Domyślne zdjęcie Legia.Net

Inwazja na Płock

Junior

Źródło:

19.10.2003 14:31

(akt. 01.01.2019 15:09)

O meczu Wisły z Legią mówiło się już od dawna. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy wszyscy kibice Legii wspólnie mieli udać się na wyjazd. Oczywiście nie pociągiem, tylko samochodami, autokarami, czy busami... Mieliśmy utworzyć jedną, wielką kibicowską zmotoryzowaną kolumnę przemierzającą trasę na linii Warszawa – Płock. Były obawy co do pomysłu, czy na pewno wypali, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem itp. itd. Obawy okazały się jednak zbędne. Wszystko przebiegało spokojnie, było mądrze zaplanowane. Setki warszawskich powozów zdominowały ulice prowadzące do Płocka. Rytmiczne klaksony, głośne śpiewy, tysiące szalików, flag były nie byle atrakcją dla pobliskich wiosek – wielu nigdy czegoś takiego nie widziało... Kiedy dotarliśmy do Płocka, nikt nie miał wątpliwości – jest nas sporo ponad półtora tysiąca (a tyle miało być przygotowanych dla nas wolnych miejsc). Znowuż – tj. ostatnio w Kielcach – na sektor prowadzi jedna bramka, a jak wiadomo, to zdecydowanie za mało. Dlatego też gospodarze „otwierają” nam bramę, umożliwiając swobodne dostanie się na trybuny. Bardzo ładny gest ;-) Podczas meczu czujemy się u siebie, stąd też głośne „Jesteśmy u siebie”, które unosi się przez chwilę wraz z brawami na naszym sektorze. Zajmujemy cały łuk i kawałek trybuny gospodarzy (oddziela nas od wiślaków niska krata i konwój policjantów). Toteż fani Petry decydują się, że nas zaatakują – rozpoczyna się wojna na kamienie, pałeczki, czy zapalniczki. Kibice Legii nie chcą w niej uczestniczyć – część osób apeluje do swoich kolegów „nie rzucajcie”. Skutkuje... Kibice Petry rzucają jednak dalej – to jedyne co potrafią dobrze robić na trybunach... My natomiast bawimy się doskonale. Głośny doping, race, flagi, transparenty, fajerwerki, trzykolorowy materiał – po prostu robimy prawdziwe “show”. Niestety, nasi kopacze nie dostosowują się do naszego poziomu – co prawda do przerwy wygrywamy, ale wciąż coś jest nie tak. Prowadzimy jedynie dzięki fenomenalnej wręcz postawie Artura Boruca. Co stało się w drugiej połowie – wszyscy dobrze wiemy. Jednak ani na chwilę nie przestajemy śpiewać – zabawa dalej trwa... Mimo fatalnego wyniku i gry, mimo coraz większego zaangażowania kibiców Petry (odpalają nawet race, zimne ognie i rozkładają na jednej z trybun szarfy), wciąż na stadionie słychać tylko nas. Jesteśmy najlepsi!! Powrót do stolicy przebiega równie sprawnie jak dojazd do Płocka. Niestety, aż tak dobre humory nie dopisywały stołecznym fanom. Nie przeszkadza to jednak w dalszej zabawie... Bo tak to w piłce bywa... „Czy wygrywasz, czy nie; Ja i tak kocham Cię; W moim sercu – LEGIA; I na dobre i na złe”...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.