Inaki Astiz: Legia jest mocna
09.08.2007 21:29
Legia to klub, który powstał, by zdobywać tytuły. Mój pierwszy mecz w Wilnie wywołał we mnie emocje podobne do tych, jakie czuje się, biegając z bykami w Pampelunie. Szkoda, że skończył się takim skandalem. W Polsce gra wielu piłkarzy z doświadczeniem w lepszych ligach. Są Brazylijczycy, Serbowie, od których można się uczyć. Gra jest ostrzejsza, szybsza, piłkarze silniejsi fizycznie, bardziej doświadczeni, rutynowani. To wszystko sprawia, że się rozwijam - mówi <b>Inaki Astiz</b>
- Czego szuka hiszpański piłkarz w lidze polskiej?
- Miałem wybór: albo grać w II lidze w Hiszpanii, albo w czołowym klubie polskim. Pomyślałem sobie, że wyjazd będzie lepszy, że to okazja, by szybciej dojrzeć jako piłkarz i człowiek.
- A może przekonał pana Jan Urban?
- Był moim trenerem w juniorach Osasuny i jego przyjazd do Warszawy miał duży wpływ na moje losy. Ale nie jestem pewien, czy decydujący, bo znam też obecnego dyrektora Legii Mirka Trzeciaka. Może Legia bez Urbana też zaproponowałaby mi pracę? Nie wiem.
- Zagrał pan dwa mecze w lidze polskiej. I jak z poziomem?
- W Osasunie miałem kontakt z piłką juniorską, tu zdaję egzamin dojrzałości. W Polsce gra wielu piłkarzy z doświadczeniem w lepszych ligach. Są Brazylijczycy, Serbowie, od których można się uczyć. Gra jest ostrzejsza, szybsza, piłkarze silniejsi fizycznie, bardziej doświadczeni, rutynowani. To wszystko sprawia, że się rozwijam.
- Legia?
- Jest ostra rywalizacja o miejsce w składzie, walka na treningach, wykształcony trener, który sam był wybitnym piłkarzem, czyli atmosfera sprzyja, by być coraz lepszym. To mi odpowiada.
- Mirosław Trzeciak twierdzi, że jest pan dużo bardziej zaawansowany taktycznie niż gracze z ligi polskiej.
- Oczywiście w Hiszpanii nad taktyką pracuje się bardzo dużo. Pewne rzeczy są dla mnie oczywiste od dawna. Ale nie zauważyłem, by sprawiały one trudność także kolegom z Legii. Przeciwnie: jeśli przeanalizujemy te dwa ligowe mecze, można się przekonać, że rywale mieli bardzo mało okazji do zdobycia goli. A to zasługa dobrej taktyki i determinacji nas wszystkich w grze obronnej.
- Piłkarze, którzy zwrócili pana uwagę?
- Dickson Choto to gracz o nieprawdopodobnym spokoju na boisku i poza nim. Nawet nie można sobie wyobrazić sytuacji, która wywołałaby u niego panikę. To doskonale wpływa na nas, jego kolegów. Roger ma niesamowite umiejętności, kieruje zespołem z brazylijskim polotem. Edson ma fantastyczną lewą nogę. Grosicki i Radović są szybcy, dobrze dryblują. W sumie widzę naprawdę niezłą drużynę.
- Tyle że ta drużyna długo nie zagra w europejskich pucharach. Mówi pan, że polska liga nie jest zła, ale gdy spojrzy się na męki naszych klubów w międzynarodowych meczach, to można dojść do wniosku przeciwnego.
- Trudno mi znaleźć wytłumaczenie dla wszystkiego, za mało jeszcze znam polską piłkę. Mogę tylko powiedzieć, że to, co stało się na Litwie, było dla mnie wielkim przeżyciem. To był mój pierwszy występ w Legii i gdy zobaczyłem na trybunach w Wilnie tylu naszych fanów, dostałem gęsiej skórki. Wydawało mi się, że to nie trzy, ale 30 tys. ludzi. Szkoda, że to wszystko skończyło się takim skandalem. Zaczęliśmy tamten mecz źle, ale poznając teraz Legię, jestem pewien, że gdyby dano nam szansę, to byśmy się podnieśli i wyeliminowali Litwinów, a potem awansowali do Pucharu UEFA. Wielka szkoda. Całe szczęście, że na ligę się pozbieraliśmy i zaczęliśmy ją dobrze.
- Ma pan baskijskie nazwisko?
- Na pewno miałem baskijskich przodków, ale pochodzę z Nawarry, z Pampeluny. Jestem piłkarzem, politykę zostawiam politykom.
- Brał pan kiedyś udział w słynnym biegu z bykami?
- Tak. Jesteśmy z niego bardzo dumni. Na bieg przyjeżdżają ludzie z całego świata. Chciałem i ja poznać te emocje, poczuć ten skok adrenaliny i mówię wam, włosy stają człowiekowi na rękach. No, ale do pierwszego szeregu biegnących się nie pchałem, chciałem uniknąć wypadku. Jestem przede wszystkim zawodowym piłkarzem.
- Jak to się stało, że zdecydował się Pan na ten zawód?
- W rodzinie sportowców nie było. Ja gram od szóstego roku życia, ale rodzice prowadzali mnie na piłkę nie po to, bym znalazł zawód, ale dla zabawy. Niech dzieciak pobiega, wyżyje się, spotka z kolegami. Szybko jednak futbol stał się moją pasją, grałem jak szalony, kiedy tylko było można, a gdy wzięto mnie do Osasuny, to było tak, jak dla chłopaka z Warszawy trafić do Legii. Dziś jestem szczęśliwy, że mogę uprawiać ten zawód.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.