News: Cafu dziś ma zjawić się w Warszawie, oczekiwany też obrońca

Jacek Cyzio: Kazek trzymał szatnię za mordę

Redakcja

Źródło: gramybezbramkarza.pl

21.09.2015 12:26

(akt. 21.12.2018 15:20)

- Kazek Sokołowski był świetnym piłkarzem, ale nie przebił się do reprezentacji w takim stopniu, jak powinien. To był gość, który z nieżyjącym już niestety Krzyśkiem Urbanowiczem dosłownie trzymał za mordę całą szatnię. Tyle, że Krzysiek czasem się uśmiechnął, załagodził sytuację. U Kazka nie było przebacz, bardzo mocny charakter. Jak ktoś mu podpadł, miał przerąbane. Jeżeli nie dostał po kościach na treningu, to swoje odebrał po zajęciach - wspomina w długiej rozmowie z Gramybezbramkarza.pl były piłkarz Legii Warszawa, Jacek Cyzio.

- Był mega twardym człowiekiem. Pamiętam sytuację, gdy musiał zejść z boiska, bo doznał urazu kostki. Trener Jezierski zawsze po meczach jechał do domu do Łodzi. Gdy wyjeżdżał w sobotę wieczorem, wracał w środę. Tym razem po powrocie zastał Kazka zapakowanego w gips.


- Trenerze, założyli mi gips.


- Jaki gips, w sobotę mecz! Dawać mi tu młotek i dłuto!


Napoleon w garniturze rozbił mu ten gips i wysłał Kazka, żeby biegał. Zawodnicy Legii powinni się od Kazka teraz dużo uczyć.


Do Legii nie przyszedł Pan do wojska, ale w końcu do jednostki Pan trafił.


- Sam się o to upomniałem. Po dwóch miesiącach poszedłem i powiedziałem, że skoro już tu jestem, to może odbyłbym służbę. Legia po pewnych publikacjach prasowych trochę się przestraszyła. Jeden z dziennikarzy twierdził, że po przyjściu do Warszawy piłkarze powinni pół roku pauzować, skoro nie odbywają rzeczywistej służby wojskowej. I tak trafiliśmy do jednostki – ja, Darek Czykier, Jacek Lesiak,


Dariusz Czykier na poligonie? To dopiero musiało być wesoło…


- Jakie jaja tam były w tym wojsku, to historia! Przecież my nic nie umieliśmy! Darek był mistrzem świata. Pewnego razu szliśmy we czterech na śniadanie. Nagle słyszymy: - Żołnierze, stop! To stanęliśmy. Odwracamy się, a gość wrzeszczy: - Baczność! Baczność to baczność, każdy z nas ustawiony był w inną stronę. Ale się wtedy ten trep zagotował! Po tygodniu wypuścili nas na przepustkę. Mówię do Darka: - Nie nawywijaj nic, bo mają nas w przyszłym tygodniu wyciągnąć. A ten pojechał do Białegostoku, nachlał się, koziołkował Polonezem, zhaczyli go, wylądował w kiciu. W efekcie czekał nas kolejny tydzień służby. Za tydzień: - Darek, nie nawywijaj nic! Jego nie wypuścili, ale oczywiście musiał dogadać się ze strażnikami. Poszedł, znów się nachlał, wracał przez miasto w moro, na jednostkę dostał się przez płot. Oczywiście już dwóch na niego czekało, bach, obrączki na ręce. To był nieprzeciętny agent. Kiedyś telewizja kręciła „Czykier wpuszcza telewizję do wojska”. Podchodzili z kamerą, a Darek w hełmie, z giwerą: - Stój, kto idzie?! Myśleliśmy, że się polejemy w gacie. Żołnierz Dariusz Czykier zatrzymuje ludzi przed wejściem do jednostki. Kabaret. W końcu nas wypuścili, a Lejba został na poligonie. Był tam cztery dni.


- Darek, jak było?


- A, jak mnie ubrali, tak stałem. To się przespałem, to pobiegałem z karabinem, postrzelałem sobie. Jak w dzieciństwie!


W drużynie Legii był między innymi Stanisław Terlecki. Jak on się odnosił do reszty zespołu?


- W ogóle się nie odnosił. Z nikim nie rozmawiał. Jak trener na treningu mówił, że gramy na dwa kontakty, to nie grał, bo nie umiał. Z kolei w grze dowolnej on szalał, a my staliśmy, bo nikomu nie podawał, tylko jeździł po całym boisku. Zawsze spóźniony, rozczochrany, z książką pod pachą. Dziwny człowiek.


Jak taka ekipa nie zdobyła mistrzostwa Polski?


– Nas było mało. Nie wszyscy się nadawali do gry, mieliśmy w efekcie za wąską kadrę.


Wówczas pewniakiem do gry był Marek Jóźwiak, największy jajcarz w szatni. Spodziewaliście się, że tak dobrze poukłada sobie życie po zakończeniu kariery?


– Nikt się nie spodziewał. W pewnym momencie był już na dnie, nie chciała go Legia, nie chciał go nikt. Gdy grałem w Turcji, dzwonił do mnie, żebym pomógł mu załatwić jakikolwiek klub, chciał grać za frytki. Był gdzieś sprawdzany, nie dostał się, chciał wyjeżdżać do szwagra do Danii, kompletnie się zagubił. Nagle przyszedł Janusz Wójcik, postawił na Jóźwiaka, wziął go za mordę i zaczęło się. Zagrał w Lidze Mistrzów, wyjechał do Francji, pograł w niezłym klubie, po powrocie znów przygarnęła go Legia. I nagle okazało się, że z nas wszystkich Beret wylądował najwyżej, bo nikt nie pracuje na takim poziomie jak on. A kiedyś w głowie były mu tylko żarty, jak tu kogoś wyszydzić, komu przybić buty do podłogi. Kiedyś powiedział w szatni, że chce mu się lać i wyszedł. Wrócił w korkach pomalowanych sprayem na złoto i do trenera: – Trenerze, przysłali mi z Francji, złote buty France Football!

 

Zapis całej rozmowy można przeczytać tutaj

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.