Jacek Bednarz: Część ludzi w Krakowie nie kibicowała Legii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

12.08.2019 11:50

(akt. 12.08.2019 11:54)

- Przy konstruowaniu budżetu Legia nie tak dawno przekroczyła próg, który kiedyś wydawał się mrzonką, czyli 100 milionów złotych. W maksymalnym momencie zbliżyła się do 200 milionów. Wydawało się, że to dystans, którego innym w Polsce nie uda się zniwelować - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" były piłkarz, rzecznik prasowy i dyrektor sportowy Legii Warszawa, Jacek Bednarz.

Ale sportowo nie odskoczyła od reszty.

Pamiętam, jak pracowałem w Wiśle, a Legia ograła Celtic. To było jeszcze przed aferą kartkową i wydawało się, że awansuje. Część osób w Krakowie nie kibicowała Legii, obawiali się: „Boże, jak oni dostaną się do Ligi Mistrzów, to ich nigdy nie dogonimy”. I co? Ostatniej wiosny Wisła wygrała z Legią 4:0, a dziś gra obu zespołów niewiele się różni...

Według raportu Deloitte wydatki w Legii na wynagrodzenia stanowią 90 procent przychodów. To normalne?

Nie, to chore. Normalnie funkcjonujący klub powinien mieć 50-55 procent To bezpieczna struktura. Zdarza się nawet, że spada do 40-45 procent, gdy klub buduje stadion czy bazę treningową. Przekraczanie 70 procent to w naszych warunkach loteria. Jeżeli nie osiągniesz wyników, to masz duży minus z przodu i pakujesz się w tarapaty. Nie ma żadnych szans na inwestycje, korygowanie. Skąd weźmiesz pieniądze, skoro wydajesz 90 procent budżetu? Pozostaje kredyt.

W polskich klubach widzi pan strategię?

Od dłuższego czasu rozsądny pomysł jest w Lechu. A przynąjmniej w tej jednej z czterech nóg, czyli akademii. Pod tym względem dobrze jest też w Lubinie - fantastyczna baza, silne i nowoczesne struktury, dobrze prowadzone szkolenie. Z tych dwóch akademii wychodzi wielu piłkarzy. Nieźle wygląda to też w Warszawie, choć wiele osób ma zastrzeżenia.

A pan?

Też. Szkolenie w Legii to trochę świątynia bez boga. Dużo kosztuje, a na końcu nie widać najważniejszego, czyli poza jednostkami efektów dla pierwszej drużyny.

Sebastian Szymański, Radosław Majeckl...

Do tego Mateusz Wieteska. To wciąż mało przy nakładach ponoszonych przez Legię. W akademii Lecha dużo więcej transferów przeprowadzono logicznym ciągiem - znalazłem piłkarza, wyselekcjonowałem, wyszkoliłem, wprowadziłem do pierwszej drużyny i sprzedałem.

Kibice też wolą oglądać wychowanków.

To ważne, bo jako kibic mogę się z nim identyfikować. W Legii jest ciągła rotacja, zmieniające się nazwiska. Pojawiło się kilku zawodników, którzy przelecieli jak meteory i nikt ich nie zapamiętał. A Kucharczyka będę pamiętał do końca życia, podobnie jak Jędrzejczyka czy Malarza. Mówiliśmy o strategii w klubach. Mnóstwo o niej słyszę, każdy stara się ją mieć.

A jak jest naprawdę?

To najczęściej propaganda.

Dla kibiców?

Ogólnie dla opinii publicznej. Najłatwiej to zaobserwować, gdy psują się wyniki pierwszego zespołu. Wtedy zaczyna się rewolucja w klubie, zmienia się filozofia. To powtarza się u każdego. Jeżeli to zmienilibyśmy w piłce klubowej, następna dekada mogłaby być o wiele ciekawsza.

Zapis całej rozmowy z Jackiem Bednarzem można przeczytać na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (105)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.