News: Kto zastąpi Guilherme w Szczecinie?

Guilherme: Muszę na boisku myśleć szybciej niż inni

Marcin Szymczyk, Robert Kuligowski

Źródło: Legia.Net

29.09.2015 12:10

(akt. 04.01.2019 13:41)

W tym sezonie jedną z jaśniejszych postaci w zespole Legii jest Guilherme. Brazylijczyk w rozmowie z nami opowiada o tym, skąd sie wzięła boiskowa współpraca z Nemanja Nikoliciem i Aleksandarem Prijoviciem, o tym, że lubi dostać kopniaka od rywala i że chętnie zagrałby w reprezentacji Polski. - Kiedy ktoś mnie fauluje, kopie, to czuję się doceniony. Widocznie rywal nie potrafi znaleźć innego sposobu i musi uciekać się do przewinień. Mnie często szturchnięcia, kopniaki pobudzają do lepszej gry. Kiedy dostanę po nogach mam podwójną motywację do tego, by wygrać - opowiada "Gui". Miłej lektury. Rozmowę można też obejrzeć w wersji wideo.

Przeszedłeś wiele w Legii - od paskudnej kontuzji, przez grę nie na swojej nominalnej pozycji, czyli lewej obronie, aż do teraz, gdy grasz tam, gdzie chcesz i stałeś się sportowym liderem zespołu. Czujesz się nim?


- Nie czuję się liderem. Wszystko, co osiągnąłem w życiu, wiązało się z dużymi wyrzeczeniami. Tak było też w Legii, widać tak musiało być. Ale jak wspomniałem liderem się nie czuję, staram się pomagać kolegom z drużyny jak tylko potrafię. Robię co w mojej mocy, by Legia osiągała jak najlepsze wyniki.


Miroslav Radović oglądał mecz z Zorią i po nim powiedział, że cieszy go, że w tak dobrej formie jest Guilherme – najlepszy piłkarz tej drużyny.


- Cieszy mnie opinia Rado, piłkarza który osiągnął tak wiele w Legii. To był wielki lider tej drużyny, miał ogromną charyzmę. Kiedy obaj graliśmy w Warszawie mieliśmy świetne kontakty – tak na boisku, jak i poza nim. Pomagał wszystkim, zwłaszcza młodym chłopakom w drużynie, przestrzegał ich przed różnymi niebezpieczeństwami. To mi imponowało, to był prawdziwy lider.  Ja natomiast po prostu staram się rozmawiać z kolegami w szatni i jak najlepiej do nich dostosowuję swoją grę.


A w szatni jesteś ważną postacią, czy jednak przeszkodą jest język polski?


- Staram się przełamywać bariery językowe, rozmawiam trochę po polsku, trochę po angielsku. Ale w szatni są inne wielkie postacie jak Dusan Kuciak, Marek Saganowski, Ivica Vrdoljak czy nasz obecny kapitan Jakub Rzeźniczak. Oni dbają o atmosferę, potrafią postawić do pionu, gdy jest taka potrzeba. To są starsi piłkarze, my jesteśmy młodsi i mamy w stosunku do nich ogromny szacunek.


Kto jest najbardziej pozytywną postacią w szatni Legii?


- Zdecydowanie Arkadiusz Malarz, wnosi do szatni mnóstwo pozytywnej energii. Lubimy sobie razem pożartować, jeden drugiemu dokucza – oczywiście w pozytywnym sensie. Malarz ma świetne wyczucie, jest dowcipny, to taki nasz dobry duch zespołu. Bardzo cenię tego faceta.


A jak ci idzie nauka języka polskiego?


- Jako tako (śmiech) – powiedział „Gui” po polsku.

 

Powiedziałeś kilka razy w różnych wywiadach, że grasz tam gdzie ustawi cię trener. Teraz jesteś jednak najbardziej chwalony – można powiedzieć, że to twoja optymalna pozycja na boisku?


- Jeśli trener przyszedłby do mnie i powiedział, że mam grać na lewej obronie czy jakiejkolwiek innej pozycji, to zagram, gdyż takie jest moje zadanie i rola. Natomiast bez żadnej wątpliwości pozycja na której gram obecnie pozwala mi jak najwięcej dać od siebie zespołowi. Drużyna może wiele skorzystać na mojej grze. Poza tym dochodzi do tego kwestia przyzwyczajeń. Jeśli dłużej występuje się na jednej pozycji, to nabiera się doświadczenia, przychodzi automatyzm, luz i swoboda. Przybywa pewności siebie. I to się właśnie dzieje ze mną. Wydaje mi się więc, że faktycznie pozycja, na której teraz gram jest dla mnie optymalna.


Regułą ostatnio jest to, że w ustawieniu wyjściowym widzimy cię na prawej stronie boiska, ale w trakcie meczu często zbiegasz do środka. Jednak  w PP w Łęcznej grałeś na środku pomocy. Od razu powstały komentarze, że gra obok Jodłowca czy Furmana byłaby dla ciebie znakomitym rozwiązaniem. A jak ty myślisz?


- Wszystko zależy od tego, jakim systemem gramy. Z Górnikiem Łęczna, jak słusznie zauważyłeś, grałem jako „dziesiątka”, na środku za napastnikiem. W trakcie spotkania dostałem sygnał od trenera Henninga Berga, że mam się więcej i częściej cofać, grać bardziej z tyłu. Wszystko więc zależy od ustawienia, od tego, co planują sobie szkoleniowcy. Plany są dostosowywane do rywala, ale weryfikowane przez boiskowe wydarzenia. I my musimy się do tego szybko dostosować, czyli zagrać tak, by skomplikować życie przeciwnikowi. Z tymi pozycjami jest więc różnie, nie da się niczego ustalić z góry i tego trzymać.


To, co imponuje w tym sezonie to twoje prostopadłe podania otwierające drogę do bramki, często z pierwszej piłki. W zeszłym sezonie tego nie było. Teraz się pojawiło. Czego to jest efektem? Pracy na treningach, pewności siebie, a może założeń taktycznych?


- Gramy teraz innym składem, a co za tym idzie inaczej to wygląda. Są Niko, Prijo, Kuchy – to piłkarze, którzy bardzo szybko się poruszają. Muszę więc pomyśleć, zanim oni pomyślą. Podając piłkę muszę się domyślać, co mogą zrobić koledzy. To wymaga dużej uwagi i specjalnego treningu.


Fajnie wyglądała w Chorzowie twoja gra kombinacyjna z Nikoliciem czy Prijoviciem. Dobrze dogadujecie się też poza boiskiem?


- Zdecydowanie tak. By dobrze to wyglądało na boisku, musi być też komunikacja poza boiskiem. Dużo ze sobą rozmawiamy w szatni, na treningach. Nikolić lubi dostać piłkę na dobieg i tak zawsze staram się do niego podawać. Z kolei Prijović lubi dostać zagranie do nogi, tak jak przy czwartym golu w Chorzowie z Ruchem. My sobie o tym wszystkim często rozmawiamy, a potem efekt tych rozmów widać na murawie. Dobrze się dogadujemy poza boiskiem i dzięki temu całkiem dobrze wygląda to też na boisku.


Jako ten na boku pomocy musisz mocno współpracować z Bereszyńskim i Broziem. Z kim ci się lepiej gra?


- Chyba nie mam preferencji w tym zakresie. Gdy wiem, że zagra Broź, jestem zadowolony. Gdy dowiaduję się, że zagra Bereszyński również jestem spokojny i czuję się bezpiecznie. To obaj bardzo dobrzy piłkarze, mają świetne warunki do gry na tej pozycji i rywalizują ze sobą z korzyścią dla zespołu i dla siebie. Nie sprawia mi więc różnicy, który z nich gra.


Legia w tym sezonie będzie obchodzić 100-lecie klubu. Z tej okazji pojawiły się specjalne stroje, towarzyszyła temu kampania reklamowa, której Gui był ważną postacią. Czy widząc siebie na mieście, na plakatach poczułeś większą odpowiedzialność?


- Jest mi miło widząc te plakaty, czuję się doceniony i szczęśliwy. Ale przecież nie zmienię się w żaden sposób tylko dlatego, że klub we mnie wierzy i że w związku z tym miałem zaszczyt wziąć udział w kampanii reklamowej. To przyjemna i ważna sprawa, satysfakcja i dowód na to, że klub ceni to, co robię.


Mówiłeś już trochę o atmosferze, że jest fajnie. A nie brakuje ci trochę grupy portugalsko-języcznej, która była przy Ł3 jeszcze w zeszłym sezonie?


- Miałem z tymi chłopakami dobry kontakt, choćby z tego powodu, że mówiliśmy w tym samym języku. Zawsze jest smutno, gdy tacy zawodnicy odchodzą, ale cóż – takie jest życie. Mnie jako piłkarzowi w niczym to nie przeszkadza, dalej mogę się rozwijać. Teraz jestem po środku – między Polakami a chłopakami z Bałkanów. W niczym mi to jednak nie przeszkadza.  


Mówiliśmy już o twoich podaniach, to teraz czas na strzały. Na treningach na 10 uderzeń 9 kończy się bramkami. W meczach o stawkę udało się tylko raz z Jagiellonią. Skąd taka różnica? I czy wkrótce tej różnicy nie będzie widać?


- Hmm… słuszna uwaga. Mocno nad tym pracuję na treningach, by to się zmieniło. Jednak za dużo strzelać nie mogę, trener wymaga ode mnie głównie podań do piłkarzy, którzy kończą akcje. Z tego jestem rozliczany. Jestem od tego, by zagrać piłkę do Nikolicia czy Prijovicia, najlepiej tak, aby mieli otwartą drogę do bramki. Może faktycznie czasem powinienem grać bardziej egoistycznie i zamiast podać, uderzyć na bramkę? Pomyśle o tym. Zobaczymy jak to się będzie zmieniało. Na dziś jednak moim głównym zadaniem jest dogrywanie piłek. Chłopaki potrzebują 2-3 podań by zdobyć bramkę. Ja muszę im w tym pomóc.


Masz bardzo dobrze ułożoną lewą stopę. Nie kusi cię czasem, by zabrać piłkę Tomaszowi Brzyskiemu i uderzyć na bramkę?


- Trener Berg bardzo ufa umiejętnościom Tomka Brzyskiego i Dominika Furmana przy wykonywaniu rzutów wolnych. To gracze wysokiej klasy i świetnie sobie z tym radzą. Ale tak, mam czasami ochotę podejść do rzutu wolnego z prawej strony pola karnego, kusi mnie. Ale na tym koniec. Wszystko jest przecież ustalone wcześniej, zorganizowane i nakreślone przez trenerów. Nie mogę burzyć tego porządku. Ale ochota jest.


Macie już kilka meczów w lidze ze straconymi punktami. Uważasz, że kadra Legii jest obecnie słabsza od tej z jesieni zeszłego sezonu?


- Pozwolę sobie nie zgodzić się z takimi komentarzami. Straciliśmy kilku dobrych piłkarzy, ale zyskaliśmy równie dobrych, a może nawet lepszych - takich jak wspomniani już Nikolić, Prijović, Pazdan czy rozgrywający się z meczu na mecz Dyego. Wierzę w Brazylijczyka, uważam, iż z czasem będzie bardzo przydatny dla pierwszego zespołu. Zostawmy więc na boku statystyki i różne opinie i róbmy swoje. Lech Poznań zdobył tytuł mistrzowski, nie osłabił się, wręcz wydawałoby się, że został wzmocniony, a ma ogromne problemy. To jest piłka nożna i pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Ja w każdym razie nie zgadzam się z opiniami, że jesteśmy słabsi niż rok temu.  


Czy pod lepszą formą sportową kryje się też to, że już w pełni zadomowiłeś się w Warszawie?


- Z pewnością tak, na formę sportową zawodnika wpływa wiele czynników. Między innymi fakt, że dobrze się czuje w miejscu, gdzie mieszka i gra. W Warszawie czuję się bardzo dobrze, coraz łatwiej przychodzi mi zrozumienie tego, co się do mnie mówi. Lubię słuchać opinii spotykanych ludzi, zwracam uwagę na to, co do mnie mówią.


Reprezentacja Polski ma problem z lewym obrońcą. Skoro tak dobrze czujesz się w Polsce to może warto o tym pomyśleć?


- Gdyby kiedykolwiek pojawiło się takie zaproszenie do gry w kadrze Polski, to usiadłbym przy stole ze swoją rodziną i poważnie o tym porozmawiał. Na pewno fajnie by było być reprezentantem kraju. Nawet jeśli nie swojego, tylko tego, który lubi się i szanuje. Z pewnością fajnie by było założyć koszulkę z orłem na piersi. Nigdy nie mów nigdy.


Rywale widzą, że jesteś w gazie i bardzo często cię faulują. W dodatku sędziowie często tego nie gwiżdżą. To wkurzające?


- Wręcz przeciwnie. Kiedy ktoś mnie fauluje, kopie, to czuję się doceniony. Widocznie rywal nie potrafi znaleźć innego sposobu i musi uciekać się do faulów. Mnie często szturchnięcia, kopniaki pobudzają do lepszej gry. Kiedy dostanę po nogach, mam podwójną motywację do tego, by wygrać. W Polsce piłka jest grą bardzo kontaktową i faule są niemal czymś naturalnym. Sędziowie często przymykają oko na przewinienia.


Poznałeś już całą ligę. Jaki przeciwnik - drużyna i piłkarz indywidualnie - najbardziej dali ci się we znaki?


- Jeśli chodzi o drużynę to Lech Poznań – cała atmosfera wokół tych spotkań, otoczka robi wrażenie. Pełne trybuny, doping przez 90 minut. To najfajniejsze ale i najtrudniejsze mecze dla mnie. Jeśli chodzi o piłkarza to Karol Linetty – porusza się od pola karnego do pola karnego. Dobry piłkarz i trudno się gra przeciwko niemu.


Na co stać Legię w tym sezonie?


- Legie stać na wszystko, stać nas na to, by zdobyć Puchar Polski i mistrzostwo Polski. W Lidze Europy na pewno stać nas na wyjście z grupy. Chcemy na stulecie klubu ugrać dobry wynik.


A jaka jest twoja przyszłość? Podobno masz w kontrakcie klauzulę odstępnego? Chciałbyś odejść już zimą, gdyby zgłosił się ktoś atrakcyjny czy nie myślisz o tym?


- Ja jestem dłużnikiem Legii. Bardzo sobie cenię to, co klub zrobił dla mnie, gdy byłem kontuzjowany, gdy miałem trudny okres. Wszyscy zachowali się bardzo profesjonalnie, otoczyli mnie opieką. Nigdy tego Legii nie zapomnę. Natomiast jesteśmy zawodowcami. Jeśli do klubu wpłynie korzystna dla właścicieli oferta, i będzie też atrakcyjna dla mnie, wtedy możemy usiąść i o tym porozmawiać. Na razie jednak sercem i duszą jestem w Legii i z Legią. Jestem skoncentrowany tylko na grze z „eLką” na piersi.


Zapytam inaczej. Czy biorąc pod uwagę swoją dyspozycję spodziewasz się ofert dla siebie?


- Wszystko ma swój czas. Stąpam bardzo mocno po ziemi. Nie trenuję i nie gram po to, by wzbudzić zainteresowanie innych klubów. Nie lubię też wybiegać w przyszłość, bo to, co będzie wie tylko Bóg. Jeśli Bóg stwierdzi, że mam dostać ofertę, to pewnie ona się pojawi.

Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Adamowi Mieszkowskiemu.

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.