Edson nie ma urazu do Legii
22.10.2009 19:56
Jak wykonuję rzuty wolne? Staję w szerokim rozkroku, robię dwa kroczki i strzelam. Proste? - opisywał kiedyś z uśmiechem Edson da Silva. Właśnie ze wspaniałych goli z rzutów wolnych zapamiętali go kibice. Gdy ustawiał piłkę w odległości 20 m przed bramką rywali, na trybunach stadionu Legii unosił się okrzyk: "Edson, Edson". Dziś Brazylijczyk gra w Koronie Kielce. W sobotę ze swoją nową drużyną przyjeżdża do Warszawy na mecz z wicemistrzem Polski.
Smaczków przed tym spotkaniem jest wiele. Jeśli kielczanie urwą drużynie Jana Urbana punkty, przy Łazienkowskiej będzie trzęsienie ziemi, bo Legia znów nie nadrobi siedmiopunktowej straty do Wisły Kraków. - Nie myślę o rewanżu na Legii. Traktuję ten mecz jak każdy inny - wypowiada tradycyjną formułkę Edson, ale trudno mu wierzyć, że nie marzy o słodkiej zemście.
Swojego głośnego rozstania z Legią nie chce komentować. Gdy wyjeżdżał z Warszawy w grudniu 2008 roku, trudno było opanować mu emocje. Nie złożył podpisu pod nowym kontraktem, bo prezes Leszek Miklas wysokość zarobków Brazylijczyka uzależniał od minut spędzonych na boisku. Klub zabezpieczał się w ten sposób przed częstymi kontuzjami Edsona. - To już historia. Piękna, ale zamknięta. Z mojego pobytu w Warszawie chcę pamiętać tylko piękne chwile. A było ich wiele: zdobyłem przecież mistrzostwo Polski i inne trofea. Piłka nożna to teraźniejszość. I trzeba myśleć o klubie, w którym się obecnie gra - mówi dyplomatycznie Brazylijczyk.
W zupełnie innym tonie wypowiadał się rok temu. Gdy było wiadomo, że nie przedłuży kontraktu z Legią, stwierdził w wywiadzie dla "Polski The Times": - W tym klubie czuję się jak kubek jednorazowy, który się zużywa i wyrzuca do kosza. To trochę brak szacunku.
Ta wypowiedź wywołała burzę. W dniu, gdy ukazał się wywiad, działacze Legii dzwonili do tłumaczki Brazylijczyka i pytali, czy wypowiedź nie została zmanipulowana. Nie wierzyli, bo Edson znany był raczej z powściągliwości. Zawsze wypowiadał się dyplomatycznie.
Wściekły był zwłaszcza Miklas. Wywiad z Brazylijczykiem przeprowadziliśmy tuż po tym, jak prezes Legii podczas jednego z posiedzeń Ekstraklasy SA został trafiony tortem przez sfrustrowanego kibica. Gdy opowiedzieliśmy o tym zdarzeniu Edsonowi, zapytał: - Dostał tortem? A co, miał urodziny?
Nie pozostawił też suchej nitki na sposobie, w jaki był w Warszawie leczony: - Rozmawiałem z kilkoma lekarzami, którzy powiedzieli, że taki uraz, jaki miałem, można było wyleczyć w ciągu pięciu tygodni. A ja nie grałem pięć miesięcy!
Edson po tym, jak rozstał się z Legią, wrócił do Brazylii. Grał w Recife, klubie z rodzinnej miejscowości, ale ten popadł w tarapaty finansowe i miał problemy z wypłacalnością. 32-letni zawodnik zaczął szukać pracy, ponoć nawet na Ukrainie, ale kilka tygodni temu zgłosiła się Korona. - Często rozmawiałem z Edim, który od dawna gra w Kielcach. Opowiadał mi o organizacji, prezesie, trenerze. Długo nie musiał mnie przekonywać - wspomina Edson.
Sentyment do Warszawy jednak pozostał. Gdy Edson ma tylko wolną chwilę, wraz z żoną i dziećmi rusza do stolicy. Świetnie opanował trasę, której pokonanie zajmuje mu nieco ponad dwie godziny. W Warszawie bywa niemal w każdą niedzielę. - W sobotę też wrócę, tym razem na stadion, na którym grałem trzy lata. Mam nadzieję, że kibice dobrze mnie przyjmą. Może pamiętają, że osiągałem z drużyną sukcesy? - komentuje.
Do działaczy nie czuje już żalu, przynajmniej tak twierdzi w oficjalnych wypowiedziach. - Bardzo chętnie przywitam się z każdym pracownikiem Legii, prezesem również. Nie będę miał z tym kłopotu - mówi.
Nie daje się sprowokować, nawet gdy przypominamy mu wygłoszone przez Miklasa zdania: "Edson musi szukać hojniejszego pracodawcy niż Legia" i "Było w Legii dwóch zawodników, Edson i Vuković, którzy myśleli, że są najlepsi w drużynie. Gdzie są teraz?" - Nie mam do prezesa pretensji. Jak skomentuję jego wypowiedzi? Jestem zadowolony z tego, w jakim klubie dziś gram. Nie uważam, że źle skończyłem. Trzeba szanować koszulkę, w której się gra - kończy Edson.
Z Koroną do Warszawy przyjedzie też inny były legionista Aleksandar Vuković, który podobnie jak Edson odmówił podpisania nowego kontraktu.
Swojego głośnego rozstania z Legią nie chce komentować. Gdy wyjeżdżał z Warszawy w grudniu 2008 roku, trudno było opanować mu emocje. Nie złożył podpisu pod nowym kontraktem, bo prezes Leszek Miklas wysokość zarobków Brazylijczyka uzależniał od minut spędzonych na boisku. Klub zabezpieczał się w ten sposób przed częstymi kontuzjami Edsona. - To już historia. Piękna, ale zamknięta. Z mojego pobytu w Warszawie chcę pamiętać tylko piękne chwile. A było ich wiele: zdobyłem przecież mistrzostwo Polski i inne trofea. Piłka nożna to teraźniejszość. I trzeba myśleć o klubie, w którym się obecnie gra - mówi dyplomatycznie Brazylijczyk.
W zupełnie innym tonie wypowiadał się rok temu. Gdy było wiadomo, że nie przedłuży kontraktu z Legią, stwierdził w wywiadzie dla "Polski The Times": - W tym klubie czuję się jak kubek jednorazowy, który się zużywa i wyrzuca do kosza. To trochę brak szacunku.
Ta wypowiedź wywołała burzę. W dniu, gdy ukazał się wywiad, działacze Legii dzwonili do tłumaczki Brazylijczyka i pytali, czy wypowiedź nie została zmanipulowana. Nie wierzyli, bo Edson znany był raczej z powściągliwości. Zawsze wypowiadał się dyplomatycznie.
Wściekły był zwłaszcza Miklas. Wywiad z Brazylijczykiem przeprowadziliśmy tuż po tym, jak prezes Legii podczas jednego z posiedzeń Ekstraklasy SA został trafiony tortem przez sfrustrowanego kibica. Gdy opowiedzieliśmy o tym zdarzeniu Edsonowi, zapytał: - Dostał tortem? A co, miał urodziny?
Nie pozostawił też suchej nitki na sposobie, w jaki był w Warszawie leczony: - Rozmawiałem z kilkoma lekarzami, którzy powiedzieli, że taki uraz, jaki miałem, można było wyleczyć w ciągu pięciu tygodni. A ja nie grałem pięć miesięcy!
Edson po tym, jak rozstał się z Legią, wrócił do Brazylii. Grał w Recife, klubie z rodzinnej miejscowości, ale ten popadł w tarapaty finansowe i miał problemy z wypłacalnością. 32-letni zawodnik zaczął szukać pracy, ponoć nawet na Ukrainie, ale kilka tygodni temu zgłosiła się Korona. - Często rozmawiałem z Edim, który od dawna gra w Kielcach. Opowiadał mi o organizacji, prezesie, trenerze. Długo nie musiał mnie przekonywać - wspomina Edson.
Sentyment do Warszawy jednak pozostał. Gdy Edson ma tylko wolną chwilę, wraz z żoną i dziećmi rusza do stolicy. Świetnie opanował trasę, której pokonanie zajmuje mu nieco ponad dwie godziny. W Warszawie bywa niemal w każdą niedzielę. - W sobotę też wrócę, tym razem na stadion, na którym grałem trzy lata. Mam nadzieję, że kibice dobrze mnie przyjmą. Może pamiętają, że osiągałem z drużyną sukcesy? - komentuje.
Do działaczy nie czuje już żalu, przynajmniej tak twierdzi w oficjalnych wypowiedziach. - Bardzo chętnie przywitam się z każdym pracownikiem Legii, prezesem również. Nie będę miał z tym kłopotu - mówi.
Nie daje się sprowokować, nawet gdy przypominamy mu wygłoszone przez Miklasa zdania: "Edson musi szukać hojniejszego pracodawcy niż Legia" i "Było w Legii dwóch zawodników, Edson i Vuković, którzy myśleli, że są najlepsi w drużynie. Gdzie są teraz?" - Nie mam do prezesa pretensji. Jak skomentuję jego wypowiedzi? Jestem zadowolony z tego, w jakim klubie dziś gram. Nie uważam, że źle skończyłem. Trzeba szanować koszulkę, w której się gra - kończy Edson.
Z Koroną do Warszawy przyjedzie też inny były legionista Aleksandar Vuković, który podobnie jak Edson odmówił podpisania nowego kontraktu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.