Domyślne zdjęcie Legia.Net

Holandia idzie na wojnę

PAWEŁ WILKOWICZ

Źródło:

07.11.2002 09:49

(akt. 01.01.2019 16:48)

Awantury do jakich doszło podczas meczu Legia - Widzew, po raz kolejny przypomniały, że polskie stadiony to wciąż twierdze chuligaństwa i głupoty. Polska nie jest pod tym względem osamotniona, o czym przekonuje przykład Holandii. Holenderski futbol jest trawiony taką samą chorobą - rasistowskie okrzyki, wulgarne przyśpiewki, antysemickie transparenty, bitwy uliczne. Główna różnica polega na tym, że walka z chamstwem na trybunach jest tutaj problemem pierwszoplanowym. Holenderscy kibice nigdy nie byli grzeczni. Wiedzą o tym dobrze mieszkańcy tych miast, które miały nieprzyjemność gościć ich w czasie spotkań wyjazdowych europejskich pucharów czy meczów reprezentacji. W ostatnich latach ten pech spotkał m.in. Leverkusen i Moenchengladbach, gdzie rozrabiali kibice Feyenoordu. Niemcy mają zresztą szczególnie złe wspomnienia ze spotkań z Holendrami. W roku 1981 pucharowy mecz FC Utrecht - HSV Hamburg zakończył się ogromną awanturą, austriacki trener HSV Ernst Happel musiał uciekać do szatni, zastraszany i opluwany przez miejscowych kibiców. W 1996 przy okazji meczu Holandia - Niemcy Rotterdam zamienił się w pole bitwy, a wiosną 2001 podczas spotkania PSV Eindhoven z FC Kaiserslautern niezadowoleni z decyzji sędziego kibice postanowili wbiec na boisko i osobiście wymierzyć sprawiedliwość niemieckim piłkarzom. Bitwa w Beverswijk Na krótko otrzeźwiła futbolowych chuliganów bitwa kibiców Feyenoordu i Ajaksu sprzed pięciu lat, podczas której zginął 35-letni kibic z Amsterdamu. Obie strony zaplanowały starcie, porozumiewając się przez telefony komórkowe. Informacje o walkach, w czasie których w ruch poszły pałki, łańcuchy, kije bejsbolowe i noże, były wstrząsem i sprawiły, że przez pewien czas na stadionach panował względny spokój. Stało się tak również dzięki wysiłkowi policji. Bitwa w Beverswijk uświadomiła, iż chuliganów korzystających z najnowszych osiągnięć techniki nie da się dłużej powstrzymywać starymi metodami. Stan najwyższej gotowości, w jaki zostały postawione służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, nie mógł jednak trwać wiecznie i kibice dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Przeczekali i ruszyli do kontrofensywy. Fala stadionowego chuligaństwa na nowo rozlała się po kraju, co było widać wyraźnie w ciągu ostatnich dwóch lat. Centralny Punkt Informacji na Temat Wandalizmu Futbolowego, organizacja, która gromadzi dane dla holenderskiego związku piłki nożnej (KNVB), zwraca uwagę na zmieniający się od kilku lat charakter tego zjawiska. Do przeszłości odchodzą wielkie bitwy między kibicami; największym problemem stało się zastraszanie przedstawicieli władz klubowych, piłkarzy, trenerów, władz lokalnych przez małe, ale dobrze zorganizowane grupy. Listy z nabojami Przykładem może być sierpniowy najazd kibiców Feyenoordu na siedzibę KNVB w Zeist. Kibice uznali, że federacja przyznała im zbyt małą liczbę kart wstępu na ligowe mecze wyjazdowe. Chcąc zmusić KNVB do zmiany decyzji, wtargnęli do budynku związku i przemalowali portrety dawnych reprezentantów Holandii, "ubierając" ich w stroje Feyenoordu. Kibice PSV w tym samym celu zablokowali drogę autobusowi, który miał zawieźć piłkarzy z Eindhoven do Amsterdamu, na spotkanie o Puchar Johana Cruyffa. "My nie możemy jechać do Amsterdamu, to i wy zostajecie!" - krzyczeli rozwścieczeni ludzie. Chuligani z Groningen dwukrotnie po przegranych spotkaniach nie pozwalali zawodnikom opuścić stadionu. Siłę gniewu trybun poznał również prezes NAC Breda Roelant Oltmans, który w sierpniu musiał podać się do dymisji, po kampanii nienawiści, jaką zgotowali mu kibice NAC. Obrzucili dom prezesa kamieniami, zastraszyli rodzinę. Znajdujący się w podobnej sytuacji prezes Fortuny Sittard musiał wystąpić o policyjną ochronę. Jeszcze zanim zaczął się obecny sezon, wybuchła kolejna afera: prezes KNVB Henk Kesler ujawnił, że przesłano mu list z pogróżkami, do którego dołączony był nabój. Później okazało się, że taka korespondencja napłynęła także do Franka Rijkaarda oraz trenerów: PSV - Guusa Hiddinka, i Feyenoordu - Berta van Maarwijka. Zawracanie pociągu Patrząc na wydarzenia ostatnich miesięcy, trudno zgodzić się z opinią wspomnianego ośrodka informacji na temat zmniejszającej się liczby bójek między dużymi grupami kibiców. Jeśli rzeczywiście odchodzą one do przeszłości, to nie dlatego, że kibicom przeszła na nie ochota, ale z powodu bezkompromisowej postawy władz lokalnych. W Holandii każdy burmistrz ma prawo odmówić kibicom drużyny przyjezdnej wstępu do miasta, jeśli uzna, że ich pobyt może być zagrożeniem dla bezpieczeństwa mieszkańców. Wielu chętnie z tego przywileju korzysta. Na czarnej liście znajdują się przede wszystkim kibice Ajaksu. W tym sezonie już dwukrotnie odmówiono im prawa wstępu na stadiony w Groningen i w Arnhem, gdzie wciąż jeszcze świeże są wspomnienia marcowej bitwy kibiców Ajaksu i Vitesse na stadionie Gelredome. Złą sławą cieszą się również kibice Utrechtu, znani w Polsce od czasu rewanżowego spotkania z Legią w Pucharze UEFA. W ubiegłym roku w pociągu do Amsterdamu obrzucali Ajax najwymyślniejszymi wyzwiskami, więc amsterdamski burmistrz, obawiając się konfrontacji grupy z miejscowymi kibicami, nakazał zawrócić pociąg. "Kto nie skacze, ten Żyd" Właściwie każda kolejka spotkań obecnej edycji Ligi Mistrzów kończy się dla klubów holenderskich kilka dni po meczach, podczas obrad Komisji Dyscyplinarnej UEFA. Kara dla Feyenoordu za obrzucanie wyzwiskami i wygwizdywanie Edgara Davidsa z Juventusu i grzywna dla PSV za rasistowskie okrzyki oraz obrzucanie monetami i zapalniczkami czarnoskórych piłkarzy Arsenalu z Thierrym Henrym na czele, to tylko niektóre z orzeczeń. Przemoc werbalna, czyli rasistowskie hasła i wulgaryzmy, widoczna jest na wielu stadionach. W roli najbardziej czarnych charakterów występują zwykle kibice Feyenoordu, których ulubiona przyśpiewka kończy się wezwaniem do rytmicznego podskakiwania i groźbą: "... kto nie skacze, ten Żyd". Przedstawiciele Feyenoordu mówią, że chodzi o wrogość wobec kibiców Ajaksu, którzy manifestują swoje związki z Izraelem (na amsterdamskiej Arenie flagi z Gwiazdą Dawida dorównują liczbą tym z herbem Ajaksu). Takie argumenty tracą sens, kiedy kibice Feyenoordu zaczynają skandować nazwę organizacji terrorystycznej Hamas i krzyczą: "Żydzi do gazu!". Młodzi ludzie są przekonani, że wszystko wolno. W magazynie piłkarskim "Johan" zamieszczono zdjęcie siedmioletniego chłopca w koszulce Feyenoordu, który z nienawistnym wyrazem twarzy wyciąga w górę środkowy palec. Bez półśrodków Rozwydrzeni młodzi ludzie potrafią zadać kłam większości teorii, próbujących diagnozować przyczyny futbolowego chuligaństwa. Trudno uznać, że w przypadku Holandii jednym ze źródeł problemu może być frustracja spowodowana złą sytuacją ekonomiczno-społeczną. Problem bezrobocia najbardziej doskwiera przede wszystkim imigrantom z Surinamu, Antyli czy Maroka, a oni na stadionach stanowią zdecydowaną mniejszość. W holenderskim państwie dobrobytu, szczycącym się długą tradycją tolerancji, lśniącymi nowością stadionami, ogromną liczbą dostępnych dla wszystkich boisk do wszelkich dyscyplin sportu, wystarczy, by w polu widzenia tłuszczy zbierającej się pod klubowymi sztandarami znaleźli się zwolennicy innego klubu, i już zaczynają się problemy. W Holandii jednak zrozumiano, że metoda "na przeczekanie" prowadzi jedynie do eskalacji działań kibiców. Dlatego po kilku latach bezskutecznych zmagań z chuliganami postanowiono zrezygnować z półśrodków. Przed rozpoczynającym się sezonem KNVB i nowa sekretarz stanu do spraw sportu Clemence Ross-Van Dorp ogłosili, w porozumieniu z władzami lokalnymi i klubami, plan wojny z futbolowym bandytyzmem. Jednym z istotnych jej frontów ma być uchwalenie nowego "prawa futbolowego". "Chcemy takiego prawa, dzięki któremu każdy kibic będzie wiedział, co wolno mu robić, a czego nie. Jeśli zdecyduje się na złamanie przepisów, będzie miał świadomość, że kara jest nieuchronna" - zapowiadał jeden z pomysłodawców, burmistrz Tilburga Johan Stekelenburg. Niech płacą kluby W toku prac nad projektem ustawy pojawiły się pomysły, by karać odejmowaniem punktów te kluby, które nie radzą sobie z fanami, a jeśli to nie pomoże, wyrzucaniem z ligi. Poprzestano na mniej rewolucyjnych założeniach: zaproponowano, by kibice, którzy sprawiają problemy, mogli być - w przypadku mniejszych wykroczeń - sądzeni doraźnie na stadionach, w specjalnych salach rozpraw. Przy orzekaniu w sprawach poważniejszych obowiązywałby tryb przyspieszony, tak, by orzeczenie mogło zapaść w ciągu dwóch tygodni. Wzorem Wielkiej Brytanii zaproponowano obowiązek meldowania się w czasie meczów na policji osób mających zakaz wchodzenia na stadiony. Dotychczas odrzucano takie propozycje, tłumacząc, że byłoby to ingerowanie w prywatność obywateli. Skutek był taki, że KNVB nakładał zakazy stadionowe (w ubiegłym sezonie otrzymało je 1133 kibiców), ale w praktyce nie były one egzekwowane. Rzadko kto zdobywał się na odwagę, by wyprowadzić z tłumu rozpoznanego osobnika z zakazem. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo na stadionie ma spaść całkowicie na kluby. Skoro stać je na wydawanie milionów na kupno nowych graczy, niech przestaną sięgać po pieniądze podatników, gdy trzeba zadbać o spokój na stadionach - rozumował przeciętny Holender. Politycy chętnie wsłuchali się w ten głos. Od wielu lat obiekty sportowe i problem bezpieczeństwa na nich to była troska gmin. Gminny patronat był krytykowany, ponieważ narastające problemy z kibicami oznaczały ciągły wzrost wydatków pokrywanych z publicznych pieniędzy: najpierw na stadionowych strażników, potem na ubranych po cywilnemu agentów i wreszcie na policję (średnio ok 8,5 mln euro za sezon). W myśl nowej ustawy kluby zostaną zmuszone do korzystania z usług agencji ochrony, a policja byłaby wzywana tylko wówczas, gdyby użyte środki okazały się niewystarczające. Samotni rycerze Twórcy nowego prawa nie przewidzieli jednego: przedwczesnego rozpadu koalicji rządowej. Po październikowym upadku gabinetu premiera Jana Pietera Balkenende planowane na listopad ogłoszenie projektu ustawy prawdopodobnie się opóźni. W tej sytuacji walka z chuliganami tymczasowo spoczęła na barkach samotnych rycerzy, takich jak sędzia piłkarski Rene Temmink, który nie mogąc już dłużej znieść wyzwisk pod swoim adresem, przerwał na 15 minut październikowy mecz RKC Waalwijk z Ajaksem Amsterdam, domagając się od trenera Ronalda Koemana, by uciszył amsterdamskich kibiców. Temmink podążył śladem swojego kolegi po fachu Roelofa Luinge, który w poprzednim sezonie zdecydował się wstrzymać na 20 minut mecz Twente Enschede - FC Utrecht, zmuszając do zamilknięcia kibiców skandujących wulgarne hasła. Klubom nie można zarzucić bezczynności. Przed sezonem na radykalne działania zdecydował się Ajax. Od niedawna wszyscy widzowie wchodzący na stadion Arena muszą się wylegitymować. Wydatki na nowe punkty kontroli wyniosły 100 tysięcy euro, trzeba było zatrudnić kilkuset dodatkowych stewardów, ale opłaciło się - system działa bez zakłóceń. Ustanowiono bardzo surowe kary finansowe za próbę złamania zakazu: pierwsza próba kosztuje 900 euro, druga 1500, trzecia 2000. Czwartej stawki nie wymieniono, wychodząc chyba z założenia, że nawet najbardziej zawzięty kibic zrezygnuje po trzech próbach. Przyśpiewki ocenzurowane Klub kibica Feyenoordu postanowił wydać wojnę przemocy werbalnej. Na pierwszy ogień poszły przyśpiewki. Większość z tych, które uznano za wulgarne, dotyczy Ajaksu, więc do współpracy zaproszono klub kibica tej drużyny, a także organizacje żydowskie i holenderskie stowarzyszenie do walki z nowotworami, ponieważ w wielu okrzykach wznoszonych na holenderskich stadionach słowo "rak" jest używane jako obraźliwy epitet. Przed październikowym meczem z Ajaksem rozdawano na rotterdamskim stadionie De Kuip ulotki ze zdjęciem młodego fana Feyenoordu zmagającego się z nowotworem. Ulotki miały skłonić kibiców do zastanowienia się nad tym, co wykrzykują w czasie spotkań, i zachęcić ich do wpłacania pieniędzy na konto wspomnianego stowarzyszenia. Na razie owocem kibicowskiej zadumy jest zamiana w jednej z przyśpiewek zwrotu "chory na raka" na "chory na straszną chorobę". Pierwsze efekty zaczyna też przynosić walka z okrzykami antysemickimi: zdarza się, że wspomniane wcześniej wezwanie do podskakiwania w rytm śpiewów nie kończy się słowem "Żyd", ale "zły". Na początek dobre i to.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.