Domyślne zdjęcie Legia.Net

Grzechy polskiej piłki

Gibe

Źródło: Legia.Net

27.11.2007 07:55

(akt. 21.12.2018 17:10)

Nie wszyscy cieszyli się po golach Ebiego Smolarka w meczu przeciwko Belgii. Gdy 47 tysięcy kibiców skandowało: LEOOO, LEOOO, trawiła ich pycha, zazdrość, złośliwość, dwulicowość. Główne grzechy polskiej piłki. Choć świat gna przed siebie w szaleńczym tempie, „beton” (się) trzyma. Panie prezesie (Listkiewiczu), zadanie zostało wykonane! Polska zgodnie z planem zakwalifikowała się do Mistrzostw Europy w piłce nożnej i teraz spokojnie czeka na wyniki losowania – na kogo trafimy, na tego bęc!
Nie chcę jednak rozwodzić się nad stylem gry, czy szydzić z porażek. Zastanawia mnie, i przeraża jednocześnie, coś innego. Postawa „piłkarskiego betonu” - trenerów, którzy największe sukcesy święcili odpowiednio 20 i 15 lat temu. Słowa kandydata na następnego prezesa PZPN-u, osoby, która z powodzeniem hulała na zielonej trawce w latach 70, ale jako trener nie osiągnęła niczego. Czy pana, który twierdził, że selekcja była prosta, a który wrócił jak niepyszny z wyprawy na Mundial. O, przepraszam - może niepyszny to słowo niewłaściwe, bo pycha tego pana z pewnością nie opuszcza. O moim miłosierdziu niech świadczy to, że łaskawie nie podam ich imion i nazwisk. Po co? O klasie wymienionych panów najlepiej świadczy fakt, że od swych największych sukcesów walą równą pochyłą w dół. Nie przeszkadza im to jednak w sianiu fermentu wokół kadry naszych Orłów. I tak słyszymy gdybanie: po co nam trener zza granicy? Mamy przecież znakomita polską szkołę trenerów! Kolejny z panów zdaje się mówić: co to za sukces?! Ja musiałem toczyć boje z super trudnymi przeciwnikami! W takiej grupie to każdy by sobie poradził. A jak trzeci pan zostanie nowym prezesem, to chyba nasz selekcjoner będzie miał po prostu przeje..ne. Zresztą Beenhakker już chyba zdaje sobie sprawę, czym jest nasze rodzime piekiełko. Na szczęście piłkarze stoją za nim murem, kibice skandują LEO - LEO, a prasa rozpływa się nad banalnymi spostrzeżeniami naszego genialnego Holendra. Czym jednak kierują się nasi rodzimi trenerzy w swych osądach? Najpewniej zazdrością. Oto komuś obcemu udało się to, czego nie osiągnął żaden z nich. Ale czy mogli to osiągnąć? Polscy „betonowi” trenerzy nie chcą szkolić się za granicą. Nie poszukują nowinek, niekonwencjonalnych rozwiązań. Jeszcze parę lat temu siedzieli sobie na trenerskiej karuzeli i wesoło machali nóżkami. Wywalili ich z klubu „A”? To za dwa miesiące szli do klubu „B”. Relaks. Jak im nie wyjdzie, to najwyżej parę tygodni zostaną bez roboty, a później znów się ktoś po nich zgłosi! Żyć nie umierać! Mina zrzedła im, gdy zaczęli pojawiać się nowi, młodzi trenerzy. Młode Wilki chłoną wiedzę z lepszych lig. Jeżdżą za granicę na szkolenia. Języki obce nie są dla nich czymś niepojętym. Mają pomysły i pierwsze sukcesy na koncie. O umiejętnościach trenerskich najlepiej świadczy rynek. I nie jest przypadkiem, że w tym sezonie, jest tak wielu trenerów bez licencji w naszej Ekstraklasie. Jeżeli Leo Beenhakker będzie miał trochę spokoju, być może wprowadzi nową jakość do polskiej piłki. Być może, zamiast koła wzajemnej adoracji, pojawią się profesjonalne, zawodowe kontakty. Być może „beton” przestanie zabierać głos przy byle okazji. Być może przestaniemy słuchać natchnionych komentatorów, którzy o dziewiętnastolatku mówią, że ma jeszcze czas się nagrać, o zawodniku 25 letnim, że jest perspektywiczny, a o 30 latku, że to obiecujący gracz. Być może… Na koniec mały apel do tych, którzy nie chcą zejść ze sceny. Więcej pokory panowie! Należy się Wam szacunek za to, co zrobiliście. Nikt nie kwestionuje Waszych osiągnięć. Ale… Nie przeszkadzajcie!

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.