Domyślne zdjęcie Legia.Net

Eldo o Legii, kibicach i właścicielach

Marcin Szymczyk

Źródło: Magazyn Futbol

05.01.2010 10:36

(akt. 16.12.2018 16:55)

Eldo czyli Leszek Kaźmierczak, warszawski raper, od ponad dekady na hip-hopowej scenie od dzieciństwa jest kibicem Legii. W najnowszym wydaniu Magazynu Futbol wypowiada się na temat swojego ulubionego klubu, kibiców, włodarzy i konfliktu.

- Nie kupię sobie miejsca w loży VIP, bo nie czuję frajdy z siedzenia dziewięćdziesiąt minut obok pana w garniturze na krzesełku. Ja na meczu muszę stać, zawsze miałem kolegów, którzy chodzili na takie sektory, gdzie żyje się meczem. Przestałem chodzić dla własnej wygody. Muniek Staszczyk też nie włóczy się pewnie nocą po Żoliborzu, bo ktoś móg­łby mieć do niego pretensje za ten „pieprzony Żoliborz". W Polsce ludzie często załapują się na jakąś agresję sprzed kilku lat i potem próbują grać tymi starymi kartami. Mnie to śmieszy tak bardzo, jak mocno smuci mnie atmosfera wokół Legii. W wojnie klubu z kibicami kiedyś byłbym bardziej po stronie władz klubu, teraz jako 30-letni facet, jestem po stronie kibiców. Klub wymyślił sobie kibica, jakiś jego obraz. Jeśli pan X coś buduje, to musi pamiętać, że ktoś to budował przed nim i ktoś będzie budował po nim. To tak jak z prezydentami Warszawy - musisz być prezydentem tych wcześniejszych i tych następnych kadencji. Tak samo jest chyba z prezesami klubów. Ja bym chciał żeby w Polsce ktoś zrozumiał, że jeśli coś ma sto pięćdziesiąt lat tradycji, to przez te 150 lat ludzie tracili zęby, zdrowie, gardła, głos, cierpliwość, czas, żony, dlatego, że ten klub istniał. I podoba mi się to jak jest robione w Marsylii, gdzie kibic jest partnerem, zaś w Polsce, w Legii szczególnie, kibic jest przeszkodą, elementem zbędnym, który chcemy zastąpić młodymi menedżerami, którzy się dorobili i chcieliby nowoczesnej rozrywki typu kawa, cygaro i VIP room. A mnie pasuje włosko-argentyński sposób kibicowania, kiedy dzieciaki z miejsc, gdzie nie jest najciekawiej, mogą pójść i pokrzyczeć. W weekend na polskich drogach ginie więcej ludzi niż przez ostatnich 40 lat zginęło na naszych stadionach. Uważam, że afera wokół stylu życia kibicowskiego jest dużo większa, niż to przynosi faktycznego zagrożenia.

To uogólnienie?

- Tak. Jak mówienie o środowisku rapowym. Uogólnienie w stosunku do kibiców to jest normalność, a czasem wyróżni się jakąś indywidualność, bo akurat ci położyli wieńce na grobach, a ci zrobili na rocznicę Katynia kartoniadę. A chodzi zawsze o jedno. Jak masz 25 lat to zależy ci, żeby twój klub wygrywał. Coś nie idzie, to się zdenerwowałeś, normalne. Młodość musi się wyszumieć. Takie było kiedyś hasło? Nie podoba mi się jedynie to, że są wśród legijnych kibiców środowi­ska kibicowskie nie tyle narodowej prawicy, bo do niej nic nie mam, tylko środowiska faszystowskie. Jest to dla mnie, jako warszawiaka, rzecz dziwna, bo to tak, jakby być antysemitą w Izraelu. Bycie faszystą w Warszawie dla mnie jest świadomym kretyni­zmem, jakbyś sam się decydował na bycie debilem. Jak można być faszystą w Warszawie?  

Konflikt na linii klub - kibice wydaje się niemożliwy do rozwiązania.

- W momencie, kiedy ITI przejmowało Legię, powiedziałem na głos przekleń­stwo, bo wydawałem kiedyś płytę w wytwórni, która była spółką-córką tego holdingu i po prostu wiedziałem, jak to działa. Niestety, o tej firmie nie mogę powiedzieć nic dobrego, bo jest to wielka korporacja ludzi, którzy pilnują swoich stołków. Nie są zaangażowani emocjonalnie w to, co robią. Ta zmia­na logo, wojenki z kibicami, akcja na mieście, kiedy zatrzymano siedemset osób i rozwożono je po komisariatach po całym mazowieckim, bo w stolicy już nie było miejsc. Wszystko razem wzięte to jakaś farsa. Wiesz, że tam było wielu moich kolegów, którzy nigdy w życiu nie mieli najmniejszego zatargu z prawem? Wykonują poważne zawody - są pracownikami banków, agencji reklamowych, a teraz mają przez to kłopoty. Bo chcieli pójść na mecz. Jest mi wstyd. Rzeczywistość nie wygląda tak, jak jest przedstawiana w telewizji i w internecie, a rzecznik policji od kilku lat opowiada bajki. Klub nie wojuje z czeczeńską bojówką, która w lesie ucina ludziom głowy nożem, tylko z ludźmi, którzy tworzyli historię i atmosferę wokół Legii. Przez wiele lat byli na trybunach. Rozumiem, że byłoby super, gdyby młodzi me­nedżerowie z klasy średniej zapełnili trybuny, tudzież piękne panie, żeby to się zrobił taki tor służewiecki. Ale tak się nie da. Dlaczego klub ma komuś czegoś zabraniać, segregować ludzi. Kiedyś oglądałem film o Olympique Marsylia i tam szef kibiców miał sprawę. W sądzie bronił go prawnik klubu! Pomostem między klubem a fanami jest tam Eric Di Meco, legenda w Marsylii. A u nas jest dewiza: „Radź se, kurwa, sam". Do kontaktu z klubem wyznaczą zaś kogoś, kogo kibice nienawidzą.

Ale kibice też nie są idealni. Sorry, ale to skandowanie po śmierci Jana Wejherta: "Jeszcze jeden"! Ręce opadają.

Masz rację, to wstyd. Można kogoś nie szanować, ale jeśli umarł, to nie przeginaj pały, zamknij mordę. Właśnie wtedy pokaż klasę, wy nas lejecie po głowie, a my jesteśmy ponad to. Ale to jest też tak, że każdy ekstremizm nakręca inny ekstremizm. Jak klub daje kibicom sygnał - nie wy tu będziecie o czymś decydować, bo jak będziemy chcieli, to was wszystkich pozamykamy, to potem spirala się nakręca. Dlaczego tutaj nie może być tak jak Poznaniu? Wysiadasz na dworcu i masz billboard Lecha. Na każdym kroku wiesz tam, że jest w mieście taki klub. A gdzie są akcenty Legii w Warszawie?

- W Warszawie tylko Legia?

Na Legię zabrał mnie tata. Pamiętam, że siedzieliśmy na Żylecie, było strasznie dużo dymu papierosowego, tacie bardzo to przeszkadzało. Później on przestał chodzić, jest starej daty i był w stanie znieść „sędzia kalosz", ale więcej już nie. W Warszawie, w czasach kiedy ja dorastałem, Legia miała takich zawodników i robiła takie wyniki, że trudno było na nią nie chodzić. Oglądanie Romka Koseckiego czy Dariusza Czykiera to była ogromna frajda. To było dla mnie naturalne - wychowujesz się w dużym mieście, grasz z kolegami w piłkę na podwór­ku, jaki masz klub? Legia Warszawa, ciach! Pamiętam, jak w meczu z Panathinaikosem Czarek Kucharski strzelił gola, który dawał Legii wtedy awans. Siedziałem na Żylecie, na górze. Nie wiem jak to się stało, ale po chwili byłem na dole, na kratach. Pamiętam eksplozję na meczu z Górnikiem Zabrze, ten po odebraniu tytułu, kiedy łebek od podawania piłek sprintem pobiegł, żeby podać piłkę Piszowi, bo on wykonywał rzut rożny. Mówię do kolegi: „Patrz, jak on się stara, będzie z tego gol". I był. Fedoruk strzelił.

Czemu przestałeś chodzić na Legię?

- Bo miałem różnicę zdań ze stroną prawicowo-faszystowską, częścią try­bun. Gdybym nie był osobą publiczną, to pewnie chodziłbym na mecze Legii cały czas. Ale ja nie chcę iść na mecz po to, żeby się z kimś kłócić. 

Rozmawiał: Przemysław Rudzki

Polecamy

Komentarze (55)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.