Domyślne zdjęcie Legia.Net

Gazeta Polska: Towarzyszu Walter, prowadź!

Mariusz Ostrowski

Źródło:

27.11.2007 15:39

(akt. 21.12.2018 16:59)

Bywali nazywani bikiniarzami, gitami, dresami, kibolami. Każdy etap najnowszej historii Polski przynosił coraz to inne pojęcie na określenie ludzi, których pasją jest piłka nożna, a klub sportowy małą ojczyzną. Wzbudzający respekt każdej władzy przez swą nieobliczalność i niezależność, której skrępować nie były w stanie najbardziej wymyślne ograniczenia, nadal trwają przy swoich klubach. A w nowej, demokratycznej tym razem Rzeczypospolitej wciąż walczą o prawo do wolności bycia sobą na swoim.
Po roku 1989 CWKS Legia, jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce piłkarskich zespołów, przechodził – jak cała reszta polskiej piłki – przez komplikacje przeobrażeń własnościowych. Przestał być klubem sponsorowanym przez wojsko, dostał się m.in. w posiadanie koreańskiego Daewoo, by ostatecznie trafić w ręce ITI, firmy wyrosłej pod skrzydłami komunistycznego reżimu gen. Jaruzelskiego. Komunistyczna propaganda i panamskie biznesy Dla osób z zewnątrz Legia, stając się częścią wielkiego imperium medialnego, w skład którego wchodzi m.in. sieć TVN, wkroczyła tym samym w świat baśni z tysiąca i jednej nocy, świat nieograniczonych możliwości. Sami kibice Legii byli nastawieni bardziej sceptycznie. Jak się okazało – instynkt ich nie zawiódł. A wszystko za sprawą Mariusza Waltera, założyciela ITI, który Legię postanowił potraktować jak budkę z piwem – tyle że większą. Droga życia Waltera jest równie klarowna jak przejrzyste były mowy pierwszych sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR, której był członkiem. W latach 70. był autorem najpopularniejszego programu telewizyjnego epoki gierkowskiej – Studia 2. Jak ujawnili niedawno historycy z IPN, w lutym 1983 r. ówczesny rzecznik rządu komunistycznego Jerzy Urban zaproponował utworzenie w MSW specjalnego pionu służby propagandowej, który miałby się zająć głównie programowaniem i realizacją "czarnej propagandy". Na szefa Urban zaproponował właśnie... Mariusza Waltera. W praktyce "walterowcy" mieli tworzyć własne programy telewizyjne, radiowe, reportaże itd., które "wykorzystywaliby dziennikarze pracujący w odpowiednich środkach masowego przekazu". Pion służby propagandowej miałby także prowadzić „przemyślaną, zręczną i stałą kampanię na rzecz zmiany obrazu SB, MO i ZOMO w społeczeństwie”. Szef MSW gen. Kiszczak, nie chcąc reformować całej struktury MSW, a taka byłaby konsekwencja przyjęcia propozycji Urbana, pionu "czarnej propagandy" nie utworzył. Za to rok później Mariusz Walter stanął na czele powstałej w... Panamie firmy ITI – dzisiaj właściciela stacji TVN. I Legii Warszawa – której ochroną zajmują się firmy założone i kierowane przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i ZOMO. Eksperymenty biznesmenów na kibicach Przejęcie Legii przez ITI nie wzbudziło może zachwytu kibiców, ale że do zarządców niekoniecznie posiadających piękne dusze i szczere intencje przywykli, toteż i z nowymi władzami przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa (SKLW), mając na względzie dobro klubu, podjęli rozmowy o współpracy. Na marginesie należy dodać, że zakup klubu przez inwestora prywatnego stał się możliwy dzięki potężnej akcji promocyjnej i "mody na Legię" zapoczątkowanej przez SKLW, które w ten sposób szukało wsparcia finansowego dla ukochanego klubu. Pomimo tego Jan Wejchert, wspólnik Waltera, zapowiedział w wywiadzie dla tygodnika "Piłka Nożna", że jednym z celów ITI jest "zmiana struktury kibiców". Cóż, wdzięczność niejedno ma imię. Dodajmy, że Wejchert to biznesmen z dłuższym jeszcze od Waltera rodowodem – jego firma Konsuprod powstała w latach 70. i była jedną z dwóch pierwszych firm polonijnych. W stanie wojennym sprowadzała do Polski paczki z zagranicy, oczywiście pod czujnym okiem MSW Kiszczaka. W roku 2005 wybucha pierwszy konflikt kibicowsko-klubowy. Powodem jest drastyczna podwyżka cen biletów (o ponad 50%). Kolejnym policzkiem wymierzonym legionistom staje się zatrudnienie na stanowisku szefa ochrony stadionu byłego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Walter atakuje dalej. – Klubowa "bezpieka" zaczęła utrudniać i w praktyce uniemożliwiać przygotowywanie opraw meczowych, podjęła próbę cenzurowania stadionowych transparentów – mówi jeden z przedstawicieli SKLW. Dla kibiców to próba pozbawienia ich tego wszystkiego, co dla nich najważniejsze. I co zawsze było, jest i będzie nienaruszalną domeną kibiców. Do pomysłów ITI należy też stworzenie... nowego logo klubu, motywowane względami finansowymi, bo do poprzedniego, z tradycyjną, ukochaną przez kibiców "elką" – prawa ma inna spółka. Taki pomysł mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś, kto nie ma pojęcia o kibicowskim systemie wartości. Legia kontratakuje SKLW podejmuje kontratak. Pięć kolejnych meczów zostaje zbojkotowanych przez kibiców (na stadion przychodzą jedynie niewielkie grupki gości i pracowników ITI). Walter traci około miliona złotych i twarz, bo koncern ITI zostaje zmuszony przez reklamodawców do podjęcia rozmów z kibicami. Tymi samymi kibicami, których wyeliminowanie zdawało się być prostym zabiegiem. Walterowcy podpisują z SKLW porozumienie, na mocy którego istnienie i działanie ruchu kibicowskiego zostaje usankcjonowane. Wydarzenie ma jednak charakter czysto propagandowy, jest próbą ratowania wizerunku ITI. W rzeczywistości, jak mówią członkowie SKLW, przypomina ono Porozumienia Sierpniowe z 1980 r.: dużo istotnych słów przelanych na papier, podpisy ważnych ludzi – i żadnej chęci do realizowania zapisanych postanowień ze strony właściciela Legii. Warszawa – kolejne starcie Początek roku 2006 we wzajemnych relacjach jest spokojniejszy – Legia idzie po mistrzostwo, co wywołuje euforię kibiców. SKLW dyscyplinuje legionistów, wzmacniając więzi łączące to środowisko. Przełomowym momentem staje się 14 maja 2006 roku i feta kibiców Legii z okazji tytułu mistrzowskiego dla ich klubu. Tuż przed tym wydarzeniem działacze SKLW proponują klubowi zorganizowanie imprezy na Agrykoli, bezpośrednio po ostatnim meczu sezonu. Powód jest prosty – na ściśle określonym terenie łatwiej jest zapanować nad emocjami świętujących. Walterowcy odmawiają. Członkowie SKLW dowiadują się, że to, co się dzieje poza stadionem na Łazienkowskiej, klubu po prostu nie interesuje! Radość kibiców ze zwycięstwa? A kogo to obchodzi? Klub? Koniec meczu, ZOMO zamyka stadion. Fajrant. Podejście zaskakujące – nawet jak na reguły rządzące polską piłką. Efektem postępowania ITI jest masowa wędrówka wielotysięcznego tłumu legionistów na Stare Miasto, gdzie – rzecz przy takiej masie ludzi oczywista – dochodzi do przepychanek. Sprawę podchwytują Walterowskie media, wyolbrzymiając do granic absurdu najbłahsze incydenty – za które ten koncern również ponosi część winy. Jednak tym razem czarna propaganda ITI nie przynosi większego skutku. Dzień po wydarzeniach przedstawiciele SKLW zostają zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego, a minister Ludwik Dorn z zadowoleniem publicznie podkreśla rolę Stowarzyszenia w tworzeniu normalnego ruchu kibicowskiego. Wyprawa wileńska Kolejny sezon – wojna trwa dalej. Lipiec 2007, zbliża się wyjazdowy mecz Legii z wileńską Vetrą w ramach rozgrywek o Puchar Intertoto. Zasadą spotkań wyjazdowych jest to, że dysponentem biletów dla kibiców zespołu gości jest ich macierzysty klub. Nie tym razem! Władze KP Legia umywają ręce. A jeżeli do Wilna pojedzie kilka tysięcy polskich kibiców? – pytają prezesa klubu Leszka Miklasa działacze SKLW. To problem Litwinów – odpowiada pan prezes, który zresztą razem z całą wierchuszką klubową udaje się na urlop. Legioniści jednak nie rezygnują. Delegacja SKLW wyjeżdża wcześniej do Wilna, by z władzami Vetry omówić kwestie bezpieczeństwa spotkania. Rozmowy zapowiadają się obiecująco, dopóki na horyzoncie nie pojawia się delegat KP Legia Marek Drabczyk. I ten specjalista od modernizacji stadionów, bez żadnego doświadczenia meczowego (wyjazd do Wilna to jego pierwsza "wyjazdówka"), uspokaja Litwinów krótkim: będzie dobrze. A dobrze nie było. 3500 polskich kibiców, jeden czy dwóch litewskich ochroniarzy, żadnych barierek na stadionie. Około 200 Polaków robi sobie z murawy teren spacerowy, część wszczyna awantury. I znów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożywają Walterowskie media, narzucając Polsce i Europie obraz dzikich polskich hord pustoszących stolicę Litwy. Hord nie było, zatrzymano 17 osób (z trzech i pół tysiąca!), ale i tego można było uniknąć, gdyby nie postępowanie władz klubu, które storpedowały wysiłki SKLW. Urbanizacja "Bandyci z Wilna" – takim epitetem walterowcy uderzyli w legionistów, oskarżając o wywołanie wileńskiej awantury... SKLW! Jerzy Urban, proponując Mariusza Waltera na szefa czarnej komunistycznej propagandy, wiedział, co robi. – Z bandytami nie rozmawiamy, założymy własny klub kibica – zapowiada prezes Miklas. – Chyba złożony z milicjantów z ZOMO, bo wśród legionistów chętnych nie znajdą – śmieją się członkowie Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. Miklasowi nie popuścili i złożyli przeciwko niemu pozwew w trybie karnym z powództwa prywatnego. Za "bandytów z Wilna". Wojna Legii z ITI przybiera na sile. SKLW odrzuca "propozycję" klubu, by kibice przyjęli rolę stadionowych konfidentów i samo proponuje wzięcie na siebie odpowiedzialności (a więc praw i obowiązków) za mecze wyjazdowe. Ale to nie jest w smak walterowcom, których wizja to czasy, kiedy najważniejsze będą transmisje telewizyjne, dające zyski z reklam. Niestety dla nich, komercjalizacja piłki nożnej nie posunęła się jeszcze tak daleko. Kibice Legii poświęcają Mariuszowi Walterowi jedną ze stadionowych "opraw". Żyletę zdobią czerwone transparenty "Towarzyszu Walter, prowadź!", "Domagamy się rokowań rozbrojeniowych", "Wzmożona kontrola dźwignią zaufania społecznego" oraz "Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy". A porządku strzeże milicyjna pałka Problemem koncernu ITI jest też to, że jedynymi ludźmi, poza potępiającymi "kiboli" mediami, na których życzliwość mogą na Łazienkowskiej liczyć, są pracownicy firm ochroniarskich. Firm założonych i kierowanych przez dawnych milicjantów i zomowców. Spytaliśmy Jarosława Ostrowskiego, członka zarządu klubu, czy mu to nie przeszkadza. – Klub interesuje tylko ich profesjonalizm – stwierdził. Niestety, nie wyjaśnił, po co klubowi piłkarskiemu profesjonalista w dziedzinie napadów i porwań Edward Misztal, skazany przez sąd za napad w 1983 r. na kościół św. Marcina i porwanie pracowników Komitetu Prymasowskiego, czy firma Sylwestra Zubrzyckiego. Wyjaśnienie tej zagadki być może dałoby odpowiedź na inne pytanie: dlaczego Mariusz Walter, zamiast nadal oddawać się nadzorowaniu czarnej propagandy, "zaczął robić w sporcie".

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.