Domyślne zdjęcie Legia.Net

Gdzie są chłopcy z tamtych lat?

Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

09.05.2010 08:37

(akt. 16.12.2018 04:17)

Już  14 lat czekamy na polską drużynę w Lidze Mistrzów. Ostatnim zespołem, któremu ta sztuka się  udała, był Widzew Łódź, który w elicie zaistniał  jesienią 1996. Największy sukces w rozgrywkach Champions League osiągnęła jednak warszawska Legia. Co dzieje się dziś z bohaterami tamtego sukcesu?

Niewiele takich momentów znaleźć można śledząc historię polskiego futbolu. Wielkie chwile triumfu, niesamowite emocje, to uczucia, o których kibic z Polski zdążył już prawdopodobnie zapomnieć. Co gorsza, nasz piłkarski światek zapomina także o ludziach, którzy dawali radość fanom. Po niektórych dla przeciętnego kibica kompletnie zaginął słuch, część trenuje zespoły niskich lig, a tylko kilku po zakończeniu kariery na boisku nadal utrzymuje się na pierwszych stronach gazet. Wszyscy wiemy, czym obecnie zajmują się tacy zawodnicy jak Cezary Kucharski, Maciej Szczęsny, Tomasz Wieszczycki czy Jacek Zieliński. Ale co dzieje się z pozostałymi piłkarzami? 

Bohater z Goeteborga 

W rundzie wstępnej LM 1995/96 los skojarzył warszawską Legię ze szwedzkim IFK Goeteborg. Pierwszy mecz, rozegrany przy Łazienkowskiej, Wojskowi wygrali 1:0 po bramce Jerzego Podbrożnego. Po zakończeniu przygody z piłką popularny „Gumiś” rozpoczął karierę szkoleniową. Jego pierwszą samodzielną pracą był angaż w II-ligowym (wg. poprzedniego nazewnictwa) Świcie Nowy Dwór Mazowiecki. Podbrożny w podwarszawskim klubie długo miejsca jednak nie zagrzał – prowadził drużynę ledwie nieco ponad dwa miesiące. Po opuszczeniu Świtu trenował jeszcze reprezentację Polski do lat 21 w... futsalu, a także asystował pierwszemu trenerowi Śląska Wrocław oraz trenował Piast Piastów. Od niemal dwóch lat były reprezentant Polski prowadzi występujący w klasie okręgowej Orkan Sochaczew. Czasami gra też w rozgrywkach lig oldbojów oraz gościnnie w zespole Legii Champions. 

Przy piłce, ale na uboczu 

W rewanżu, również wygranym przez Legionistów (2:1) do siatki mistrza Szwecji trafiali Leszek Pisz i Jacek Bednarz. Pisz, po opuszczeniu w 1996 roku Legii przez kilka lat występował na greckich boiskach. Do Polski wrócił w 2000 roku, kiedy Śląsk Wrocław objął Janusz Wójcik. „Piszczyk” nie pograł jednak długo – we Wrocławiu występował tylko przez jedną rundę, wiosną 2002 przywdział jeszcze na pół roku barwy Pogoni Staszów i zrezygnował z dalszej gry. Obecnie jest menedżerem Igloopolu Dębica, gdzie prowadzi również grupy młodzieżowe. Do trenowania seniorów go nie ciągnie, regularnie w ligach oldbojów również nie występuje. Jedyna jego aktywność to mecze Legii Champions, w której spotyka się wielu bohaterów tamtych wielkich chwil. Na meczach polskiej ligi również z reguły nie bywa, choć czasem zagląda na swoją ukochana Legię.

Co innego Bednarz – były obrońca warszawskiego zespołu cały czas bierze czynny udział w piłkarskim życiu. Do niedawna był  jeszcze dyrektorem sportowym krakowskiej Wisły, jednak we wrześniu ubiegłego roku został zwolniony. Aktualnie pozostaje bez pracy, lecz bardzo często można spotkać go na trybunach stadionów Ekstraklasy i nie tylko. Być może po sezonie znajdzie się dla niego miejsce w klubie przy Łazienkowskiej, gdzie ostatnio miały miejsce poważne zmiany. 

Uroki Wolbromia i Chlebni 

Większość zawodników Legii po zakończeniu kariery zawodniczej została przy futbolu najbliżej, jak to jest możliwe – jako trenerzy. Jednak do tej pory tylko wspominany wcześniej Jacek Zieliński miał okazję prowadzić zespół Ekstraklasy. Reszta nie miała tyle szczęścia i szkoli zawodników niższych lig, od II do A-klasy. Dwóch z nich los skojarzył w jednej klasie rozgrywkowej i tak się złożyło, że walczą ze sobą o awans. Mowa o Marcinie Jałosze i Piotrze Mosórze, którzy prowadzą odpowiednio LKS Bruk-Bet Nieciecza i Świt Nowy Dwór Mazowiecki, występujące w II lidze wschodniej. Na chwilę obecną w lepszej pozycji jest ten pierwszy – jego zespół lideruje w tabeli. Kiedyś walczyli w najbardziej elitarnych rozgrywkach klubowych na świecie, dziś jeżdżą do Wolbromia czy Stróży. Obydwaj nie rozegrali jednak w Lidze Mistrzów wiele minut.

Z kolei Zbigniew Mandziejewicz, spędził wówczas na boisku najwięcej czasu spośród wszystkich (900 minut, tyle samo Maciej Szczęsny). Obecnie również pracuje w II lidze, ale w grupie zachodniej. Prowadzący Ślęzę Wrocław „Mandzia” znajduje się jednak na przeciwległym biegunie, niż Jałocha i Mosór – jego zadaniem jest ochrona dolnośląskiego zespołu przed spadkiem. Czeka go bardzo trudna przeprawa - od momentu przejęcia sterów były legionista tylko raz schodził z boiska w glorii zwycięzcy. Wszystko jednak przed nim – jak dotąd poprowadził drużynę w zaledwie siedmiu spotkaniach. Wcześniej obrońca z charakterystycznym wąsikiem pracował m.in. w Gawinie Królewska Wola, Freskovicie Wysokie Mazowieckie czy Lechii Zielona Góra. Nigdzie nie odniósł większych sukcesów, jednak jeszcze wiele lat trenerskiej kariery przed Mandziejewiczem.

W Ekstraklasie, ale tylko w roli asystenta trenera, miał przyjemność pracować obrońca Legii, Adam Fedoruk. „Fedor” do kariery startował w Olimpii Elbląg, gdzie jego asystentem został... Czesław Michniewicz. Pod wodzą legionisty elbląski klub awansował do III ligi, utrzymał się w niej, dotarł do 1/16 Pucharu Polski i... zwolnił trenera. Fedoruk trafił do MGKS Tolkmicko. Wkrótce potem przeniósł się jednak do Zagłębie Lubin, gdzie pierwszym szkoleniowcem był już Michniewicz. Duet zdobył mistrzostwo Polski w 2007 roku. Po niedługim czasie Fedoruk rozstał się z lubińskim klubem, a obecnie piastuje stanowisko II trenera GKS Bełchatów. Jego syn, Adrian, poszedł drogą ojca – również został piłkarzem, poziomu Fedoruka seniora jednak nigdy nie osiągnął. Obecnie występuje w LKS Nieciecza, pod okiem... Marcina Jałochy.

Szczęścia jako trener próbował także Grzegorz Lewandowski. Prowadził  Regę-Meridę Trzebiatów, występującą obecnie w III lidze (gr. pomorsko – zachodniopomorska). Przygoda zakończyła się  klapą – Lewandowski został zwolniony.

Mniej stresującą formę pracy trenerskiej wybrał zaś Tomasz Sokołowski. Były pomocnik Legii jeszcze w 2008 roku biegał po ligowych boiskach. Karierę zakończył w Jagiellonii Białystok. Obecnie zawodnik, który w rozgrywkach Ligi Mistrzów rozegrał łącznie 106 minut pracuje w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa jako szkoleniowiec rocznika 1994. Sokołowski, w przeciwieństwie do swych kolegów ma komfort pewności pracy – prawdopodobieństwo utraty posady w jego przypadku jest naprawdę niewielkie. 

Wyłowić gwiazdy 

Obok Sokołowskiego w Legii, choć w nieco innej roli, zatrudnienie znalazł także drugi uczestnik Champions League, Marek Jóźwiak. „Jedyny bramkarz, który nie dał pokonać się w europejskich pucharach” dziś pełni w klubie funkcję dyrektora rozwoju sportowego. Od 2005 roku pracował jednak jako skaut. Przeprowadził kilka udanych transferów, m.in. Moussy Ouattary (dziś Kaiserslautern) czy Rogera Guerreiro. Często, wraz z Mirosławem Trzeciakiem krytykowany był jednak za w większości nieskutecznie i niepotrzebne transfery. Po dymisji trenera Jana Urbana Trzeciak również zrezygnował ze swej funkcji, którą zajął właśnie Jóźwiak.  

Peryferyjna emerytura 

Co ciekawe, dwóch uczestników tamtych pamiętnych dni chwały gra jeszcze w piłkę, choć jest to raczej chęć poruszania się na świeżym powietrzu w gronie znajomych. Mowa o Jacku Kacprzaku i Andrzeju Kubicy.

Pierwszy z nich, pochodzący z Białobrzegów Radomskich rozgrywa jeszcze spotkania na poziomie IV-ligowym, reprezentując barwy klubu, którego jest wychowankiem – Pilicy. I choć nie prezentuje formy z czasów Ligi Mistrzów, jest ostoją swego zespołu. Jego strzały z dystansu czy rzutów wolnych często znajdują drogę do siatki rywala. Kacprzak nadzoruje także obiekty Ośrodka Sportu i Rekreacji w Białobrzegach, w tym oczywiście stadion.

Do macierzystego zespołu wrócił też Kubica, który kopie futbolówkę w A-klasowej drużynie Błękitnych Sarnów. Po długich namowach ze strony prezesa klubu, napastnik zdecydował się  na grę. Nie trenuje jednak zbyt często z drużyną, gdyż prowadzi własną firmę consultingową. Kubica oprócz gry pomaga także klubowi, m.in. przez zakup sprzętu. Były zawodnik Legii nie zatracił swojego instynktu strzeleckiego i często po jego strzałach piłka ląduje w siatce. Dzięki niemu frekwencja na boisku w Sarnowie znacznie się zwiększyła. 

Słuch po nich zaginął  

Jest jednak kilku zawodników, którzy nie trenują  żadnych zespołów, trudno ustalić, czym aktualnie się zajmują. Niewiele o ich losach wiedzą nawet koledzy z boiska. Tak dzieje się z Radosławem Michalskim, Krzysztofem Ratajczykiem czy Ryszardem Stańkiem. Pierwszy z nich do niedawna pracował w gdańskiej Lechii jako dyrektor sportowy. Ratajczyk po zakończeniu profesjonalnej kariery zawodniczej (w SV Mattersburg) pozostał w Austrii, gdzie do dziś mieszka z rodziną. Ryszard Staniek przez krótki okres działał w wodzisławskiej Odrze, a także Beskidzie Skoczów. Pracował również w A-klasowym Orle Zabłocie. Od tragicznego lipca 2009 roku, kiedy to samobójstwo popełnił jego starszy brat, Mirosław, trudno ustalić, czym zajmuje się strzelec bramki w meczu z Rosenborgiem Trondheim. Zapewne jeszcze usłyszymy o nim jako trenerze. 

Zakochani w piłce 

Jak widać, bohaterowie, herosi, czy inaczej określani w czasie swoich największych sukcesów piłkarze warszawskiego klubu niemal w komplecie pracują przy futbolu. Spotykają się także na meczach Legii Champions – zespołu, który często uczestniczy w turniejach charytatywnych, jubileuszach czy pożegnalnych meczach. I chociaż już nie w blasku lamp, z otaczającymi ich dziennikarzami, tłumem kibiców, nadal cieszą się grą w piłkę. A najwierniejsi fani, widząc ich na boisku, cieszą się wraz z nimi. I na tym polega piękno piłki nożnej. 

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.