Domyślne zdjęcie Legia.Net

Edson - legijny Juninho Pernambucano

Piotr Szydłowski

Źródło: Gazeta Wyborcza

14.04.2006 01:55

(akt. 26.12.2018 02:14)

- Urodziłem się w niezbyt zamożnej rodzinie, w małej miejscowości oddalonej od Recife o 130 km. Na świecie było już pięciu moich braci i dwie siostry - opowiada redaktorowi Gazety Wyborczej <b>Edson Luiz da Silva</b>. - W futbolu zakochałem się od początku. Nic dziwnego, każdy z moich braci doskonale potrafił grać. Długi czas byli lepsi ode mnie. Byli moimi idolami. Takimi, jakim teraz jestem ja dla swoich 24 siostrzeńców i bratanków, którzy z Brazylii kibicują Legii.
Edson - sklepikarz Kopaliśmy piłkę, gdzie się dało. Pamiętam łzy, kiedy w 1990 roku na mundialu we Włoszech moja Brazylia przegrała 0:1 z Argentyną w ćwierćfinale. Bolało mnie to bardziej niż porażka z Francją w finale w Paryżu. Bo dla Brazylijczyka nie ma nic gorszego niż przegrana z Argentyną. Marzyłem o karierze piłkarza, ale w domu nie było pieniędzy. W wieku 15 lat opuściłem rodzinny dom. Kolega wyjeżdżał do Recife, gdzie otwierał sklep. Zaproponował mi pracę i mieszkanie. O szkole w ogóle nie myślałem. Owszem, mogłem się uczyć, ale wtedy pewnie chodziłbym głodny. Zamiast pustego żołądka wybrałem więc pracę. W Brazylii jest inaczej niż w Polsce, tam nikogo nie dziwi, że 14-letnie czy 15-letnie dzieci normalnie pracują. Swojej pasji jednak nie porzuciłem. Kiedy tylko mogłem, grałem z chłopakami, gdzie tylko było można. Miałem 17 lat, gdy zagrałem w kolejnym towarzyskim meczu. Zwykła zbieranina różnych chłopaków. W takich grupach często pojawiają się "szperacze" i wyławiają co bardziej utalentowanych. Strzeliłem dwa gole i zostałem zaproszony na kolejny mecz, tym razem do ośrodka treningowego w Recife. Znowu wypadłem nieźle, strzeliłem gola. Przedstawiciele klubu dogadali się z kolegą, który prowadził sklep, i w wieku 17 lat rozpocząłem przygodę z futbolem. Przestałem pracować, zacząłem grać w piłkę. Od zawsze byłem lewym obrońcą. Marsylia - stracona szansa Kolega, który przez 25 lat mieszkał w Marsylii, przyjechał na jeden z moich meczów do Recife i zawiózł kasetę z tego spotkania do Olympique, ale Francuzi nie uwierzyli, że 21-latek może tak grać w piłkę. Do Brazylii pofatygował się osobiście dyrektor sportowy klubu Marcel Dib i menedżerowie. Wiosną 1999 zostałem wypożyczony na pół roku do OM. Nie grałem źle. Do dziś mam kasetę z wypowiedzią właściciela klubu Roberta Dreyfusa, że "jedyny, którego zostawiłbym w Marsylii, to Edson". Zawiedli ludzie, którzy kręcili się wokół mnie. Byli zbyt pazerni i nie zostałem we Francji. Epizod w Lizbonie Pół roku pograłem w Recife i były trener reprezentacji Brazylii oraz Realu Wanderley Luxemburgo sprowadził mnie do Corinthians. Po trzech latach znów byłem w Europie w portugalskiej Uniao Leirii. To był, jak dotąd, mój najbardziej udany okres. Może Leiria to nie jest wielki klub, ale solidny i taki, w którym miałem szansę grać. Na początku występowałem na lewej obronie, a po kilku miesiącach dostałem koszulkę z numerem dziesięć i trener przeniósł mnie na środek pomocy. W 2005 roku, jesienią, trafiłem do Sportingu Lizbona. Po prostu przeniósł się tam mój trener z Leirii i zabrał mnie ze sobą. Zagrałem pół meczu z Udinese w eliminacjach LM i potem jeszcze w wygranym na wyjeździe 2:1 spotkaniu z Maritimo Funchal. Niestety, trener, który na mnie stawiał, został zwolniony, bo nie weszliśmy do Champions League. Jego następca uczciwie powiedział, że nie będzie na mnie stawiał. Pogodziłem się z tą decyzją - szanuję szczerych ludzi. To chyba właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem nazwę Legia O Polsce wiedziałem tyle, że macie Papieża. No i znałem z występów w Brazylii Mariusza Piekarskiego. Znany był nie tylko z tego powodu, że dobrze grał w piłkę, ale również dlatego, że ożenił się z wicemiss naszego kraju. Na przyjazd do Polski zdecydowałem się szybko. Porozmawiałem jeszcze z kolegą, który zna Jeana Paulistę. Wiślak bardzo chwalił Polskę i tutejszą ligę. Sprawdziłem, że Legia to wielki klub, i przyjechałem. Mimo 29 lat wciąż mam wielką ochotę do gry. W grudniu byłem na Łazienkowskiej po raz pierwszy. Zdziwiłem się niesamowitą postawą kibiców. Legia przegrywała 0:2 z Łęczną, a oni cały czas głośno dopingowali zespół. Są fantastyczni. Bardziej niż czegokolwiek obawiałem się mrozów. Zimy i stanu boisk. Na czymś takim jak w Kielcach w rewanżowym ćwierćfinale PP nie grałem nigdy. Ba, tak okropnego boiska nie widziałem w życiu, lepsze było nawet w wiosce, w której się wychowywałem. Dla trenera i syna W Legii od razu zostałem dobrze przyjęty przez kolegów i trenera. To właśnie Dariuszowi Wdowczykowi zadedykowałem pierwszego gola strzelonego na Polonii. Przebiegłem pół boiska i rzuciłem mu się w ramiona. Jest silny, więc nie bałem się, że dostanie przepukliny. To fajny facet, na boisku i poza nim. U niego nawet osiemnasty zawodnik czuje, że jest potrzebny. Bramkę z meczu przeciwko Lechowi dedykowałem synowi. Jak wychodziłem na derby, pięcioletni Guilermo powiedział: "Zrób dwa kroki do tyłu i kopnij. Strzel wreszcie gola". Kiedy wychodziłem na mecz z Lechem, Guilermo znowu powiedział, żebym zrobił dwa kroki. Moja radość była szalona. Poleciałem do kamery i podziękowałem synkowi, wykrzyczałem, że go kocham, i przesłałem buziaki. Wiem, że oglądał. I wie, że ten gol jest dla niego. Juninho? Znam, też z Recife Słyszałem, że moje wolne porównano do strzałów Juninho Pernambucano z Lyonu. Miłe to porównanie, znamy się jeszcze z czasów Recife. Kiedy byłem w juniorach, on grał już w seniorach. Ja mam swój styl, on swój. A Roberto Carlos swój. Nie wzoruję się teraz na nikim, bo jestem Edson. Nigdy, w żadnym meczu, nie wykonywałem "jedenastki". Tylko ćwiczyłem na treningach. W Legii nie będę jednak bał się odpowiedzialności, o tym, kto strzela - ja czy Piotrek Włodarczyk - zdecydujemy podczas meczu. W Płocku wykonawcą będzie pewnie "Włodar", bo ja nie zagram. Naderwałem mięsień. Żałuję bardzo, bo chciałem znowu z Outarrą zatańczyć "sambę africanę". Przed moimi wrzutkami w pole karne Moussa często mówi mi, gdzie będzie i żebym tam celował piłką. Z Polonią i Lechem się udało. Bardzo mi się podoba w Warszawie. Żona Taiane i syn czują się znakomicie. A ja chcę wreszcie być mistrzem kraju, w którym gram. Patrząc na kolegów, trenerów, wszystkich, którzy otaczają ten zespół i kibiców jestem pewny, że mistrzem Polski będzie Legia! Mariusz Piekarski były zawodnik Legii, menedżer zajmujący się sprowadzaniem piłkarzy do Polski z Brazylii: - W moim zawodzie najważniejsze są kontakty i znajomość języka. Jako że grałem w Brazylii, portugalski znam bardzo dobrze. Znam również Jorge Bajdeka, portugalskiego menedżera, któremu powiedziałem, że szukam lewego obrońcy. Powiedział, że ma takiego. Pojechałem z Markiem Jóźwiakiem do Portugalii i zobaczyliśmy Edsona w meczu z Maritimo. Był jednym z trzech najlepszych na boisku. Dariusz Wdowczyk obejrzał kasetę i uznał, że zawodnik się przyda. Ale wtedy myślałem, że sprawa jest nierealna. Szybko jednak wszystko się odmieniło i Edson, który w pewnym momencie tylko trenował i czekał na nową ofertę, był do wzięcia. Sporting odstawił go na bocznicę. Rozmowy były krótkie. On chciał przede wszystkim grać. Teraz wszyscy są z tego transferu zadowoleni.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.