Gaz "Dawida"
12.04.2002 14:04
TRENER Mirosław Jabłoński oprócz niewątpliwej wiedzy ma także wielkie szczęście. Wiosną dobrze gra cała drużyna Amiki, ale prym wiodą bez wątpienia napastnicy. Wszyscy czterej - Tomasz Dawidowski (na zdjęciu), Jacek Dembiński, Grzegorz Król i Remigiusz Sobociński - nie zawodzą w najtrudniejszych momentach, zdobywają ważne bramki. Bohaterem weekendu był Król, ale we wtorek w cień zepchnął go "Dawid".
- Zdobyłem co prawda dwie bramki, które zagwarantowały awans do finału Pucharu Polski, ale jestem przecież napastnikiem. A od napastników wymaga się zdobywania goli - skromnie stwierdził Tomek. - Prawdą jest jednak, że nie narzekam na formę, bo mimo kontuzji i pauzy za kartki w sumie uzbierałem jedenaście bramek: sześć w lidze, cztery w Pucharze Polski i jedną w Pucharze Ligi. Szkoda, że mam takiego pecha, mój dorobek byłby z pewnością bardziej imponujący. Wierzę, iż do końca sezonu już nic mi nie przeszkodzi. Zauważyłem bowiem, że znów złapałem duży gaz.
- Ogromna rywalizacja o miejsce w ataku Amiki sprzyja osiągnięciu tak wysokiej formy?
- Rywalizacja na pewno jest zdrowa i nikt z naszego kwartetu nie narzeka. Wszyscy czterej jesteśmy w wysokiej formie, a o tym, kto zagra w wyjściowym składzie dowiadujemy się dopiero na przedmeczowej odprawie. Już zapomniałem jak to jest, gdy ma się etat u trenera. Na pewno jest wówczas większy psychiczny luz. Nie trzeba się martwić o miejsce już po jednym nieudanym występie.
- Liczy pan jeszcze na wyjazd do Korei na mistrzostwa świata?
- Nie! Straciłem chyba zbyt dużo czasu. Moim zdaniem, z napastników występujących w polskich klubach szanse na występ w finałach ma tylko Maciej Żurawski. A ja liczę, że trener Jerzy Engel o mnie nie zapomni i będzie powoływał na spotkania eliminacji mistrzostw Europy. W życiu trzeba być realistą.
- Czy Amica ma realne szanse na wywalczenie Pucharu Polski?
- Uważam, że bardzo duże, bo w finale nie ma faworyta. Wisła prezentuje wiosną zbliżony poziom do nas. Poza tym to przeciwnik, który zawsze nam odpowiadał. Pokonaliśmy krakowian niedawno w lidze, a przed dwoma laty wygraliśmy z nimi dwumecz w finale Pucharu Polski. Na wyjeździe zremisowaliśmy wówczas 2:2, a w rewanżu było 3:0. Uważam więc, że psychologiczna przewaga jest po naszej stronie.
- Myśli pan o wyjeździe za granicę? Zagraniczni menedżerowie nie dają spokoju?
- Spokojnie, nie tracę głowy. Kontrakt z Amiką mam ważny do 2003 roku. Jestem zadowolony z warunków pracy, bo Wronki mają najlepiej organizacyjnie poukładany klub w Polsce. Nie wykluczam więc, że przedłużę kontrakt. Doszło już zresztą do wstępnych negocjacji z działaczami.
- Czasami można odnieść wrażenie, że wasi działacze i trener nie chcą wywalczyć tytułu. Tak rzeczywiście jest?
- Nie. Przed sezonem działacze postawili przed nami realny, ale i tak bardzo trudny do zrealizowania cel - awans do europejskich pucharów. Nastawiliśmy się więc na zajęcie co najmniej trzeciego miejsca w lidze, bo Puchar Polski to zawsze loteryjne rozgrywki. Nikt się jednak nie pogniewa, jeśli wywalczymy wyższą lokatę w tabeli. A dopóki będzie szansa nie przestaniemy się bić o tytuł.
- Kto jest faworytem spotkania z Legią?
- Choć jesteśmy gospodarzem i nie straciliśmy jeszcze punktów wiosną przed własną publicznością, to trzeba uczciwie powiedzieć, że faworytem jest Legia. My gramy nieźle i całkiem skutecznie. Ale Legia jest rozpędzona i już naprawdę bliska tytułu. To oznacza, że... kibice nie będą po meczu narzekać. Stworzymy wielkie widowisko. Goście nie mają przed nami tajemnic. Trener Dragomir Okuka też na pewno dokładnie rozpracował styl Amiki. W końcu w tym sezonie graliśmy ze sobą już trzykrotnie. Dlatego uważam, że o tym, kto wygra zadecyduje dyspozycja dnia.
- Na razie bilans jest korzystniejszy dla warszawian - ponieśli tylko jedną porażkę, a dwukrotnie, w tym także we Wronkach, zwyciężyli.
- Zgadza się. Mamy więc do uregulowania rachunki. Tym bardziej, że przed miesiącem przegraliśmy na Łazienkowskiej na własne życzenie. Decydującego gola straciliśmy już po upływie regulaminowego czasu, trochę po frajersku. Gdyby udało się wówczas utrzymać remis to Amica miałaby tylko punkt więcej, za to Legia aż dwa mniej. I po zwycięstwie w dzisiejszym meczu objęlibyśmy prowadzenie. Nie ma jednak co gdybać, trzeba teraz wyrównać bilans. I tak właśnie będzie! Jeśli pokonamy Legię to różnica zmniejszy się do trzech "oczek". I sytuacja Legii zrobi się nieciekawa. Trudniej jest bowiem bronić miejsca na topie niż atakować. Warszawianie w zaistniałej sytuacji muszą wywalczyć tytuł. My mamy komfort psychiczny
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.