Domyślne zdjęcie Legia.Net

Impresja wileńska czyli ostatni zajazd na Litwie

Marek Szabrański

Źródło: Legia.Net

10.07.2007 07:38

(akt. 22.12.2018 17:47)

Już w dniu gdy wileńska Vetra pokonała na własnym boisku Lianeli AFC stosunkiem bramek 3:1, w redakcji Legia.Net zaczęliśmy przygotowywać się do wyjazdu na pucharowy mecz Legii. Po szybkim przeliczeniu skromnych środków, którymi dysponowaliśmy, wspólnie ustaliliśmy, że stać nas na wysłanie do Litwy trzech sprawozdawców.
1 lipca gdy po meczu rewanżowym w Walii było już pewne, że Legii przyjdzie zmagać się o awans do PUEFA na Litwie, postanowiliśmy że naszą redakcję reprezentować tam będą Karolina, "Janior" i ja. W wyniku podjętych decyzji redaktor naczelny portalu "Szymon" wystąpił z prośbą do wileńskiego klubu, o przyznanie nam trzech akredytacji. Dwóch fotoreporterskich i jednej prasowej. Do Wilna wyruszyliśmy w dniu meczu, to jest w niedzielę. Około godziny 8 rano już w trójkę siedzieliśmy w samochodzie Janiora i kierowaliśmy się na granicę z Litwą. Od znajomych będących na miejscu, docierały do nas informacje że pogoda w Wilnie jest pochmurna i deszczowa, jednak nie odstrasza fanów Legii, którzy do miasta zjeżdżają już od piątku. Od razu przyszło mi do głowy, że to dobry znak, i że zapowiada się kolejny dobry "wyjazd" za Legią.
Bez najmniejszych kłopotów i trudności dojechaliśmy do Wilna ok godziny 15., gdzie po "szybkim" obiedzie, wybraliśmy się na spacer celem zwiedzania i poszukiwanie kibiców Legii. W rzeczywistości, legijne barwy i znajome twarze spotykaliśmy praktycznie na każdym kroku, a słowa kibicowskich pieśni docierały do nas zewsząd. Bez wątpienia hitem tego dnia był nowy, okolicznościowy song, związany z odejściem z Legii jej byłego kapitana. "Dopięliśmy swego celu, Łukasz Surma w Izraelu. W siną dal, w siną dal. Dla Łukasza, który odszedł w siną dal" - niosło się echem po wileńskich ulicach, w towarzystwie śmiechów i żartów. Atmosfera towarzysząca sympatykom "wojskowych" była bez wątpienia przednia. Udzielała się także, miejscowym i turystom, którzy pozytywnie i z sympatią reagowali na rozradowane grupki fanów Legii, przyjezdnych z całej Polski.
Na "stadion" Vetry dotarliśmy o godzinie 17 czasu polskiego, czyli godzinę przed meczem. Obiekt na którym przyszło nam pracować tego wieczoru rozczarował i zaskoczył zarazem. Dość napisać, że stadion Amiki Wronki w porównaniu do tego to super nowoczesny, duży i doskonale zabezpieczony obiekt sportowy. - Jakim cudem dopuszczono to miejsce do rozgrywek europejskich? - zastanawiali się refleksyjni kibice przyjezdnych. Po zajęciu miejsca na trybunie prasowej, gdy moim oczom ukazał się widok prawie pełnej, ale wciąż zapełniającej się, kompletnie nie odgrodzonej od murawy - a znajdującej się w odległości metra od linii autowej boiska - trybuny gości, doszedłem do wniosku, że nikt z organizatorów nie ma bladego pojęcia czym może to grozić. O tym, że dojdzie do ekscesów przekonali mnie na 30 minut przed rozpoczęciem meczu, nieodpowiedzialni kolesie w barwach Legii, biegający swobodnie po murawie, wykopujący piłkę spod nóg rozgrzewającym się zawodnikom drużyny gospodarzy. Jakby tego było mało, pierwsi "odważni", zmotywowali innych do opuszczenia trybuny i przeniesienia się na murawę, gdzie swobodnie sobie hasali, zdziwieni, ale i uradowani faktem, że ochrona zamiast ich wyganiać, chętnie robi im zdjęcia, gdy tylko się do niej zwrócić z taką prośbą. Nie wierzyłem, że ten mecz się rozpocznie, ale stało się inaczej.
Podopieczni trenera Urbana, niczym dzieci we mgle, w towarzystwie wielu strat piłki i kompromitujących zagrań, po pierwszej połowie zasłużenie przegrywali 0:2. W przerwie meczu część przyjezdnych z Polski, znudzona oglądaniem piłki nożnej na słabym poziomie postanowiła rozpocząć regularną wojnę z miejscową policją. W piątej minucie przerwy po boisku zamiast rozgrzewających się piłkarzy z ławki rezerwowej, galopował kilkuosobowy oddział policji konnej, próbując przy pomocy zwierząt przepędzić "bydło" z boiska. Dziennikarze zgromadzeni na trybunie prasowej przecierali oczy. Nie tylko ze zdziwienia, ale także z nadmiaru gazu łzawiącego, który wystrzeliwany przez inny odział policji pod wiatr, zamiast obezwładniać "napastników" z Polski, skutecznie raził osoby postronne. - To nazywacie futbolem? Co jest z wami nie tak? Nie umiecie przegrywać? Zachowujecie się jak bydło? Przecież przyszliśmy tu oglądać mecz. Czy w Polsce to normalne? Czemu wszystko niszczycie? - wrzeszczał rozwścieczony, pięćdziesięcioletni kibic Vetry w kierunku Darka Szpakowskiego, który za cholerę nie umiał odpowiedzieć nawet na jedno z postawionych mu pytań. - Co jest z nami nie tak? Parę godzin temu, w centrum Wilna zachowywaliśmy się zupełnie inaczej. Naprawdę dobre pytanie - pomyślałem i postanowiłem, udać się pod szatnię Legii sprawdzić jakie nastroje panują wśród naszych piłkarzy. Widok nie należał do ciekawych. Podczas gdy zawodnicy Vetry świętowali przyznane im w skutek walkowera zwycięstwo, piłkarze "wojskowych" siedzieli w szatni ze spuszczonymi głowami i milczeli. Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć coś takiego. Do tej pory tylko słyszałem o takich chwilach z relacji znajomych piłkarzy. - Nie umiem skomentować tego co się przed chwilą stało - powiedział wyraźnie zgaszony, zazwyczaj rozmowny i nie unikający trudnych tematów Jacek Magiera. - To jest szok. Nie wiemy co teraz będzie. Grozi nam nawet 5 letnie wykluczenie z rozgrywek UEFA - powiedział blady, Tomek Strejlau. - Zostaniemy zawieszeni na kilka lat - dodał przygnębiony Ryszard Szul. Nie mniej ekspresyjny był Miro Radović, który wychodząc z szatni do autokaru, całość wydarzeń skwitował stanowczym - Kurwa mać!
Po zakończonym "szoł" w wykonaniu turystów z Polski, wraz z Karoliną i Jankiem, ruszyliśmy na poszukiwanie hotelu, który znaleźliśmy dopiero około 1 w nocy, 100 kilometrów przed granicą z Polską, gdzieś w lesie nad Niemnem. W czasie drogi pracowaliśmy nad relacją dla czytelników naszego portalu, i dzieliliśmy się wrażeniami z "meczu" z resztą składu redakcyjnego, pracującego w tym czasie w Warszawie przy stronie. - Podeślijcie kilka fotek i komentarze tego co tam się działo. W Polsce jest bardzo "gorąco". Mimo późnej pory, na łamach L.Net trwają ogromne dyskusje, rozemocjonowanych kibiców z całej Polski - poinformował nas w krótkiej rozmowie telefonicznej "Gołąb" i już wiedzieliśmy, że tej nocy nie położymy się wcześnie spać.
Żeby przesłać zdjęcia na serwer poprzez przenośny internet w laptopie, najpierw trzeba było przejrzeć ok 700 fotek, wyselekcjonować najciekawsze, odrzucić mniej ciekawe, wybrane odpowiednio wykadrować, a następnie... złapać zasięg w "iplusie". Prace związane z relacją zajęły nam praktycznie całą noc, a Karolinie nawet dłużej, gdyż o 5 rano wybrała się jeszcze na spacer porobić zdjęcia okolicy w blasku wschodzącego słońca. Jak się okazało już w Polsce, przesyłanie zdjęć w roamingu z Litwy jest bardzo kosztowne i dosyć poważnie nadszarpnęło redakcyjny budżet. Chociaż słowo nadszarpnęło nie jest właściwym w tej sytuacji. Przekroczyliśmy go kilkakrotnie, o czym poinformował nas telefon od "zaniepokojonego" operatora sieci. Wobec zaistniałych, momentami zupełnie nieprzyjemnych okoliczności związanych z wyprawą na Litwę, mogłoby pojawić się pytanie, o to czy było warto. Sądząc po ilościach odwiedzin portalu Legia.Net w ostatnich dniach, odpowiedź jest oczywista. Jak najbardziej tak!

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.