" dzień wcześniej przypominał wszystkim o godzinie rozpoczęcia treningu. Przy okazji napatoczył się Matuszek... Piłkarze uwijają się na boisku w pocie czoła. Grając na cztery bramki, można się zmęczyć. Wszyscy z zaangażowaniem starają się pokazać, że są lepsi od innych. Po jednym z akcji nagle dochodzi do kłótni. Trudno zrozumieć, o co chodzi, bo krzyczą na siebie po serbsku Stanko Svitlica i Aleksandar Vuković. - Dobra, trzeba pędzić do punktu bukmacherskiego na odgrywkę. Wszyscy już dali typy, to jedziemy - popędza kierownik Zawadzki. Po treningu wszyscy są zmęczeni. Obiad, krótki odpoczynek i kolejny trening, tym razem na sali. Wieczorem zajęcia na siłowni i kolejny dzień zgrupowania minął. - Wszyscy żartują, by atmosfera była dobra. Ale wysiłek piłkarzy jest niewspółmiernie większy od pracy przeciętnego obywatela. Takie zgrupowanie kosztuje piłkarzy wiele wysiłku. Niektórym wydaje się, że treningi, siłownia czy też mecze są dla piłkarzy przyjemnością. A to jest ciężka, mozolna praca. Zapewniam - pożegnał ekipę ŻW trener Kubicki.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.