GKS Bełchatów - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
28.11.2009 16:15
Zapis relacji na żywo - kliknij tutaj
GKS Bełchatów - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
Iwański (84. min.)
Żółte kartki: Nowak, Costly, Lacić i Wróbel (GKS)
GKS: Sapela - Fonfara (89' Janus), Pietrasiak, Lacić, Tosik - Wróbel, Rachwał, Gol, Małkowski (68' Cetnarski) - Nowak, Costly (80' Kuświk)
Legia: Mucha - Rzeźniczak (46' Kumbev), Choto, Jędrzejczyk, Kiełbowicz - Radović, Smoliński (59' Grzelak), Borysiuk (76' Jarzębowski), Iwański, Rybus - Szałachowski
Relacja: Mucha nie siada
Legia Warszawa jechała do Bełchatowa, by przeciwko miejscowemu GKS rozegrać ostatnią jesienną kolejkę Ekstraklasy. Gospodarze mogli się poszczycić dwiema seriami budzącymi szacunek. Po pierwsze zespół z Bełchatowa odniósł siedem kolejnych zwycięstw. Po drugie wszystkie wygrane odniesione były bez utraty bramki. Tym samym bramkarz Łukasz Sapela cieszył się szóstą w historii rozgrywek ligowych serią bez przepuszczonego gola. Z kolei Legia jechała zmęczona środowym 120 minutowym, acz zwycięskim bojem z Cracovią. W kadrze brakowało aż trzech napastników oraz kilku innych kontuzjowanych graczy. Tym samym mimo, że Legia była wiceliderem, nie była w tym spotkaniu faworytem.
Od początku meczu przewagę zyskał zespół gospodarzy. Ich akcje były groźne, atakowali większą ilością zawodników. Widać też było pracę obu napastników Carlo Costlego i Dawida Nowaka. W Legii napastnik był tylko jeden i na dodatek niezbyt aktywny. W ogóle od razu rzucało się w oczy, że legioniści byli jakby o jedno tempo wolniejsi od bełchatowian. Błędy popełniał Jakub Rzeźniczak, Artur Jędrzejczyk nie zawsze był pewny w swojej grze, aczkolwiek skuteczności odmówić mu nie można. Stąd GKS dość łatwo stwarzał sobie kolejne sytuacje, chociaż niewiele było klarownych. Najlepszą w 33. minucie zmarnował Nowak z odległości pięciu metrów trafiając w Jana Muchę, a chwilę później Słowak popisał się ofiarną interwencją przyjmując piłkę na twarz po dobitce Tomasza Wróbla. Legia zrewanżowała się akcją Sebastiana Szałachowskiego, ale strzał legionisty z łatwością obronił Sapela. Podopieczni trenera Ulatowskiego nadal cisnęli, ale do przerwy żadnej z drużyn nie udało się zdobyć choćby jednego gola. Za to Legia poniosła stratę osobową, gdy po starciu z nacierającym Wróblem kontuzji kolana doznał Rzeźniczak. Nie był w stanie zejść z boiska o własnych siłach, więc został zniesiony na noszach. Okazało się, że nie będzie już kontynuował udziału w tym meczu.
Drugą połowę Legia rozpoczęła już z wprowadzonym za Rzeźniczaka Pance Kumbevem. I to właśnie on jako pierwszy groźnie uderzał piłkę głową po rzucie wolnym. Jednak po kilku dość wyrównanych minutach znów gospodarze zerwali się do ataku. Mucha w odstępie kilkunastu sekund musiał uważać na strzały Wróbla, Costlego i Patryka Rachwała. W tym momencie trener Urban nakazał szykować się do gry Bartłomiejowi Grzelakowi, który wkrótce zmienił mało widocznego Marcina Smolińskiego. I trzeba przyznać, że wejście napastnika Legii zmieniło poczynania drużyny na korzyść. Mecz się wyrównał, Legia zaczęła stwarzać sobie sytuacje, ale najgroźniejszy strzał Macieja Rybusa był jednak dziełem przypadku. Potem tempo nieco spadło. Akcje obu drużyn traciły impet rozbijając się na liniach obrony. Kwadrans przed końcem na boisku zameldował się Tomasz Jarzębowski, który niedawno grał dla drużyny z Bełchatowa. Trener liczył, że jego obecność przyniesie Legii szczęście i się nie przeliczył. Po faulu na Radoviciu piłkę w powtarzanym rzucie wolnym ustawił sobie Maciej Iwański. Przymierzył, uderzył i w 84. minucie zakończył znakomitą serię Sapeli.
Gospodarze rzucili się do odrobienia bramkowej straty, ale Mucha był tego dnia nie do pokonania. Znakomicie interweniował wyprzedzając Nowaka, a potem także poza polem bramkowym. Na dodatek mądrze piłkę przetrzymywali Rybus i Grzelak i tym samym Legia zakończyła serię siedmiu kolejnych zwycięstw bełchatowian. Gospodarze po meczu byli niepocieszeni. Uważali, że byli w tym spotkaniu lepsi i to oni bardziej zasługiwali na zwycięstwo. Faktycznie to oni prowadzili grę, dlatego dla będącej w słabej formie Legii wygrana z rywalem będącym na fali na jego terenie jest podwójnie cenna. Trzeba przyznać, że warszawianie mieli sporo szczęścia, ale wygraną zawdzięczają nie tylko jemu. Solidna defensywa i znakomity bramkarz były kluczem do zwycięstwa. Teraz co najmniej przez jeden dzień Legia będzie liderem Ekstraklasy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.