Ivica Vrdoljak

Ivica Vrdoljak opowiada o rozmowach z Legią Marko Vesovicia

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

20.05.2021 11:30

(akt. 21.05.2021 09:26)

- Przed meczem z Podbeskidziem mieliśmy otrzymać ofertę finansową. Celowo to podkreślam, bo pojawiły się plotki, że Marko chciał za dużo, albo że klub dawał mu za mało. To nie jest prawda, bo do tego etapu nawet nie doszliśmy - opowiada Ivica Vrdoljak, który w rozmowach z Legią reprezentował interesy Marko Vesovicia.

Reprezentowałeś Marko Vesovicia w rozmowach z Legią Warszawa. Co się stało, że do podpisania umowy nie doszło? 

- Możemy porozmawiać o tym co było, o tym jak wyglądał ostatni czas. Dwa tygodnie temu byłem w Warszawie, dwukrotnie gościłem w ośrodku treningowym Legii w Książenicach. Rozmawialiśmy z dyrektorem sportowym Radosławem Kucharskim. Najpierw na spotkaniu byłem tylko ja, a drugiego dnia dołączył do nas Marko. Ustaliśmy, że Legia jest zainteresowana dalszą współpracą z „Veso”. W kolejnym tygodniu, po meczu ze Stalą w Mielcu, mieliśmy otrzymać ofertę finansową. Celowo to podkreślam, bo pojawiły się plotki, że Marko chciał za dużo, albo że klub dawał mu za mało. To nie jest prawda, bo do tego etapu nawet nie doszliśmy. Tydzień po naszym ostatnim spotkaniu mieliśmy dostać ofertę i być może wtedy byśmy dyskutowali o tym co dalej. Marko był gotowy na to, że propozycja nowej umowy będzie niższa. Myśleliśmy o krótkiej umowie z mniejszą podstawą plus opcja podwyżki gdyby Marko wrócił do dyspozycji sprzed urazu. Ale do takich konkretów nie doszliśmy. Do rozstania nie doszło więc na pewno z przyczyn finansowych. Natomiast po wydarzeniach jakie miały miejsce po spotkaniu ze Stalą otrzymałem informacje, że współpraca Legii z Marko nie będzie kontynuowana i dalej na temat przyszłości Marko w Warszawie już nie rozmawialiśmy. 

Mówiąc wydarzenia po meczu ze Stalą masz na myśli wpisy żony Marko na Instagramie. Zawarte tam stwierdzenia wywołały mnóstwo emocji i dyskusji. 

- Nie chcę się do tego odnosić. To sprawa Marko i jego żony Tamary. Ja mogę mówić o rzeczach, w których uczestniczyłem czyli o tym, gdy go reprezentowałem w rozmowach z klubem. 

To jak wyglądało leczenie i rehabilitacja Marko? Przyleciałeś do Warszawy zaraz po tym, jak Veso doznał tej fatalnej kontuzji. 

- Tak, to było w czerwcu zeszłego roku. Przyleciałem do Warszawy, siedziałem w restauracji razem z Marko, dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim i lekarzem Legii, wówczas Mateuszem Dawidziukiem. Rozmawialiśmy o sposobie leczenia Marko, o miejscu operacji i rehabilitacji. Legia chciała aby Marko był operowany w Polsce, zaś Marko wolał Francję. Klub się zgodził na wybór zawodnika, ale postawił warunek – w takim wypadku koszty rozkładane są pół na pół. Połowę płaci Legii, a drugą połowę „Veso”. Wszyscy na taką opcję przystali, nie był to żaden problem. W wielu klubach w Europie jest tak, że jeśli zawodnik wybiera sobie miejsce zabiegu, to w połowie musi pokryć koszty. Po operacji przyszedł czas na omówienie rehabilitacji. Marko zaproponował by ta odbywała się w Belgradzie i Legia się na to zgodziła. Nie pamiętam już terminu tej rehabilitacji, ile czasu miało trwać dochodzenie „Veso” do zdrowia w Serbii, ale nie było z tym żadnych kłopotów. Legia zaakceptowała wybór Marko i nie było żadnych kontrowersji, wszyscy byliśmy zadowoleni. 

Rehabilitacja przebiegała dobrze, Marko mocno pracował nad powrotem do zdrowia. Pojechał z Legią na zgrupowanie do Dubaju, wszystko było na dobrej drodze do powrotu na boisko. Ale pojawił się na nim dopiero w kwietniu w meczu rezerw. Co się stało, że tak długo to trwało?

- W Dubaju Marko miał jakieś dolegliwości, po powrocie do Polski, zmianie klimatu i nawierzchni, coś się pogorszyło. Nie pojawiał się na części treningów, nie był do dyspozycji trenera. Pojawiło się lekkie rozczarowanie. Marko chciał grać, wiedział jak wygląda jego sytuacja z kontraktem, chciał się pokazać, a konieczne było dodatkowe leczenie, brał zastrzyki. Na szczęście kuracja pomogła, nie spieszyliśmy się z niczym, bo pośpiech nie był wskazany. Zarówno trener jak i klub wykazywali cierpliwość, nie naciskali na Marko. Oczywiście u zawodnika zegar tykał i z każdym tygodniem rosła niepewność, pojawiało się zdenerwowanie, bo nie był pewny swojej przyszłości. To trudna sytuacja dla psychiki każdego piłkarza, gdy w jednym roku jest się najlepszym graczem zespołu, w drugim nie może w nim zagrać nawet minuty. To było już osiem miesięcy bez gry i pewnie każdy wyobrażał sobie szybszy powrót na boisko. 

A przez te osiem miesięcy nie można było się jakoś porozumieć, przedłużyć umowy o pół roku czy rok by dać sobie więcej czasu?

- Od razu umówiliśmy się tak, że porozmawiamy o nowej umowie, gdy Marko wróci na boisko. Tak ustaliliśmy z Radkiem Kucharskim. I dlatego spokojnie czekaliśmy. Nie denerwowałem się z tego powodu, bo wielu graczom w zespole kończyły się umowy, także takim, którzy cały czas grali i z nikim klub nie prowadził rozmów, Marko nie był więc wyjątkiem. 

Marko miał poważny uraz, bo nie polegał tylko na zerwaniu więzadła krzyżowego. Nowy lekarz Legii, Filip Latawiec mówił, że teraz są wskazania by tego typu urazy leczyć 8 miesięcy. W teorii więc wszystko było zgodnie z planem. 

- Nie jestem lekarzem, nie znam zaleceń, tym bardziej jeśli coś się zmieniło i są nowe. Wiem, że kiedyś piłkarze po takich ciężkich urazach wracali na boisko po sześciu miesiącach. Jeśli teraz mówi się o wydłużeniu tego czasu, to widać są ku temu wskazania. Ale jaki czas by to nie był, to kluczowe z mojego punktu widzenia było to, że Legia nie robiła nie robiła na Marko presji, że już ma wracać, że za chwilę zagrać itd. 

Trzymając się kwestii sportowych, było coś o co można było mieć pretensje?

- Jak już Marko zaczął normalnie trenować, zagrał w dwóch meczach rezerw, to trzykrotnie był w kadrze pierwszego zespołu, zasiadał na ławce w dwóch w spotkaniach o nic – z Wisłą i Stalą, Legia miała już zapewniony tytuł mistrzowski. Jedyne co mnie ciekawiło, to dlaczego nawet na kilka minut nie wszedł na boisko. Marko był gotów, bardzo tego chciał, rozmawiał o tym z trenerem. Przed każdym meczem miał nadzieję, że zagra, a po meczu był nieco zawiedziony. A chciał złapać trochę pewności siebie, poza tym cały czas wiązał sobie powrót na boisko z negocjacjami na temat kontraktu. Taka była jednak decyzja trenera. I mogliśmy tylko w tym temacie mieć jakieś wątpliwości, nawet nie pretensje, ale po prostu chcieliśmy wiedzieć czemu tak się dzieje. Wszystko wyjaśniło się na spotkaniu z dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim. On powiedział wprost, decyzje podejmuje trener, ale podkreślił dodatkowo, że nie ma znaczenia w kwestii nowej umowy czy Marko wróci na boisko i ile minut zagra. Nawet jeśli nie zagra w tym sezonie, to i tak są zdecydowani dalej współpracować z nim, bo obserwują go na treningach, widzą jego zaangażowanie, to że nie odstawia nogi i nie ma śladu w psychice po kontuzji i że wygląda dobrze. Stąd decyzja o kontynuacji współpracy i prośba o tydzień zwłoki z propozycją nowej umowy. Tak więc jedyna wątpliwość jaką miałem, została więc szybko rozwiana. Pewnie mógł zagrać w tych meczach przez pięć minut czy kwadrans, ale decyzja szkoleniowca była inna i trzeba to zaakceptować. Wszystko było na dobrej drodze, ale sprawa upadła po Mielcu. Ale tego nie chcę komentować, nie będę się do tego wtrącał. Oczywiście ja bym wolał, abyśmy się dogadali. Marko był moim pierwszym transferem do Legii i uważam, że transferem dobrym i trafionym.

Wiadomo co dalej będzie z Marko?

- Przez 2,5 roku był pewnym punktem zespołu, gdy grał w Legii to i inne kluby się nim interesowały. Niestety doznał ciężkiej kontuzji, nie grał dziesięć miesięcy w piłkę. Nie jestem oficjalnie jego agentem, choć mam z nim dobre relacje. Reprezentowałem Marko w rozmowach z Legią, bo znam ten klubu i ludzi, którzy w nim pracują. Szukamy razem opcji dla „Veso”. Nie obawiam się o Marko, znam go, wiem jaki jest ambitny, wiem też jaką jakość prezentuje. Gdy znajdziemy klub, to sobie w nim poradzi, stać go na wiele, może być ważnym ogniwem nowego zespołu. Tylko najpierw trzeba znaleźć klub, najlepiej z trenerem który go zna i mu zaufa. Nie będzie to proste, bo długo nie grał. Ale wierzę w to, że wszystko się uda. Bardzo ważne będą dla Marko mecze w reprezentacji Czarnogóry. Jeśli pokaże wszystkim, że czuje się dobrze, że nie ma śladu po urazie i wraca do wysokiej dyspozycji sportowej, to i o nowy klub będzie łatwiej. 

Polecamy

Komentarze (209)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.