- Lubię Warszawę. Dobrze się w niej czułem jako zawodnik i trener Legii. Stolica połączyła mnie i Kazka Deynę. Chodziliśmy do „Ambasadorskiej" na piwo. Było takie, z takim sreberkiem. Żywiec. Nie, nie! Okocim, przypomniałem sobie. No i do piwka śledzik w śmietanie. W Warszawie mieszkałem przy kortach, moim sąsiadem był Stasiu Szozda i wielu innych znakomitych sportowców, których trafiło wojsko. Później przeprowadziłem się na Puławską. W Legii atmosfera była rewelacyjna. Drużynę tworzyli wielcy piłkarze, ale nie pokazywali człowiekowi, że , ja jestem wielki, a ty mały". Już w latach 60. tak było, Lucek Brychczy opowiadał. Jak na wyjeździe za granicą komuś zabrakło dolara, drugi od razu pożyczył. Jak ktoś coś fajnego ustrzelił w sklepie, brał drugiego za rękaw, żeby też sobie kupił dżinsy czy marynarką. A dzisiaj jak ktoś znajdzie fajny płaszcz, to pary z gęby nie puści, bo ktoś kupi taki sam - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" trener Wisły Kraków Franciszek Smuda.
Przypuszczał pan, że do meczu z Legią przystąpicie jako lider?
- Nie powiem, że to niespodzianka. Ona jest wtedy, gdy grasz padlinę i prowadzisz w lidze. A my potwierdziliśmy w meczach, że nie ma co się dziwić, że jesteśmy na pierwszym miejscu. Chociaż na razie mam tę tabelę głęboko w... Najważniejsze, że futbol, jaki pokazuje Wisła, da się oglądać. Jest trochę rzeczy do poprawy.
W Legii jest piłkarz, którego Franciszek Smuda wziąłby od razu?
- Legia ma dwie ekstraklasowe drużyny i byłoby z czego wybierać. W Widzewie zapytali kiedyś, kogo bym chciał z Legii. - Michalskiego - odpowiedziałem. I dup, za chwilę Radek był u mnie. Teraz tak chyba nie będzie.
Zapis całej rozmowy z Franciszkiem Smudą w dzisiejszym wydaniu " Przeglądu Sportowego"
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.