Furtka do lepszego świata
21.05.2007 08:07
Nigeryjczycy przyjeżdżają do Polski robić karierę piłkarską. Nie wszystkim to jednak wychodzi. <b>Frankline Mudoh</b> z Kamerunu miał być wielką gwiazdą polskiej ekstraklasy. Próbował szczęścia w Legii Warszawa, rozegrał nawet kilka spotkań, ale nie zdołał się przebić. Gdy był w Jezioraku Iława, pośredniczył w handlu dolarami między dwoma obywatelami Nigerii a właścicielem klubu. Dolary były pofarbowane na czarno, ale Nigeryjczycy tłumaczyli, że to zabezpieczenie przed fałszerzami i że specjalny środek przywraca im dawny zielony kolor.
Ksiądz Mirosław Mikulski, kapelan polskiego sportu i prezes PKS Radość, jest dumny ze swoich Nigeryjczyków. W Jego klubie gra ich piętnastu. Przed meczami odmawia modlitwę i przypomina o zasadach gry fair i o tym, że wszyscy piłkarze są równi. Nigeryjczycy są tu na przeczekanie. Do Polski przyjechali robić wielkie piłkarskie kariery. Po strzelonych bramkach rapują i tańczą. Na razie dopisuje im humor, nie wiadomo, jak będzie za kilka miesięcy. Wielu ich rodaków zapowiadało się na wielkie gwiazdy, niektórzy wylądowali w więzieniach, inni do dzisiaj sprzedają tanie towary na stadionie.
Historia Janet Johnson, młodej Nigeryjki, która została znaleziona pokaleczona, wielokrotnie zgwałcona i zarażona wirusem HIV, poruszyła całą Polskę. Aż do czasu interwencji "Dziennika" każda instytucja chciała się jej jak najszybciej pozbyć. A jak wygląda sytuacja afrykańskich piłkarzy w Polsce?
Nigeryjczycy w Polsce nie mają łatwego życia. Przyjechali tu robić kariery, często kombinują, jak mogą, żeby mieć gdzie mieszkać. Z kilkunastu zawodników, którzy grają w Radości, karierę zrobi jeden, może dwóch. Walka jest ostra. Ci, którzy nie przetrwają, zostaną wydaleni z Polski.
Zanim jednak do tego dojdzie, po sezonie spotkają się jak co roku w Parku Skaryszewskim w Warszawie. Od lat popołudniami zjeżdżają tam wszyscy - ci, którym nie wyszło, i ci, którzy zrobili kariery. Benjamin Imeh ze Śląska Wrocław i Oamen James, były zawodnik Odry Wodzisław, bracia Ekwueme oraz ich koledzy z innych krajów, tacy jak Nigeryjczyk Moussa Yahaya - cały przekrój od ekstraklasy do VII ligi. W Parku Skaryszewskim można spotkać wiele zmarnowanych talentów i tych dobrze się zapowiadających. Wśród tych drugich są piłkarze PKS Radość.
Mają niewiele czasu na szybką karierę. Na tych, którym powinie się noga, czeka już wojewódzki Urząd Marszałkowski. Nigeryjczycy, którzy mieszkają na warszawskich Fortach Bema, mogą zostać, o ile okażą tzw. prawo do lokalu. - Przez długie tygodnie na nic zdawały się tłumaczenia, że mieszkamy w hotelu i nie ma szansy na prawo do lokalu - opowiadają nam piłkarze, którym ciężko zrozumieć tutejsze przepisy. Wciąż czekają na decyzję. - Odwołujemy się, ale urzędnicy są często złośliwi. Wpisują nam w karty "sprawa bez rozpoznania". I to jest problem, bo nie ma się od czego odwołać.
Ostatnią deską ratunku może być polska żona. Lucky Ede z Nigerii przyjechał do Polski, ale nie mógł się dostać do żadnego dobrego klubu. Ostatnim był Radomiak. Po nieudanych testach trafił do aresztu, gdzie czekał na deportację. Uratowała go polska dziewczyna Beata. Wzięli ślub w areszcie, dzisiaj mieszkają razem, Lucky gra w Mazovii Rawa Mazowiecka.
Nie wyszło za to Nigeryjczykom z Iławy. Gdy na początku poprzedniego sezonu Jeziorak zatrudnił trzech piłkarzy z Afryki, kibice byli wniebowzięci. Szczególnie po kilku pierwszych meczach.
Michael Nwobi strzelał bramkę za bramką, Tony Chukwu Emeke był najlepszym obrońcą ligi. Ich zespół odnosił kolejne zwycięstwa. Szedł równo z OKS Olsztyn, głównym kandydatem do awansu do III ligi. W Olsztynie Nigeryjczycy nikomu nie przeszkadzali, aż do czasu bezpośredniego meczu. Jeziorak wygrał na wyjeździe z OKS 4:0 i zaczęło się...
Zawodnikom kończyło się akurat zezwolenie na pobyt w Polsce, więc złożyli dokumenty w tamtejszym Urzędzie Wojewódzkim. Uczciwie zarabiali, grając w piłkę, więc wydawało im się, że bez problemu dostaną odpowiedni papierek. Tymczasem dzień po tym, jak wygasł termin zezwolenia, w budynku klubowym zjawili się policjanci, szukając nielegalnych imigrantów. Zawodników wydalono z Polski. Okazało się, że w Wydziale Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców pracuje żona jednego z szefów OKS Olsztyn. Jeziorakowi zabrano jeszcze punkty za jeden z meczów, w którym rzekomo wystąpił nieuprawniony do gry Nigeryjczyk.
Kilka dni temu, gdy okazało się, że OKS już praktycznie awansował, punkty Jeziorakowi przywrócono. Taką decyzję podjął Polski Związek Piłki Nożnej. I znowu wszyscy mają czyste ręce. A zawodników z Nigerii ukarano rocznym zakazem wjazdu do Polski. - Teraz załatwiamy formalności od nowa. Olsztyn postanowił wejść bocznymi drzwiami do IV ligi, więc co mogliśmy zrobić? - pyta retorycznie dyrektor klubu z Iławy Kazimierz Paluszewski.
Nie wszyscy, którzy przyjeżdżają do Polski grać w piłkę, trafiają na boisko. Niektórzy, szukając szybkiego zarobku, lądują w więzieniu. Dla Innocenta Udenyi Polska miała być rajem. Zaczął w Hutniku Warszawa, później miał się piąć w górę. Popołudnia spędzał z kolegami w Parku Skaryszewskim. Potem trochę ich zaniedbał, bo poznał Polkę. Jego znajomi nie pamiętają jej imienia, wiadomo tylko, że była całkiem ładną blondynką. Rozstali się. Kilkanaście dni później został aresztowany za to, że nakłaniał swoją dziewczynę, by przywiozła mu dwie działki marihuany z Holandii do Polski. W więzieniu przesiedział kilkanaście miesięcy. Tłumaczył, że to nieporozumienie, bo przecież dwie działki można kupić gdziekolwiek w Polsce. W odpowiedzi usłyszał, że może wyjść, jeśli się przyzna. Wyszedł, załatwił formalności i wyjechał z kraju. Nigdy już nie wrócił.
Frankline Mudoh z Kamerunu miał być wielką gwiazdą polskiej ekstraklasy. Próbował szczęścia w Legii Warszawa, rozegrał nawet kilka spotkań, ale nie zdołał się przebić. Gdy był w Jezioraku Iława, pośredniczył w handlu dolarami między dwoma obywatelami Nigerii a właścicielem klubu. Dolary były pofarbowane na czarno, ale Nigeryjczycy tłumaczyli, że to zabezpieczenie przed fałszerzami i że specjalny środek przywraca im dawny zielony kolor.
Biznesmen z Iławy Zygmunt Dmochewicz sprawdził wszystko osobiście, działało. Włożył w interes 1,6 miliona złotych. Dolary zmieniały kolor, ale już nie na zielono, tylko na czerwono. Dwaj Nigeryjczycy zniknęli. Mudoh tłumaczył, że został wmieszany w aferę, bo zna język polski. Trafił do więzienia na półtora roku. Wyszedł i ostatnio mieszkał w Warszawie. Można go znaleźć w centrum stolicy w pizzerii "Pizza Hut", gdzie spotykają się piłkarze z Afryki.
Zupełnie inne plany na przyszłość ma 17-letni Charles Nwaogu Uchenna, który zebrał na razie niezłe recenzje. - Ten chłopak ma naprawdę duży talent, myślę, że miałby sporą szansę na zrobienie kariery w piłce. Wystarczyłoby go dobrze prowadzić. Jest silny, szybki, ma ciąg na bramkę, wie, jak strzelać gole - opowiada "Dziennikowi" Dan Petrescu, rumuński trener, który chciał zatrudnić Charliego w Wiśle Kraków.
Petrescu zwolnili, a piłkarzowi na dzień przed zakończeniem okresu transferowego powiedzieli, że nie ma w Wiśle czego szukać. Później dostał informację, że może uda się coś załatwić, ale musiałby sam płacić za swój pobyt w Krakowie. Podobnie było w Łęcznej. Na dwa dni przed zamknięciem okienka transferowego postawiono go pod ścianą - kontrakt za 500 złotych albo ulica.
Charlie sobie poradził. Dzisiaj gra w ll-ligowym Zniczu Pruszków. Na tyle dobrze, że prawdopodobnie od przyszłego sezonu znajdzie zatrudnienie w ekstraklasie. Na razie idzie mu w Polsce jak po grudzie. Udało mu się jednak zadomowić, a to już jest coś. Polska jest dla wielu Nigeryjczyków furtką do lepszego świata. Łatwiej trafić tutaj niż do krajów Europy Zachodniej. Dlatego wielu przyjeżdża tu tak jak Janet Johnson, na zaproszenia z klubów sportowych.
- Obwarowania są ostre. Klub musi wysłać zaproszenie, później wszystko dokładnie sprawdza ambasada. Prawie nie ma możliwości, żeby ktoś się przemknął - opowiada Mirosław Skorupski, menedżer sprowadzający Nigeryjczyków do Polski. Takich jak Chimoso Anthony Obiorah, który chciał przyjechać do naszego kraju, by zrobić wielką karierę i wyjechać na Zachód. Tak przynajmniej mówił. W Polsce załatwiono zaproszenie, nasza ambasada w Lagos potwierdziła, że chłopak mieszka pod wskazanym adresem i gra w piłkę. Bilet dostał, do Polski przyleciał, ale na lotnisku gdzieś się zawieruszył. To było kilka tygodni temu, od tej pory nikt go nie widział.
Zabawa bez piłki i obrona przed deportacją
Yahaya z Nigru zaczynał karierę w Polsce, w warszawskiej Legii. Ma na
koncie nawet mistrzostwo kraju z klubem z Łazienkowskiej. Na swoje nieszczęście miał skłonności do dobrej zabawy. Swoją odprawę z Legii, wynoszącą około 100 tys. zł, przepił ponoć w kilka tygodni. Zdarzało się, że gdy grał w GKS Katowice, przyjeżdżał pijany na treningi. Zażywał narkotyki. W tym roku kończy 32 lata. Gra w VII lidze w rezerwach Mazura Karczew.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.