Grzelak: Zamierzam zostać wielkim piłkarzem
01.02.2007 02:06
Nie boję się grać jeden na jednego, zaryzykować, wykreować coś. Jeśli stracę piłkę, to trudno. Jaki jestem poza boiskiem? Roztrzepany ze mnie chłopak, ciągle coś gubię, spóźniam się, zapominam. Nie wiem dlaczego, chyba mam sklerozę. - opowiada o sobie w rozmowie z "Dziennikiem" nowy napastnik Legii Warszawa, <b>Bartłomiej Grzelak</b>. Wychowanek płockiej Wisły trafił do klubu z Łazienkowskiej w grudniu ubiegłego roku na zasadzie transferu definitywnego z Widzewa Łódź.
Uchodzi pan w Polsce za wielkie odkrycie, a tymczasem skończył pan 26 lat...
- W Polsce piłkarze dorastają później. To fakt. Z jednej strony to kwestia mentalności samych zawodników. Tracą czas na tzw. bardzo ważne rzeczy, a piłkę zostawiają sobie na później. Radek Matusiak ostatnio przyznał, że dopiero niedawno doszedł do wniosku, że weźmie się za futbol na poważnie. Z drugiej strony jest też tak, że w naszych klubach na młodych się nie stawia. Trenerom brakuje konsekwencji i wytrwałości. Na przykład w takiej Wiśle Płock, której jestem wychowankiem, było wielu fajnych, młodych zawodników. Porozjeżdżali się po całej Polsce, bo nikt nie chciał czekać aż dojrzeją piłkarsko. A wiadomo, że młody nie w każdym meczu zagra
dobrze.
A jak było z panem?
- Nie chciałbym wszystkiego zwalać na pecha. Ale miałem tych kontuzji, co nie miara. Ciągle coś mnie bolało, ciągle się leczyłem. Masę czasu na to straciłem.
To nie lepiej było teraz pójść śladem Matusiaka i od razu skoczyć do głębokiej wody, wyjechać na Zachód?
- Wybrałem najlepszy klub w Polsce, to też przecież duży skok.
Nie powie mi pan, że nie chciał grać w zagranicznym klubie?
- Chciałem i to bardzo. Ale jakoś nie było poważnych ofert. Za długo trwało to czekanie na propozycję. Wie pan jak to jest z tymi transferami, trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Nie narzekam jednak. Wypłynąłem dzięki panom Majewskiemu i Bońkowi. Cieszy mnie Legia.
O trenerze Majewskim niektórzy zawodnicy wypowiadają sie negatywnie. O co chodzi?
- Nie wiem. Pan Majewski to bardzo dobry trener z ciekawym warsztatem i co najważniejsze bardzo dobry człowiek.
A Leo Beenhakker?
- Kontakt z nim mam na razie nikły, bo przecież w kadrze jestem nowy. Ale jak tylko wszedłem do hotelu, zaczął ze mną rozmawiać. Gratulował transferu i pytał, jak mi jest w Legii. Fajnie, że jest taki serdeczny.
Jego asystent Bogusław Kaczmarek jeszcze zanim trafił pan do reprezentacji obwieścił wszem i wobec, że będzie z pana wielki grajek.
- Powiem wprost. Zamierzam zostać wielkim piłkarzem. Nie wstydzę się tego i nie boję się, co powiedzą ludzie, kiedy jednak mi się nie uda. W życiu trzeba mieć marzenia.
Wysoko zawiesza pan sobie poprzeczkę.
- Za spełnienie marzeń uznałbym grę i strzelanie bramek dla klubu, który systematycznie występuje w Lidze Mistrzów. Najlepiej w hiszpańskim, ale innymi też nie pogardzę.
Na boisku jest pan indywidualistą, w życiu również?
- Lubię trudne sytuacje boiskowe. Kiedy nie idzie, przejmuję piłkę i próbuję coś zmienić, poderwać drużynę do walki. Nie boję się grać jeden na jednego, zaryzykować, wykreować coś. Jeśli stracę piłkę, to trudno. Jaki jestem poza boiskiem? Roztrzepany ze mnie chłopak, ciągle coś gubię, spóźniam się, zapominam. Nie wiem dlaczego, chyba mam sklerozę.
Dobrze się pan uczył?
- Średnio. Nie było czasu, tylko piłkę miałem w głowie. Chcę się kształcić. Pomaga mi w tym moja dziewczyna. Ilona studiuje turystykę i hotelarstwo w Gdańsku. Ciągle podrzuca mi dobrą literaturę. Teraz czytam "Los utracony" noblisty Imre Kertesa.
Piłkarz i intelektualistka?
- A dlaczego nie? Stereotyp, że piłkarz zazwyczaj jest mało inteligentny i nieoczytany powoli przestaje funkcjonować. Nasz wizerunek się zmienia.
Jesienią strzelił pan dla Widzewa tylko cztery gole. Pewnie pan powie tak jak Maciej Żurawski, że w obecnych czasach napastników nie rozlicza się już tylko ze zdobytych bramek...
- Goli było mało, bo słabo graliśmy i tych sytuacji do ich zdobycia nie było wiele. Z drugiej strony bardzo niewiele ich zmarnowałem. Na pewno nie powiem, że napastnik nie musi strzelać goli. Musi i koniec. Ale Macieja Żurawskiego podziwiam nie tylko za gole, ale także za to jak pracuje dla drużyny, cofa się, rozgrywa piłkę.
Tylu dobrych napastników w Legii się zmarnowało przez ostatnie lata. Nie wytrzymywali ciśnienia w wielkim mieście...
- Wiem, wiem. Tylko, że ja zdaję sobię sprawę, że nie jestem już najmłodszy i nie mam po prostu czasu na jakieś głupoty. Teraz już muszę wykorzystać każdą chwilę, aby zrealizować swój cel.
Spotkał się pan z taką opinią o sobie: Grzelak, grzeczny chłopak?
- Tak, bo ja jestem grzeczny i kultuturalny. Dobry piłkarz nie musi byc agresywny i bez przerwy ogłaszać wszem wobec, co myśli.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.