Gazeta Wyborcza wciąż krytykuje Hadaja
11.08.2010 08:58
W dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się list rzecznika prasowego Legii Michała Kocięby
Szanowny Panie Andrzeju!
Pan Andrzej Olejniczak Szef działu sportowego "Gazety Wyborczej"
Nie ukrywam, że z ogromnym zaskoczeniem przeczytaliśmy w poniedziałkowym wydaniu "Gazety Sport.pl" komentarz redaktora Radosława Leniarskiego dotyczący naszego spikera. Cieszymy się, że Pan redaktor docenił piękny stadion i widowisko, jakiego w sobotę byliśmy świadkami. Żałujemy, że styl pracy spikera Legii nie przypadł do gustu Panu Leniarskiemu. Trudno. Nie każdemu musi. Jednakże wyrażenie opinii na ten temat w sposób, w jaki to zrobił, uważamy za niestosowny. Chyba szukacie Państwo dziury w całym. Dziwne jest to nasze polskie malkontenctwo. Nie umiemy się cieszyć, nie umiemy docenić rzeczy wspaniałych i niecodziennych, zawsze coś musi być na "nie". Rozumiemy, że Pan Leniarski oczekuje spikera w stylu pana na dworcu zapowiadającego przyjazdy i odjazdy pociągów. Ma do tego pełne prawo. Ale piłka nożna, sport to również emocje, to ludzie, którzy chcą, aby te emocje podsycać, i oczekują dobrej zabawy. Tak jest chociażby na meczach reprezentacji Polski w siatkówce czy piłce ręcznej i wówczas piszecie Państwo o porywającej publiczność atmosferze. Podobnie jest na wielu polskich - i nie tylko - stadionach piłkarskich. No, ale na Legii zawsze musi być coś nie tak, prawda? A to brakuje parkingu dla rowerów na ultranowoczesnym nowym stadionie, a to spiker przed meczem zbyt emocjonalnie nawiąże kontakt z publicznością... Panowie, mniej malkontenctwa. Trochę więcej radości i uśmiechu w życiu!
Z poważaniem Michał Kocięba Rzecznik prasowy Legii
Oczywiście list doczekał się natychmiastowej riposty szefa działu sportowego, Andrzeja Olejniczaka.
Szanowny Panie Michale!
Życzy Pan nam więcej uśmiechu, ale nie ukrywam, że Pana list nie sprawił mi ani trochę radości. Rozumiem, że europejskie kontakty Legii sprowadzały się w ostatnich latach do pucharowych epizodów na Litwie, Białorusi, w Rosji i Danii, ale pański klub aspiruje wyżej - chce dołączyć do elity. Zarzuca nam Pan, że nie umiemy docenić rzeczy niecodziennych. Fakt, Wojciech Hadaj to stadionowy spiker niecodzienny. Standardów Ligi Mistrzów nie trzyma. Nie trzyma ich nawet w prowincjonalnej polskiej lidze. - Kto to jest? - spytał angielski dziennikarz, gdy Hadaj rozpoczął swój występ przed sobotnim meczem z Arsenalem. - Czy on tak zawsze? - dziwił się, kiedy spiker zaczął się nakręcać. - Czy on nigdy nie skończy!? - pytał już wyraźnie zirytowany histerycznym rykiem. Swego czasu Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie. Po meczu Polska - Walia na stadionie Legii zbulwersowany zachowaniem stronniczego spikera protestował trener gości Mark Hughes. Gdy tysiące ludzi notorycznie bluzgało w derbach na piłkarzy Polonii albo lżyło "Ruskich" z FK Moskwa, Hadaj nie reagował, choć miał obowiązek przeciwdziałać. - Podczas ostatniego kursu dla spikerów pracowaliśmy nad panem Hadajem cztery godziny. To już się nie powtórzy - obiecywał Krzysztof Smulski z PZPN. Cztery lata temu. Punkt 3 artykułu 43 regulaminu UEFA mówi jasno: Informacje spikera muszą być neutralne. Nie ma on prawa zagrzewać do walki gospodarzy i dyskryminować drużyny gości. UEFA nie wymaga od spikera, by robił to z temperamentem "pana na dworcu zapowiadającego przyjazdy i odjazdy pociągów". Na San Siro, Old Trafford czy Stamford Bridge entuzjazm dla gospodarzy daje się wyczuć podczas ogłaszania składu i strzelców goli dla "naszych". I tyle. Na Allianz Arena widziałem wiosną showmana z mikrofonem, ale sympatię do Bayernu słyszałem tylko w jego głosie. Nie powiedział ani jednego słowa za dużo. Hadaj przed meczem gada bez przerwy. Nie mówi - krzyczy. Zapowiada klubowe hymny i pieśni, wszystkim na trybunach każe dopingować i naśladować ultrasów. Bramkę dla gości nazywa "przypadkową". Nigdy też nie spotkałem spikera, który tak entuzjastycznie ogłaszał minutę ciszy po śmierci klubowej legendy. Panie Michale, Radosław Leniarski marzył o takim stadionie w Warszawie (o dobrym futbolu wciąż marzy), dlatego kupił karnet. Liczył na to, że na trybunach Legii będzie jak w Europie, dlatego sobotnie popisy spikera nazwał obciachem. Może Pan to nazywać malkontenctwem, ale Leniarski nie jest jedynym z tych, którzy zapłacili za bilety i nie podoba im się to, co wyprawia Hadaj. Łudziliśmy się, że to jednorazowy występ przy okazji fety na otwarcie stadionu. Po Pana liście nie mamy już złudzeń, że spiker-zapiewajło ma być jedną z atrakcji meczów przy Łazienkowskiej. Zapewniam, że jeśli Pana klub wróci w końcu do Ligi Mistrzów, a delegaci UEFA spytają: "Czy ten spiker tak zawsze?", nie będzie Legii do śmiechu.
Andrzej Olejniczak
Od redakcji Legia.Net - Szanowny panie Andrzeju pisze pan, że spiker Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie. Otóż nie kamienie, a kaski! A takie stwierdzenie padło, gdyż na poprzednim meczu w Łodzi w stronę sektora zajmowanego przez fanów Legii leciały kamienie. Poza tym przypominał nie kibolom, a kibicom. Jedno zdanie i dwie nieścisłości. Dlatego apelujemy, zajmijcie się pisaniem o stronie sportowej. A o tym czy Wojciech Hadaj jest spikerem trzymającym pewne standardy czy nie pozwólcie zdecydować publiczności.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.