Gorzkie żale Dorosza
29.03.2005 12:50
W dzisiejszym wydaniu tygodnika "Piłka Nożna" natknęliśmy sie na artykuł "Skazany na falę", w którym o swoich kłopotach i problemach podczas pobytu w Legii opowiada <b>Anatolij Dorosz</b>, napastnik rodem z Mołdawii, który przez najbliższe trzy miesiące będzie występował w Polonii Warszawa, do której został wypożyczony. "Tola" posuwa się bardzo daleko w swoich sądach, szkalując <b>Jacka Zielińskiego</b>, <b>Marka Saganowskiego</b> czy <b>Łukasza Surmę</b>.
Dorosz do Legii został sprowadzony jeszcze za kadencji Dariusza Kubickiego. Podczas obozów przygotowawczych wydawało się, że mołdawianin będzie wzmocnieniem zespołu. Na treningach prezentował się bardzo dobrze. "Kuba" tak charakteryzował tego zawodnika:
- Gdy ten chłopak dostanie piłkę, bez namysłu rusza z nią w stronę bramki rywala, strzela silnie i skutecznie.
W meczach o stawkę ten opis prawie się sprawdził. "Tola" faktycznie, kiedy dostał piłkę ruszał z nią w kierunku bramki, strzelał silnie, ale bardzo nieskutecznie. Niektórzy nawet obawiali się o szyby na Torwarze...
Zawsze słynął z ciętego języka, a zapytany jeden z piłkarzy Legii o to, czy Dorosz kiedykolwiek przestaje mówić odpowiedział: Nie.
- Już w trakcie zeszłorocznego zgrupowania w Austrii nie przypadłem do gustu Markowi Saganowskiemu. A ulubieniec kibiców Legii lubi decydować o wszystkim i dlatego nagle stałem się piłkarzem problemowym - żali się Dorosz.
Zawodnik idzie dalej i przedstawia przyczyny swoich problemów z grą odkąd trenerem został Jacek Zieliński. Jak twierdzi, odmówił wynajęcia mieszkania od obecnego szkoleniowca zespołu z Łazienkowskiej.
- Zielu chciał dwa tysiące złotych, a ja znalazłem tańszy o osiemset złotych lokal na Gocławiu. Może zrobiłbym inaczej, gdybym przewidział, że koledzy z zespołu sami dokonają wyboru nowego trenera - w osobie Zielińskiego! Od tej pory nie mogłem występować nawet w zespole rezerw, mimo, że byłem jego najskuteczniejszym napastnikiem - mówi.
- Wiem, że w Legii miałem silną konkurencję. Saganowski i Piotr Włodarczyk to piłkarze z reprezentacyjną przeszłością, jednak jesienią rozgrywaliśmy dużo spotkań - choćby w Pucharze Polski - w których mógłbym się pokazać. Myślę, że gdybym nawet strzelił bramkę w Wiedniu, w meczu pucharowym, to i tak zostałbym odstrzelony.
Miesięczny koszt utrzymania zawodnika wynosił 16 tysięcy złotych, a mimo to reprezentant Mołdawii tylko sporadycznie pojawiał się na boisku.
- Nie należałem do grupy trzymającej władzę, podobnie jak Mirko Poledica, który ostro krytykował układy panujące w stołecznym zespole. Serb dopiero po otrzymaniu angażu w szczecińskiej Pogoni przyznał w wywiadzie, że nie pił z kim trzeba, więc nie mógł liczyć na miejsce w kadrze. Ja także nie czułem się gorszy od Irka Kowalskiego, ale w odróżnieniu od niego, nie chodziłem za Surmą i Saganowskim i nie prosiłem, by zostawili mnie w zespole. To dlatego z dnia na dzień zdjęto go z listy transferowej i podobno stał się bardziej potrzebny drużynie niż ja. Chyba jedna nie spotkam się z Kowalskim w derby Warszawy, bo słyszałem, że teraz krytykuje Zielińskiego - przewiduje Tola.
A co na to legioniści?
Do rewelacji Dorosza podchodzą jak trzeba, z dystansem.
- Tola powinien mocno puknąć w głowę. Do Polonii jest tylko wypożyczony do końca sezonu i w czerwcu będzie musiał do nas wrócić. Jak wówczas, po tym jak wygadywał takie głupoty, spojrzy kolegom w oczy - mówi kierownik zespołu Ireneusz Zawadzki.
- Odkąd jestem kierownikiem w Legii, a to już dziesięć lat, nie uświadczyłem żadnej fali w drużynie. Nawet wówczas, gdy klub był jeszcze wojskowy nikt nikogo nie gnębił. A teraz to już zupełnie nie do pomyślenia. W takim wypadku ani Marcin Smoliński, ani tym bardziej Dariusz Zjawiński nie graliby w pierwszym zespole. Tymczasem zostali zaakceptowani, bo są po prostu dobrzy. Gdyby Dorosz prezentował równie wysokie umiejętności też odnalazłby się w Legii. Niestety, jest słaby, więc bezczelnością próbuje nadrobić mankamenty w wyszkoleniu. Lepiej by zrobił, gdyby zamknął dziób i wziął się za robotę.
Kapitan stołecznego zespołu Łukasz Surma, jeszcze dosadniej określa zachowanie niedawnego klubowego kolegi. Dla rozgrywającego Legii skadnalizujące wyznania Dorosza to ... terapia.
- Sfrustrowany słaby piłkarz leczy po prostu kompleksy. Jeśli w ogóle Tola śmie porównywać się z Markiem Saganowskim, to jest śmieszny. Gdy strzeli tyle bramek w ciągu roku, co nasz najlepszy napastnik, to będzie miał takie samo prawo głosu. Być może wówczas dołączy do grupy trzymającej władzę. Na dziś jest jednak za słaby nawet na ławkę Legii. Trudno więc, żeby taki piłkarz ustalał warunki funkcjonowania zespołu.
Zdaniem Surmy hierarchia musi być zachowana w każdej szanującej się drużynie. I przy Łazienkowskiej rzeczywiście rządzi starszyzna.
- Nie tylko ja, Sagan, czy Piotrek Włodarczyk, tylko wszyscy, którzy mają odpowiedni staż. A młodzi muszą się podporządkować, bo taka jest kolej rzeczy. I czasami przychodzi im pobiec po piwo. Czyżby to zabolało Dorosza? No to niech ma świadomość, że jak ja byłem młody, to niektórym starszym kolegom mówiłem: dzień dobry. I jak mieli dobry humor, to nawet uścisnęli wyciągniętą dłoń. Jeśli nie, człowiek wystawiał się na pośmiewisko reszty zespołu. Dziś granice się pozacierały, dlatego młodym dość często odbija sodówka. A Tola dodatkowo okazał się niezwykłym tchórzem. Gdyby posiadał to, co każdy facet powinien mieć w wiadomym miejscu, to zarzuty pod naszym adresem kierowałby wtedy, kiedy był w Legii. Mógłby zdobyć się na taki krok jednak tylko wówczas, gdyby zastrzeżenia były zasadne. Teraz chce jedynie usprawiedliwić fakt, że jest nieudolnym piłkarzem.
W czasie przerwy zimowej w jednym z bulwarowych dzienników ukazała się informacja, że Dorosz nie tylko z pokorą musiał znosić w Legii prawo dyktowane przez falę, ale jeszcze radzić sobie z permanentnym konfliktem z grupą najmłodszych zawodników Legii - Smolińskim, Rzeźniczakiem i Korzymem.
- To jakaś paranoja. Ze zdziwieniem przeczytałem wówczas, że my we trójkę gnębiliśmy Tolę i Eddiego Stanforda. Tymczasem z Eddiem żyłem lepiej niż z większością starszyzny zespołu, trzymaliśmy się prawie zawsze razem - twierdzi mocno zdziwiony Smoliński.
- Atmosfera w Legii od początku mojego pobytu była super. Oczywiście trzeba było postawić wkupne i zaakceptować warunki narzucone przez starszyznę, ale odebrałem to jak coś zupełnie naturalnego. W końcu nic tak nie służy integracji, jak wspólny browar. Dorosz nie potrafił się podporządkować regułom współżycia w grupie, dlatego znalazł się na marginesie. Postąpił głupio, bo teraz po przyjściu nowych zawodników - podobnie jak ja - awansowałby w klubowej hierarchii.
Kierownik zespołu Legii nie kryje wzburzenia zarzutami Mołdawianina w dotyczącymi Zielińskiego.
- Gdyby to rzeczywiście piłkarze ustalali nie tylko wyjściowy skład, ale też szeroką kadrę, to nigdy z pierwszego zespołu nie zniknęłyby nazwiska Radka Wróblewskiego i Darka Dudka, bo obaj byli lubiani i szanowani i mieli wielu przyjaciół - tłumaczy Zawadzki. - A już zupełnie nie rozumiem, dlaczego nazwisko Zielińskiego jest szargane w aspekcie wynajmu mieszkania. Nigdy nie proponował swoich lokali kolegom z zespołu, więc tym bardziej nie posunąłby się do takiego kroku, gdy został trenerem. Musiałem się nieźle napocić, żeby uprosić Jacka o czasowe umieszczenie w jego lokum Mirko Poledicy. Podkreślam: to mi na tym zależało, bo miałem gwarancję, że Serb będzie miał w pobliżu bratnią duszę - kończy Zawadzki.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.